Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2016, 19:02   #123
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Co ty najlepszego czynisz, Zach? Niedorostka ciągasz po wariatach a potem na wojnę chcesz brać. Na swoją wojnę, gdzie może jej się krzywda zadziać. Wiesz to i akceptujesz możliwość niepowodzenia.
Gdyby Chudoba złapał Zośkę, gdyby pojmał, a nie zwykł na miejscu zabijać... Pamiętasz, w swoim dziurawym jak sito łbie, pamiętasz z detalami. Głód, którego z niczym nie można porównać. A po nim trupy i krew i błogość szumiącej w skroniach krwi. Ty to przełknąłeś, dorzuciłeś do listy grzechów i dźwigasz. Zośka by sobie z tym nie poradziła, a ty i tak szafujesz jej osobą.
Dla Marty. Trzeba ci ją z tego wyplątać. Żeby była bezpieczna. Trzymać się od niej z daleka, choć księżyc i gwiazdy świadkiem, nie było to wcale proste. Cała nadzieja w Marcie, że ci mordę obije gdy się zanadto zbliżysz.
Grunt ci się, Zach, spod nóg osuwa. Rzeczy coraz mniej, co cię na tym świecie trzymają, jeden marazm i wyrzut sumienia.
Pomyśl, może już czas odpocząć.

***
Zosi nie trzeba było mówić jak odmienny smoleński Malkaw był od jej mentorki. Haszko nie miał w sobie nic z dobrotliwej natury Matki Agnieszki, i w innych okolicznościach uznałaby jego zachowanie za gorszące. Takie bezwstydne wykorzystywanie okolicznych wieśniaczek… Obrzydliwe.
Ale Haszko oferował odpowiedzi w tych niespokojnych czasach, a te Zofia bardzo potrzebowała – jakie by nie były. Tak długo jak jest było to coś innego niż „Zgładzić każdego kto stoi na naszej drodze”.
– Ummm, powinien Pan uważać jak będziemy u Pana Haszko. – zwróciła się do Zacha gdy jeszcze jechali. – Czasami ma… Ataki choroby. Wizje… Przyszłości? Lepiej mu wtedy zejść z drogi. Poczekać aż się skończą. I… Um, niech pan nie reaguje agresywnie. Pan Haszko może się wydawać dość dziki, ale nigdy mnie nie skrzywdził.
- Skąd ta pewność? - dopytywał się Węgier.
- E? Pewność czego?
- Że cię nie skrzywdzi.

– Eeee, nie zrobił tego do tej pory. – przyznała zakłopotana. – I… Myślę że nie ma takiego zamiaru. Ale… Jego klątwa objawia się dość… Poważnie. To i lepiej być ostrożnym.
- Zdecydowanie - zgodził się Zach.

***
Na dźwięk strzału pognała przed siebie, wyciągając zza pleców półtorak Kryńskiego. Gdy tylko wypadła na polane przed klasztorem, zaczęła się rozglądać desperacko za przeciwnikiem.
– Panie Haszko, to ja, Zofia! Nic Panu nie jest?! – zapytała odruchowo, mimo że dobrze widziała jego rany.
… Zwalczyła w sobie instynkt by do niego podjechać. Nie było jeszcze jasne z kim rozmawiała – z Haszko, czy z bestią która w nim mieszkała.
- Czy wyglądam jakby nic mi nie było?!- ryknął wampir rozglądając się dziko i chwiejąc na boki.-Przeklęte cienie przyszłości, skryły cień śmierci przede mną.
Choć nie potrzebował nabierać powietrza oddychał gwałtownie. Zrobił kilka kroków i użył dymiącej jeszcze hakownicy jako laski chroniąc się przed upadkiem.
Zosia zeskoczyła z konia, i w kilka kroków była u jego boku, biorąc go pod ramię czy tego chciał czy nie. Miecz przełożyła do drugiej ręki.
– Niech się Pan na mnie wesprze. Stracił Pan dużo krwi.
Węgier nie zastanawiał się długo nad zastałą sytuacją. Wyjścia istniały dwa. Jedno, że Malkavian jest szalony i nie ma w pobliżu wroga. Druga, że ten jest, niewidoczny dla oka. Zach wolał się upewnić, gdzie leży prawda.
- Stój! - rzucił władczo. - Ukarz się nam.
Nie otrzymał odpowiedzi… wokół było cicho, choć przeciwnik mógł się czaić w okolicy zignorowawszy wyzwanie rzucone przez Węgra.
- I dlatego winniście uciekać… możesz stać moją pierwszą… przekąską.- zacharczał wampir próbując się zaśmiać.-Nie pierwszy i nie ostatni raz przyjdzie mi być tak sponiewieranym.-
Zosia pokręciła stanowczo głową, ani myśli zostawiać Haszko w takim stanie. Rozejrzała się desperacko po okolicy, po raz pierwszy boleśnie odczuwając brak swoich ludzi. Musiało być coś czym Malkaw mół się pożywić…
Oh, no tak.
– Proszę się trzymać. – poinstruowała go, stopniowo puszczając jego rękę tak by mógł złapać pion o własnych siłach. Schowała miecz i czym prędzej czmychnęła na bok.
Po chwili stanęła przed mnichem, prowadząc swojego konia na uprzęży.
- … Proszę. – podprowadziła zwierzę do przodu. - … Zawsze jak do Pana przychodziłam ani razu nie odmówił mi Pan porady, i nigdy nie prosił o nic w zamian. Nie jest to wiele, ale błagam, niech mi Pan pozwoli pomóc choć ten jeden raz.-
-Głodny… jestem… ludzi sprowadź, lub zwierzynę… wszystko za jedno mi teraz.- jęknął cicho Haszko.
Klepnęła konia w zad. -Zwierzę zarżało cicho.
- … Może i nie jest to najsmaczniejsza krew… Ale mają jej dużo. Dość by odgonić bestię.
- Uważaj - Zach szepnął do Zośki i ruszył krok w krok za nią. - Kto waszmościa zaatakował? Te rany wyglądają na zadane mieczem lub szabliskiem.-
-Żem rzekł… cień śmierci owładnięty cieniem obłędu.- po tych słowach Haszko rzucił się na wierzchowca wgryzając się w kark i chłepcząc krew biednego zwierzęcia. Dziki wygląd Haszko przypominał Zachowi Gangrela, ale wampir gadał jak prawdziwy potomek Malklava… niezrozumiale.
Zosia spojrzała na Zacha i wzruszyła ramionami. Też nie była pewna o kogo chodziło. Może będzie mówił jaśniej po posiłku.
– … Niech Pan przy nim zostanie… Ja pójdę poszukać śladów.
Nie była pewna czy jakieś znajdzie, ale ani czy w ogóle były, ale musiała spróbować.
Zach poczekał aż wampir skończy się posilać. Dopiero wtedy mógł zyskać jego uwagę.
- Przyszedłem prosić o wróżbę. Ponoć widzisz różne rzeczy i dzielisz się nimi z miejscowymi.
- Podobno mi też za to płacą…
- wampir oderwał się w końcu dogorywającego rumaka. I spojrzał w kierunku Zacha. - Z ręki ci powróżyć, z szklanej kuli, z ognia?-
Zarechotał.- Z czego bym nie spróbował, odpowiedzi nie byłyby miłe. Umrzesz… ostatecznie lub nie. Cokolwiek odkryjesz nie będzie ci miłe. Każden komu służyłeś był bestyją, Jesteś tą siłą,co chce dobrze, a nieszczęścia sprowadza.-
- Oczekiwałem, że powiesz coś czego nie wiem - Zach przyklęknął przy zdychającym koniu, pogładził jego łeb w uspokajającym geście. - [i]Szukam dwóch Kainitów, którzy przybyli za mną z Krakowa. Nosferatu o imieniu Chudoba i jego pomagier Gangrel, Wołodia. Potrafisz wskazać mi gdzie ich znajdę?/i]
- W lesie? Ja wróżę przyszłość, mówię to co widzę, to co wydarzyć się może…- odparł wampir spoglądając.-Jak ty ich nie znajdziesz… oni znajdą twą kochanicę. Ani ty, ani ona nie jesteście ich zwierzyną. A skarb drogi sercu twej mateczki, jedyna pamiątka po jej syneczku.
- A co pokazuje przyszłość, jeśli by matka dostała z powrotem swój drobiazg? Spokój nam da?
- Poniekąd tak, chce co jej i tyle… ona wszak wie… że jaką by zemstę nie wywarła to miecz który nad tobą wisi Damoklesie jest okrutniejszy. Choć z pewnością i tak będzie obserwować i o swe interesy w Smoleńsku dbać, to… nie jest Emnilda rozhisteryzowanym babsztylem. Nie dba aż tak o ciebie, jej nieudana próbo cofnięcia przeszłości, jak o ten drobiażdżek.
- odparł cicho wampir.
- Zaiste sporo wiesz - ostatnie słowa, włącznie z nazwaniem matki jest dawnym imieniem zrobiły na Ventrue wrażenie. - To może o mnichu też coś zdradzisz? O tym z mojej przeszłości co chce robić za moje nemezis.
- Nie jest mnichem… nie jest nawet imieniem. Jest tylko wysłannikiem bestii stojących wyżej od niego. Przybył tu z misją, a ciebie znalazł przypadkiem. Stary zapomniany przez nich miecz, który można było znów użyć.-stwierdził wampir śmiejąc się sarkastycznie.-To potwory, które istnieją po to by niszczyć. Ich imię to Legion. Nieważne kim byli i kim będą… Sprowadzają zło na żywych i nieumarłych i wypaczają wszystko z czym się zetkną.-
- A czego szukają na Smoleńsku? I czy ma to związek ze skradzionym przez lupiny kielichem?
- I to jest ważne pytanie. Na które nie mam wizji… coś potężnego ukrywa tą odpowiedź przede mną. Wiem tylko że ów przedmiot jest bardzo stary. Bardzo potężny… i jak dotąd… po raz pierwszy … bez kontroli.
- wyjaśnił Haszko i spojrzał w oczy Milosa.-I że wpadnie w wasze ręce, a wtedy… nie wiem… za dużo krwi… zalewa wizję.
- Dokąd uciekła Tatarka? - zmienił temat Węgier.
-Do przeszłości. Do powinności.- cóż… oczekiwanie po Malkavie konkretnym kierunków okazało się płonną nadzieją.
Malkavian odpowiadał na wszystkie pytania i, choć nie można było mu nic zarzucić, to jednak Zach miał wrażenie, że nie wie nic więcej niż dziś po przebudzeniu.
- Ten Legion - ciągnął - w komitywie jest z którymś ze smoleńskich wampirów? Któryś z kniazi jest im oddany?
- Spytaj ich jak natrafi się okazja. Ja mówię to co widzę… nie znam wszelkich odpowiedzi.
- wzruszył ramionami Spokrewniony.
- Ale wiesz jednak sporo - podrapał się po policzku. - Nosferatu… Nie widzisz go gdzieś poza lasem? Nie zawita do żadnych z miejscowych Kainitów? Proszę.
- Nie wiem… widzę.. wiele rzeczy… zazwyczaj za dużo. Jedno nachodzi na drugie na trzecie, przeszłość, przyszłość tu i teraz… wielka mieszanina obrazów… Nie wiem może.. może… jakiś, jakaś… nie widzę…
- próbował wyjaśnić Haszko.-Nie wiem, nie wiem… krew widzę.. dużo krwi… klątwę nas Smoleńskiem ciążącą… zbrodnie przyszłe przeszłe.
- Taaak, klątwa. O nią też chcę zapytać. Ale poczekajmy na Zosię, ją też ta sprawa ciekawi. Będzie chciała posłuchać.
 
liliel jest offline