Bez wątpienia wybrali na swą akcje złe miejsce, i zły czas, bowiem orków i goblinów robiło się coraz więcej i więcej. Nadciągali ze wszystkich stron i Esmond powoli tracił nadzieję, że zdoła znaleźć jakieś miejsce, gdzie nie będzie przeciwników, gdzie będzie można na chwilę się zatrzymać, odetchnąć, zebrać siły i myśli.
Nawet przez moment nie zastanawiał się, skąd nagle jak spod ziemi wyskoczył przyodziany na czarno krasnolud. I nic go nie obchodziła wizja brodzenia w ściekach. To było zdecydowanie lepsze, niż strzała goblina czy topór orka.
Bez chwili wahania zaczął schodzić do kanału. |