Wątek: Strefa Zimy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2016, 14:49   #331
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Z prawdziwą satysfakcją zostawiła za sobą łunę płonącego samolotu i ciemności lodowego Norylska. Pod głowę nieprzytomnego Witalija podłożyła jego plecak i przykryła termicznym kocem z apteczki samolotu. Potem to samo zrobiła dla Kane'a gdy ostatecznie jego nieludzkie siły zupełnie się wyczerpały. Cieszyła się, że obaj wyszli z tej wyprawy żywi, choć ten pierwszy zdążył ją w czasie jej trwania nie raz doprowadzić do szału. Jak się nad tym zastanowić, nie było to nic nowego w ich wzajemnych stosunkach. Nie miała teraz pojęcia, dlaczego myśl o zaproszeniu go na tę wyprawę wydawała jej się dobrym pomysłem. Z drugiej strony, jakimś dziwnym zrządzeniem losu udało im się wyjść z całej katastrofy, zwanej wyprawą do Norylska, z wynikiem na plusie.
Oczywiście nie licząc straconego mecha...Zerknęła na siedzącego niedaleko Węgra. Z jednej strony było jej go żal, z drugiej nie wyobrażała sobie, jak daliby radę ciągając stale ze sobą jego żelastwo. W całej akcji mógł się przydać jedynie na ostateczne starcie z Kalisto, przez resztę czasu byłby po prostu zawadą. Zdecydowanie, sprawa odpowiedniego doboru członków ekipy, następnego zlecenia na jakie się zdecyduje, będzie sprawą priorytetową.
Pomyślała znowu, że to dobrze, że Ukrainiec postanowił porzucić obecne zajęcie i zająć się tym swoim barem. Drugi raz mógł nie mieć tyle szczęścia. Może i był dobrym dowódcą oddziału żołnierzy, ale zdecydowanie nie nadawał się na najemnika.

***


- Jednak czasami można się wyrwać z zaklętego kręgu. - Odezwała się Shade patrząc na specjalne wozy, które zabrały jej nieprzytomnych i rannych towarzyszy w miejsce gdzie mogli zostać właściwie połatani i postawieni na nogi. Byli w dobrych rękach, nic więcej nie mogła dla nich zrobić. Ponieważ jedyną osobą, która mogła usłyszeć jej słowa był Łuczenko, to do niego najwyraźniej skierowała te słowa.
- Zwykle po to, by wpaść w inny. Tylko zamiast szorstkiego sznura dłonie skrępują jedwabną tasiemką - odpowiedział jej po krótkiej chwili. Ton jego odpowiedzi był jednakże na poły żartobliwy.
- Jak dla mnie krępowanie jedwabiem zawsze kończyło się bardzo przyjemnie, więc nie widzę powodów by narzekać. - Valerie wydęła wargi. - Mogę nawet zrozumieć tych, którzy lubią sznury...
- Ja również, nawet jeśli chwilowo myślimy o dwóch różnych sprawach. W tej twojej jestem odrobinę... skostniały - zakasłał, tłumiąc śmiech.
- Wszystko można zmienić. Wystarczy tylko trochę optymizmu, a zdołałam się przekonać, że tego panu nie brakuje. Gdyby potrzebował pan przyjaznej duszy podczas oswajania się z nową sytuacją, zawsze można się do mnie odezwać - podała mu oficjalny email Valerie - choć nie obiecuję, że zawsze odpowiem od razu.
Nie miał holofonu, ale zapisał sobie na całkiem tradycyjnej kartce i krótko skinął głową.
- Gdyby nie mój optymizm, nie byłoby mnie tu. Zobaczymy gdzie zaniesie mnie teraz. Dziękuję - powiedział na zakończenie, wyciągając do Shade dłoń. Odpowiedziała uściskiem:
- Życzę powodzenia.

***


- ...wraz z premią każdy z was otrzyma więc po pięćdziesiąt pięć tysięcy. - Po minie Sato trudno było stwierdzić do jakiego stopnia jest zadowolony z wyników ich misji. No ale zleceniodawca był Azjatą, a im o wiele łatwiej było ukryć swe uczucia przed Europejczykami. Shade zdecydowanie uznała tę wyprawę za porażkę, ale także niezła nauczkę na przyszłość. Trzeba będzie staranniej wybierać miejsca do których się jedzie i ludzi z którymi będzie się pracować. Nawet najlepszy pracodawca nie rekompensował człowiekowi odmrożonej dupy.
- Czy naprawicie nasz uszkodzony sprzęt? Mój skafander wymaga generalnego remontu. - Zapytała rozmówcę.
- Możemy to zrobić – Skinął głową w odpowiedzi - ale to wy pokrywacie koszty uszkodzonych elementów.
- W takim razie odliczcie to od mojego wynagrodzenia, a resztę pieniędzy przelejcie na konto Hradetzky'ego. - Zwiadowczyni nie mrugnęła przy tych słowach nawet okiem - Naprawiony sprzęt prześlijcie do Nowego Yorku. - podała oficjalny adres Thomasa Kalvaina. Wiedziała, ze będzie go mogła stamtąd odebrać w każdym dowolnym momencie, a jeśli zajdzie taka potrzeba Tom odeśle go w każdy wskazany przez nią zakątek świata.
Gdy przedstawiciel Miracle zakończył połączenie zebrała swoje rzeczy:
- Na mnie już czas. Niedługo mam samolot. - Odezwała się do reszty, która uczestniczyła w spotkaniu. Dziwne i znamienne, że większość stanowili ci, których wyrwali z Norylska. – Powodzenia w waszych przyszłych planach. Oby nigdy nie było gorzej niż w Norylsku. - Uśmiechnęła się nieznacznie, po raz pierwszy od czasu gdy opuścili Syberię. Była zmarznięta, obolała i zmęczona, ale z każdą chwila coraz dalej od tamtego miejsca i to było cudowne.

***


Nauru powitało ją pełnią południowego lata i lekką bryza znad oceanu. Valerie odetchnęła głęboko schodząc po schodach na rozgrzaną płytę lotniska. Zdecydowanie wolała takie klimaty. Odgarnęła ręką włosy z czoła rozglądając się za Markiem, który miał tu na nią czekać.
Rzeczywiście stał niedaleko: Wysoki, opalony, całkiem przystojny blondyn, w szortach i kolorowej koszuli. Pomachał jej ręką odsłaniając równy garnitur zębów w typowo amerykańskim uśmiechu. Choć, jak wiedziała już ponad piętnaście lat mieszkał z dala od kraju, nadal nie potrafił się go pozbyć, a może był to po prostu urok tego miejsca?
Podeszła do niego lekkim krokiem i poddała się uściskowi i gorącemu pocałunkowi:
- Cudownie cię widzieć Denis – Przywitał ją z entuzjazmem przesuwając dłonie na jej pośladki kobiety. - Myślałem, że ta wyprawa, którą miałaś kierować będzie trwała nieco dłużej.
- Wiesz jacy są amerykańscy turyści – Kobieta wzruszyła ramionami. - gdy nie wszystko jest tak jak sobie wyobrażali szybko się nudzą i chcą wracać do domu.
- W sumie zupełnie im się nie dziwię. Syberia w styczniu? Tylko idiota mógłby wpaść na pomysł surwiwalu w takich warunkach. - Pilot objął kobietę ramieniem i razem ruszyli w kierunku stojącego niedaleko, niewielkiego samolotu, jakich wiele latało w akwenie Wysp Marshalla.
- A ja okazałam się idiotką, że się na to zgodziłam. - Pokiwała sentencjonalnie głową.
- Było aż tak źle? - Popatrzył na nią uważnie zanim otworzył drzwi do kokpitu. Coś w głosie Denis zwróciło jego uwagę. - Właściwie dlaczego to robisz? Nie potrzebujesz pieniędzy.
- Zdecydowanie gorzej! - Valerie roześmiała się i weszła za Spencerem do środka, zajmując miejsce obok pilota. - Było, minęło! Zawsze to jakieś nowe doświadczenie. Teraz po prostu lećmy do domu. Przez miesiąc mam zamiar tylko opalać się na plaży i pływać w gorącym oceanie.
- Nie wytrzymasz tak długo. Zaraz znowu polecisz na kolejną wyprawę.
- Chyba masz rację. - Zwiadowczyni zapatrzyła się w majaczący na horyzoncie ocean. - Zdecydowanie jestem od tego uzależniona. - To lepsze niż narkotyk pomyślała lecz nie wypowiedziała tych słów na głos. Czysta Adrenalina!
- Są gorsze uzależnienia... - Mark poklepał ją konfidencjonalnie po kolanie - ...ale także bardziej przyjemne... - Jego dłoń zawędrowała pomiędzy gorące uda.
- Teraz zajmij się lotem – Kobieta ze śmiechem strąciła rękę mężczyzny. - Jak dolecimy na Imuroru porozmawiamy o twoich uzależnieniach.
- Mam nadzieję, że nie skończy się tylko na rozmowie...?
- Na pewno nie będziesz żałował. - W oczach kobiety widniała wyraźna obietnica, która dodała mu skrzydeł gdy startował.

***


Kilka miesięcy później...

Kobieta szła gwarną ulicą, pełną kolorowego, rozgadanego tłumu, a w oczy uderzały ją jarzące się wielobarwnym światłem reklamy z napisami po chińsku. Pomyślała, że Ann spodobałoby się to miejsce. Zdecydowanie jej półazjatycka, przyszywana kuzynka powinna kiedyś odwiedzić kraj swoich przodków. Nawet teraz, późnym wieczorem wszystko wokół tętniło życiem. Sprzedawcy uliczni zachwalali krzykliwie swe towary, a czerwono-złote smoki powiewały na wietrze.
Boczna uliczka, która była jej celem, była ciasna i zdecydowanie bardziej spokojna. Domy jakby wyrastały jeden na drugim, stłoczone i połączone wąskimi mostkami. Popatrzyła na okna, z który można było bez problemu przedostać się na drugą stronę ulicy robiąc zaledwie większy krok. Może niektórzy lubili tak mieszkać? Jednak myśl o pożarze w takim miejscu wydawała się przerażająca. Jedno zdecydowanie rzucało się w oczy: Nigdzie tu nie było ani psów, ani kotów, ani nawet szczurów. Wolała nie myśleć o tym co serwowano dziś na stołach.

Odszukała właściwy budynek, choć zdecydowanie nie było to łatwe i weszła po schodach na piętro. Zamiast dzwonka nad drzwiami wisiały wiatrowe dzwoneczki. Wydało jej się to zabawne.
Zapukała, ostrożnie balansując sporym pakunkiem, który trzymała w drugiej ręce.
Otworzył jej po krótkiej chwili. Wyglądał lepiej. Pełen energii i uśmiechnięty. Takie przynajmniej sprawił pierwsze wrażenie, otwierając szerzej oczy na widok Valerie.
- No proszę, nie spodziewałem się. Wejdź.
- Byłam w pobliżu i wpadłam na herbatę. - Powiedziała z uśmiechem wręczając mu pakunek. Okazał się całkiem ciężki. - Rozpakuj.
Zaprosił ją do środka, do niedużego mieszkania, urządzonego schludnie - i po europejsku jak zauważyła. Postawił pakunek na stole i z pewną nieukrywaną ciekawością zaczął rozpakowywać.
- Gratuluję wyczucia kierunku, ja przez pierwsze dwa miesiące zawsze myliłem uliczki.
- Cóż byłby ze mnie za zwiadowca, gdybym nie potrafiła trafić do celu. - Stwierdziła oczywistość. Tymczasem z głębi paczki wyłonił się, stary, rosyjski, wyraźnie zabytkowy samowar, cztery, umieszczone w specjalnej oprawce z uchwytem zrobionym srebrem szklanki, sądząc po ornamencie, stanowiące komplet do samowara, paczka doskonałej, indyjskiej herbaty liściastej oraz kilka niewielkich, pięknie malowanych spodeczków z chińskiej porcelany. Nie brakowało nawet słoika domowej konfitury, kilku cytryn i brązowego cukru:
- Wiele dobrego słyszałam o rosyjskiej sztuce serwowania herbaty. - Powtórzyła, widząc jego zaskoczenie, prawie identyczne słowa jak te wypowiedziane w Norylsku podczas ich pierwszego spotkania. Wiem, ze jesteś fizykiem, ale każdemu przyda się w życiu trochę fantazji.
Roześmiał się, kręcąc głową i ustawiając to wszystko na stole.
- Nie sądziłem, że gdzieś na świecie to jeszcze sprzedają. Mógłbym dywagować na temat, czy parzenie herbaty jest fantazją czy zwykłym procesem chemicznym, lecz pozostawię to sobie na samotny wieczór. Dziękuję, raz jeszcze. Póki co sznury rzeczywiście okazują się tymi całkiem przyjemnymi.
Zaczął się krzątać, próbując wykorzystać prezent do przygotowania czegoś smacznego. Opalony, ciągle w dobrej formie, wyglądał wręcz kilka lat młodziej. Różniło się też kilka szczegółów, zniknął pieprzyk. Nie była to pełna zmiana wyglądu, lecz na pewno przeszedł operację plastyczną. Nie wyglądając na takiego, któremu zależy na gładkości policzków, z propozycją zapewne wyszła Miracle, pozbawiając go łatwych do wychwycenia przez automatyczne rozpoznania twarzy cech.
- W sklepie ze starociami można kupić wszystko. - Valerie usiadła swobodnie na jednym z krzeseł. - Wiesz, że według rosyjskiej tradycji picie herbaty celebruje się jako długą ceremonię, która służy przede wszystkim długim rozmowom? Dlatego nie każdego się na nią zaprasza. Tylko miłych gości, z którymi znajdzie się wspólne tematy, może interesy, ludzi, z którymi będzie można porozmawiać „od duszy”. - Zaśmiała się – W sumie, w takim kontekście nasza pierwsza rozmowa przy herbacie, w Norylsku, naprawdę była „od duszy”. Cieszę się, że jesteś zadowolony z tego co z niej ostatecznie wynikło. Mogę to sobie zapisać na plus tej wyprawy.
- Chyba jeden z niewielu? - zapytał, nie odwracając się. Szło mu sprawnie, także musiał wiedzieć jak obsługiwać coś takiego jak samowar. Wkrótce usiadł naprzeciwko niej. - W Rosji zapewne była taka tradycja. Wiesz z czym związana? Z długimi wieczorami i zimnymi nocami. Dodajmy tu naturalną ewolucję i już mamy herbatę zastąpioną bimbrem, wtedy dostajesz aktualną sytuację. Czemu przyjechałaś? - spytał, autentycznie ciekawy.
- Naprawdę miałam coś do załatwienia w Chinach. Pomyślałam, że miło będzie cię odwiedzić i może jeszcze przekonać się, jakie teraz jest twoje zdanie na temat jedwabnych więzów... - Odwinęła zwiewny szal, który otaczał jej długą szyję i spoglądając mu w oczy przeciągnęła go pieszczotliwie między palcami.
- Jesteś niesamowitą kobietą - roześmiał się raz jeszcze, nalewając im herbaty.
Wzruszyła ramionami:
- Życie daje nam tyle możliwości. Ja po prostu staram się z nich korzystać.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 08-10-2016 o 19:34.
Eleanor jest offline