Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2016, 19:15   #96
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Wydawało się, że grupa awanturników siedząca w gospodzie zgodziła się przynajmniej do kierunku w którym powinna podążać, a to już było coś. Mardukowi udało się wyciągnąć od kobiet, że ich ex-pracodawca ma dwóch braci, aczkolwiek od wielu dni nie było ich w mieście. Mieli pojawić się na dniach, ale kiedy? Tego nie wiedział nikt. Torikha dobitnie podkreśliła zaś, że w mieście nie ma najemników, ani nawet obiboków, których można by zwerbować do misji. Ludzie żyją własnymi problemami, z których głównym był terror Czerwonych oraz potencjalny brak zapasów jeśli orki nadal będą blokować trakt do Triboaru. Co prawda słyszała plotki, że jeden z osiadłych tu mężczyzn jest byłym poszukiwaczem przygód, ale w jego wieku na pewno nie będzie skory do porzucania swojego sadu na rzecz uganiania się za goblinami.
- Wiem, że ekipa ratunkowa powinna wyruszyć jak najszybciej, by osiągnąć jak najwyższe szanse powodzenia swojej misji… Ale co powiecie na dzień lub ostatecznie dwa dni odpoczynku i regeneracji? - Melune dopiła chłodny już napar, żałując, że ten tak szybko się skończył. -Prawie wszyscy jesteście ranni i osłabieni. Wróg jest liczny i podstępny. Może zbierzmy siły, zaopatrzmy się u tutejszych handlarzy… Postaram się popytać po ludziach, może… może ktoś zechce wesprzeć was swoją osobą. - półelfka nie wierzyła w to co mówi, ale chciała pomóc drużynie najlepiej jak potrafiła, odkładając na bok swoje uprzedzenia czy przeczucia. Spróbowanie nic jej nie kosztuje. - Czy w ich legowisku składowane są jakieś dobra? Kilka sztuk srebra lub złota, czasem jest niczym woda na młyn…
- Nie ma co zwlekać, jeśli chcecie ratować imć Gundrena - Marduk odezwał się cicho. - Myślicie że porywacze będą czekali z torturami aż krasnolud wypocznie? Najpóźniej jutro rano trzeba wyruszyć - więc do tego czasu rannych mus wyleczyć, zgromadzić chętnych i doekwipować się - podniósł się z miejsca, sięgnął po swoje rzeczy. - Idę rozejrzeć się trochę.
-Dobra myśl.
- Anna zerwała si i wzięła Marduka pod ramię. -Pomogę ci wybrać czego byśmy mogli potrzebować w czasie zadania. - Powiedziała, obdarzając elfa promiennym uśmiechem. Zaskoczony chłopak zerknął na nią, odpowiedział uśmiechem po czym znowu odwrócił się ku biesiadnikom.
- Pogadajcie ze znajomymi - jeśli jakichś tu macie - czy by się nie przyłączyli, a skoro gobliny napadają na podróżnych to faktycznie mogą mieć złupione dobra, co kogoś może skusić - skinął ku Melune, potwierdzając jej słowa. - Imć Slidar zapewne również będzie miał chęć wyruszyć, jeśli stanie na nogi do tego czasu.
-Powinniśmy to zrobić z głową
- odezwała się w końcu Yarla -Może spróbujemy jako zawalić wejście do jaskini niedźwieżuka?- zastanawiała się głośno -Może spróbować je wysadzić, albo cokolwiek? Tak żeby zmniejszyć ryzyko jak najbardziej?- wzruszyła ramionami. Była tylko krasnoludem, istotą czynu, nie żadnym strategiem czy kimkolwiek od układania planów. Chciała działać - nie myśleć nad działaniem.
- Nie rozchodźcie się proszę… was; czekamy na Pana Jorisa i Panią… Piąchę. - kapłanka zorientowała się, że nie zna prawdziwego imienia wojowniczki, zakładając w swej naiwności, iż tak proste słowo nie mogło być imieniem nadanym przez matkę. - Panienka Yarla ma rację, musimy mieć plan… trzeba zdecydować kolejność poczynań, skompletować ekwipunek… - półelfka zmarszczyła czoło w skupieniu. - Rany od tak same nie znikają… wprawdzie potrafię je zasklepić lecz ich skutki są wciąż obecne w organizmie… zmęczenie, bóle mięśni, drętwienia, słabość… Na to zaradzić może tylko odpoczynek. - Torikha westchnęła, odgarniając pasemko kakaowych włosów za szpiczaste ucho.
-Po prostu Yarla…- poprawiła towarzyszkę rudowłosa wojowniczka.
- Czy wiecie w ogóle, gdzie ich gniazdo się znajduje? Umielibyście tam dojść? Ile czasu zajmie nam podróż? Trzeba przygotować odpowiednią ilość prowiantu. Na jakim terenie znajduje się ich leże… bagna, las, pole, góry? Czy potrzeba nam specjalistycznego sprzętu do dotarcia tam? Jeśli tak, to jakiego? Czy go mamy, czy musimy kupić, a może od kogoś pożyczymy?
-Skoro już przy tym jesteśmy, to czy my w ogóle wiemy, gdzie Czarny Pająk ma swoje leże? - Zauważyła Anna. -Chyba rzeczywiście będziemy musieli wrócić do Goblinów i je wypytać. Ale w takim razie odpada zawalenie jaskini, potrzebujemy któregoś z nich żywego. Martwi nie mówią. Zazwyczaj.
- Dobrzy bogowie… - Melune, aż zgarbiła się od rewelacji czarodziejki. Na swoich ziemiach słyszała trochę inne opowieści o istotach z północy. Byli twardzi, zwarci, waleczni… nie do zdarcia. Tym czasem ona… trafiła na samych zahukanych lub całkowicie beztroskich, nie potrafiących za bardzo powziąć samodzielnie kroków, nie wspominając o czymś drastyczniejszym.
- To przynajmniej wiemy co musimy zrobić na samym początku… Dowiedzieć się gdzie stacjonują gobliny. - ciemnoskóra chwyciła za ucho kufla i pociągnęła duży łyk piwa… którym mało się nie zachłysnęła.
- Czerwoni trzymają goblina. Tak słyszałem - odezwał się naraz głos spod stołu, przy którym siedziała Torikha. Półelfka podskoczyła zaskoczona ocierając wierzchem dłoni brodę, po której pociekła piwna pianka, a spod mebla spojrzały na nią wesołe oczy Pipa, toblenowego syna.
-A ty co… zmywasz podłogę? - zapytała rozbawiona, ściągając mocno kolana, nie czując się pewnie w takiej sytuacji. -Od kogo to usłyszałeś? - nie była zdenerwowana, choć nieco speszona, niemniej obdarzyła chłopca standardowym pogodnym uśmiechem i zachęciła by przysiadł się obok niej.
- Od Carpa Alderleafa. Widział jak go prowadzili - odrzekł chłopak, z zadowoleniem przysiadając się do poszukiwaczy przygód i przyglądajac się im zafascynowany. Torikha kojarzyła niziołczą rodzinę Alderleaf, która prowadziła jedną z trzech okolicznych farm.
- Pytanie, czy ten goblin pochodzi z tego plemienia które służy Czarnemu Pająkowi. Ale i na co on Czerwonym? - odezwał się Marduk, trąc w zafrasowaniu czoło. - Może faktycznie spróbujmy… - naraz ugryzł się w język, rozejrzał i spojrzał surowo na Pipa. - Byłoby lepiej gdybyś stąd poszedł. Ale skoro już tu jesteś, to masz jakichś znajomych w pobliżu karczmy w której Czerwoni przesiadują, którzy wiedzieliby ilu ich jest i gdzie jest ich szef?
- To moja karczma!
- nadął się Pip, ale kolejne pytanie błyskawicznie poprawiło mu humor. - Może Carp coś wie, niziołki to chyba wszystko wiedzą. Kiedyś mi opowiadał o norze w lesie, z której wyłazili bandyci… - zamyślił się. - Może tam siedzą i dlatego ich nie możecie znaleźć. Mam nadzieję, że ich wszystkich pozabijacie! - syknął nagle z nienawiścią. -Ciągle tu przychodzą, za nic nie płacą tylko nas okradają, a tata nic nie robi bo mówi, że nie chce skończyć jak Dendrar.
- Skoro tak mówisz… - Marduk rozejrzał się po zebranych. - Zaprowadź mnie do niego - zdecydował. - Nas - poprawił się, bowiem nie wyglądało na to by Anna miała zamiar puścić jego ramię. Nie żeby mu się to nie podobało, wręcz przeciwnie.
Tylko nie mówcie mamie! - konspiracyjnie szepnął Pip i boczkiem wymknął się na zewnątrz, mijając się z Piąchą i Jorisem, który wpierw z rozbawieniem przepuścił bardzo śpieszącego się za jakimiś na pewno ważnymi sprawami, malca, a potem zamrugał oczami zdziwiony na widok wyraźnie zbierających się do wyjścia w jego ślady towarzyszy z gundrenowej kompanii.
- Coś przegapiłem?
- Podglądacza - odrzekła mu Turmi - i ciekawy trop. Wygląda na to, że jest do przepytania pewien goblin, a ja zamierzam sprawdzić teorię, że jak ściśnie się kogoś wystarczająco mocno, to zacznie mówić wszystkimi językami świata!
- A to bardzo pewnie zależy od tego gdzie się ściska - zaśmiał się Joris po czym zawahał się - zaraz… jaki goblin? Tu w Phandalin?
- Dowiesz się po drodze Pirytku, chodź! - odparła mu krasnoludka. Yarla wstała od stołu szurając krzesłem. Zerwała się energicznie gotowa do działania. Krasnoludka narzuciła na ramię plecak, zaś prawą grabą zgarnęła oparty o ścianę topór.
-Nosz w końcu coś się zaczyna dziać…- pokręciła głową nie mogąc się doczekać działania.
Joris pokiwał głową.
- Tak. Przyda się goblin na aidymowej stypie. W sumie to i ja bym trochę strzelanie poćwiczył. Do celu… Ale zanim, to dajcie mi parę chwil. Do Tymory skoczę. Może, co na krechę da...
- Ha-ha… - półelfka mrugnęła zawadiacko do Jorisa, wychodząc przez drzwi. - Marzenia ściętej głowy.*
-I w końcu chyba wyjdzie na wasze. Będziemy musieli pozabijać i Czerwonych i Gobliny. - Mruknęła Anna do krasnoludzic, zrezygnowana. -Przynajmniej może nie idźmy do żadnych bez jakiegoś planu, dobrze?
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline