Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2016, 10:29   #35
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Erik w Aros

Sneka wpływała w zatokę przy osadzie. Nieliczni ludzie, którzy pozostawali na brzegu obserwowali niewielki statek z wijącymi się na żaglach wężami.
W końcu dwóch ludzi zwinęło żagiel i dalej podchodzili na wiosłach. Erik z uwagą obserwował osadę. Nad brzegiem płonęły ogniska i pochodnie. Ludziom nie przeszkadzało, że zapadł zmrok. Jak w Tissø. Przystań tętniła życiem. Słychać było wiele różnych języków. Kilka rozpoznał bezbłędnie. Część wydawała mu się jedynie znajomo brzmiąca. Afterganger z żalem musiał przyznać przed sobą, że Aros robi większe wrażenie niż stolica jego ziem. Nie dało się ukryć, że osada więcej ludzi musiała mieścić. Poczuł przyjemne drżenie na myśl o tym, czego mógłby dokonać w tym mieście. Wkrótce wstał od wiosła. Gdy zbliżyli się już do wypuszczonego w rzekę drewnianego pomostu Erik przeskoczył na niego ze snekkara. Gunnar rzucił mu cumę, a afterganger zręcznie zawiązał ją na pomoście. Jednak lata na łodzi pozostawiły pewne doświadczenie, które ciężko było zapomnieć nawet rządząc ze zdobionego krzesła.

Ulf po przeskoczeniu na brzeg podał swemu jarlowi topór i drewnianą tarczę. Erik przypiął tarczę do lewej rękawicy, topór zaś zawiesił przy pasie. Miał nadzieję, że siła jego argumentów nie będzie musiała zostać poparta argumentem siły. Jednak wolał być gotów na wszystko.

- Tak jak rozmawialiśmy na łodzi. Ty Ulf, rozejrzyj się po okolicy. Popytaj ludzi. Tam słyszałem też zdaje się waszą mowę - Spojrzał wymownie na Haqquima i jego towarzysz - może jeden z was zechciałby zapytać swych braci cóż stało się z lokalnym jarlem. A reszta pójdzie ze mną do langhausu. Ktoś tam z pewnością rezyduje. I z pewnością wie coś, co nas zainteresuje.

Erik rzucił okiem na palisadę. Kiedyś myślał, czy postawić taką wokół Tissø. Teraz żałował, że tego nie zrobił. Odniósł też wrażenie, że w okolicy było mniej ludzi ubranych w łachmany.
Aros jednak okazało się mniej liberalne niż osada Erika, a straże pilnujące północnej bramy i samej przystani zdecydowanie bardziej ostrzejsze niż się spodziewał.
Grupa przypływająca po zachodzie słońca napotkała przede wszystkim zamkniętą bramę.
Strażnicy odmówili wpuszczenia przybyłych aż do świtu. Ulf mruknął coś na odchodne by ruszyć wzdłuż drewnianej palisady wzniesionej na ziemnym murze wysokości kilku metrów. Wkrótce wmieszał się w tłum i zniknąl w ciemnościach.
- Co teraz? - spytała Eryka Ingeborg mierząc spojrzeniem zamkniętę wierzeje i strażników patrolujących na wewnętrznym cokole.
- Teraz droga Ingeborg podejdziemy pod bramę, przedstawimy się i będziemy mieć nadzieje, że lokalne straże nie urągają świętemu prawu gościnności.
Afterganger ruszył pewnym krokiem na czele swojej “drużyny” i gdy tylko znalazł sie w zasięgu wzroku strażnika na bramie rzekł podniesionym głosem:
- Jam jest Erik Slangenson. Jarl na Jeziorze Tyra. Przybywam z wizytą do lokalnego jarla. Otwórzcie więc bramę i pozwólcie nam zjeść przy wspólnym stole jak nakazuje obyczaj
- Rozkazy mamy by nie wpuszczać nikogo przed świtaniem. - strażnik na bramie jak i jego towarzysze na palisadzie wzmocnili swe postawy i chwyty na broni. - miejsce na namioty przy przystani wytyczone. Wróćcie o świtaniu. - ton głosu woja był obojętny.
- Godzi się tak gości w progu odprawiać? Z czyjego rozkazu takie postanowienie? Któż pradawne boskie prawa miast mieć w poszanowaniu to ma gdzieś? - afterganger dopytywał strażnika.
- Nie jedniście - wskazał na ludzkie obozowiska porozkladane na brzegu rzeki. - czekać przymuszeni. Rozkaz to rozkaz - strażnik chyba nie pierwszy raz tego wieczora powtarzał to samo, bo zniecierpliwienia nutki w ton głosu się wdarły.
- Jak twe imię i z czyjego rozkazu bramy pilnujesz? Rzeknij mi proszę, czy chcesz być zapamiętany po wsze czasy, jako ten co jarla odprawił? - Erik nie dawał za wygraną. Co więcej w jego głosie pojawiła się pasja jakiej próżno było szukać wcześniej. Z głębi jego ciała przemawiała siła krwi aftergangera.
Strażnicy na palisadzie wyglądali jakby szykować się poczęli do odprawienia natrętów:
- Rozkazy od skeppare, imię me Knut - odparł wojownik - Nie mnie oceniać czy do historii mnie wpiszą jako rozkaz wykonującego czy nie. O jarlu z Tissø ni wizycie nikt nie wie. - strażnik począł się robić nieco bardziej gadatliwy.
- Może by go przekupić? - szepnął do Erika Gunnar.
Erik uniósł dłoń jakby chciał uciszyć swojego doradcę. Coś nie dawało mu spokoju. Skeppare. Ten zwrot nie powinien być użyty w tym miejscu.
- Knucie, dlaczegóż przyjmujesz rozkazy od rybaka? Czyż nie jesteś wojownikiem? Czyż nie winieneś słuchać rozkazów jarla? - po czym szeptem dodał do Gunnara - tutaj jest coś nie tak. Przekupstwo to ostateczność.
- Rybaka? - Knut oparl się nieco na swym toporze z zaskoczeniem niejakim wykwitłym na obliczu - Słucham rozkazów swego dowódcy, gdzie mi do jarla.
- Dobrze - Erik przymknął oczy i złapał swój nos między oczami, kciukiem i palcem wskazującym.
- Wezwij więc dowódcę, skoro nie rozkazali ci myśleć, to tu kończy się twa rola
Knut nie ruszył się jednak spod bramy. Stał jak stał. Jedyną zmianą jednak było to, że jeden ze strażników stojących na wewnętrznej stronie palisady zniknął.

- Co dalej? -
szepnęła kącikiem ust Ingeborg. Pozostali stali za Erikiem w milczeniu, łypiąc co jakiś czas groźnie, próbując odstraszać samym swym wyglądem.
- Czekamy - odpowiedział praktycznie się nie ruszając. - Noc jest jeszcze młoda.

Zapadła cisza rozcinana jedynie odgłosami obozowisk niesionymi po wodzie. Nikt z drużynników jarla nie odzywał się więcej a i strażnicy mimo, że ciągle popatrywali w jego kierunku, nie odzywali się więcej nie zaczepiani.

Księżyc stał już wysoko na niebie, gdy w końcu Ingeborg ciszę przerwała:
- Chyba biorą nas na przeczekanie… - mruknęła ze złością - Ulf przepadł. Może jego szlakiem ruszyć?
- To oczywiste, że biorą nas na przeczekanie - odpowiedział Erik bez wahania. - Nie możemy wszyscy ruszyć jego śladem. Czy ktoś z ludzi Haqqima wrócił?
Dziewczyna ramionami wzruszyła:
- Pewnie teraz nie podejdą bo nie chcą pozorów zerwać. - wskazała głową obozowisko głośno rozprawiających mężczyzn. - Wiesz, że oni alkoholu nie piją. Ciężko języki rozwiązywać bez trunków. - burknęła.
- Ruszamy wiec się rozejrzeć - spokojnym krokiem ruszył wzdłuż palisady. Podszedł tylko do Gunnara i położył mu dłoń na ramieniu - zostańcie tutaj i poczekajcie. My z Ingeborg idziemy na spacer.
Dłonią wykonał jedynie gest przywołujący dziewczynę. Ruszyli na wschód wzdłuż palisady. Erik rozglądał się i nasłuchiwał. Zniknął lokalny jarl, a jednak nikt tutaj zdawał się tym nie przejmować.

Dziewczyna jakby z ulgą odetchnęła. Czekanie bez słowa i w bezruchu nie było jej mocną stroną. Niecierpliwa i uparta była, a obecna sytuacja wprawiała ją w zły humor.
Przeszli oboje mimo rozłożonych namiotów, płonących ognisk, grupek ludzi gdzieniegdzie siedzących i rozprawiających. Przy wielu siedziało już niewielu ludzi, wyglądających na niewolnych czy służbę. Pilnowali by ogień nie wygasł i by spokój ich panów nie został naruszony.
Najgwarniej było w obozowisku gardłowo rozprawiających maurów i arabów.
- Jeśli tam się wcisnąć chcesz, to zmarnujemy pracę naszych ludzi. - rudowłosa wargę zagryzła - Może pozostałe bramy nie są tak pilnowane? - rozglądała się z wolna, krocząc piaszczystym brzegiem obok Erika.
- Jestem Jarlem na jeziorze Tyra. Nie jakimś złodziejem, który pod osłoną nocy włamuje się do domu należącego do mego brata, aftergangera.
Erik podszedł do pary niewolnych, stojąc na skraju światła rzucanego przez ognisko, którego pilnowali. Odchrząknął głośno, coby nie uchodzić za skradającego się i rzekł:
- Niechaj Freja wam błogosławi. Nazywam się Erik, a to Ingeborg. Właśnie przypłynęliśmy do Aros. Rzeknijcie no, prawda to, że Einnar zaginał?
- Nie wiemy, panie. My też przybyliśmy tuż po zachodzie słońca, do miasta wejść nie zdołaliśmy. Czekać nam kazano - odpowiedział starszy ze służących. - Jarl Einnar zaginął powiadasz? Kiedy?
- Taka wieść mi dostarczono nie dalej jak nocy zeszłej. Toteż dziwi mnie ten spokój powszechny w porcie. Powiadacie, że nie słyszeliście nic takiego? - W głosie aftergangera dało się słyszeć zdziwienie. Relacja niewolnych potwierdzała to co wiedział wcześniej. W mieście coś było nie tak.
- Nikt nam nic nie mówił takowego. - niewolni spojrzeli po sobie - Nasz pan takoż nic nie wspominał na ten temat… - starszy mężczyzna rozłożył ręce. Ingeborg fuknęła cicho pod nosem.
Erik położył dłoń uspokajająco na ramieniu dziewczyny i rzekł do rozmówców:
- Dziękuje wam w takim razie. Miłej nocy życzymy. Bywajcie.
Delikatnie odciągnął Ingeborg i ruszył z powrotem w stronę portu.
- Spójrz jakie piękne niebo. W tym roku zima może się mocno dać we znaki - gdy opuścili okolice obozowisk dodał nieco ciszej - zostaje nam spróbować przekupić strażnika.

Gdy dotarł przed bramę sięgnął do swojej sakiewki wyjmując trzy srebrne monety. Zapytał Gunnara, czy cokolwiek sie zmieniło. Ghul pomachał jedynie przecząco głowa.
- Knut! Jesteś tam jeszcze? Może chciałbyś się jakoś dogadać? Tak co byś nie był stratny na tym interesie.
Strażnik nadal stał przy bramie, niedaleko swego towarzysza broni. Okrzyk Erika jednak zwrócił uwagę nie tylko Knuta. Wojowie na palisadach chodzących do tej pory w te i we w te, zatrzymali kroku.
- Mam tutaj śliczną monetę - afterganger uniósł srebrnika na wysokość swojej twarzy i dodał - może być twój, jeżeli nas wpuścisz. Dla kolegi też się jeden znajdzie.
Strażnicy spojrzeli po sobie i bez wahania, niemal potykając się o własne nogi, ruszyli by podwoje bramy otworzyć. Po drugiej stronie bramy jednak wybuchło zamieszanie. Z dala wyglądało to dość zabawnie, gdy dwójka strażników zaczęła odwieczną zabawę w przeciąganie ze strażnikami pilnującymi wejścia od środka. Drewniane odrzwia zaskrzypiały pod wpływem wysiłków obydwu stron.
Zaś od strony plaży również zaczęły się nasilać odgłosy. Kilka osób z początku zaskoczonych sytuacją poczęło trącać pilnujących obozowisk i ognisk.
- Co tam się dzieje?
- Bramy otwierają?
- Jak to? Nam kazali czekać!
- Kto to?
- Jak oni wchodzą to i my!


Okrzyki poczęły rosnąć i wybudzać śpiących, mamroczących z oburzeniem i niezadowoleniem.
- Nie chciałbym być w skórze niewolnika, który kiedyś mnie bez powodu ze snu zbudzi - Erik skomentował zamieszanie które wybuchło za jego sprawą.
- Jarl przybył, to otwierają - powiedział nieco głośniej. - Kimże wy jesteście, by z aftergangerem się równać? - patrzył spokojnie na strażników, których koledzy z jakiegoś powodu postanowili nie wpuszczać. - Zaskakujący brak zaufania.
Tłumek zaczął się formować coraz większy. Na słowa Erika o aftergangerach wielu ludzi poczęło dopytywać o co chodzi. Ktoś z przestrachem rzucił wytłumaczenie a na te słowa, wielu ciemnoskórych Maurów za kawałki kijów chwyciło wrażając je w ognisko. Wykrzykiwać poczęli coś w swoim języku, gniewnie i wrogo. Tłum rozstępował się przed nimi nieco zaskoczony. Głosy podniesione uspokoić ciżbę próbowały lecz te tonęły pomiędzy krzykami Arabów.

Towarzysze Erika za broń mocniej chwycili wietrząc pismo nosem.
Knut ze swoim towarzyszem zaś nadal się tłukli - tym razem już między sobą. Straże na palisadzie wzrosły, z łuków począwszy mierzyć.
- Spokój tam! - doleciało od strony Aros - Albo wstępu wcale mieć nie będziecie!
- Kto tym razem? - rzucił pytanie jarl Tissø - czyżby osławiony dowódca Knuta?
Erik zdawał się nie przejmować tym co działo się za jego plecami. Czekał na reakcje ludzi za bramą. Dodał tylko:
- Przybyłem tu ze swą świtą do Einnara. Proszę o posłuch.
- Jak każden innych na posłuchanie poczekać musisz do rana!

Za plecami Erika zaś ciżba zaczęła się zacieśniać. Ingeborg lekko szturchnęła jarla w ramię:
- Jeśli wejść mamy to teraz. Inaczej… - nie dokończyła. Pierwszy kamień spadł niedaleko miejsca gdzie stał Erik. Krzyki w obcej mowie nabrały na sile. Przeleciała pierwsza podpalona strzała.
Wampir odwrócił się w stronę tłumu. Jego oblicze stało się jakieś inne. Jakby szlachetne. Postawa wskazywała jednoznacznie, że to on jest najważniejszy w okolicy. Nagle zdało się, że góruje nad wszystkimi. A moze to ludzie wokół odruchowo się zgarbili? Przyciągał wzrok wszystkich zebranych, a gdy przemówił jego głos niósł się niczym dźwięk dzwonów na wieżach kościołów frankońskich.
- Spokój mówię. Komu przeszkadzam? Któż to strzałami chciał zwrócić na siebie uwagę...
Nim przebrzmiały jego słowa poleciały kolejne strzały, a śniadoskóry tłum nie wyglądał ani przyjaźnie ani jakby rozmów pragnął.
Erik jednak nie zląkł się. Zamiast tego ruszył w stronę z której nadchodziły ataki. Prawa dłoń sięgnęła po topór wiszący przy pasie. Lewa wzniosła się z tarczą.
- Brać ich! Nikt nie będzie podnosił ręki przeciw słudze Tyra! - krzyknął do swoich ludzi. a toporem wskazał na trzymających łuki.
Słowa jego odniosły skutek tym razem.
Czterech biegnących z krzykiem i uniesionymi mieczami i pałkami Maurów dążyło ku Erikowi. Ich przywódca, starszy, pomarszczony mąż z niebieskim turbanem na głowie wykrzykiwał coś aż piana z jego ust szła. Na jego zawołania, pozostali trzej odpowiadali rytmicznie niezrozumiałymi okrzykami.
Ludzie Erika ruszyli z Gunnarem na czele. Potężnie zbudowany ghul biegł z dwoma młotami w dłoniach. Nie używał tarczy. Zawsze powtarzał, że najlepszą obroną jest atak. Zaraz za nim do szarży ustawiali się Asbjorn i Görgen ze swymi włóczniami, a za Erikiem łuk do strzału napinał Jerker.
Wydany rozkaz Erika jednak również nie pozostał bez echa pomiędzy tłoczącymi się w niejakim zaskoczeniu i upojeniu tłumie. Biwakujący dotąd i zaspani ludzie, przepełnieni obecnie gniewem rzucili się wściekle za wrzeszczącą czwórką, biorąc ich w krzyżowy ogień z ludźmi jarla.
- Żywcem ich! - krzyknął Erik.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline