Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2016, 14:21   #36
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Zostawiwszy Jorika samego ze sobą, aby poćwiczył swą rolę, Freyvind uznał, że mają na szczęście jeszcze trochę czasu. Chłopakowi był on potrzebny, ale i afterganger chciał załatwić kilka ostatnich spraw. Po ceremonii mogło nie być już czasu. Na głównym placu czyniono właśnie ostatnie przygotowania. Frey wezwał Bjarkiego i zastanawiając się nad czymś przemówił cicho do wielkoluda:
- Przyglądałeś się kupcom? Jeżeli byś chciał zawierzyć któremuś z naszych, z ludu północy, to widziałeś wśród nich takowego?
Grim przecząco głową pokręcił.
- Dla mnie wszyscy niemalże jednako wyglądają, na zarobek pazernie spoglądają - wzruszył ramionami - czy któren z nich godniejszy niż pozostali zaufania… na oko trudno określić.
- Dobrze, zdajmy się na szczęście Twe, ale mu trochę przy tym pomożesz. Popytaj kilku mieszkańców, czy który handlarz słowny i słowo mocno swe traktuje, ostatecznie wybierz którego na chybił trafił. Przyprowadź go za langhus kowala, tam chciałbym z nim pomówić. Ja tymczasem z Karin kilka słów zamienię.

Grim ruszył by zaraz wstrzymać kroku.
- Mam mówić, że Ty go wzywasz? - rzucił spojrzeniem z góry.
- Nie.




Karina w halli siedziała przepakowując zawartość stojącego u jej stóp kosza do worka. Kilka zawiniątek szmatek, sznur paciorków. Nie było tego wiele. Nieco spłoszyła się na widok skalda zmierzającego w zmierzającego w jej kierunku.
- Jarl zostawił decyzje tobie - odezwał się Frey zbliżywszy się do Nawarki - jeśli podtrzymujesz coś rzekła, ruszysz z nami.
Podniosła się, gdy podszedł bliżej i trzymając worek podróżny przed sobą uśmiechnęła się.
- Podtrzymuję. - Zamilkła nie wiedząc co rzec jeszcze.
- Czemu? Źle ci tu?
Zarumieniła się.
- Czemu źle ma być? - Spojrzała spod ciemnych brwi na Freya - Nie źle. Ciężko na miejscu usiedzieć.
- Co potrafisz, prócz strzelania z łuku i bycia nieustraszoną?
- Gotować, polować i szyć -
odparła niemal odruchowo.
- I wprawiać w dobry nastrój jednego godiego?
Zaczerwieniła się mocniej.
- To dobry mąż - odparła oględnie. Zamrugała z lekkim stropieniem się.
- Dobry. Mówiłaś, że i w waszych stronach są ulfhedinn, wilcze potwory - zmienił temat - wiesz coś o nich?
- Wiem, że są z opowieści i śladów tropienia -
teraz, gdy zeszli z grząskiego tematu, mówiła pewniej. - Ludzie czasem ginęli - Freyowi zdało się, że słowa te skrywają dużo więcej - bez wieści. Rodzic mój brał udział w wyprawach jako i ja i … - słowa jej brakło - … i inni z rodziny.
- Wyprawach?

Teraz nie umknęło mu lekkie skrzywienie kącika ust.
- Tak. By odszukać zagubionych członków … ludzi.
- Członków? -
Freyvind wpił spojrzenie w dziewczynę. Nie było ono napastliwe ani przesadnie twarde, jednak należycie sugerowało, że zbyć się nie da.
- No członków… jak to… - zastanowiła się chwilę. Po czym ukucnęła i kawałkiem kamienia na klepisku narysowała okrąg a potem w środku drugi.
- O… - Wskazała wewnętrzne kółko. - Członków. - Spojrzała na skalda sprawdzając czy rozumie.
- Ród?
- To rodzina tak? -
Przekrzywiła lekko głowę z namysłem.
- Tak.
- To tak. -
Pokiwała głową zdecydowanie.
- Znajdowaliście tych zagubionych?
- Czasem -
w oku zalśnił jej gniew - czasem byliśmy za późno.
- Wilki ich zabijały?
- Nie. -
Zacisnęła usta w cienką kreskę. - Sami się zabijali.
Na twarzy skalda wykwitło lekkie zaskoczenie.
- Wiesz czemu to czynili?
- Nie znieśliby pohańbienia i … gniewu rodziny.
- Jakiego pohańbienia i czemu rodzina miałaby być gniewna. Wytłumacz mi to.
- To trudne w mowie waszej -
stwierdziła kucając znowu i biorąc w dłoń kamień. Zaznaczyła ponownie okrąg. - To wioska - mówiąc to spoglądała na Freyvinda czy ten słucha - a tu lasy - zaznaczyła po jednej i drugiej stronie okręgu. - Tu ginęli ludzie. - Narysowała linię tuż po wschodniej granicy okręgu, blisko. Postukała obok kamieniem. - Często kobiety - spojrzenie dziewczyny powędrowało ku skaldowi - ale nie tylko. Zakaz w naszej rodzinie przekraczania tej linii od wielu, wielu pokoleń. Tabu.
Ciekawostki ze zwyczajów odległego ludu jakie opowiadała Karina zaczęły nużyć skalda. Nie tego oczekiwał zupełnie, ale zdał sobie sprawę, że ma w reku skarb. Dziewczyna widująca wilkołaki, odporna na ich przerażający wygląd i…
- Chcę byś sięgnęła pamięcią do tego co było w domu. Mamy czas, przypomnij sobie wszelkie opowieści jakie krążyły o nich u was. Legendy, wiejska mądrość. U nas mówili, że srebro ich się mocno ima, a kogo ugryzą staje się takim. U was też z pewnością wiele opowieści. Te, które powtarzać się będą zapewne są prawdą. Opowiesz mi wszystko.
- Pomyślę. Srebro tak. -
Skinęła głową. - Działa. Zasklepianie ran uniemożliwiają.
- Przypominaj sobie na razie -
przerwał jej z uśmiechem. - Nie czas na to teraz, w czasie podroży o tem porozmawiamy.
- Dobrze, jako rzekniesz -
odruchowo rzuciła jak dzieciak formułkę, otrzepując dłonie z ziemi.




Stał obok chaty kowala przyglądając się ostatnim przygotowaniom przy stosach. Siedem.
Siedmiu znaczniejszych mieszkańców, do tego kilkadziesiąt ofiar już pochowanych. W skali takiego miasta jak Ribe nie była to może jakaś spektakularna rzeź, ale i tak Ribeńczyków bolała ta strata, a dla Agvindura była to niemała ujma. Mord Sigrun na thrallce nie pomógł, zaczynało się szeptanie, złe spojrzenia. Kto winny, kto to sprowadził.
„Aftergangerzy powinni odejść”.
Pokręcił głowa.
Ludzie potrzebowali tu nadziei i skierowania żalu na inne tory.
Zamyślił się czekając na Bjarkiego i kupca.

Wielkolud pojawił się w końcu choć w mroku nocy Frey zoczył wpierw osobę idącą obok niego. Białe jak mleko włosy odbijały światło księżyca i zwracały uwagę srebrzystymi połyskami.

Mąż w dojrzałym wieku o twarzy noszącej ślady różnych doświadczeń szedł dość ostrożnie i czujnie, nie wiedząc czego dokładnie spodziewać się u boku Bjarkiego. Gdy zbliżyli się, Frey dostrzegł, ze nie tylko włosy ma mężczyzna niezwykłe. Źrenice jego oczu były krwistoczerwone.
- Panie, to kupiec Tycho… - zadudnił wielkolud do skalda.
Skald kiwnął głowa handlarzowi obserwując go uważnie.
- Jestem Freyvind syn Lennarta z Roskilde, przez krew syn Eyjolfa skalda, przez krew syna Canarla pierwszego i jedynego zbudzonego przez Nekromantę. Mam do ciebie prośbę Tycho, wymaga ona jednak ostrożności, lojalności i dyskrecji. Posiadasz te cechy? Jesteś osoba której szukam?
- To zależy. -
Czerwone oczy obserwowały skalda uważnie. - Czego mam się podjąć i co zaoferujesz w zamian. - Kupiecki fach natychmiast wypłynął na powierzchnię.
- Mogę zaoferować swoja wdzięczność.
Przez twarz kupca przebiegł lekki uśmieszek. Najwyraźniej Tycho uważał, że Frey żartuje. Rozejrzał się po obydwu rozmówcach i spoważniał widząc ich miny.
- Wdzięczność… - przez chwilę szukał słów zaskoczony.
- Wdzięczność - zgodził się skald z lekkim uśmiechem.
- To wspaniale, jeno… co mnie z niej przyjdzie? - Tycho próbował przełożyć “wdzięczność” na wymierną wartość.
- Czym handlujesz i gdzie zwykle prowadza twe kupieckie szlaki?
- Drewnem i kamieniem - rzucił szybko - nie wypływam daleko poza Północ. -Sskrzywił się wyraźnie na te słowa.
- Widzisz Tycho. Jam nie przywiązany do majątku, nigdy srebra ni złota przy sobie nie mam. Wdzięczność jeno mogę oferować. A jak ona się może okazać nigdy nie wiadomo. Sagą opiewająca czyny na cały kraj Danów? Monopolem na dostarczanie drewna do Aros? Spaleniem połowy wybrzeża z którego konkurencja ciągnie kamień lub drewno? Nigdy tego nie można być pewnym.
Albinos założył ramię na ramię.
- Widzieć widzę. Jeno trudność taka, że wielu wielkich panów obiecywało mi swą wdzięczność. Zgadnij ilu wywiązało się z umowy i obietnic. - Zaciął usta i uniósł palec - Jeden.
- Tak tedy zdecyduj czy zawierzysz, że i ja odwdzięczę się. Jak ten jeden. Złotem i srebrem nie zwykłym płacić, nie tylko dlatego że nie mam, ale i dlatego, że przy tym czym innym płaciłem byłoby to jak płacenie piaskiem.
Białowłosy skrzywił się.
- Przysięgnij, że obietnicy nie złamiesz. Bogów na świadków weź.
Skald spojrzał mu w oczy.
- Nie muszę - powiedział. - Nie muszę brać na świadków, bo cokolwiek czynię oni tego świadkami. Patrzą na mnie zawsze, więcej niż na innych einherjar - ciągnął z mocą. - Patrzą bom ich ulubieniec. Cokolwiek rzeknę słyszą to i wiedzą o tym mieszkańcy Asgardu czy ich do tego zawezwę, czy nie. Jeżeli spełnisz o co cię poproszę, to odwdzięczę się w nie mniejszym stopniu, a być może i tak, że królewska wdzięczność przy mej pyłem na wietrze będzie. Jeżeli taką będę miał zachciankę.
Kupiec chwilę trawił przemowę skalda by jakby nieco wbrew sobie głową skinąć.
- Co potrzebujesz? - Podszedł kilka kroków bliżej, oglądając się na Bjarkiego, stojącego podle ściany.
- Zamorskiego kupca, krzykacza z miasta Kair, jak mi się przedstawiał.: Ahmada. Zoczyłeś?
- To ten co czarnych ludzi wiózł? -
Tycho był coraz bardziej zaskoczony.
- Ten sam. Z rana do Aros ruszy.
- I cóże z nim?
- Ruszysz do Aros również, tam będziesz patrzył co czyni i z kim się spotyka. Dyskretnie, ale tak by nic uwagi nie uszło.
- Szpiegować mam? -
spytał kupiec z niedowierzaniem - wszak widzisz, że uwagę przyciągam...
- Ty nie, ludzi do tego najmij.
- A… -
zaczął niezbornie by pokiwać głową. Widać, że prośba skalda wybiła go całkiem ze spokoju. - Pierwszy raz kto prosi mnie o taką pomoc - szepnął nieco jakby do siebie, to do skalda. - I co dalej? - W oczach błysnęła mu… ciekawość.
- Nic. Zdasz mi sprawę z tego co czynił. Jak wrócisz, za jakiś tydzień. On na me zlecenie czyni, ty jeno masz czuwać czy nie zdradzi. Cokolwiek zrobi ty nagrodę mieć będziesz.
- Tutaj się spotkamy? -
spytał Tycho mrugając szybko. - Czy jeno z Twym sługą?
- Ktoś zgłosi się do ciebie tam, ale tu wrócisz potem.
- Dobrze. Mam pilnować czy Ahmad wypełnia co przyrzekł Tobie i zdać relację tutaj. Jaki znak ustalim?
- Krzyż krześcijański, z figurką ukrzyżowanego…

Tycho rozwarł szeroko swe czerwone oczy.
- Krzyż? - ten wieczór przynosił coraz to nowe niespodzianki dla prostego kupca.
- Krzyż. Krześcijanski - Freyvind zbliżył się - ale nie pomylisz i rozpoznasz go jako znak. Choćby węchem nie wzrokiem. Bo Białego wiszący na nim wizerunek uwalany będzie gównem. - Afterganger uśmiechnął się wysuwając lekko kły.
Zdawało się, że kupiec odetchnął jakby z ulgą.
- Teraz słowa Twe nabierają sensu. - Uśmiechnął się też. - Dobrze, będę czekał na kogoś od Ciebie ze znakiem.
- Byś stratny nie był, chciałeś pewnie towar tu sprzedać, zakupić inny i dalej ruszyć jak to w zwyczaju macie. Prawda to?
- Część już sprzedana. Zakupić mogę rzeczy w Aros i stamtąd płynąć przez Ribe dalej.
- Mogę odkupić od ciebie twój ładunek, po cenie na jakiej ty stratny nie będziesz, a ja skorzystam bo taniej. Tu weźmiesz towar z Fryzji, od Anglow, czy Kairrczyka, który lepiej w Aros sprzedasz niż swój. Skorzystasz, nie będzie to w ramach przysługi.
- Jak odkupisz skoro mówiłeś, że srebra nie nosisz na sobie? -
zaśmiał się cicho Tycho.
- Mam srebro, na towar przeznaczone. Odkupię od ciebie, lub będę musiał gdzie indziej szukać - potoczył ręką po mieście. W stronę pogorzeliska. - Tu potrzeba drewna i kamienia Tycho.
- No to zostawię towar tu. -
Uśmiechnął się szeroko z błyskiem w oku. - Teraz chcesz go oglądnąć?
- Widziałem już wiele drewna i wiele kamienia. Nie potrzebuje. Ile chcesz za swój ładunek?
- 10 ociosańców i dwie obręcze zdobione.
- Niech tak będzie. -
Frey machnął ręką tak jak wcześniej Agvindur gdy była mowa o majątku Asgera. - Bjarki dostarczy ci pieniądz. Rozlicz się też z tego co w halli jarla z kupcami, od których brałeś towar dla południowca - zwrócił się do Grima, po czym znów popatrzył na Tycho.
- Mam tak mało czasu… - powiedział z przekąsem.
Bjarki wydał z siebie lekkie prychnięcie, które na upartego uznać można było za śmiech z rozbawienia.
- Chodźmy - rzucił kupcowi, któren głowę skłonił przed Freyem i ruszył za wielkoludem. Tym razem szedł wyprostowany.

- Stoj Bjarki, z Tobą jeszcze dwa słowa.
- Tak? -
Grim zawrócił ku aftergangerowi.
- Cieśle niech skrzynie nasze obejrzą i wzmocnią. O wozy i woły zadbaj nie jeno by nas do Varde doniosły, ale by ładunek od Tycho na nie załadować. Woźniców najmij, ale cichcem by nie wiedzieli o co idzie. Daj im za to górką. Weź z tej części skarbu Asgera, jaka przeznaczyć mieliśmy na wyprawę. Czwarta na to, czwarta dla Agvindura, połowa jak zamierzaliśmy dla miasta na rozdanie. Po pogrzebie niech wszystko gotowe będzie by wyruszyć jak najrychlej. I u kowala kolczugę i hełm zakup, o czym już rozmawiałeś.
Grim kiwał głową zapamiętując polecenia skalda.
- A co z Kariną? Mówiłeś z jarlem? - upewniał się raz jeszcze - i co z Jorikiem, jemu coś od kowala dobrać takoż? Hełm za wielki na niego teraz. Nim dorośnie, czasu upłynie.
- Karina idzie z Tobą, jarl zezwolił. a Jorik nie do boju jeszcze najwyżej miecz byś mu pokazał w czasie drogi jak go używać. Luk i strzały dla Kariny, sam też weź co ci potrzeba.

Skurcz uśmiechu przebiegł po twarzy godiego. Skłonił się i ruszył by zlecenie skalda wykonać.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline