Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2016, 18:45   #37
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
POGRZEB



Kolejny pogrzeb w tak krótkim odstępie czasu. Ludzie gromadzili się wśród przygotowanych stosów, złożonych poza granicami osady, gdyż zmarłych było tym razem znacznie więcej niż przy poprzednim ataku. Stosy ułożono w obrębie kwadratu, starając się by hirdmani walczący razem za życia i po śmierci szli do Valhalli ramię w ramię. Elin pomimo niechętnych spojrzeń dyrygowała służbą, by dopilnować ostatnie szczegóły przygotowań. Każde ciało obmyte, ubrane z należytą starannością przez Volunda i volvę otrzymało także choćby drobiazg, który zmarły mógł zabrać ze sobą do Zaświatów. Przyboczni Agvindura otrzymali pełne wyposażenie: tarcze, miecze, pięknie choć naprędce wyszywane ubrania, nowe buty i płaszcze. Każdy z mężczyzn otrzymał też i ostrzałkę, topór, zwoje lin i trzosik srebra by móc opłacić drogę w zaświatach. Każdy z nich otrzymał przaśne placki, nieco mięsa na drogę. A gdy wszystkie ciała zostały ostrożnie usadowione na stosach, aftergangerka stanęła przed sporym już tłumem.
Widziała ból i niechęć, rozpacz i nienawiść w ich spojrzeniach. Ich uczucia uderzały w nią mieszając się z jej własnym smutkiem i zagubieniem. Spojrzała na Eggnira i Runego siedzacych na stosach spokojnie, na Agvindura, który tuląc do swego boku Sigrun zdawał się całkiem obcy. Zamiast przemowę rozpocząć, z krwawiącego serca wieszczki uleciał śpiew ku niebu.
Elin śpiewała o dostatnim i spokojnym Ribe, w którym każdy miał szansę bezpiecznego żywota, o Jarlu, który dbał o swych ludzi ponad własnym interesem, o idylli jaką tutaj udało mu się stworzyć.
Jej głos załamał się lekko gdy wspomniała o tym co pierwsze przełamało spokój, o wilkach z ciemności uderzających i zasiewających pierwsze ziarno niezgody i o Agvindurze, który zapragnął pomścić swe miasto by jego mieszkańcy znów bezpiecznymi byli i o tym jak niegodni nawet wspomnienia ich imion wykorzystali jego nieobecność, by kolejny atak przypuścić. Głos volvy powędrował daleko, gdy o męstwie wszystkich w tych trudnych chwilach śpiewała, o obrońcach Ribe, którzy zginęli z miłości do swego miasta i o Jarlu, który wbrew wszystkim przeciwnościom zdołał dotrzeć do miasta, gdy płomienie zaczęły je pożerać. Nie ostawił swych ludzi i atakujących na bój wyzwał, lecz im za nic zasady i honor były i podstępem Agvindura powalili. Ribe jednak ocalało, gdyż przyjaciel Jarla gonić oszustów począł. Śpiew wzbijał się i opadał, gdy powróciła do opłakiwania wszystkich tych, którzy zginęli pozwalając wybrzmieć całej rozpaczy, którą w sobie miała. Nie widziała już zgromadzonych ani stosów wokół siebie, jeno ciała bez życia leżące, a jednak przemawiające do niej i proszące, by wyśpiewała im drogę na drugą stronę, więc śpiewała… Lament powoli zmieniał się w kołysankę dla umarłych, w której Wiedząca koiła ich dusze i zapewniała, że znajdą swoje miejsce czy to w Walhalli, czy w Nilfheimie. Podchodziła do każdego z ciał rozkołysanym krokiem i głaskała po twarzy uspokajająco zapewniając śpiewnie, że już wszystko w porządku. Potem w tłum ruszyła ciągle śpiewając i ludzie z drogi jej ustępowali widząc, że volva nie patrzy w ten świat, i ku pogorzelisku się skierowała.
Najstarsi mieszkańcy Ribe przypomnieć sobie mogli, iż kiedyś już Wiedzącą widzieli takową, przy innym pogrzebie, gdy z wikingu wielu nie powróciło. Wtedy też tak śpiewała i świata wokół nie widziała.
Płacz i zawodzenia kobiet miała za tło swego śpiewu. Służba miód i wino roznosiła by każdy mógł usta zmoczyć w imię pamięci zmarłych i zrosić ziemię by w ten sposób honor oddać obrońcom po raz ostatni. I by bogów o przychylność dla nich prosić.
Bjorn Haldred do Agvindura przyprowadził, któren spojrzenie w ułomną wpił. Siostra Sigrun do nóg jarla przypadła do ręki jego sięgając.

I w końcu śpiew volvy ustał. Huk ognia, gorąc bijący od stosów, sprawiły, że ludzie odsunęli się od miejsca ostatniego pożegnania. Z ciemności zaś dobiegł głosik. Z razu drżący lekko, lecz z każdym wersem mocy nabierający, Jorik deklamował sagę złożoną przez wielkiego skalda Freyvinda. Bjarki z Kariną ruszyli pomiędzy ludźmi by stanąć za chłopcem. Ten okazał się stać na jednym z kamieni, jednak krzyczeć niemalże musiał by przez ogień, płacz i lament przebić. Grim chwilę dla tchu zaczerpnięcia wykorzystał i chłopca na ramiona swe posadził.
Tak oto ruszyli powoli jak dwugłowy olbrzym słowa sagi niosąc:

- Agvindur zwał się jarl miasta Ribe i einherjar przesławny, syn w krwi Eyjolfa, syna w krwi Canarla, który pierwszym był i jedynym jakiemu Rozdawca Zwycięstw ofiarował dar płynu życia i ze śmierci go zawrócił oddając Nott. Agvindur był mężem szanowanym i groźnym w walce, że mało kto równać się z nim mógł gdyby w czasie mieczy pogody lub na holmgang z nim stanął. Wiele razy kruki karmił, wiele dróg i siedzib na ziemiach Dunów i innych krajach zwiedził, a kiedy skończył z wyprawami w Ribe osiadł i władzą swą miasto to naznaczył. Był wówczas już niezmiernie bogaty i nie skąpił miastu nic aby chwały mu przysposobić, bo oczkiem w głowie jego się stało. Za jego to panowania Ribe rozkwitło niczym kwiat na wiosennej łące. Osada o niedużym znaczeniu pod jego rządami zmieniła się w dostatnie i duże miasto pełne kupców z krajów Fryzów, Anglów i Saksów, Franków, Rusów, a nawet jeszcze odleglejszych krain. Jarl opiekował się tym miastem i cieszył się z rozkwitu, bo szczęście i dobrobyt je łaską Njorda dotykające jemu samemu radość wielką sprawiało.

Syna przez krew miał jednego, na imię było mu Einar, który do władzy nad Aros został przysposobiony i wysłany. Przez lata innego potomka Agvindur nie przebudził, z mądrością i cierpliwością jakiej w innych czynach i myślach nie przejawiał. Czekał na tego, kto godnym przyjąć dar Jednookiego się w jego oczach stanie. Eggnir zwał się mąż syn Svenda i Ingeborg, córki Haeinga zwanego Dzikiem. Był on wojem młodym ciałem ale mocnym i bitnym, a do tego rozumnym. Od lat hirdowi jarla przewodził znając moc płynu życia jaki przyjmował jako śmiertelnik. Wielce się on Agvindurowi udał i na potomka jego był sposobiony. Czas jego odwrotu od pieszczot Sol i przyjęcia potoku czerwieni w martwe usta, z każdym dniem coraz bliższym był. Siostrę miał, o imieniu Sigrun, urodziwą, niewinną i dobrocią pełną dziewczynę. Zwano ją w halli jarla “Słoneczko”, bo w dzień czy noc langhus Agvindura rozświetlić potrafiła radością, pięknem i zachwytem. Ona to pod opieką jarla dorastała w jego halli, gdzie umilała czas, samym swym widokiem ocieplając martwe serce i chłód nocy w martwej duszy. Elin zwała się niewiasta kolejna co pod opieką Agvindura w Ribe zamieszkała. Córką Gunnara ją wołano, lecz imienia einherjar jaki ojcem przez krew jej był, nikt nie znał. Choć długo już w halli jarla przebywała, to ludzie w Ribe za obcą ją mieli, bo z innych stron przywiodła ją droga. Płaszczem zagadek skryła pochodzenie swe i przeszłość, przez co wielu nie ufało jej. Dobrocią wypełniającą jej martwe ciało przychylność oraz szacunek sobie u ludzi z czasem jednak wywalczyła. Nikt w Ribe jak ona nie znał się na ziołach i haftach, a gdy cień łaski Asów i Vanów na nią padał, Urd, Werdandi i Skuld pozwalały jej zajrzeć w swe tajemnice skrywane przed wszystkimi. Uroda Elin przy tym prawie Słoneczku dorównywała, przez to jarl z radością i chęcią w langhusie swym ją gościł.

Dni płynęły wartko i Agvindurowi oraz jego domownikom nie brakowało niczego. Kobiety tkały cudne wzory na szatach radośnie wyśpiewując pieśni, a mężowie z hirdu ćwiczyli się w mieczu, włóczni, toporze i oraz biesiadowali. Mieszkańcy Ribe bogacili się dumni ze swego miasta, jedynie Agvindur choć również radował się tym to zmartwienia miał srogie i nie mógł szczęściem jeno żyć jakie dał wszystkim wokół. On to był bowiem najmożniejszym, najpierwszym i bodaj najpotężniejszym einherjar Danii i nie mógł skupiać się jeno na swoim mieście. Agvindur to Eryka zwanego z racji wieku Dziecięciem na tronie ustanowił i za wydarzenia w kraju przez to odpowiedzialnym był. A i ambicji mu nie brakowało po temu aby całemu krajowi dać spokój i dobrobyt jaki swej dziedzinie zapewnił (...)


Chłopak wziął sobie do serca porady Freyvinda, albo może Bjarki dodawał mu odwagi. Mogło to być też zacięcie albo wiara w amulet, flakon po miodzie z krwi Kvasira. Daleko mu było do zawołanych lub po prostu choćby doświadczonych skaldów, ale było o wiele lepiej niż Frey się spodziewał. Obecni przy obrządku słów chłopca słuchali. Widać było zaciekawienie i niemalże dziecinne zasłuchanie u większości z nich. Obraz tak różny od pogrzebu w Jelling. Tu ludzie pogrążeni w żalu jakby na przekór wszystkiemu, chcieli i szukali pociechy. Słów jakie pomogłyby im odnaleźć nieco zagubiony sens i pozbyć się bezsilności. Z początku grupki pomniejsze szeptały między sobą, nie zważając na chłopca lecz gdy wielki Brzydok uniósł go w górę i kroczyć poczęli razem, uwaga i tych mieszkańców przyciągnięta słowami została. Opowieść niosła się i choć z początku wydawać by się mogło, że nijak związać ją z pogrzebem od powrotu do Ribe historia zazębiała się z tym co doprowadziło do śmierci szalejącej w osadzie trzy noce temu. Wszystko ubierało się w całość, wedle sagi zarówno wyprawa do Jelling jak i późniejsze wydarzenia stawały się intryga Leiknara. Sprawcy zamętu, aftergangera służącemu chaosowi, odpowiedzialnemu za zniszczenie caern oraz części Ribe. Swymi przewrotnymi działaniami godzącego i w einherjar i w ulfhedinn.

Jorik zbliżył się do końca opowieści:
(...)Stosy płonęły jasnym ogniem trawiąc martwe ciała obrońców Ribe. Oni sami zasiadali już w Valhöll jedząc mięso Sahrimnira, pijąc mleko Heidrun i miód lany im przez Walkirie. Jedynie ich wyzute z życia ciała pozostały w Midgardr do tej chwili. Gdy stosy trzaskały ogniem z światem leżącym pośród innych ośmiu i z ludźmi miało od teraz łączyć ich już tylko jedno.
Pamięć i obietnica pomsty.

Gwizdy, uderzenia bronią o ziemię i tarcze straży mieszały się z okrzykami ludności, jaka napełniona tłumionym gniewem, chęcią walki o swoją osadę i o życie najbliższych emocji nie mogła powstrzymać. Wzburzony tłum, który przeszedł wiele w krótkim czasie żywo reagował na opowieść Jorika. Chłopiec aż zatchnął się z wrażenia i czkawki dostał. Bjarki wraz z Kariną szybko osłonili go przed oczami zebranych by efektu jego reakcja nie zburzyła. Skald skinął głową chłopakowi pokazując tym, że jest zadowolony z niego. Do volvy opłakującej zmarłych z dala docierała żywiołowa reakcja, jaka nie całkiem do pogrzebu pasowała. Dzieci biegały pomiędzy dorosłymi pokrzykując na siebie i już zaczynając planowanie wielkich bitew niosących zemstę, kobiety zawodzące do tej pory dołączyły i do mężów rozprawiający głośno między sobą. Kupcy co pierwszy raz byli w Ribe zbili się w ciasną grupkę, z niedowierzaniem i zaskoczeniem przyglądając się zajściom. Kilkaset osób zebranych w jednym miejscu przepełnionych targającymi nimi emocjami robiło na nich wrażenie.
- Niechaj się dokona i będzie obietnica pomsty - zagrzmiał mocnym śpiewnym głosem pod którym ucichał rejwach wynikły po końcu sagi. - Wpierw jednak wypowiem inna sagę.

- Urðr, Verðandi i Skuld zwały się te, które przybyły na zawsze odmieniając losy dziewięciu światów.

Jego głos niósł się ponad trzaski ognia.

- Nawet wszechmocni bogowie nie znali kim są i skąd się wywodzą. Jedni mawiają, że są one córkami karła Dwaina, inni że przybyły z plemienia świetlistych alfów. Są i tacy, co uważają je za Asynje, ale najczęściej mówi się o nich “trzy thursów dziewice”. Czy przybyły ze Svartalheim, czy Alfheim czy też Jotunheim najmniej Asów i Vanów to przejęło, bo z pojawieniem się Norn spostrzegli brak Złotych Tefli, dzięki którym kierowali przeznaczeniem dziewięciu światów. Złote tablice dawały im moc decydowania o losach swoich, ludzi i wszystkiego co żywe, choćby nieśmiertelnym było, zatem strach padł na Asgard bo zrozumieli wnet, że przestali być panami swego losu. Utracili wolność a na ich ręce i szyje opadły kajdany przeznaczenia.
Norny posiadły moc tkania losu, chaos niewiadomego zmieniając w porządek, który odczytany mógł być za pomocą wieszczb i przepowiedni. Byli i są tacy, co potrafili i potrafią wzrokiem swym sięgnąć w to co nad studnią Urd u najwyższego korzenia Yggdrasil, trzy dziewice utkały.
Volvy.
Wiedzące.
Będące takoż błogosławieństwem jako i przekleństwem ludzi i bogów.
Wnet w Asgardzie zabrzmiała przepowiednia o zmierzchu Asów i Wanów, o końcu światów, o kresie dni i wielkiej bitwie.
O Ragnarok.
Tak skończył się boski złoty wiek, bo Asowie i Vanowie stracili wszechmoc i o swym końcu utkanym przeznaczeniem dowiedzieli się mając czekać od tego dnia nieuknionego (...)


Po Ribie niosła się saga o Canarlu, o tym jak bogowie poznawszy swe przeznaczenie w Ragnarok zapragnęli przeciwstawić się mu, a Odyn ustanowił Einherjar, którzy w Dniu Końca Czasów, mieli stanąć do boju z Jotunami i potworami prowadzonymi przez Lokiego.

(...) Odyn odsunął się od Canarla, zabrał włócznię i zawezwał swe kruki, Hunnina i Munnina, po czym odszedł szukac kolejnych wojów do swej armii einherjar, aby zabrać ich do Vaelhall. Canarl i jego ród obdarzony został potęgą i niesmiertelnością, ale i przekleństwem. Gdy najbitniejsi wojowie mieli po śmierci wieczność spędzić u boku Jednookiego ucztując i trenując w przygotowaniach na ostateczną bitwę, Canarl i jego potomstwo w swej nieśmiertelności po kres dni mieli tułać się po Midgardr, ale i w Ragnarok pierwszymi z einherjar być w szeregu naprzeciw armii Jotunów i potworów.

Skald urwał. Nie był to koniec opowieści. Zabrakło słów o potomstwie Canarla, o Odindisie zwanej Brunhilda, o Ivarze, o Eyjolfie przebudzonych na tym polu bitwy na którym z mocy Nekromanty Canarl stał się pierwszym z Aftergangerów. Zabrakło opowieści i o innych dzieciach Canarla tworzonych później i zakładających kolejne mniej znaczne w Skandynawii rody einherjar-aftergangerów.
Urwał, bo nie o potomstwie Pierwszego z ich rodzaju chciał mówić.
Potoczył wzrokiem po mieszkańcach i wnet jego głos znów wypełnił plac.
- Oni! - wskazał na palące się stosy gdzie ciała Egnirra, Rune i innych zamieniały się w proch. - Oni teraz nam braćmi! Einherjar tak jak my, bo wierzę, że tacy wojowie padli w tak słusznej bitwie, bawią teraz u boku Wszechojca w Walhalli. Oni jednak bawią, my nie. Nas, einherjar z potomstwa Canarla Odyn nie wziął na polany Gladsheim, nie dla nas przejście pod Walgind, nie dla nas kunszt Andhrimnira podczas biesiad. Zostawił nas tu na wieczną nocną tułaczkę. Zostawił, bo miał powód!
Skald ze zmarszczonymi brwiami patrzył po mieszkańcach. Prawdę rzekł Jorikowi, że więcej saga i przemowa znaczy, gdy w jej trakcie wygrywa się spojrzenia z najtwardszymi. Prawdę rzekł, że Jorik nie był na to gotów.
Freyvind był, spoglądał teraz na najmożniejszych, największych z wojów, najbardziej silną wolą obdarzonych mieszczan widoczną w ich oczach. Z jego oczu bił jakby ogień determinacji.
- Póki tacy jak Eggnir i Rune, a i inni których tu żegnacie, czczą Asów i Vanów, hołubią tradycji waleczności i odwadze. Póki żyją tak jak ojcowie i cześć oddają Tyrowi, Freyi i innym, póty Walgind dla nich otwarta i nie Helheim im pewne. Póki tak jest, póty Odyn ma nowych wojów na Ragnarok, a oni radość obcowania w Walhalli miast potępienie w królestwie córki Lokiego! Póki żyjecie i trwacie, zaciekli w tym kim jesteście. Ale świat czyha na was. Ulfhedinn krwiożercze chcące wybić miasta, odszczepieńcy afterganger służący Lokiemu jak Leiknar, podobni nam co nie Asom i Vanom służą, ale nocą naznaczeni w służbie Białemu. A nawet nie tylko oni, a ludzie zwykli. Frankowie ślący czarne suknie by nie mieczem was wybić, a słowem, wiara w ukrzyżowanego zabić w was to kim jesteście i drogę do pałacu Odyna zamknąć. Potrzebniśmy wam do tego by chronić was. I każden z nas wolałby ucztować z Eggnirem i Rune, z Sigurdem pogromca smoka, z wojami padłymi w epickich bitwach. Wolelibyśmy ucztować w noc i bić się na Gladsheim, polować na Sahrimnira. Zamiast trwac tu w mrokach nocy. Ale czynimy to, bo taka jest wola jednookiego, bośmy wam potrzebni. On zaś w swej niezmierzonej mądrości sprawił, że nawzajem się potrzebujemy bo wy potrzebniście nam. Tak jak wolą Władcy Asów jest byśmy służyli wam opieką tak jego wola jest też byście służyli nam darem tego co utrzymuje nas przy trwaniu. To zamknięte koło jak Jormungand otaczający Midgardr i chwytający zębami własny ogon. Wzajemna służba, współistnienie. To wola Jednookiego!
Freyvind znów potoczył wzrokiem po zgromadzonych.
- Od pół wieku po bezdrożach chodzę odrzucając władze nad śmiertelnymi. Volva Elin nijak do władzy się nie sposobi lecząc was jedynie i zdradzając gdzie mogą poprowadzić nici utkane przez Norny. Volund-Berserker, samotny i odprowadzający zmarłych w zaświaty. Gudrunn Lodowooka odrzucająca jarlat i głosząca wszem i wobec, że w Jelling jedynie opiekunką jest. A Agvindurowi sami władzę daliście i cieszycie się z niej. Tedy my choć nieśmiertelni i potężni nawet władzy nad wami na siłę nie wypatrujemy.
Urwał patrząc na Sigrun.
- Zło dziś się stało, ale stało się i żal pozostaje. I wiele się po katach szepce. Iluż jednak wojów po sutych biesiadach pijanych zabijało się prawie bez powodu. Inaczej patrzycie na nas, bo się boicie potęgi. Ja wam jednak rzeknę, że obawiać się nie musicie, bo Odyn obdarzył nią nas właśnie by chronić was. I zgodnie z jego wolą to wam zapowiadam…
Urwał i wyciągnął saex po czym naciął nim wewnętrzną część dłoni. Krew zaczęła kapać na ziemię.
- Agvindur waszym jarlem, zostać mu trzeba by osady bronić i rządzić jak dotychczas. Ja biorę na siebie pomstę. Na święty płyn życia przyrzekam ci Leiknarze, że za to coś tu uczynił dopadnę cię. - Jego głos nabrał jeszcze większej mocy. - Choćbyś krył się i uciekał jak Loki przed Asami i Vanami po uczcie Aegira. Choćbyś krył się w najdalszych fiordach kraju północnej drogi, choćbyś umykał ku ziemiom Rusów. Dopadnę. To zaś co z ciebie zostanie, rzucę tu w miejsce gdzie zapłonęły dziś stosy, by Odyn widział, że to co nam naznaczył w Midgardr dopełniamy nawet gdy kto z nas czasem zbłądzi. Wy zaś dopełniajcie swojej części woli Odyna, po Ragnarok, w którym ramie w ramię staniemy przeciw Jotunom.

Volva z daleka od wszystkich się zatrzymała, gdy jej śpiew w końcu przebrzmiał i słowa skalda ją usidliły nie pozwalając odejść dalej. Cała stała się słuchaniem. Jej smukła sylwetka odcinająca się od poczerniałych ruin domu, włosy rozwiane przez wiatr. Słuchała i pozwalała by słowa jej brata krwi przywróciły nadzieję. Uwierzyła mu, że zdołają wspólnie powstrzymać Leiknara, że pomszczą tych, którzy zginęli i tych którzy pozostali z krwawiącymi ze straty sercami. Uwierzyła i byłam pewna, że inni uwierzą także dlatego nie chciała zakłócać im tej chwili i wróciła do tymczasowej halli po swój miecz.
Odprowadzał ją istny huragan okrzyków skandowanych przez wiele gardeł niczym jeden głos. Głos, który przepełniała pasja, duma i honor ludu północy. Przez chwilę słychać było okrzyki o zemście, o lojalności do jarla, chwalące Odyna i Tyra. By wkrótce gdzieś z głębi tłumu krzyczeć poczęto imię skalda na przemian z imieniem Agvindura.
- Freyvind! Freyvind! - przetaczało się niczym grzmot po okolicy.
- Agvindur!
- Odyn!
Kolejne głosy dołączały się tworząc istną burzę emocji, jaka zaskoczyła nawet samego skalda. Tak wiele woli, nadziei i pewności siebie i takiej jedności i poparcia dla niego samego jeszcze nie doświadczył. Setki oczu wpatrzonych w jego smukłą postać przewiercało go na wylot, dodając jemu samemu pewności i poczucia jedności. Kątem oka ujrzał nawet Bjorna skandującego jego imię na zmianę z imieniem swego jarla. Młody uczeń też wykrzykiwał jak w transie, po raz pierwszy doświadczając tego wiru emocji.
W ceremonii pochówku uczestniczyli też i przyjezdni. Kupcy co interesy tu swoje mieli kolejno do jarla podchodzili by kilka słów z nim zamienić. Sigrun wpatrując się w płomienie jak zahipnotyzowana, trwała obok Agvindura nieporuszenie. Obok niej Bjorn a po lewicy jego Haldred Pękniete Usta stała i ona też dołączyła do uniesionego tłumu. Wargi Sigrun zdawały się poruszać niezależnie od woli dziewczyny, lecz w zamieszaniu nocnych obchodów nikt tego spostrzec nie mógł.
Elin do budynku dotarła nie niepokojona przez nikogo i z izdebki miecz wyciągnęła patrząc się długą chwilę na niego. Potem do głównej halli się przeniosła usiadłszy na jednej z ław i oczekiwała na powrót swych braci krwi bądź Ljubow z mapą.
- Dziękuję Ci, Styggrze. - Rzekła w przestrzeń. - Dziękuję.
Kimkolwiek był Styggr, nie wiadomo było czy przyjął ani czy usłyszał podziękowania volvy. Miecz zaś nie zmienił swego wyglądu ni na jotę. Wciąż wyglądał zdecydowanie mizernie. Wszelkie ślady po walce czy krwi zniknęły, zielonawy osad pokrywający jego ostrze pozostał.
Siedziała tak przez chwilę ale nie dosłyszawszy reakcji tajemniczego towarzysza ruszyła się w końcu i kazała służbie przygotować stroje dla siebie na podróż, odpowiednie by w Aros mogła się pokazać i jeden na teraz do przebrania, gdyż ciągle w zakrwawionej sukni chodziła. Uznawszy, że i tak wiele do roboty w obecnej chwili nie miała wraz z niewolnymi zaczęła wybierać ubrania dla siebie.

Elin,Freyvind


Skald wszedł do halli wraz z Jorikem mowiac cos do niego cicho i czochrajac mu włosy. Widac był zadowolony z jego wystepu. Bjarki i Karina zostali wciaż na placu, Chlotchild znowu gdzieś furknęła, Agvindur zaś rozmawiał z kupcami.
Volva w tym czasie ze służącymi skrzynie jakieś pootwierała i ubrania przeglądała zbywając większość propozycji niewolnych co do strojów.
- Gotowa? - spytał podchodząc do niej powoli i ciekawie obserwując wybór jej strojów.
Wiedząca na niewielki stosik spojrzała i skrzywiła się lekko. Freyvind mógł dostrzec niebieskie, zielone i czerwone suknie i fartuchy, które wyraźnie status wskazywały.
- Nie powinnam ich nosić, nie teraz… - Westchnęła cicho dziękując służkom i każąc im odejść.
- Czemu?
- Bom już nie w łaskach jarla. - Uśmiechnęła się lekko. - Ale w Aros dobrze pokazać się należy.
- Nie przejmuj się jego łaską. Wolnaś.
Elin dotknęła z czułością niebieskiej tkaniny i spojrzała ponownie na brata swej krwi.
- Wolnam i za Tobą ruszę, choć winnam co innego zrobić by od was wszystkich niebezpieczeństwo odciagnąć. Więc i Ciebie się pytam, bracie. Pewnyś, że chcesz mnie w kompani? - Powaga w jej wzroku była.
- Niebezpieczeństwo? - zdawał się nie rozumieć. - Jakie niebezpieczeństwo?
Westchnęła cicho ale i uśmiechnęła się na to.
- Leiknar. - Odparła jeno.
- Elin… - objął ją lekko. - Podróżowałem z demonem, po dziczy jeno z dwójka sług, gdy wilki jak widać mi poprzysiągly jakąś pomstę. A niebezpieczeństwem ma być ten, któremu na krew poprzysiągłem iż go dorwę? - Uniósł brwi z niewielkim uśmiechem.
Odwzajemniła uścisk delikatnie.
- Dziękuję, Freyvindzie ale to nie powinna być Wasza walka. Jednakże cieszę się, że nie jestem z tym sama.
- Powinna, nie powinna? Jest. Przez braterstwo krwi obowiązkiem jest cie chronić. Przez to kim jesteś i pobłogosławiona spojrzeniem na nici Norn, zaszczytem. Przez to zaś jaka jesteś, przyjemnością. Nie frasuj się tedy. Dorwiemy go i będziesz w pełni wolna.
Na słowa jego volva uśmięchneła się ciepło i skłoniła.
- Dziękuje Ci Freyvindzie. I dziękuje za wspaniałą sagę, iż dane mi ją było usłyszeć. Była wspaniała.
- Podziękuj Jorikowi - mrugnął lekko. - To wszak jego saga.
- Podziękuję. - Uśmiechnęła się. - A przemowa Twa… - Głową pokręciła z podziwem. - Brak słów by wyrazić uznanie.
- Zostawmy to. Szło mi o to by dzisiejszy pogrzeb i to co wypowiedziane było poniosło się po Danii. Niech i wilki usłyszą. - Ucichł na chwilę, po czym podjął: - Agvindur winien tym ludziom opiekę i pomstę, gdy mimo jego opieki ich skrzywdzono. On nie ja. Mi idzie jeno o to by Leiknara zabić by cię od niego uwolnić, a oni niech wierzą, że to tak jako rzekłem. Potrzebne im to. I na Sigrun mniej będą się boczyć.
Skinęła głowa z wdzięcznością, choć ukłucie niepokoju poczuła na myśl o śmierci Leiknara.
- Jarl o nią zadba. - Odparła spokojnie i ponownie na rzeczy spojrzała. - Miałabym jedna jeszcze prośbę do Ciebie.
- Jaką Elin?
- Dobrze by było, gdybym i biżuterię miała, by godniej się w Aros zaprezentować… - Zawahała się na moment. - Jednakże wolałabym Jarla nie prosić teraz o nic, a mówiłeś, iż mamy kosztowności co do Asgera należały. Może z nich bym coś dobrała.
- Bierz z nich co tylko zechcesz. Choćbyś i wszystko wziąć chciała.

Elin

Po skompletowaniu odpowiednich ubrań i biżuterii volva zdecydowała się jeszcze spróbować posilić. O dzban z krwią poprosiła i zamknęła się sama w izdebce co wcześniej Agvindur w niej bez ruchu leżał. Przelała trochę krwi do kubka, który tam już wcześniej trzymała i zaczęła na stole palcem niewidzialne runy wokoło kubka malować. Nie wiedzieć czemu wcześniej to jej pomogło, może i teraz się uda. Myślała nawet, czy by garncarza o specjalny kubek dla siebie z runami wyrytami nie poprosić, może łatwiej byłoby się jej posilać wtedy było. Zrobiła dobre trzy “kręgi” wokoło kubka, gdy zdecydowała się spróbować. Ostrożnie podniosła naczynie do ust i szybkim ruchem wychyliła cała zawartość. Skrzywiła się przy tym ohydnie ale dała rade. Kolejna porcja krwi i ponownie dziwny “rytuał”, po którym zdolna była znów się napić. Elin uśmiechnęła się szczęśliwa, iż sposób na spokojny posiłek znalazła.
 
Blaithinn jest offline