Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2016, 21:52   #165
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Pojawienie się Czystych wywołało konsternację w całej karawanie. Vizerai i jej ludzie nie planowali się na nich napatoczyć, ba… najwyraźniej nie chcieli się z nimi spotykać. A tym bardziej rozmawiać. Czyści zresztą mieli wyraźnie ten sam problem. Mimo rannych wśród nich Tarkhici byli zbyt dumni by prosić obcych o pomoc.
~ Powoli zaczynam się zastanawiać… czy ta święta krowa, w ogóle potrafi czytać z tych cholernych kart, czy po prostu stawia sobie pasjansa… ~ Chaaya zatrzymała wielbłąda jak najdalej od miejsca rozpoczęcia cmentarza, jakby ciągle miała nadzieję, że nie będą musieli przez niego przechodzić.
Przechodzenie przez zbiorowe mogiły, na środku pustyni, było czystym przekleństwem i wariactwem. A fakt, że nomadzi, którzy z zasady, choćby nawet swojej nazwy, powinni trzymać się od niego z daleka, a jednak się w nim skryli, nie napawał optymizmem.
~ Bingo, moja droga ~ stwierdził zaniepokojony Gniewomir i były to pierwsze słowa, które skierował do niej od dawna. ~ Sam zastanawiam się nad tym od dawna.
~ Karty bywają… z tego co wiem, są jak dziki wierzchowiec, trudno je poskromić. ~ stwierdził Jarvis zamyślony przyglądając się sytuacji. ~ Z twej wypowiedzi wnoszę, że sytuacja nie jest za dobra dla nas. ~
~ Jeśli ci przed nami weszli na cmentarzysko, oznacza, że jest BARDZO zła… ale z chęcią przypatrzę się wspaniałej dyplomacji Suli… o ile nie ustrzelą jej zanim do nich podejdzie, a nas coś nie zaatakuje od tyłu. ~ kapryśność tancerki dawała się we znaki, a sama zaś Chaaya nawinęła pasemko na palec, ustawiając dromadera w poprzek zgromadzonych. Podróż na smokach, była by nie tylko mniej problemowa, ale i szybsza i efektywniejsza. Tłumaczenie Agnisa, a teraz i Gniewka, że Vizerai może być smoczycy była dla tawaif bezsensowna. Przeznaczenie, zawsze się dopełni, niezależnie od okoliczności i przeciwności… w końcu na tym polegała sama zasada przeznaczenia. Po co więc był cały ten cyrk? Skąd brali ochotę na tak niedorzeczne postępowanie?
Zielonołuski gad, obserwował całe to zdarzenie nie tylko swoimi ale i partnerki oczami, jako jedyny ciesząc się z sytuacji, wszak była ona idealna dla obserwatora.
~ Nasi skrzydlaci towarzysze są za daleko, żeby nam pomóc. ~ zauważył Gniewomir, nerwowo naciągając na knykcie lejce, aż wyprawiona skóra trzeszczała. ~ Dlatego jeśli wydarzy się coś złego, musimy sami chronić suli… ~ stwierdził i spokojnym krokiem podjechał do Suli.
~ Żywi nie wyglądają na grupkę mającą dość sił, by je marnować na walkę z nami. Ci tutaj… raczej się chyba chowają. Co jednak mogło ich skłonić do szukania kryjówki tutaj? ~ to pytanie było wyraźnie skierowane do Chaai.
~ Nonsens. ~ żachnęła się zniecierpliwiona bardka. ~ Nie zaatakują nas, póki my tego nie zrobimy… więc zamiast osłaniać te durną kwokę, lepiej ją przypilnuj. ~ odparła gniewnie, pokazując całą swoją postawą po czyjej stronie stoi, a na pewno, po czyjej NIE.
~ A myślisz, że co zamierzam zrobić? ~ zwołał w myślach ze śmiechem. Przez chwile widziała błysk w jego oczach, kiedy się do nich odwrócił.
~ Nie wiem co ich mogło skłonić… to niepokojące widzieć ich w takim stanie i w takim miejscu. Najwidoczniej, skalana ziemia była ich jedynym ratunkiem. ~ odparła smutno, żałując, że nie może w żaden sposób pomóc nomadom. Była obca i nieczysta, wzgardzą jej ofertą, nie ważne jak bardzo by chciała im poradzić.
~ Ciekawe, czy to, co ich skłoniło, może tu przyjść za nimi. Może w ogóle jak się nam poszczęści, to zaraz się dowiemy… Choć pewnie nie ma na to, co liczyć…
~ Zapytaj kart… może ci odpowiedzą. ~ odparła kwaśno Chaaya.
~ Być może płonęła mi niedawno dupa, ale to nie jest to samo ~ rzekł, mając na myśli suli. ~ Możesz mi powiedzieć potem, dlaczego od dwóch dni traktujesz mnie jak to, co zostawia twój wielbłąd?
Tancerka uniosła się w siodle, prostując zmęczone kolana. Nie miała bladego pojęcia o co chodziło Gniewkowi. Po chwili dumania, przyłapała się na tym, że od pewnego czasu wlepia w niego wzrok, jakby chciała wywiercić w jego szerokich ramionach dziurę. Skonfundowana usiadła, spuszczając głowę.
Smok, pomimo tego, iż aktualnie świetnie się bawił z jakimś gadającym nieumarłym, którego napotkał na środku pustyni, zaskrzeczał świszczącym śmiechem, jakby o wszystkim wiedział. Po plecach dziewczyny przeszedł zimny dreszcz.
~ Czy… czy Nveyrioth coś zrobił? ~ spytała z lękiem w głosie.
Gniewomir, który zdołał już zająć miejsce po lewicy Suli, skupił się na przybyszach, ale w myślach wysłał jej obraz jej samej, jak rozeźlona każe mu się nie mieszać w jego plany pokazania suli smoków.
Tawaif poważnie się skupiła, by na twarzy Charrity nie pojawił się żaden grymas, a już tym bardziej teatralne przewrócenie oczami. Nie znalazła odpowiednich słów, na nową rewelację jaką jej sprezentował. Właściwie to opadły jej ręce. Miała przy sobie dwóch mężczyzn, którzy byli dorośli, lecz z jakiegoś powodu nie radzili sobie w życiu prawie całkowicie… jakim sposobem przeżyli, tego nie wiedziała i chyba nie chciała się dowiadywać.
Przynajmniej dostrzegła problem, to znaczy… został jej wskazany, gdyż istniał całkowicie w głowie barczystego mężczyzny.
~ Rozdziel proszę kiedy rozmawiamy jako towarzysze, a kiedy jako najemnicy. Pamiętaj o swojej roli. ~ odpowiedziała najneutralniej jak potrafiła. ~ Czasem mam wrażenie, że nie rozróżniasz tych dwóch płaszczyzn.
~ I to mówi kobieta, która sypia ze swoim kolega ze skrzydła w czasie misji ~ odparł całkowicie bez złości Gniewomir. ~ Ciesze się, że tak doskonale sama rozdzielasz te dwie płaszczyzny, ale raczej nie poproszę cię o lekcję ~ odparł Gniewomir spokojnie.
Chaaya nie zamierzała tego komentować. Najwyraźniej do Gniewka nie dotarło jeszcze, że miał w drużynie pospolitą dziwkę.
***
Athos zamruczał z radości. Znał tego stwora, ponieważ Gniewomir przeczytał mu kiedyś o nich cały długi ustęp z Wielkiej Ilustrowanej Enyklopedii Zwierząt Wszelakich a Śródlądowych. Oczywiście ilustracja, nawet całkiem udana, nie oddawała nawet w połowie piękna sfinksa, którego gracja i majestat uzupełniały się ze sobą w pełnej harmonii ruchów i sylwetki. “Bardzo często zdarza się, że przebiegłość mylona jest z inteligencją. Nie jednak w przypadku sfinksa, który łączy w sobie mądrość i zarazem drapieżność.” - przypomniał sobie smok i od razu pomyślał, że Gniwomir zzielenieje z zazdrości, jak się o tym dowie.
Nveryioth przekazał wizję stada swojej partnerce, śmiejąc się syczącym głosem i leniwie zataczając kręgi nad stadem kotów. W powietrzu było mu dobrze i nie zamierzał lądować, bo w przeciwieństwie do innych smoków lekkość jego ciała pozwalała mu na odpoczynek nawet wtedy, gdy był w przestworzach. Wspomnienia zaś bardki utwierdzały go w fakcie, że rozmowa ze sfinksem, nie jest niczym nadzwyczajnym ani ciekawym.
Szybując wysoko na niebie, rozkoszował się chłodnym wiaterkiem i rozmową z drugą połówką.
- Lądujemy. Ale spokojnie - zarządził Athos. - On może mieć jakieś cenne informacje.
Granatowy olbrzym łagodnie i ostrożnie poprowadził skrzydło do lądowania, zataczając szeroki łuk wokół stada prowadzonego przez fascynujące, skrzydlate stworzenie. W ten sposób pokazał, że nie mają wrogich zamiarów. Osiedli miękko w piaskach kilkanaście metrów przed przewodnikiem.
- Pozdrawiam Cię, Piaskowy Łowco, ja - Regalis Caeruleus, zwany także Athosem - spróbował we wspólnym swoim tubalnym głosem - a także moi towarzysze.
- Nie wiem kogo masz na myśli, nazywając mnie piaskowym… łowcą? Jestem Ef-nhut-Aten, strażnik i opiekun. - odparł zdziwiony stwór przyglądając się smokowi, jak i jego towarzyszce. Z których to Godiva wyglądała nieco dalej i przyglądała się temu spotkaniu z podejrzliwie i z dezaprobatą.
- Efnnnhut Aten - powtórzył nieco niepewnie Athos, borykając się z tymi wszystkimi niemymi głoskami na raz. - Wybacz. Piaskowy z powodu tej pustyni dookoła... - szerokim gestem skrzydła ogarnął przestrzeń dookoła. - Jesteśmy tu obcy i w podróży. I daruj Strażniku, że wtykam nos w nieswoje sprawy, ale ciężko się odnaleźć w tym wszystkim, co się tutaj dzieje i każde informacje są dla nas cenne. - Athos spojrzał na sfinksa. - Dokąd zmierzacie i czy możemy Wam jakoś pomóc?
- Są… istoty… kreatury, które pustoszą stare grobowce i budzą odwiecznych strażników z ich zasłużonego snu. Szukają czegoś, co nie należy do nich i z pewnością nie powinno trafić w ręce ich panów. - wyjaśnił nieco enigmatycznie Ef-nhut-Aten.
Athos zastanowił się przez chwile i powiedział.
- Jeśli te kreatury potrafią kraść ludzkie ciała, to chyba wiem, o kim mówisz. Spotkaliśmy ślad takich, ale daleko stąd. Jak mają się jednak do grupy… - spróbował taktowanie - którą prowadzisz?
- Nie… to nie są ludzie. Ani też nie kradną ciał. Natomiast bezczeszczą je naruszając spokój grobowców. Wystarczy że z ghulami są problemy. - stwierdził Ef-nhut-Aten krótko.
- Uciekacie przed nim? - zapytał wprost Athos, który nie doczekał się odpowiedzi na swoje pytanie i zastanawiał się, czy to już jest typowo sfinksia zagrywka.
- Przed czym niby ma uciekać? - zapytał niezrażonym tonem Ef-nhut-Aten.
- No… przed tymi kreaturami? - Athos poczuł, że sposób prowadzenia dialogu zbudowanego wyłącznie na pytaniach może być trudny, ale niemożliwy do uniknięcia, jak się rozmawia ze sfinksem. - Zapytałem dokąd zmierzacie i jak my moglibyśmy wam w czymkolwiek pomóc, a odpowiadasz mi o kreaturach burzących spokój… Pomyślałem, że jedno wynika z drugiego. Jest inaczej?
- Co oznacza, że ich ścigamy… i poruszamy się we właściwym kierunku. - wyjaśnił androsfinks.
- Aaaaaa - stwierdził Athos, bo na tyle w pierwszej chwili pozwoliło mu zdumienie. - Może moglibyśmy wam pomóc? Sami potrzebujemy informacji, ale im mniej kreatur, tym bezpieczniej dla naszych ludzkich towarzyszy.
- Latacie… a szukać trzeba na ziemi. - wyjaśnił sfinks krótko.
- Jak to? Przecież z nieba widać więcej. Poza tym potrafimy też chodzić na łapach - wyjaśnił usłużnie. - Na czterech albo dwóch - Athos nie mógł pojąć logiki myślenia tego stworzenia, ale był nim zafascynowany.
- Tyle, że to czego szukamy nie widać z nieba.- wyjaśnił enigmatycznie sfinks.
- Czyli mam rozumieć, że to… te kreatury są widoczne z poziomu ziemi, ale już nie nad nią? - zapytał spokojnie Athos ani odrobinę niezniechęcony. - Nigdy nie widziałem stworzenia, które miałoby taką właściwość swoich tropów. Jak to możliwe?
- Proste… one nie wędrują po ziemi, wędrują pod nią głównie, wychodząc jedynie od czasu do czasu. - odparł Ef-nhut-Aten ruszając do przodu wraz ze swoimi przybocznymi lwami.
Dla Athosa to nie było wcale proste. Jeśli coś było widać z poziomu ziemi na przykład jako szlaczek poruszonego piasku po wykopaniu nawet niewielkiego tunelu, to z powietrza widać ten ślad tym bardziej. Jeśli zaś nie było takiego tropu widać, a jedynie pysk tego czegoś, wynurzający się od czasu do czasu ze spieczonej ziemi i piasku, z wysokości kilku metrów mogą patrolować większy obszar i też to zobaczyć.
Nieprzekonany skinął jednak na własnych towarzyszy, by ruszyli za nim i podążył za Ef-nhutem, którego najwyraźniej nie peszyło, że wielki smok robi jeden krok za jego cztery.
- No dobrze, zostawmy to. Czego szukają w tych grobowcach? Kości tam położonych? Jakichś artefaktów? I przede wszystkim jak wyglądają te kreatury? - zapytał Strażnika.
- Są kpiną z metalu stworzoną na wzór Erchemnathuna. Pana Słońca i Deszczu. Stworzyciela Życia. - wyjaśnił sfinks, naturalnie nic nie wyjaśniając. - A czego szukają. Starożytnej wiedzy i magii, nie oni jedni… acz jeszcze nikt na taką skalę.
- A więc to jakiś rodzaj golema. Sztuczne życie. Być może działają na czyjeś polecenie. Myślałeś o tym? Może trzeba poszukać przyczyny zamiast tylko wybijać problem, bo inaczej nie skończy się nigdy. Będzie wieczny… - dodał granatowy smok, bo udzielił mu się nastrój.
- Oczywiście, że działają na czyjeś polecenie, lecz nie raczą się podzielić tą wiedzą z nikim. A przesłuchiwać golemów się nie da. - odparł androsfinks, a smoczyca ruszyła po piasku za nimi wyraźnie niezadowolona z obrotu sytuacji.
Athos rozważył w myślach beznadzieją walkę Strażnika. On miał całą wieczność. Mógł wybijać swoje golemy w nieskończoność. Bez planu na rozwiązanie pomysłu raz a dobrze. Zdaje się też, że nie dopuszczał do siebie możliwości, że ktoś inny mógłby mu podać rozwiązanie.
- A próbowałeś śledzić jednego złodziejaszka, aż do źródła, któremu niesie zdobycz?
- Wydajesz się być rozumny w miarę… jak sobie wyobrażasz mnie śledzącego coś co jest znacznie mniejsze ode mnie? - zapytał z ironicznym uśmieszkiem sfinks. - Jak niby mam się ukryć przed czymś, co z powodzeniem potrafi się ukrywać przede mną?
A więc mniejsze. W końcu coś, pomyślał Athos i zamyślił się głęboko. Nie zraziła go wcale ironia w głosie Strażnika. Kobieta-ogień mówiła w ten sam sposób do Gniewomira. Traktując go jak głupca, choć sama pod wieloma względami wcale nie była od niego mądrzejsza.
- Może źle szukasz. Nie tych golemów, ale właśnie magii, którą ukradły. Składowana w jednym miejscu musi mieć dość silną aurę. A te kontstrukty muszą ją gdzieś znosić swoim panom. Czy między punktami, które okradły w ostatnim czasie da się wytyczyć prostą linię?
- I tam właśnie idę… do kolejnego celu ich napadu. Trzymając się linii ich barbarzyńskich działań, teraz uderzą na grobowiec Kehmta III faraona z czwartej dynastii i linii wywodzącej swe pochodzenie od kapłanów… - zaczął wyjaśniać sfinks.
- Piątej… - przerwał mu nagle smok. - Nie czwartej dynastii, tylko piątej.
- Czwartej… nie pokładałbym zaufania w pisaninę zerrikańskich historyków. Banda czcicieli żywiołaczych duchów spisywała te bujdy z zawodnej pamięci nielicznych pradziadów. Ja żyłem w tamtych czasach… Teraz gdzie on był?
Do uszu drepczących smoków, sfinksa jak i jego kotów doleciał głośny, warkliwy śmiech.
To Nveryioth właśnie zorientował się z zaistniałej sytuacji i zniżył lot by się ponabijać… z Godivy.
- A tobie co? Skrzydła urwałoooo? Już doszczętnie się w kurę zamieniłaś? - zielonołuski trzymał się wysoko, lecz na tyle blisko by móc swobodnie dyskutować podniesionym nieco głosem.
- Nie każdy boi się kotów tak jak ty. - wyjaśniła pogardliwie Godiva.
- Dlatego trzymasz się na dystans co? Może boisz się, że rzuci na ciebie jaki urok? - Nvery świszczał śmiechem, falując niczym ciemnozielona wstążka na wietrze. Jego obtarte łuski, prawie w ogóle nie miały w sobie blasku, z tej odległości wyglądał jakby był źle ociosany w piaskowcu.
- Ja trzymam dystans? To ty udajesz ścierę unoszoną podmuchami wiatru. - tymczasem sfinks najwyraźniej czegoś szukał rozgrzebując wydmę. - Tyyyle lat… gdzie to było?
- W przeciwieństwie do was, umiem odpoczywać w przestworzach… a tam na górze jest chłodno i nad wyraz cicho... - wytłumaczył, zniżając swój lot tak, by przez chwilę Godiva była w jego cieniu. - To nie moje pierwsze sfinksy w życiu, by przerywać powrót do towarzyszy. - mówiąc to zatrzepotał skrzydłami wyprzedzając “karawanę” ssaków i zmiennokrwistych powoli unosząc się do góry. Było mu śpieszno do Chaai, choć w zasadzie nie mogli się widywać, pragnął jednak zniwelować dystans między nimi nie tylko jak najszybciej, ale też na jak najmniejszą odległość.
- Oooo tak… szczurze nory są pełne sfinksów. - zakpiła Godiva kpiąc z jego przechwałek.
Nie wiadomo czy smok usłyszał słowa smoczycy, ale nawet jeśli, to nic sobie z nich nie robił, bo po chwili z bardzo daleka dało się słyszeć jego śmiech i nawoływania. - Kręć tym kuprem, kręęęęęć! Iaaahahahahaha!
- No... dobrze to nie jest. Brama ma złamane pieczęcie i dziurę. - mruknął bardziej do siebie sfinks niż do znajdującego się obok niego Athosa, gdy pazurami odgrzebał zasypane piaskiem wrota. - A to oznacza… że…
Nie zdążył powiedzieć do końca, bowiem wrota zostały wyważone, a z piasku wynurzyły się dwunożne istoty opatulone bandażami.
Pokrzywione sylwetki nieumarłych wysypały się również z samych wrót. Część mumii była wyraźnie uszkodzona. W ich martwych oczach była widoczna bezmyślna wściekłość.
- Odstąpcie… - ryknął sfinks próbując zapanować nad sytuacją. - Nie przyszliśmy tu walczyć z wami.
Bez skutku.
Athos czuł, że to może być bezcelowe. Furia w oczach strażników była bezwarunkowa i skrzydlatemu nie przychodził do głowy w tym momencie żaden sposób, żeby się przez nią przebić. Stanął więc na dwóch łapach, żeby mieć wolne przednie do ciosów, machnął lekko skrzydłami, wysyłając ku mumiom wirujące kłęby piasku, które może choć na chwile spowolnią je, gdy wpadną do martwych ślepi i… zionął w ich kierunku lodem.
- Przewidywałam, że tak to się skończy. - mruknęła smoczyca i podleciała w górę, by z powietrza zionąć stożkiem błyskawic na nacierające potwory. Zarówno lód jak i błyskawice poszarpały ciała nieumarłych, ale nie okazały się zabójcze. Natomiast sfinks zaszarżował wraz z towarzyszącymi mu lwami w kierunku wejścia do podziemi, wbijając się klinem w hordę nieumarłych i najwyraźniej próbując się przebić do środka.
Athos może i pchałby się za nim do środka, ale postanowił te sprawę zakończyć tutaj. Głupio byłoby mieć wrogów z każdej strony, niech więc chociaż odwrót Strażnik ma bezpieczny. Smok szukał więc tych mumii, które mogły mieć w dłoniach broń, chcąc je przede wszystkim zając walką, jeśli któreś były uzbrojone. Jednocześnie szukał na ich ciałach jakiegokolwiek wisiora - Gniewomir opowiadał mu bowiem, że ten rodzaj czaru często jest zależny w jakiś sposób od magicznego przedmiotu. Czasami wystarczało go zniszczyć, żeby zapewnić sobie spokój. Smok ponowił atak mrozem, mając w gotowości obie przednie łapy i ogon, gruby jak taran, na wypadek, gdyby animowane ciała zbliżyły się na wyciągnięcie łapy.
Co też planowały nacierając szerokim frontem na smoka, Godiva zaś wolała ataki z powietrza odczuwając odrazę do nieumarłych i zionąc błyskawicami. Pazury Athosa i ogon zadawały obrażenia, ale ogon Athosa został parę raz boleśnie uderzony przez nieumarłych i pojawiły się pod łuskami bolesne bąble.
Granatowy olbrzym rozdrażniony bólem, również wzniósł się w powietrze, ale zamiast zionąć lodem wzniósł się jeszcze odrobinę, wykonał pętle w powietrzu, żeby nabrać szybkości i lotem ślizgowym z wielką prędkością przeleciał nisko nad wydmami, chcąc skosić jak najwięcej trucheł. Na zwykłych śmiertelników, taki atak byłby zabójczy, ale mumie były stworzone z twardszej gliny i wiele z nich przeżyło ów atak. Tak samo jak uderzenie błyskawic Godivy. Trochę nieumarłych padło bez życia, ale większość przetrwała. Niemniej sfinks i jego kocia świta znikły już w czeluściach grobowca. A kilka szarż i zionięć później… mumie nagle straciły zainteresowanie walką i zaczęły nagle zawracać do grobowca.
Athos podejrzliwie im się przyglądnął, nim w tumanie kurzu i piasku wzbijanego swoimi skrzydłami opadł przed wejście do grobowca.
- Chodźmy proszę. Nie zabawimy długo, a Nvery w razie czego będzie mógł pomóc ludziom, gdyby sytuacja z jakiegoś powodu tego wymagała - powiedział i ruszył pomiędzy mumiami do środka, śladem sfinksa i jego świty. - Chyba, że wolisz tu zostać na straży.
- Naprawdę w to wierzysz? - odparła sceptycznie smoczyca. - Że Nvery z własnej woli ruszyłby na pomoc? Nie bardzo wiem co temu smokowi łazi pod czaszką, ale nie powierzyłabym mu bezpieczeństwa mojego jeźdźca.
- Wierzę w to - przyznał Granatowy, ale po chwili. Jakby faktycznie pytanie Godivy zmusiło go do rozważenia tej nieoczywistej kwestii. - I podejrzewam, że nie zrobiłby tego nawet tylko dla możliwości chełpienia się tym później.
Potem smok spojrzał w chłodną czeluść grobowca.
- Obyś miał rację. - syknęła gniewnie Godiva i dodała. - Ty pierwszy.
Smok wkroczył bez lęku w czeluść, błądząc po hieroglifach ściennych płonącymi fioletem ślepiami. Powietrze, choć chłodne, było suche i nie śmierdziało stęchlizną. Mumie w spokoju szły obok, szurając niezgrabnie stopami. Skrzydlaty zapamiętywał freski, chcąc je potem przekazać Gniewomirowi. Pierścień od Kronikarza na pewno pozwoli człowiekowi odkryć, co autor rzeczonych miał na myśli.
Choć czy był potrzebny do tego? Napisy może były i nieczytelne, ale obrazki mówiły same za siebie. Wojny, hołdy, skarby składane władcy, scenki rodzajowe… prawdziwa kronika chwalebnych wyczynów starożytnego faraona. Wszystko to stare i nieco podniszczone. W dodatku ściany były pełne pęknięć, a ziemię zaścielały nieumarłe truchła. Jedynym śladem armii sfinksa był martwy lew pośród trupów, ale nie wskazywał on za bardzo w który z trzech korytarzy oba smoki winny były się udać.
Athos wpierw zdał się na swój węch, a potem wzrok, szukając w kurzu wyścielającego korytarze tuż za polem szarpaniny, która rozegrała się przed wejściami do tuneli, śladów kocich łap.
Po czym w w każdy z korytarzy wsadził łeb i biorąc pod uwagę spokój mijających go mumii, zahuczał nisko, przyzywająco - może lwy nie były zbyt daleko i mogły mu odpowiedzieć. Przez chwile liczył ile strażników grobowca wejdzie do poszczególnych korytarzy. Jego poczynaniom zaś przyglądała się Godiva ze zniechęceniem. Zapachów bowiem było zbyt wiele i zbyt się mieszały, by dało się coś ustalić. Była też w nich dziwna metaliczna nuta, zbyt słaba by za nią podążyć. Smok ruszył więc w korytarz, którym szło najwięcej mumii.
Wchodzili coraz głębiej i coraz niżej. Powietrze robiło się stęchłe, a temperatura spadała. Co prawda nie było lodowato zimno, ale chłodek był przyjemny. Zapach pergaminu które oba smoki wyczuwały pochodził od mumii… i tych rozerwanych na podłodze i tych spoczywających w pionowych grobowcach, po obu stronach korytarza. Nieumarli spletli swe ręce na piersiach krzyżowo zapadając w wieczny sen. Pomiędzy trupami wypełniającymi korytarz Athos dostrzegły błysk metalu. Ostrożnie pazurami podniósł do góry zmiażdżony mechanizm, przypominający żuka.
Smok starannie obwąchał znalezisko i przyglądnął się uważnie. Gniewomir prawdopodobnie nie miałby pojęcia co to jest (chyba, że z ksiąg), ale towarzyszący Godivie Jarvis już tak. Skrzydlaty nie był do końca pewny, czy to zniszczenie skarabeusza spowodowało rozwścieczenie strażników, czy przeciwnie - ich stagnację, wiedział jednak że mechanizm był zniszczony i nie działał. W smoczej logice pojmowania życia i śmierci metalowy drobiazg już nie należał do tej świątyni wiecznego odpoczynku. Można go więc spokojnie wynieść z grobowca. Gniewomir jednak zdecydowanie sprzeciwiał się okradaniu grobów i Athos wiedział, co powie, jeśli smok przyniesie mu to nawet w dobrych intencjach. Dlatego skrzydlaty odłożył znalezisko i zaglądnął w głąb korytarza gotów iść dalej za sfinksem. Silnym machnięciem ogona oznaczył drogę ich przejścia i syknął z cicha, bo ból w ogonie dał mu się we znaki.
Sfinks zaś z tego korytarza wychodził, wraz ze swymi lwami i małą armią nieumarłych, pod przywódctwem.


Ukrytego w zbroi osobonika, zapewne samego władcy tego grobowca. Rozmawiali między sobą w starożytnym języku. W tonie ich rozmowy wyraźny był gniew. Coś poszło nie tak, ale nie było widać wrogich intencji… na razie.
Athos stanął i mruknął niskim, głębokim tonem, żeby zwrócić na siebie ich uwagę. Przydałby się Gniewomir ze swoim pierścieniem, ale zdaje się, że był teraz dość zajęty. Mimo tego smok spróbował.
~ Potrzebuję tłumacza.
Gniewomir oderwany od swojego grajdołu przysłuchiwał się przez kilak sekund, ale rozczarowany pokręcił głową.
~ Nie dam rady. Zwłaszcza teraz. Przykro mi. A w ogóle jak skończycie się bawić, to daj znać. Wolałbym wiedzieć, kiedy znów możemy liczyć na waszą pomoc ~ odparł człowiek i jego obecność na powrót się zmniejszyła.
- Czy jest coś, w czym moglibyśmy pomóc? - zapytał Athos licząc na to, że w razie czego sfinks może robić za tłumacza.
- Niestety nie… rabusie już czmychnęli przez szczeliny i ukryli się ze swym łupem. Na szczęście są bardziej chciwe niż głupie i nie ruszyli poziomu więziennego. - wyjaśnił sfinks, po czym z uśmiechem dodał. - Kehmt III dziękuje za waszą pomoc smoki.
- Nie ma potrzeby. - mruknęła Godiva. - Chyba i tak jej nie potrzebował.
- Zechciej podziękować Synowi Słońca za jego słowa. - odparł Athos. - Nie będziemy wam więcej przeszkadzać. Mam tylko dwa pytania. Czy nie czuliście tutaj, w tych okolicach, lub czy też Twoje białe lwy, Strażniku nie widziały w ciągu ostatnich księżyców prawdziwego smoka?
Athos jak umiał najzwięźlej opisał im Panią Jaśmin. W tak ludzkim jak i w smoczym wcieleniu.
- Tak. Przemykała taka karawana prowadzona przez nią z kilkoma półsmokami w pancerzach maskujących ich odmienność. - stwierdził po namyśle sfinks przyglądając się ogonowi Athosa. - Chyba zaraziłeś się zgnilizną podczas walki.
Athos, zaaferowany rewelacją o smoczycy, spojrzał jakby od niechcenia na swój ogon i natychmiast wrócił do rozmowy.
- Powiedzcie mi proszę, w którym kierunku się udała i czy ktoś ją ścigał. Powinienem się jakoś zająć swoim ogonem? - dodał jakby po sekundzie namysłu.
- Mogę go odgryźć. - zaoferował się sfinks i zaśmiał kocio, po czym poważniej dodał. - Potrzebny jest dość potężny kapłan by uleczyć mumijną zgniliznę. Na twe szczęście Kehmt takim jest.
- Jeśli Syn Słońca w bezmiarze swej łaski i miłosierdzia względem pospolitego skrzydlatego… - Athos był pewny, że w czasach faraona nie istniał taki postludzki twór, jak skrzydlaci. - ...zechce poświęcić swój cenny czas na leczenie, to będę żył dzięki niemu.
Skrzydlaty nie mógł rozłożyć i położyć po sobie skrzydeł, ale za to ugiął łapy na tyle, że jął szorować brzuchem po podłodze. Wtedy doszła go myśl Gniewomira i zwrócił się do strażnika.
- Wspominałeś o innych komnatach w tym kompleksie. Sprawdziłbym je dla świętego spokoju. Poza tym jeśli w okolicy nie ma innych nieumarłych, to gdzieś tutaj zdaje się jest nasz towarzysz, a on pomimo najszczerszych chęci, inaczej rozumie ogładę. - dodał ostrożnie, nie wiedząc jak inaczej zasugerować, że Nvery może coś potłuc z czystej chęci usłyszenia, jak się tłucze - dajmy na to - taka kanopia, która liczy sobie pięć tysiącleci. Z okładem.
- Tu nie ma innych nieumarłych z którymi można by porozmawiać poza… Erhtu… przeklętym przez bogów. - wyjaśnił sfinks. - Uwięzionym tu, by jego plugawa dusza nie mogła odrodzić się w nowym wcieleniu. I nie powinien z nim rozmawiać.
Athos spojrzał na sfinksa i w zasadzie nie wiedział, czy się śmiać, czy nie. Niby taki długowieczny, sprytny i mądry…
- Szlachetny… To że ktoś nie powinien… cóż.. Ale skoro mówisz, że nie powinien, to pewnie nie rozmawia. Przeklęty przez bogów? Hm…
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 07-10-2016 o 21:59.
Drahini jest offline