Gdy ogień buchnął z okna, Oswald osłonił twarz przed gorącem i cofnął się parę kroków od nieznośnego żaru. - Widziałeś te strzępki szaego futra? Zapytał Karla. - Pazury, futro i ten charakterystyczny zapach. Poczułeś to? Coś jakby tędy przelazł wilk. Albo moge się mylić bo i skąd by tu miał się jakiś wziąć? De Loeve przeca tu nie chodził chłopom po domach, a wilcy w lasach siedzą i pod wsie raczej nie podchodzą. Potarł brodę w zamyśleniu. - No ale nic więcej tu nie znajdziemy. Wzruszył ramionami, patrząc na płomienie. - Szkoda...
Chwilę po tym dostrzegł jak Luis łazi z obnażonym mieczem pośród chłopstwa. ~ Oho... Pomyślał i nie czekając rozwoju wypadków podszedł do rycerzyka i gromadki miejscowych. - A tu co się dzieje? Pierwsze widze żeby z ogniem walczyć za pomocą miecza. Stwierdził unosząc jedną brew i przybierając nieco kpiący wyraz twarzy.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |