Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2016, 23:16   #29
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Koszary

Duagloth oprowadzał przemienioną Aurorę po koszarach zupełnie tak jak należało by oprowadzać gościa z zewnątrz.
- Szlachetna kobieto - Patron jechał z pełną pompą dwojąc się i trojąc w ukłonach - zapewniam cię, że Dziewiąty dom posiada najlepszych niezależnych łowców i tropicieli, jakich mogą kupić wasze pieniądze, proszę za mną, proszę tędy…
- W moich zainteresowaniach leżą zaklinacze bestii i tropiciele - przedstawiła swoje oczekiwania trzymając się swojej roli. W drodze spięła rude włosy, by w uszykowanym kostiumie wyglądać bardziej profesjonalnie. - Czy posiadacie szybsze "wierzchowce" niż tradycyjne jaszczury?
Duagloth zatarł ręce jak rasowy kupiec.
- Zupełnie świetnie się składa, gdyż nasi świetni zwiadowcy właśnie wrócili do miasta. - Czarodziej poprowadził kobietę w stronę kantyny. W pomieszczeniu znajdowało się przynajmniej trzydziestu mężczyzn. W większości drowów ale było też kilku trzymających się w kupie duergarów, paru półdrowów, orków, hobgoblinów. W kantynie była też jedna drowia kobieta.
Duagloth wskazywał Aurorze ludzi z najdłuższym stażem, było ich dziesięcioro.
Aurora rozpoznała w nich zwiadowców, którzy walczyli w pobliskim Podmorku. Nie byli to Aurorzy, ale najlepsze co Aeriel mógł mieć pod swoją komendą. Te osoby były znacznie lepsze w podrzynaniu gardeł, niż tropieniu.
- Zwiadowcy... - powtórzyła pod nosem.
"Kretyn..." - odbiło się w jej głowie patrząc na persony, którym bliższe było podrzynanie gardeł, niż jakakolwiek kreatura podmroku. Westchnęła krzyżując ręce pod piersiami.
- A ta - zaznaczyła skinieniem głowy na jedyną drowkę w pomieszczeniu - kapłanka?
Duagloth skłonił głowę.
- Oczywiście… jak wszystkie kobiety nieprawdaż? Toć najwidoczniej Bogini doświadczyła szanowną Koherę w taki sposób iż to właśnie tu najlepiej jej służy.
- Niech będzie... - odpowiedziała z tonem, który ciężko usatysfakcjonować. - Co z wierzchowcami?
- Zapewniam cię kobieto, że nasze jaszczury należą do najprzedniejszych w mieście - rzekł czarodziej. - Niestety, nie dysponujemy bardziej wyszukanymi środkami transportu.
- Oczywiście... - skwitowała znając jaszczury domu jak własny ogon. Jeśli tak wyglądał handel czymkolwiek, to Aurora zdecydowanie wolała zajmować się polowaniami. - Chcę tych, tego tu, tamtego i ją - wyliczyła dyskretnie wskazując zainteresowanych. - Znajdź mi jeszcze drugą kapłankę, samcze, a dostaniecie wspomnianą wcześniej kwotę.
Wszystkie formalności zostały sformalizowane w ekspresowym już tępię. Aurora jako kapłanka Aleanviirów w towarzystwie ośmiu najmitów: sześciu mężczyzn i dwóch kobiet, w żaden sposób nie spokrewnionych z Olathkyuvrami. Do tego dochodziły jeszcze trzy jaszczury, oraz oczywiście drowka, która podążała za Aurorą wraz z wypożyczonym berłem. Cały pochód opuścił miasto przed końcem cyklu.

Jaskinie Podmroku

Podróż musiała trwać już kilka cykli. Oczywiście ciężko było to dokładnie określić, z racji braku jakiegokolwiek odniesienia. Podróżnicy odmierzali więc czas od postoju do postoju. Postojów, w czasie których elfy zapadały w zadumę, było de tej pory siedem.
Atmosfera w grupie była poprawna. W czasie całego tego czasu, drowy zamieniły może dwa trzy szeptane słowa, starano się zachować absolutną ciszę. Kiedy zachodziła konieczność komunikacji, ograniczano się do mowy gestów. Do tej pory podróżnym udało się unikać konfrontacji z istotami dziczy. Aż do teraz.
Jeden ze zwiadowców powrócił właśnie i pokazał palcami.
~ Dwa jaszczury, ciężko wyładowane, powolne. Grupa cztero-pięcio osobowa, raczej niedrowy, przynajmniej piechurzy.
~ Miejsce i kierunek? - zamigała w odpowiedzi Aurora.
~ Północno wschodni tunel Pani, wciąż jakieś czterysta metrów przed mami.
~ Kierunek... Ich kierunek - powtórzyła się nie otrzymawszy odpowiedzi na zadane pytanie. Uświadomiłą sobie też, że nawet niepamiętała kiedy ostatnio była w podmroku bez swoich ludzi. Ich nie musiałaby nawet pytać, mówiliby sami.
Mężczyzna dygnął, jakby uświadamiając sobie swój błąd dopiero teraz.
~ Zmierzają w naszą stronę.
~ Za ile będą na naszej pozycji?
~ Czterdzieści kroków Szlachetna Pani.
~ Za ile... Za ile czasu będą na naszej pozycji? - powtórzyła teraz już nieco zirytowana.
Drow przełknął ślinę.
~ Pani, jeśli pozostaną w tym tempie, będą tu za moment.
Aurora wkur*iła się i potrzebowała chwili z zaciśniętymi pięściami, by nie rzucić się na samca, który do niej migał. Jeśli zwiadem można było nazwać czterdzieści metrów, to z Aurorami przepowiadała przyszłość mając pokrycie zwiadu na setki metrów dookoła. To będzie ciężka misja... Szybka kalkulacja, która normalnie powinna być przeprowadzona... jakkolwiek wcześniej. Było już za późno na plany awaryjne. W karierze Aurory ucieczka i unikanie kontaktu było spotykane tylko podczas pełnego obładowania i powrotu. Nie mogła drowom powiedzieć, ze trzeba prostolinijnie spieprzać.
~ Gotowość do walki. Mają przejść nieświadomi - rzuciła sprawnie do wszystkich schodząc na bok. Następnie po tym splotła inkantację Wyciszenia i puściła w ruch sprezentowane przez maga narzędzie mające ukryć ich dla oczu.
Meżczyzna kiwnął głową i szybko poinformował ludzi o rozkazach. Gdy Aurora wybrała na rózdze runę symbolizującą niewidzialność, cicha drowka zaczęła pleść zaklęcia. Po chwili wszyscy byli skryci.
Rychło w czas gdyż obcy właśnie zbliżali się do drowów. Nieznajomi okazali się grupą duegarów, prawdopodobnie kupców. Sześciu krasnoludów milczało, ich jaszczury dźwigały zbroje i broń. Aurora wyczekała dość długi czas, po tym dla pewności udała się drogą krasnoludów sprawdzając najbliższą osłonę. Wyglądało na to, ze krasnoludy minęły ukrytych drowów. Poirytowana łowczyni powróciła na miejsce, w którym ukrył się jej oddział.
Stanęła w miejscu gdzie ostatni raz ich widziała i obserwując otoczenie wyczekała na utracenie mocy przez zaklęcie niewidzialności. Po jakimś czasie jej oczom ukazał się pierwszy jaszczur a potem cała reszta oddziału. Nerwy nie opuściły jej a podmrok nie był miejscem w którym się powstrzymywała. Również nie miała zamiaru tego robić. Stając przed drowem, który robił za zwiadowcę wpatrywała mu się w oczy. W końcu nie wytrzymała i przyłożyła pięść do policzka samca z taką siłą, która była potrzebna, by emocje z niej uszły.
Drowi mężczyźni posiadali wyuczoną zdolność zbierania kobiecych ciosów. Mężczyzna podniósł się z ziemi dopiero po dłuższym czasie, wyglądało na to iż jego obrażenie jest poważniejsze niż dawał po sobie poznać. Łowczyni nie ochodziło to jak poradzi sobie z tym samiec. Wzamian zato zwróciła się do reszty.
~ Ktokolwiek z was zna się na zwiadzie lepiej niż on?
Towarzyszące grupie kobiety założyły tylko dłonie obserwując reakcję mężczyzn. Ci popatrzyli po sobie po czym jeden z nich wyciągnął do góry dłoń. Aurora z dystansem spojrzała się na wymuszonego ochotnika mając wątpliwości.
~ Ile cykli spędziłeś w podmroku na zwiadzie?
~ Będzie z czterdzieści, szlachetna Pani - pokazały grube palce niskiego mężczyzny.
"To są kur*a jakieś żarty..." odpowiedziała na głos, co przez czar zostało ograniczone do ruchu warg. Straciła ochotę na kolejnego sierpowego, za to bardziej zmobilizowała się do wykonania zadania.
~ Idziecie przed siebie i bez zatrzymywania się, chyba że powiem inaczej. Biorę zwiad - zakomunikowała poirytowana i ruszyła pierwsza mając na celu wyprzedzić cały pochód.
Nikt nie śmiał w jakikolwiek sposób skomentować, gdy Aurora ruszyła przodem.

Przez najbliższe cykle, nic nie niepokoiło pochodu, Aurora z powodzeniem gwarantowała swoim zwiadem bezpieczną drogę. Aczkolwiek pewnego razu, wracając właśnie w stronę jaszczurów, Łowczyni usłyszała odgłosy walki, spięła mięśnie i ruszyła ile miała sił w nogach, by móc dojrzeć sytuację. Oczom Aurory ukazał się jej oddział, atakowany przez wa monstrualne pająki, Jeden z jaszczurów leżał nieruchomo na podłodze jaskini. Przeklęła pod nosem łapiąc za rękojeści dwóch krótkich mieczy. Wysunęła je z pochw gdy była już blisko placu bitwy. Scenariusz walki z pająkami był dość oklepany... jeśli miało się swoich ludzi, dobry sprzęt i... i własne ciało, które mogło z wysokości runąć na wielkiego owada. Mając zaplecze godne wiadra z brudną wodą, dobiegła do jednego z pająków od tyłu. Nie mając żadnych lin, haków, czy sieci, rozwiązaniem było skupić się na rozpruwaniu chityny i odnóży prostolinijnie na niego wskakując okrakiem, zaczepiwszy się wbijanymi ostrzami.
Aurora wskoczyła na ogromnego pająka tak jak zamierzała. W tym czasie mężczyźni okrążali zwierze a kapłanki ciskały zaklęciami. Wspólnym wysiłkiem udało się powalić potworne stworzenie w dość szybkim czasie. Okazało się wtedy, że po drugim pająku, jak i powalonym jaszczurze, nie ma już śladu. Cicha drowka siedziała gdzieś w rogu obejmując swoje kolana i kołysząc się katatoniczne.
"Je*ani rzeźnicy..." - rzuciła w myślach spoglądając po otoczeniu.
~ Reszta cała? - zamigała kontrolnie wyciągając ostrza z flaków pajęczaka.
Palce ośmiu mrocznych elfów odmigały potwierdzając. Aurora kiwnęła głową pokazując, że nie ma zamiaru porzucać truchła jaszczurki wraz z częścią sprzętu. Strząsnęła spływające gluty z mieczy i poprowadziła załogę w pościg za martwą własnością. Nie zajęło dużo czasu, zanim drowom pod przewodnictwem Aurory udało się natrafić na ślad pająka. Zwierze obwinęło nieprzytomnego jaszczura w kokon i wysysało właśnie jego wnętrze, ekwipunek, wciąż przywiązany do wierzchowca w żaden sposób oczywiście nie zajmował uwagi pająka. Widok po raz kolejny utwierdził Aurorę w tym, że skrzydła dawały absolutnie niedoścignioną przewagę poza miastem. Musiała chwilę się zastanowić zanim w jej głowie ułożył się plan. Przywołała do siebie drowki rozkazując podążać za sobą.
Jedna z kapłanek zdecydowała się wtrącić komentarz:
~ Pani, jaszczur nie żyje, pozwólmy pająkowi się najeść, przecież ekwipunkowi nic się nie stanie - druga kobieta pokiwała głową. Odpowiedziała im kwaśna mina i chwila potrzebna na kolejne przypomnienie tego, co miała dostępne.
~ Racja... - przyznała gorzko. ~ Któreś z was może zginąć - skomentowała schowawszy miecze. W zamian za to sięgnęła do łuku i chwyciła za lotkę jednej ze strzał. Nie miała zamiaru odpuścić i nie miała zamiaru dać pajęczakowi przyjemności czy ani chwili więcej triumfu.
Jej strzała mogła by dosięgnąć pająka, mogła by… gdyby nie została szturchnięta przez jedną z kapłanek.
- Heretyczka! - krzyknęła na głos kobieta dobywając broni, druga drowka przynajmniej czasowo nie wiedziała jak ma się zachować.
Aurora przewróciła oczami w irytacji i nie zwlekawszy puściła łuk zbliżając się do drowki w dwóch krokach. Skorzystała z własnej siły chwytając za uzbrojoną dłoń jak i za gardło swej ofiary. W tym momencie druga drowka, zdecydowała się, że jednak nie weźmie udziału w konflikcie. Aurora zbliżyła twarz do nadgorliwej drowki.
- Osiemdziesiąt lat spędziłam w podmroku. Zaufaj mi, zaszlachtowałam setki takich pajęczaków. Bardzo dobrze wiem, kiedy, jak to się robi i co można a czego nie. Lolth ma dla nas znacznie większe plany i się niecierpliwi. Ten pajęczak każde jej czekać. Więc nie pier*ol mi tu o herezjach - wydusiła przez zęby ściszonym tonem.
- Pierdolisz... - drowka starała się wyrwać.
- To nie jest prośba. A ty masz *jeszcze* wybór - warknęła zaciskając bardziej dłoń na jej szyi. - Radzę się zastanowić.
Kobieta machała dłonią dając do zrozumienia, że ma dość. Łowczyni wyszarpała broń drowce odrzucając ją na bok. Samą drowkę również odrzuciła od siebie.
- Jeszcze jakieś uwagi? - syknęła do reszty podnosząc łuk i naciągając strzałę.
Drowka nie stwarzała już problemów, ale zarówno ona, jak i jej towarzyszka, były niepocieszone. trudno powiedzieć co sądzili o tym mężczyźni, gdyż nikt ich nie pytał o zdanie. Kiedy poleciała pierwsza strzała pająk ruszył w kierunku atakującej, wtedy uderzyli mężczyźni. Po intensywnej, lecz znów dość krótkiej walce, zwierze zostało zaszlachtowane. Jeden z mężczyzn jednak przypłacił to życiem, kiedy kły jadowe zakleszczyły się na jego skroniach, zmieniając czaszkę drowa w papkę. Aurora przestała traktować poważnie bandę amatorów, którą podsunęła jej paskuda. Wydała kolejne rozkazy, ekwipunek został zebrany, a wyprawa uszczuplona o jaszczurkę i człowieka ruszyła dalej. Dla Łowczyni liczył się czas. Rozprawienie się z kapłankami domu Baenth mogła zrobić i nawet własnymi rękoma bez niczyjej pomocy.

Następne kilkanaście cykli-postojów, minęło względnie spokojnie. Aczkolwiek i tak stracono jedną kapłankę. Stało się to dokładnie na pierwszym noclegu po potyczce z pająkami. Gorta - bo tak nazywała się morderczyni, upierała się, że jej towarzyszka - Foira, kobieta sprzeciwiająca się atakowi na pająka, próbowała poderżnąć Aurorze gardło. Uczynna Gorta wedle własnych słów pośpieszyła z pomocą… Ostatecznie Foira miała plecy zamienione sztyletem w sito.
Bez innych strat, pochód osiągnął wreszcie Uh Natha, co dało niesamowitą ulgę przewodzącej topniejącym oddziałem. Łowczyni była paskudnie zmęczona patologią, któr miała pod nią miejsce. W podmroku wytresowane samce spisywały się znacznie lepiej niż ambitne dziwki. Może wzięcie kapłanek było błędem...?
 
Proxy jest offline