Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2016, 00:32   #96
KaDwakus
 
KaDwakus's Avatar
 
Reputacja: 1 KaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie coś
Phoebe Duncan: Gwen vs Stary Strach

Aż ją zatkało z wrażenia. Reakcja pana McIntire była zupełnie inna, niż oczekiwała. Wpatrywała się w niego z mieszaniną fascynacji, ale i narastającej irytacji. Najwyraźniej, w tym starym, spróchniałym strachu na wróble, nadal tlił się żar.

"Ty stary durniu, nie masz pojęcia, kto przed tobą stoi. W twoich oczach jestem tylko dzieciakiem z wybujałą wyobraźnią, prawda? Ale to dobrze, bardzo, bardzo dobrze. Dzięki temu, to, co zrobię za chwilę będzie tylko i wyłącznie większym zaskoczeniem. Skoryguję twoją krótkowzroczność. Nauczę cię respektu i strachu, tak jak nauczyłam wszystkich tobie podobnych, którzy kiedykolwiek stanęli na mojej drodze."

Lekkim krokiem ruszyła w kierunku mężczyzny. Zdawała sobie sprawę z tego, że będzie miała kłopoty. Duncanowie nie będą zachwyceni, gdy się o tym dowiedzą. Ale nie dbała o to. Rodzinna Abby już dostatecznie mocno zalazła jej dzisiaj za skórę. To było zdecydowanie zbyt wiele, jak na jeden dzień. Potrzebowała spuścić parę. A skoro i tak zamierzała dobrać się do tej szmaty, czemu nie zacząć od jej ojca?

"Najpierw krocze, później gardło. Szybko, jedno po drugim. Następnie..."

Jednak nim zdążyła wyprowadzić pierwszy cios, zamarła. Sekundę później, odwróciła się jak oparzona, ponownie słysząc głos Gwen. Początkowo chciała coś powiedzieć, kazać jej się zamknąć i nie przeszkadzać, ale gdy zobaczyła wyraz twarzy dziewczynki, głos uwiązł w jej własnym gardle.

W oczach Gwen tliła się determinacja. Nieokiełznana, brutalna pewność, co do tego, co powinna uczynić. Biła z całej jej postawy, przenikała przez jej nieśmiałość, niczym słońce przez cienką warstwę chmur. Bała się, jej głos wyraźnie drżał. Ale mówiła dalej, mimo wszelkich przeciwności.

Jakiekolwiek myśli i zamierzenia, całkowicie ulotniły się z głowy Phoebe. Stała jak ogłupiała i wpatrywała się w przyjaciółkę. Łowiła każde słowo, każdą minę, każdy gest.

Z odrętwienia, wyrwał ją dopiero pan McIntire. Zapytana o swoje imię, rozejrzała się nieprzytomnie. Gdy w końcu zlokalizowała swojego rozmówcę, uśmiechnęła się krzywo i strzyknęła śliną pod nogi mężczyzny. -Wkrótce się dowiesz - wycedziła i wyszła z budynku za towarzyszką.

*****
Opuściwszy bibliotekę, Gwen zbiegła po schodach niczym burza. Zwolniła kroku dopiero, gdy znalazły się po drugiej stronie ulicy. Obiema rękami przyciskała pamiętnik do klatki piersiowej, jakby bała się, że jeśli nie będzie trzymała go naprawdę mocno, ten wyrwie się i odleci. Oddychała ciężko i wyglądała na zmęczoną, ale na jej twarzy malowały się tryumf i zadowolenie.

Phoebe szła obok niej, zamyślona. Zastanawiała się, co właściwie powinna powiedzieć. Z jednej strony, była zawiedziona. Miała potworną ochotę skopać tego starego śmiecia, chociażby po to, by zobaczyć minę Abby, gdy spotkają się jutro w szkole.
Z drugiej strony, była dumna z przyjaciółki, która wykazała się imponującym sprytem i inicjatywą. Nareszcie! Długo kazała na siebie czekać, ale w końcu zrobiła coś wartego uwagi. Nie było to jakieś wielkie zwycięstwo, ale biorąc pod uwagę, jak Gwen zachowywała się zazwyczaj, jaśniało ono niczym błyskawica w środku nocy.

-Dobra robota. Byłaś bardzo dzielna - odezwała się w końcu, gdy dochodziły do przystanku.

W odpowiedzi, dziewczynka rozpromieniła się nawet bardziej, chociaż wbiła zawstydzone spojrzenie w swoje buty.

-To też twoja zasługa, wiesz? - zapiszczała nieśmiało, wsiadając do autobusu.
-Moje co? - minęło kilka minut odkąd poruszały ten temat, więc początkowo Phoebe nie była pewna, co Gwen miała na myśli.
-No... zagadałaś pana McIntire. Gdybyś go nie zagadała, to bym nigdy...
-Nie! Nie waż się tego zwalać na mnie! Umiejętność wykorzystania otoczenia i sprzyjających warunków, to spryt! Ja byłam tylko wiatrem, albo spadającą z parapetu doniczką. Dziełem czystego przypadku. Wykorzystanie mojej obecności i szybka improwizacja, to tylko i wyłącznie twoja zasługa.
-Ale...
-Jeszcze słowo i się doigrasz. Nie szkoda ci nosa? - oczy Phoebe zwęziły się w groźne szparki.
-Nie! - na twarzy Gwen pojawił się szeroki uśmiech, chociaż jej spojrzenie powędrowało dziko po brudnej podłodze autobusu, w poszukiwaniu jakiegoś bezpiecznego punktu zaczepienia. -Nie szkoda... - dodała po chwili cieniutkim głosikiem.

Phoebe potrzebowała paru sekund, by dokładnie przeanalizować całą sytuację. Gdy w końcu dotarło do niej, co zaszło, aż otworzyła usta z wrażenia!

-Czy... czy ty mnie prowokujesz?!

-Tak...

*BOOP!*

*****
Dziewczęta rozstały się pod samymi drzwiami domu Kate. Na odchodne, Phoebe przestrzegła jeszcze przyjaciółkę, by nigdy, ale to nigdy nie przynosiła pamiętnika do szkoły. Następnie, zbrojna w szpadelek i dobry humor, ruszyła w kierunku King's Park.

Oczywiście dobre samopoczucie nie trwało długo. Babs nie tylko bezwstydnie spóźniła się na ich spotkanie, ale do tego miała czelność zasłaniać się wymówkami!

-Nie palę - warknęła niezadowolona. -Próbowałam kiedyś papierosa, ale był obrzydliwy. Nie mam pojęcia, jak ktokolwiek może to w ogóle brać do ust. Jest tyle lepszych smakołyków! - wyciągnęła karmelowego cukierka z kieszonki na piersi i wpakowała go szybko do buzi. Jadła jednego za drugim, słuchając sprawozdania z misji i planując swoje następne posunięcie.

-Dobra, masz tu swoje pieniądze - westchnęła ciężko. Wyciągnęła z plecaka portfel i wypłaciła Babs dokładnie 50 funtów. -Ale pamiętaj, szpiegujesz te szmaty do odwołania. I postaraj się, żebym następnym razem nie żałowała mojego wyboru. Chcę wiedzieć, gdzie mieszkają. Przynajmniej jedna z nich. Szczególnie Abby. Aktualnie ona powinna być twoim priorytetem.

Gdy już się rozstały, Phoebe pobiegła w głąb parku. Zajęło jej to sporo czasu, ale w końcu odnalazła idealne miejsce - wielkie, rozłożyste drzewo, z dala od głównych ścieżek. Okoliczne krzaki, dobrze skrywały jego korzenie przed wzrokiem spacerowiczów.

Odczepiła szpadelek od plecaka i zaczęła kopać tuż obok drzewa, między jego korzeniami. Kilka razy sprawdzała rozmiary dołka, wkładając do niego pudełko śniadaniowe. Usatysfakcjonowana, otworzyła je i wydobyła z niego truchło szczurka. To samo, które spadło na nią kilka godzin wcześniej, na przedostatniej przerwie.

-Pora się pożegnać malutki - pogładziła futerko martwego zwierzaka, a następnie umieściła go w dziurze. -Przepraszam, że cię w to wciągnęłam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Obiecuję, że jeśli przyjdzie mi skopać tego, kto to zrobił, dostanie też za ciebie. No i jeśli chcesz, możesz wrócić, jako duch i mnie nawiedzać. Mieszkam przy Govanhill 15. To taki duży blok, zaraz przy ulicy. Na pewno na niego trafisz. W razie czego, pytaj o Phoebe Duncan.

Pośpiesznie zakopała grób i zadbała, by nie rzucał się zbytnio w oczy. Pożegnała się jeszcze po raz ostatni i szybkim krokiem udała się w kierunku swojego domu.

Deklaracja:
1) Phoebe wróci do domu i zajmie się swoimi sprawami. Na tym etapie jest już bardzo głodna, więc zdecydowanie zje dużą kolację. Sprawdzi też w Internecie, czym jest Steven Universe. Ten tytuł pojawił się na jej drodze kilka razy w ciągu ostatnich dwóch dni, więc jest zaciekawiona. Zabierze się też za czytanie wypożyczonej książki.

2) Gdy Duncanowie pójdą spać, Phoebe wymknie się z domu i pójdzie powęszyć pod domem Gwen. Ma nadzieję przyłapać Billego, gdy będzie wychodził na miasto. Jeśli nie nastąpi to dość szybko, zapewne zacznie się nudzić, więc spróbuje zakraść się pod jego okno i jakoś zwrócić na siebie, jego uwagę.
 
KaDwakus jest offline