- Dziura w ziemi, zielonoskórzy i porwanie. Nie chcę nic mówić, ale ta kombinacja nie wychodzi nam ostatnio najlepiej. Jeżeli tendencja się utrzyma, to złe wieści dla Ciebie klejnociku - Turmalina szturchnęła łokciem kapłankę - Bo wygląda na to, że ostatnio zgubiliśmy kapłana... durny chłop, ubzdurał sobie że sam przez las z zieloną zarazą przejedzie, echh.
Turmalina była nieco poirytowana, ale raczej na pokaz - uszła z życiem i zdrowiem, powoli formował się plan i jakieś perspektywy... nawet przez chwilę zapomniała o dokuczającym jej chorobliwym braku weny. Jak wyjdzie cało z tej całej epopei, jak nic wyrzeźbi coś epickiego! W końcu właśnie tego trzeba było artyście - przeżyć!
W każdym tego słowa znaczeniu. Na farmie niziołków
Turmalina wyglądała na zdrowo wzburzoną słowami o porwaniu dzieci. Nigdy co prawda nie dała się poznać od strony macierzyńskich instynktów, ale cóż - zawsze musiał być pierwszy raz.
- O nie! Tak nie będziemy się bawić! Co za draniem być trzeba, by brać się za dzieciaki! Rozumiem wiele, ale krzywdzić dzieci to niekrasnoludzkie. I nieludzkie też. Podejrzewam, że i nie elfie i nieniziołkowe. Dzieci... to dzieci!
Naczynia zaczęły delikatnie dzwonić i nieco kurzu posypało się ze stropu. Po chwili ziemia przestała dygotać, a po złości geomantki zostały tylko jej zbielałe nozdrza. I kosmyk włosów, który opadł ma twarz. Zdmuchnęła go stanowczo i oznajmiła
- Nie wiem jak wy, ale w mojej obecności dzieciaków się nie krzywdzi i nie porywa. Sprawdzimy ich dom, może rzeczywiście jest tam jakaś kryjówka, ale jak ich tam nie znajdziemy, ruszamy do bandyckiego leża. Po dzieci i odpowiedzi. Jestem z tobą Yarla, kto jeszcze z nami?
__________________ Bez podpisu. |