Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2016, 21:01   #14
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację

Ostatnie dni były dla Saidina koszmarem…
Zaraz… czy to na pewno były dni? A może tygodnie? Miesiące? Lata?
Chyba wystarczająco mocno walnął się w łeb, by tego nie pamiętać. Zdecydowanie lepiej dla niego. Przynajmniej w to chciał wierzyć.

Jako człowiek wierzący w bogów miał nadzieję, że gdy jego żywot dobiegnie końca, to znajdzie się u boku swego bóstwa opiekuńczego. Ponoć Mystra nie porzucała swoich wiernych, czyż nie? Tak mówiły nauki i zapiski w książkach religijnych, które znalazły przypadkowo swe miejsce w rękach przywoływacza. Problem polegał na tym, że od momentu swej śmierci nie pamiętał zupełnie nic, a powinien kojarzyć przynajmniej sąd Kelemvora. Czy może również o nim zapomniał? Wymazano mu go z pamięci? A może… może bogów faktycznie nie ma? Pamiętał kilku uczniów w uczęszczanej przez niego akademii magicznej dosłownie chwalących się swym ateizmem dookoła. Oczywiście przez ten “brak ograniczeń” byli prawdopodobnie najbardziej amoralnymi osobami w całej grupie.

Tak przynajmniej mu się wydawało… to wspomnienie wydawało mu się bardzo mgliste, tak jakby był wtedy trzyletnim dzieckiem, a teraz stracił pamięć z tego okresu. Wcale tak być nie musiało. Wyobraźnia mogła mu płatać figle. Zresztą cóż się dziwić, kiedy był na skraju wytrzymałości psychicznej po zmuszaniu go do czynów wbrew jego woli? Torturowanie nieszczęśników będących w tej samej niewoli, co wcześniej on, było dla niego chyba większą udręką niż dla nich. Czemu jego zawsze spotykały takie nieszczęścia?

Jastra… chyba jego jedyne wyraźne wspomnienie, również zresztą bolesne. Gdzież ona była? Nie odpowiadała na wezwania swojego przywoływacza wtedy, zapewne nie będzie odpowiadała również po oddaleniu się od tamtej “klatki”. Potrzebował jej teraz jak głodny chleba - samej jej obecności. Czuł jak powoli zaczyna gubić się sam w sobie, a myśli były spychane na coraz to gorsze tory. Było to przekleństwo, bezkresna czarna dziura, pozostałość po gwieździe, która wybucha, wędrująca wśród gwiezdnego pyłu i żywiąca się jeszcze żyjącymi gwiazdami. Czy jego dusza tak właśnie teraz wyglądała? Była wchłaniana przez tą otchłań pozostawioną przez Jastrę?
Ale dlaczego?

Było tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi.

A kolejne nasunęło się po odkopaniu go spod sterty bezgłowych trupów przez czarnowłosą kobietę. Już miał na końcu języka imię poszukiwanej przez nią kobiety, ale daleko jej było do niej. Jastra się… wyróżniała. Nie dało się jej z nikim pomylić.
Dopiero wtedy skojarzył sobie, że był w jakiejś wiosce. Teraz tonęła ona w krwi takich jak on. Był jednym z nielicznych, którzy zdołali przetrwać. Aż dziwne. Choć był raczej przeciętnego wzrostu, to należał do osób mających raczej dość spore niedożywienie, mimo że jego twarz tego nie zdradzała za bardzo, ale cienkość ramion i wiszące na nim strzępy ubrań będącymi niegdyś jakimiś czarodziejskimi szatami zdecydowanie tak. Włosy miał poplątane, umazane krwią, trudno było rozróżnić ich prawdziwy kolor przez zanieczyszczenia, jakie się weń wplątały. Brązowe oczy dość apatycznie lustrowały otoczenie, można to porównać z osobą zagubioną, ale też tak zmęczoną, by się odnaleźć, że najchętniej poszłaby spać.
Kim była ta czarnowłosa kobieta? Kim był mężczyzna, który do niej dołączył? Bogowie jedyni wiedzą.
A może nie wiedzą, bo nie istnieją?

Ale co go skłoniło do leczenia nieznanej mu osoby? Chyba jedynie dobroć serca. Jego obolałe ręce i chude, trzęsące się palce z wprawą wiedziały co powinny robić, choć on sam o tym zapomniał. Czy w dawnym życiu zajmował się medycyną? W sumie nie pamiętał. Po prostu uznał, że skoro nikt nie chce pomóc rannemu, to wszystko musi jak zwykle spaść na niego. A anioł? Była to inna kwestia, ale on mógł coś wiedzieć na temat Jastry! Ale pozostali raczej woleliby go widzieć martwym, nie licząc oczywiście pewnej dziwnej diablicy, a właściwie diabelstwa, na widok której Saidin dostawał dreszczy, bo zdecydowanie nie lubił istot choć trochę powiązanych z niższymi planami. Mimo to kiedy pewien cholerny czarodziej oceniał ironicznie jego robotę, a sam nie potrafił nic zrobić, miał zamiar użyć różdżki leczenia podarowanej mu przez tą kobietę z rogami… i prawie wybuchła mu w rękach.

Poczuł na sobie spojrzenia dezaprobujące wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Miał wrażenie, że się skurczył do rozmiarów mrówki. Czemu mu nie wyszła tak prosta rzecz? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?
Dlaczego?
Najchętniej to by uciekał, ale postanowił zachować choć te resztki własnej godności. Bolały go ręce, bolała go głowa, bolało go coś w klatce piersiowej, bolało go całe ciało. Teraz to wszystko poczuł, kiedy wszystkie bodźce dotarły do jego mózgu - włącznie ze zwątpieniem we własne umiejętności. A czarodziej oczywiście postanowił go pouczać… był taki sam jak ci na uczelni. Skoro śmierć nie ukoiła jego bólu, to może najlepiej byłoby pozabijać takich jak on?

Nie, to nie było rozwiązanie.

Wyszedł z pomieszczenia, by znowu stanąć twarzą w twarz z krwawą rzeczywistością wypełnioną bezgłowymi trupami. Miał wrażenie, jakby stanął na bezludnej plaży chłostanej przez silny wiatr, ulewny deszcz, wysokie fale i szalejącą burzę.
A on stał. I dawał się znów bić po policzkach.

Koszmar dopiero się zaczął.

 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline