Max bez słowa obserwował tych, co uwięzili ich w jaskini i próbowali uwędzić lub wykurzyć dymem.
Trzydziestu luda, na dodatek uzbrojonych. Walka z nimi byłaby mało rozsądna, ale atak na uwięzionych jeszcze mniej. Pytanie brzmiało, czy tamci są w stanie kierować się rozsądkiem.
Jaskinia była dość bezpiecznym miejscem, przynajmniej dopóki nie zacznie brakować jedzenia i picia. Dopóki nie doszło do rozlewu krwi, dopóki nie posypały się trupy, można było próbować się dogadać. Jako że jednak gadanie nie należało do najsilniejszych argumentów Maxa, łowca postanowił poczekać na efekty działań, jakie podjął Marwald. Oczywiście nie zamierzał wypuszczać broni z ręki. |