Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2016, 15:05   #47
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Tu Baza hzzzzz…. straszne zakłzzzzzzzzzzzzzzzzzzt… myłka, tam nic nizzzzt .... owtórz…
John powtórzył.
- Sprawdzimy, meldujcie zzzzzzzzzz... co godzinę. Sate... hzzzztzzzzzzzz
Połączenie zerwało się.

Motorówki czarnych smoków płynęły do czegoś co przez lornetkę wyglądało jak port. Kamienne nabrzeże, kilka pomostów. Uwijało się tam sporo ludzi. Część z nich w dziwacznych strojach. Stał tam nawet jakiś chiński żaglowiec. Jakiś gościu w chińskim słomianym kapeluszu rozmawiał z… Johnym Cage’em? Jakiś mały chińczyk taszczył walizy i stawiał je na kupie koło aktora kina akcji.
Nagle motorówki skręciły i skierowały się do brzegu nie docierając do portu. Tam znikły za drzewami. Musiała tam być jakaś zatoka, albo ujście rzeki. Ruszył łukiem, by nie rzucać się w oczy.
- Chyba będzie padać - powiedział Kamakiri, John obejrzał się i zaklął. Horyzont zakrywały czarne chmury. Nie było ich kilka minut wcześniej. Podmuch wiatru wypłaszczył na chwile fale. Ale nawet taki laik jak John wiedział, że to początek. Docisnął gaz, motorówka skoczyła do przodu zmierzając do jakże teraz odległego brzegu. Zagrzmiało i nagle z nieba lunęła woda. Przemoczyło ich momentalnie. Fale postawiły prawie dęba motorówkę. Brzeg jawił się jako niewyraźny ciemny zarys.
- Odetnijcie skrzynie, bo pójdziemy na dno - wydarł się od steru John ledwo przekrzykując wiatr. Kama szybko poradziła sobie z tym i skrzynie zniknęły w morskiej kipieli.
Nagle tuż przed nimi zamajaczyły ostre skały, Doe próbował skręcać, ale był bez szans. Z trzaskiem motorówka rozpadła się na dwie części i cała trójka znalazła się w wodzie.

Skotłowany przez falę John nie wiedział gdzie góra, a gdzie dół. Ruszył na chybił trafił i trafił głową na piach. Kolejna fala przeturlała go, ale wciąż szorował po dnie. Teraz wystarczyło się odbić i… zaczerpnąć pełne płuca wody gdy następna fala trafiła go w twarz. Znowu szorował po dnie przyciśnięty następnymi falami. W końcu zrzygał się pod siebie, a fala wbiła mu twarz w żygowiny wymieszane z piachem. Piachem!

Leżał na plaży podmywany wodą, kolejna większa fala próbowała go zmyć z powrotem, ale wczepił się pazurami w piach i metr za metrem wyczołgał się poza zasięg chciwego morza.
Padł na plecy i ciężko oddychał. W końcu usiadł i rozejrzał się. Na brzeg woda wyrzuciła kawałek deski ze skrzyni. Poznał po napisach. Ale nic więcej. Ani nikogo.

Odpoczął chwilę marznąć w strumieniach deszczu i zaczął szukać rozbitków. Niestety. Bez efektu. Szczęściem w nieszczęściu było to, że uratował pistolet i amunicję. Będzie musiał go przeczyścić, bo słona woda źle wpływała na broń. radio też zdawało się być w porządku, tyle ze wymagało wysuszenia.

Burza powoli odchodziła. W końcu zza chmur wyjrzało słońce. Teraz John musiał się zastanowić co dalej. Zająć się sprzętem, czy ruszać dalej? Z grubsza pamiętał kierunek, w którym powinien szukać portu jak i zatoki “przemytników”. Gdzie się udać? Bo coś mu mówiło, że nie ma sensu czekać na resztę oddziału.
 
Mike jest offline