Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2016, 17:21   #46
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Jenny wyskubywała właśnie resztki pieniędzy z sakiewki podając je Anastazji. Chyba właśnie tak dziewczyna kazała się nazywać. Piosenkarka nie była już pewna. Ale dostała to o co prosiła.Dwie złote naszywki z ozdobnymi piórkami, zaklęte aby dawać szybkość ruchom. Były już jej. Teraz pozostało tylko oddać buty Susanoo aby się tym zajął.
***
Jenny siedziała przed karczmą bez butów na ziemi podpierając głowę dłońmi. Musiała poczekać. Chodzenie bez butów było kiepskim pomysłem jednak. Chociaż dziewczyna widziała takich co im to nie przeszkadzało. W zasadzie mogła sobie umilić czekanie. Zdjęła pończochy i ruszyła przed siebie. Gorący piasek parzył ją nieco, ale dało się przyzwyczaić… szczególnie jak szła w cieniu. Znów idąc niewiadomo gdzie kobieta zauważyła kogoś. Nieprzyzwoicie wysokiego, czarnowłosego mężczyznę o dziwnym uśmieszku.
- Soreeen! - pomachała do niego ręką.
-Hej- odparł wampir unosząc dłoń w powitaniu- jak tam zakupy?
- Drogie - odpowiedziała ze skwaszoną miną Jenny. - a ty? Coś… hm, em… upolowałeś?
-Wolę polować w nocy- odparł bez skrępowania- byłem się przejść po okolicy. Przy okazji przyjrzałem się miejscu które jutro mamy odwiedzić.
- Ano tak… coś ciekawego jeszcze zobaczyłeś?
-Kilka tuneli które mogą się przydać, przekażę później tą informację. Poza tym przygotowywałem się do swojej jutrzejszej “roli”.
- A tak… hmm - piosenkarka bardzo się starała rozluźnić przy Sorenie ale szło jej to nijak.
- Słuchaj muszę się ciebie o coś zapytać - rozejrzała się nagle dookoła - tylko może nie tutaj. Wolę aby nikt nas nie usłyszał przez przypadek.
-Nie ma problemu. Prowadź.
Jenny zaczęła kluczyć pomiędzy ludźmi i pomiędzy uliczkami. W końcu po dłuższym wsłuchaniu się uznała, że nie słyszy nikogo, kto mógłby ich podsłuchać.
- Bo… mam pytanie. Czy hm jest opcja abyś nigdy nie musiał zabijać z powodu głodu? Z-znaczy wiem, że roślinka odpada, ale jak się żywisz mhg… to no wiesz…
-To nie takie proste. Jeśli wypiję tylko odrobinę krwi ofiara zmieni się w ghula. Coś trochę jak zombie jeśli je kojarzysz. Musiałbym mieć krew w jakimś naczyniu, a mało kto dzieli się nią z własnej woli.
Jenny milczała przez kilka chwil.
- A gdyby ktoś ci ją dawał? - wypaliła w końcu.
-Pojedyncza osoba raczej nie wyrabiałaby z produkowaniem krwi w organizmie. Ale jest to jakaś opcja.
- Ale… to ile ty tego potrzebujesz w sumie? I jak często?
-Różnie, tak jak u was zależy to od zużycia energii. Ale zazwyczaj raz na kilka dni.
- O ile wiem normalny człowiek może raz na miesiąc oddać 450 mililitrów krwi aby jakoś żył… hmmm - Jenny się zamyśliła i zaraz westchnęła.
- To bez sensu. Tylu chętnych raczej nie znajdę…
-Potrzebne by również było coś w rodzaju chłodni, a z tym może być ciężko. Poza tym jeśli pamiętasz, mnie też szukają, a jedzenie w pewnym sensie mnie wzmacnia.
- No wiem! Ale… ale nie chcę abyś musiał zabijać… Nie powiem, że byłoby mi też łatwiej jakoś przyswoić ten fakt, że w ogóle musisz to robić…
-Kwestia przyzwyczajenia- odparł wzruszając ramionami- postaraj się o tym nie myśleć.
- Ugh! To nie takie proste! Nie podobało mi się, że Erven czaruje kośćmi i nawet zrobił karocę z kości! Tym bardziej nie lubię myśli, że ktoś jak musi pić to musi zabić - dziewczyna zaczęła gestykulować żywo. Nagle zacięła palec o coś. Odruchowo wsadziła palec do ust.
- Może jest jakiś sposób, pomyśl. Przecież musi coś być abyś mógł żyć i nie zabijać.
-Próbowałem przez pierwsze miesiące- odparł wpatrując się w Jenny, szczęściem był najedzony- mogę pić krew tak jak Ty teraz, ale jak wspomniałem, chętnych na to nie znajdziemy.
Jenny aż kaszlnęła z zaskoczenia. Spojrzała na swój palec i na Sorena. Zrobiła nietęga minę.
- Cholera. Khm. Sorry. Zaraz jak to? Móiłęś, że niewielka ilość wystarczy aby zamienić w ghoula.
-Musiałbym ugryźć żeby zmienić w ghula. Dlatego picie krwi z rany lub naczynia nie szkodzi właścicielowi.
- Ooooo… to wiesz, to może właśnie tak? Zamiast się wgryzać naciąć im skórę? Nie pić do końca? - Jenny popatrzyła w zasadzie błagalnie na wampira.
-Żywej, świadomej osobie? Powiedz szczerze, Ty byś się na to zgodziła?
- Erm. Nie wiem. Może? Nikt mnie nigdy o to nie pytał. M-może gdybym wiedziała, że mnie to nie zabije -Piosenkarka pomasowała się po karku nie wiedząc, czy nie za szybko odpowiedziała.
-Nie, takie coś nie zabija. Mówiłem już z resztą, nie zrobiłbym Ci krzywdy.
Jenny popatrzyła dłużej nic nie mówiąc. Wyciągnęła skaleczoną dłoń w stronę Sorena z totalnie dziwną miną. Wydawało się jakby była jednocześnie zdeterminowana i niezdecydowana.
Wampir przyglądając się dziewczynie ukrył rozbawienie. Ostrożnie wziął jej dłoń i przyciągnął do ust, po czym spojrzał na piosenkarkę.
Jenny tylko wyglądała jakby stawała się burakiem i kartką papieru na zmianę.
Soren wysunął język, zauważalnie dłuższy niż ludzki i oblizał skaleczenie kilkakrotnie, aż krew przestała płynąć.
-Nie było chyba tak źle?- zapytał chcąc uspokoić dziewczynę.
Ta zaś miała uniesione wysoko brwi.
- Jestem nieco zdezorientowana - stwierdziła dopiero po chwili zabierając rękę. - Nie wiem czy wiesz, czy miałeś w sumie okazję, ale to co właśnie zrobiłeś można odebrać… Nie. Nieważne. Nieważne. Żyje. He he. Khm. Chodźmy. Tak.
Jenny jednak stała w miejscu z na wpół zgiętą ręką i wysuniętym palcem jakby nie wiedziała co z nim zrobić.
-Wiem- odpowiedział wampir, również nie zmieniając pozycji. Reakcja dziewczyny bawiła go, a jego wrodzona ciekawość kazała przeciągnąć sytuację.
Jenny zamrugała kilkukrotnie wciągając głośno powietrze. Potrząsnęłą głową.
- Nie pomagasz.
Castell zgodnie z wychowaniem, szarmancko pocałował dziewczynę w wciąż trzymaną dłoń, po czym ją puścił.
-Lepiej?
- Tak? Nie? Nie wiem. Musze się uspokoić. Zdecydowanie - Jenny zaczęła kiwać głową - choć.
Dziewczyna tym razem w końcu oderwała wzrok od Sorena czując się ciągle zmieszaną.
- Kurwa zaczynam zrozumieć czemu zmierzch był taki popularny… - mruknęła pod nosem wychodząc z zaułka w jakim byli.
-Dzięki za porównanie- mruknął szlachcic, gdy przywołał obraz wspomnianego tytułu z wchłoniętych wspomnień. Po czym ruszył w ślad za dziewczyną- ja przynajmniej nie błyszczę w słońcu..
Gdyby Jenny coś piła pewnie opluła by się.
- Skąd..? - spojrzała zaskoczona na wampira.
-Tajemnica- odparł tylko.
- Aha… - dziewczyna postanowiła odpuścić i zostawić te pytanie na później. Zdecydowanie i tak za dużo się stało.

Dzień akcji
Poranek.
Dzień akcji.
O poranku, w karczmie w której stacjonowała Jenny, pojawiła się Diamone. Przekazała ostatnie ustalenia dotyczące miejsca spotkania czasu rozpoczęcia akcji.
Późne południe.
Słońce minęło już swój zenit i powoli, nieubłaganie chyliło się ku zachodowi.
Lokalizacja - dom na przeciwko więzienia.
Susano wciąż nie mógł uwierzyć że między gotowymi do akcji rebeliantami a więzieniem znajduje się tylko mały placyk.
- Dzięki informacjom od Sorena mamy przygotowany tunel prowadząc pod samo więzienie. trzeba się tylko przebić przez posadzkę. - rzekł jeden z rebeliantów

- Po małych zmianach. Mamy 2 grupy odciągające uwagę. Pierwsza próbuje się przebić przez wejście, druga robi zamieszania przy samym pałacu. Grupa inwazyjna przejdzie tunelami. - Orzekł oficjalnie Sahir stając obok okna z widokiem na cel. - Bastylla upadnie dziś dzień. Odzyskamy naszych druhów i … będzie to pierwszy krok ku wyzwoleniu. Niech każdy z was wyryje sobie ten dzień w pamięci. Dziś rozpoczynamy nasz kontratak.
- Za rodziny. - Rzekł jeden
- Za wolność
- Ku zwycięstwu. - W tym momencie rozległ się donośny huk. - Ruszamy.

***
- Uwaga. Przebijam. - orzekł rogacz szykując się do uderzenia w strop tunelu.
To była krótka chwila, ledwie mgnienie w całej zawierusze która już się rozpoczęła. Przed bastyllą doszło do otwartego starcia z najemnikami, lykanami i znikomą ilością wampirów.
Rzecz miał się inaczej wewnątrz budynku. Tutaj, było mniej miejsca, a światło słoneczne nie przeszkadzało “ żyjącym nocy”.
Huk.
Buława Susanoo potargała włosy piosenkarce, ścierając się z ostrzem 2 metrowego olbrzyma w złotej zbroi.

Jenny zdołała przedostać się pod ciałem golema mając otwartą drogę na kolejne piętro.
Niestety wciąż była o jedno za nisko. Opór okazał się zbyt uparty.
- Ruszaj! - Krzyknął Susanoo przygotowując kolejne uderzenie.
- Uważaj na siebie! - krzyknęła odbiegając od walki. Bardzo nie chciała ponownie zobaczyć Susanoo w małej formie. Sama też musiała uważać. Potrzeba było jej znaleźć strażnika z kluczami i same cele. Dlatego też biegła w poszukiwaniu kolejnego przejścia do góry. Nim wybiegała zza zakrętów zawsze sprawdzała czy nie wbiegnie na masę przeciwników.
Jak na złość musiała minąć kilku więźniów zamkniętych w celach, czekających bezradnie na pomoc. Wszyscy wyglądali na wychudzonych i osłabionych. A najgorsze, że sprawdzając co jest za narożnikiem, natrafiła bezpośrednio na strażnika przy schodach. No może to złe określanie. Ona go widziała, na szczęście on jej nie. Ale nie wyglądał jakby miał się ruszyć z miejsca.
Wampir, tak jeden z nielicznych, spoglądał przez okiennicę oblizując wargi. Na plecach miał 2 czarne szramy biegnące od łopatek aż po lędźwie. W ręku trzymał miecz o czarnym ostrzu.

Rękojeść broni wydawała się być wykonana ze srebra.
Jeny ściągnęła usta w kreskę. Była sama i jakoś walka z wampirem wydawała jej się niemożliwa. Na swoje nieszczęście nigdy nie nauczyła się skradać. Poświęciła jeszcze chwilę aby upewnić się, czy przeciwnik nie posiadał przypadkiem kluczy. Miała pomysł co zrobić aby uniknąć walki. Miała nadzieję skoczyć za wampira i wypchnąć go okrzykiem przez okno. Nie chciała jednak w ten sposób stracić kluczy.
Przy strażniku nie widać było żadnych drobnych metalowych obiektów, a tym bardziej czegoś co mogło by być podobne do klucza. Problemy były jednak z goła inne. Okno nie wskazywało możliwości wyrzucania wampira, a nawet jeśli spróbować by to usilnie, zapewne wyrwało by ścianę. Co przy skutecznej awangardzie opozycji mogło by nieporządanie, skupić wzrok wszystkich na bastylli.
Jenny miała poważny problem z wymyśleniem tego co zrobić. Wolała nie walczyć z wampierem, ale będzie musiała wrócić po więźniów. A gdyby spróbowała ich uwolnić teraz? Istniała szansa, że jej piorunowa technika będzie mogła zniszczyć zamek w celi. Gorzej jak więźniowie byli jeszcze przykuci do ścian. Czasu nie było wiele na zastanawianie. Hałas rozwalanych drzwi na pewno ściągnie przeciwnika do niej. trzeba było coś innego zrobić. Jenny spojrzała na schody.To byłaby jednorazowa akcja, po której musiała by przyjąć wszystkie konsekwencje. Zaryzykowała. Przykucnęła aby dojrzeć schody jak najdalej i wykonała skok.
Udało się. Była na schodach.
A gdy ostrożnie sprawdziła czy nie została zauważona…
..ich oczy się spotkały.
- Co!
Wampir zareagował prawie natychmiast skacząc ku schodom, lecz w tym samym momencie przez podłogę przebiła się ręka.

Pochwyciła jego nogę i z odgłosem pełnego zaskoczenia, a może to było stęknięcie, zabrała go piętro niżej.
- Co do..? - piosenkarka była nie mniej zaskoczona co sam wampir. Jedne tylko odpowiedź jej przychodziła do głowy.
- Dzięki Suu. Uważaj na siebie - i pobiegła do góry.
Ostatnie piętro było skromniejsze od pozostałych. Znajdowało się tam wyjście na dach, 3 cele na jeden ze ścian i poszerzony korytarz ze stołem i krzesłami. Zapewne rodzaj kanciapy dla strażników.
Ostatni strażnik czekał już w pogotowiu siedząc z bronią w rekach i spoglądając na kogoś w środkowej celi. (od strony schodów nie widać zawartości cel)

Strażnik wyglądał na zaprawionego w woju. Jego blada skóra mogła świadczyć o innej rasie i możliwym powiązaniu z wampiryzmem, ale nie było to pewne. Pewnym było natomiast, że jego nie uda się minąć.
Jenny wciągnęła powietrze. Nie ma odwrotu. Sama też sobie musi poradzić. ściągnęła gitarę z pleców i stanęła w rozkroku. Pomachałą do strażnika.
- FUS! - zaczęła na przywitanie.
Fala uderzeniowa przetoczyła się przez korytarz. Rozrzucając wszystko.
Strażnik zdołał jednak zareagować. Ta reakcja z pewnością nie była ludzka.
Podskoczył z miejsca (z pozycji siedzącej), a obracając się w powietrzu, wytworzył prąd nośny, który złagodził uderzenie.
Wylądował w przysiadzie trzymając w dłoni swoją broń.

- Udało ci się tu dostać... hymm. Jestem pod wrażeniem. Nie wiem jak tego dokonałaś, ale w porównaniu do tego kundla pod nami... tu nie masz żadnych szans.
- Hmm… może, ale mam powód tutaj być. Nie zostawia się swoich w potrzebie - zaczęła nieco pewniej Jenny czując przypływ adrenaliny. - Cholera, co jest że wszystkie wampiry są takie przystojne?
Dziewczyna zamruczała melodię pod nosem aktywując peluneum w gitarze i swoim ciele. Spojrzała uważniej na swojego przeciwnika i zagrała nuty. Muzyka popłynęła łącząc obojga zielona pięciolinią. Teraz Jenny i wampir mogli jakby wyczuć swoje intencje. Jenny jednak się nie zatrzymała na tym. Pięciolinia zmieniła się w tubę zbierającą emocje. Ponownie piosenkarka zamierzała spróbować zniechęcić przeciwnika do walki. Miała nadzieję, że zdąży nim ten wykaże się ponownie swoim niezwykłym refleksem.
Ich starcie przybrało nieco inny obrót. Oboje spoglądali na siebie w bezruchu. Oboje wiedzieli co zameirza dróga strona. Delikatny ruch ręką, odgłos poruszanych stawów.
“On zaatakuje, z pól obrotu, celując ostrzem w nogę”
“To nie zadziała, ona zdąży uniknąć. A gdyby więc w tę stronę.”
Delikatny skręt tułowia.
“Zamierza zaatakować na odległość.”
Wampir zrobił delikatny wykrok , rozkręcając oręż w ręku i zamachując się nim wprost w dziewczynę.
Jenny odchyliła się lekko na bok i wrzasnęła zdmuchując ostrze w locie na tyle aby ją minęło. Ostrze delikatnie zacięło ramię. Jenny skrzywiła się tylko. Szarpała regularnie struny gitary w tak dziwny sposób, że mimo charakterystyki instrumentu atmosfera była jakoś taka… zamulona.
Wampir, gdy tylko wyrzucił broń był już w doskoku, mierząc kopnięcie w pierś Jenny. Był zbyt blisko by zdążyć wykonać unik, ale może dało by radę go zblokować.
Jenny w ułamku sekundy pomyślała jak łatwo dała się przechytrzyć. Pozwoliła się odepchnąć kopniakiem nie zasłaniając się. Naturalnie przerwała przez to melodie, która rozwiała się w mgnieniu oka.
- FUS RO DAH! - ryknęła z ziemi, nie dając wampirowi do siebie podejść.
Wstrząs ogłuszył wszystkich w pomieszczeniu, wyrywając dziurę w ścianie i wzniecając kurzawę pyłu.
Coś ciepłego zaczęło spływać po ramieniu Jenny. To krew z rany zaczynała wypływać i unisic się w powietrzu znikając we “mgle”.
- Chyba nie wiesz… czym jest prawdziwy… wampir. - głos dochodził jakby zewsząd.
Jenny złapała się za ranę. Zamruczała melodię leczącą, która szybko zamknęła niewielką ranę. Skrzywiła się brzydko patrząc w kierunku mgły. Jak miała walczyć z czymś niematerialnym? Przed chwilą pomimo silnego podmuchu jaki zrobił smoczy okrzyk jego nie wywiało. Jenny odskoczyła od mgły dalej mrucząc pod nosem tym razem co innego. Wraz z gitarą Jenny zaczęła ładować elektryczność.Póki nie uzbiera odpowiedniego ładunku postanowiła skoncentrować się na obronie.
Wedy silny uścisk chwycił ją za gardło. Wampir wyłonił się z mgły jak duch. Dopiero wtedy pojawiły się jego odgłosy. Niematerialna forma nie wywoływała żadnych odgłosów.
Nie miał jednaj ręki, zapewne podmuch poderwał z pomieszczenia coś ostrego. Wątpliwym jest by było inaczej. Z brakującego kikuta, krew uformowała ptasią nóżkę o ostrych szponach.
Całą ręką trzymał piosenkarkę za gardło podnosząc ją nad podłogę. Uśmiechał się przy tym groźnie, spoglądając na jej niedoszłą ranę.
Jenny przerażona nie na żarty uderzyła w struny wyzwalając niewielkie wyładowanie elektryczne. Zaraz też zaczęła się szarpać i machać gitara na lewo i prawo starając się uwolnić z uścisku.
Porażenie przeszło po ciele vampira sprawiając mu ból. A przy najmniej tak się zdawało. Wygiął się do tyłu, jakby w agonii, lecz chwilę później na jego twarzy pojawił się uśmiech. Z całej siły uderzył czołem w twarz Jenny łamiąc jej nos.
W impulsie rzucił dziewczyną o ścianę, tak że aż pociemniało jej przed oczami. Powolnym krokiem zaczął się do niej zbliżać, trzymając w dłoni, podniesioną broń. Oblizał krew spływającą z jego czoła, tą samą która spływała z jej twarzy. Jego ręka zregenerował się już do przedramienia.
Jenny na nowo zaczęło łapać przerażenie. Panicznie rozejrzała się po pomieszczeniu szukając czegokolwiek co mogło jej pomóc. Spojrzała w cele szukając odwagi do tego aby wyzwolić jeńców.
Nigdzie nie było pomocy. W takich chwilach często przypominają się nawet błache sprawy...

“- Jenny co zrobisz… jeżeli nie będzie mnie przy tobie? - zapytał Su. - Nie mam na myśli dalekiej przyszłości, ale niej też chcę usłyszeć. Pytam raczej o sytuację w której przyjdzie ci stanąć z wielkim zagrożeniem, twarzą w twarz?
- Powinnam uciekać? - zapytała retorycznie szczerząc się. - No… będę walczyć tym co mam.
- Walka z całych sił, ucieczka, wykorzystanie otoczenia, pertraktacje, błagania. - wymruczał pod nosem listę - Czasem zdarza się że każde z tych rozwiązań zawodzi, lub nie przyniesie efektu. Pomoc nie pojawi się znikąd. Bóstwa nie ześlą swego błogosławieństwa... a mimo to ludzie od wieków stają w szranki nawet z niemożliwymi zadaniami. Co ich pcha na przód? Co pozwala im pokonywać te trudności? - choć zdawać by się mogło, że rogacz ma jakieś głębokie rozważania, tudzież problem, który go nurtuje. Nic bardziej mylnego. Jenny wiedziała, że to nie pytania retoryczne, a skierowane do niej. Nauka, która ma na celu jej dobro. Cóż, będąc z kimś przez długi czas zaczynasz rozumieć go, bez dodatkowych pytań.
- Motywacja, chęć przetrwania… no ostatecznie walka za kogoś, dla innych, aby przeżyli ci na których ci zależy - Odpowiedziała nieco mniej pewnie Jenny.
- Choć brak ci pewności, twe odpowiedzi się nie mylą. - odparł z pogodnym uśmiechem - Użył bym jednak ogólniejszych słów. Uczucia, miłość i najpotężniejsze z nich... nadzieja.
- Powiedz co teraz czujesz...

“...co czujesz do swojego przeciwnika”.
Głos Su zabrzmiał w jej głowie. Nie to na pewno było złudzenie. Jej wzrok znów się skupił na wampirze który powoli zbliżał swe szpony do jej twarzy.
- Gniew - Piosenkarka powiedziała na głos. Czując przypływ sił. Oni ciemiężyli ludzi. Krzywdzili ich. Jenny machnięciem ręki zbiła szponiastą dłoń na bok. Wykorzystując chwilowe odsłonięcie kopnęła wampira. Odskoczyła na bok zwiększając dystans.
- Wygląda na to, że tak ci skopie tyłek - powiedziała podnosząc gardę. Emocje zaczęły w niej wzbierać. A kolor włosów stracił swą bladość na rzecz czerni.
“Zuch dziewczyna”. Słowa tak znajome, a jednak tak odległe. Su? Może...
- Marna próba. CZŁOWIEK nie pokona wampira. - Zawarczał wampir, który miał już całą swoja rękę. Część jego krwi pozostała na ręce, tworząc krwawe szpony.
Tym razem był pewny swego. Nie uciekał, prosto podbiegł do dziewczyny celując kopniecie prosto w brzuch. Ruch stawów sugerował dodatkowy zamach ręką po obrocie.
Jenny obniżyła pozę aby złapać nogę w locie i ją odepchnąć na bok jednocześnie usuwając głowę z toru szponów. Czas było sprawdzić czy naszywki działają.
Sparowany cios, okazał się nie mieć tyle mocy, na ile wskazywał. Nie, było całkiem inaczej. Cios został sparowany w w chwili gdy jego wykonanie dawało najmniej mocy. Co skutkowało także bardzo szybkim unikiem szponów i sytuacją, w której jenny znalazła się tuż za jego odsłoniętymi plecami.
“Czy pragniesz go zniszczyć? Czy pragniesz destrukcji?”. Kolejne pytania napływały w jej myślach. Dokładnie w momencie, w którym miała czyste pole do ataku.
- Tak - Jenny jak w transie uśmiechnęła się dostrzegając wyrwę w odsłonie. Zaciskając mocniej pięść wycelowała w nerkę. Nie zastanawiała się czy u wampirów jest to również wrażliwe miejsce. Chciała uderzyć i najmocniej jak mogła.
Piosenkarka nie była świadoma, że jej czarne włosy zmieniły barwę na rudą. Nie zwróciła nawet uwagi na pieczenie w okolicach karku i ramienia.
Na moment przed uderzeniem plecy wampira zaczynały pokrywać się czerwoną łuską, lecz...
Pięść trafiła w ciało, tak jakby uderzała w galaretowatą masę. W momencie impetu Jenny przeszła na wylot, rozrywając ciało od miejsca uderzenia w kierunku zamachu. Ręka tylko odrobinę pokryta była krwią. Włosy wróciły do swojej czarnej barwy, pochłaniając sporo energii.
Jenny zamrugała po tym jak odzyskała równowagę. Cofnęła rękę i siebie patrząc na to co się stało. Jej oddech był cięższy jakby biegła przez długi czas. Zaraz jednak podniosła gardę nie wiedząc czy wampir nie postanowi jednak dalej się ruszać.
- Ty suko.... CO ZROBIŁAŚ! MOJE CIAŁO!!! - biały kolec wbił mu się w środek czoła.
A gdy oczy powędrowały w jego stronę... Puff. Tam gdzie powinna być głowa, pozostała kupka popiołu.
- Ech... - odgłos zmęczenia dobiegł z jednej z cel.
Swoją drogą... biały kolec wyglądał jak wykonany ze światła. Światła, które Jenny już wcześniej widziała.
- Czy każdy w obliczu porażki... musi się tak drzeć. - złowroga aura biła z jego celi.
W celi po lewej, przy samych kratach siedziała zielono-włosa dziewczyna

- Łał! Naprawdę go załatwiłaś. - wielkimi oczami, pełnymi zachwytu spoglądała na piosenkarkę.
W celi po lewej leżał w ciszy, zawinięty w płaszcz osobnik. Sądząc po posturze, był to starszy (ok 30l) mężczyzna.
Na w samym środku, siedząc w dość wygodnej pozie, pomijając ręce związane w kaftan i nogi skute u kostek. Siedział sobie Lucil. Wyglądał groźnie.
Jenny uśmiechnęła się do dziewczyny, ale jej wzrok przeniósł się na Lucila. Na jej twarzy pojawił się grymas zmartwienia. Nim się jednak do niego odezwała poszukała kluczy.
Te na nieszczęście albo wyleciały razem ze ścianą albo... zostały starannie ukryte. Była też możliwość, że przetrzymywał je ktoś wyżej postawiony, lub w całkiem innym miejscu. Co w sumie było bardzo prawdopodobne zważywszy że na tym poziomie były tylko 3 cele. Przeszukując zrujnowane pomieszczenie piosenkarka znalazła kilka ciekawych przedmiotów. Poczynając od złotego oręża wampira, przez srebrne ostrze z wygrawerowanym wężem; flakoniki z, zapewne, magicznym płynem; kilka sakiewek z klejnotami i niecodzienny zbiór kulek

- To moje. - zakomunikowała zielono-włosa - Jeśli mi je podasz, może będę w stanie nas uwolnić.
Jenny się uśmiechnęła podając pokeballe zielonowłosej.
- Red ma takie same. Trzymaj. Lucil… - urwała widząc gniewnego towarzysza. - Przyszłam po ciebie. Możemy wyjść z resztą, albo zupełnie inną drogą. Jeśli chcesz.
~W tle~
- Lafeon, Glaceon zniszczcie te kraty. - dziewczę otworzyło pokebole wewnątrz celi.


Po chwili czarne pręty pokryły się lodem i zostały rozcięte

~~
- Dlaczego? - zapytał krótko białowłosy.
- Jestem tu z ruchem oporu Lucil. Nie było mnie jednak jak dostałeś się do więzienia. Nie wiem co ty chcesz osiągnąć. A chce ci pomóc. Chciałęś do mnie dołączyć więc odpowiadam za ciebie - piosenkarka pozwoliła sobie na niewielki uśmiech. Spojrzała na dziewczynę i jej pokemony.
- Na dole są jeszcze więźniowie. Powinno tam być pusto. Możesz ich cele też otworzyć? Wszyscy potem powinni pójść na dach.
Wróciła spojrzeniem do Lucila. Podeszłą do niego i zaczęła rozwiązywać jego kaftan.
Lucil odezwał się ponownie, po chwili spoglądania na mocującą się z wiązaniem Jenny.
- Nie rozumiem, twojego toku rozumowania Jenny. Twojego celu w całym tym zamieszaniu. Celu związanego ze mną. Zdajesz sobie sprawę, że nie wiele o mnie wiesz? Chcesz mi pomóc... a co jeżeli zamierzam zabić większą część miasta? Nadal myślisz że mi pomożesz? Nadal jesteś pewna że chcesz mnie uwolnić?
Młodzieniec powiedział dość dużo, ale każde słowo wypowiadał polowi, a między kolejnymi zdaniami robił krótkie przerwy. Nie brzmiało to jak potok słów. A raczej pojedyncze zdania wypowiadane w chwili, gdy Jenny właśnie miała je rozważać.
- Jestem za ciebie odpowiedzialna Lucil. Jeśli chcesz zabić większą część miasta to wipierw zapytam się którą, a potem w jakim celu - piosenkarka starała się być spokojna i poważna. Poczuła niepokój z powodu słów chłopaka. Spojrzała na niego oczekując odpowiedzi.
- To był żart. - powiedział z wyrazem powagi, widocznie kwestia ta została przez niego gdzieś zasłyszana. - Zdajesz się do mnie przywiązana. I nie rozumiem dlaczego, i dlaczego tak bardzo. Wcześniej nie interesowała cię moja osoba. Nie myśl, że to słowa dziecka, któremu brakuje uwagi innych. Śmiem twierdzić, dziewczę...echem... Jenny, że nie do końca wiesz jaka powinnaś w stosunku do mnie być. - tym razem zdania nie miały dłuższej przerwy - Z twojej perspektywy może wyglądać, to jak oczywistość. Z mojej... całe to zajście wygląda jakbyś mnie potrzebowała.
Jenny podniosła spojrzenie. Uporała się z kaftanem.
- Być może jak się poznaliśmy i nie wiedziałam. Ale wiesz co? Podczas tych kilku dni co mnie nie było zdążyłam zmienić swoje podejście. Ot, każdy się uczy nie? A teraz nie biadol. Chcę wiedzieć czy pójdziesz ze mną czy nie? Poza tobą są tutaj też inni i od tego co zrobię zależy ich życie i zdrowie - piosenkarka zaczęła ściągać kaftan z chłopaka.
- Heh. - delikatny uśmiech pojawił się na jego puszczonej twarzy - Grreta byłą by zazdrosna - mruknął niesłyszalnie pod nosem. - Jestem ciekaw co z tego wyniknie. - Powiedział nagradzając ją pięknym chłopięcym uśmiechem

A następnie pstryknięciem zerwał z nóg okowy.
- Od razu lepiej. Choć my siostrzyczko. Rogacz pewnie wylewa tam dla ciebie siódme poty.
- Tak. Nie mogę znów pozwolić aby coś mu się stało - dziewczyna wstała i wyciągnęła rękę do Lucila. Jej uśmiech był pełen werwy i nadziei.
- O! Zaciekawiłaś mnie. Chętnie się z niego poś.... chętnie o tym posłucham. - powiedział z uśmiechem wstając z jej pomocą.
Jenny tylko pokręciła głową.
- Hoal hola! A gdzie to nasi więźniowie uciekają. - rzekł męski wampir, stając przed wyrwą w ścianie
- Czy to nie nasz mały łowca? - zapytała wampirzyca

W tej samej chwili do sali, po schodach wpadła zielono-włosa dziewczyna
- Jest źle, widział dwa wampiry wspinające się po ścianie... więzienia... - zamilkła spoglądając z wyrazem twarzy “o wilku mowa”
Jenny ściągnęła brwi i zaraz przyjęła postawę bojową.
- Hej Lucil… masz ochotę nieco się rozgrzać? - rzuciła.
- Jak najbardziej - odparł tworząc w dłoniach 2 świetliste szpady.
W tej samej chwili jakiś wielki cień zakrył otwór w ścianie.

Potężny pysk, w jednej chwili, pochwycił wampira i wyrzucił go na zewnątrz, a ogon zmiótł część pomieszczenia przed stojącą dwójką razem z drugim wampirem.
Po chwili oniemienia i wraz z opadnięciem kurzu przybyło wsparcie

- Odsiecz przybyła
- Sensei? - zapytała z niedowierzaniem zielono-włosa
- I tyle z zabawy... - mruknął Lucil.
 
Asderuki jest offline