| - Wiesz co to jest i chyba nawet to, jak to działa? - spytała Lidia, wskazując na magiczny kamień. Jakoś nagle odechciało się jej trzymać go w rękach. - Jeśli tak, to wolę się dowiedzieć, co to jest, zanim mnie to coś zabije. - Niebieskowłosa. Ja nie znam magii. Nie jestem czarownikiem. Tylko wojownikiem. To czarny kryształ, tylko tyle wiem. Pozwala komunikować się … jakoś… widzieć to co było… to co będzie. - To czemu się go tak przestraszyłeś, chyba nawet bardziej niż Łowcy? - Lidia nie zdążyła się ugryźć w język przy drugiej części zdania. Obecnie żałowała, że dołożyła ją do pytania. Nieważne, czy było się w magicznym świecie, czy niemagicznym - wypowiedzianych słów nie dało się cofnąć. - Em, znaczy się… - wygłupiła się. Czuła, jak poliki jej czerwienieją ze wstydu, a język zgubił się w tym momencie i chwilowo nie chciał wrócić. Albo Lidia po prostu nie należała do typów, którym wysławianie się nie sprawia żadnych problemów. - Wiesz, że po nim się coś widzi, tak przynajmniej zasygnalizowałeś, więc ten kamień nie jest ci taki obcy… myślałam sobie, może miałeś z nim styczność. - ze stresu gadała trzy po trzy, w swoim odczuciu. Wkrótce przestała mówić, zażenowana swoją beznadziejnością w rozmowach. - Nie miałem, ale nasłuchałem się bardzo wiele o czarnych kamieniach i tym, jakie zagrożenie ze sobą niosą. Chyba był zdenerwowany bo drobił kopytem ziemię. - Tylko Wędrowcy i czarownicy mogą władać w pełni ich mocą. tylko oni. Dla reszt czarne kryształy to trucizna. Z wolna skazi duszę i przeciągnie nieszczęśnika w głębinę Odchłani. Brrr. Wzdrygnął się. Lidia zastanowiła się nad czymś. Nie chciała brać tego czarnego kryształu, wolała jakąś inną sposobnością wrócić do swojego wymiaru. I nie była pewna, czy na pewno ona wchodziła w skład Wędrowców, równie dobrze mogło chodzić o kogo innego. - A Wędrowcy to którzy to? - zadała to pytanie, bo chciała się upewnić. - Międzyświatowcy. jak ty, Niebieskowłosa. Żyją jednocześnie w Dominium i Wieloświatach. Westchnęła w myślach. Zabrała magiczny kamyk z dala od centaura, jeśli miałoby to jakkolwiek pomóc - tym razem jednak starała się go wrzucić jak najszybciej do swojej torby. Przypomniało się jej o Łowcy. Trzeba było stąd wiać jak najszybciej, zwłaszcza, że uciekinierzy nie byli magami - Lidia nie wliczała się do tego towarzystwa; uznała, że im dalej czy czym mniej będzie się z tym towarzystwem trzymała, tym lepiej. - Opowiedz mi o Masce i Łowcach - palnęła. - Później moglibyśmy się udać w dalszą drogę, chyba że… em, że będziesz potrzebował jeszcze odpocząć - dodała. - O Masce? No przecież wszyscy wiedzą o Masce. To władca Dominium. Postrach wszystkiego, co mu służy i co z nim walczy. Zabójca Wiary i Ostateczny Rozjemca, znaczy Śmierć. A łowcy to jego sługusy. Ma ich całą armię. Niezliczone rzesze. - Najwyraźniej jestem wyjątkiem od tej reguły - bąknęła i westchnęła. - Ech, nie wiem, o co tu chodzi, ale jestem za tym, aby ruszać dalej.
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. |