Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2016, 12:59   #15
Gerappa92
 
Gerappa92's Avatar
 
Reputacja: 1 Gerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwuGerappa92 jest godny podziwu
Najpierw Bazylia zamarła. Zaraz potem zamknęła drzwi chowając się do środka. Zamykając odwróciła się do środka spoglądając znów na anioła. Zacisnęła dłoń na klamce i ponownie otworzyła drzwi.
- H-hej! - diablica wyłoniła się częściowo - Jestem przebudzonym! Nie mam wrogich zamiarów! - diabelstwo zastanawiało się, a co jeśli ten półork miał wrogie zamiary? Jak do tej pory żaden nie miał, czemu ten miałby mieć?

Kaabi zmarszczył brwi. Ledwo znalazł jakieś lokum i już musiał się tam ktoś przypałętać. Fakt, że osoba miała rogi na głowie nie zwiastowało niczego dobrego. Mimo to półork nie zwolnił kroku.
Dopiero gdy postać wyjrzała zza drzwi zauważył, że była to kobieta. Kobieta w piekle niewątpliwie zwiastowała niebezpieczeństwo. Być może większe niż banda demonów. A fakt, że krzyczała że niby ma pokojowe zamiary był raczej mało wiarygodny. Doszedł do domu bez słowa i uderzył w drzwi by wejść do środka.
Na jego nieszczęście Bazylia wcale nie uznała przyspieszonego kroku w jej stronę za dobrą oznakę. Wytrzeszczyła oczy przestraszona i pospiesznie zamknęła drzwi zapierając się nogami aby nie dało się ich otworzyć. Co też jej się udało. Pomimo niewielkiej szarpaniny drzwi pozostały zamknięte.
Kaabi zrobił krok wstecz. Popatrzył zasępiony na budowlę, w której dane mu było przespać trzy ostatnie noce. Nie czuł kompletnie żadnego przywiązania do tego miejsca. Bo przecież jak można się było zadomowić w piekle? Półork obróciłby się na pięcie i pozostawił to miejsce, gdyby nie jeden fakt. W środku pozostawał swój zielnik. Prowadził go zaledwie od trzech dni ale okazał się być balsamem dla jego strapionej duszy. Dlatego musiał go odzyskać.
- Otwórz. - rzekł stonowanym głosem druid.
Bazylia po drugiej stronie drzwi nie wiedziała co zrobić. Desperacko trzymała jednak drzwi.
- Czemu? - odkrzyknęła. - Skąd mam wiedzieć, że nic mi nie zrobisz?
Po tych słowach do Półorka już dotarło, że dziewczyna się go po prostu boi. Strach na tej przeklętej ziemi był jak cień, który nieustannie idzie za Tobą krok w krok.
- Nic Ci nie zrobię bo nie mam na to ochoty. - Rzekł w odpowiedzi druid. - Chcę wejść po swoje rzeczy.
“Interesujące” pomyślał Jarrod widząc zamieszanie za drzwiami.Czarodziej ostrożnie zszedł z piętra i szedł spokojnie w kierunku kobiety.
- Może jednak go wpuścisz? Zdaje się, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku….. znam go…..ale nie znam Ciebie- czarodziej czekał spokojnie na reakcję kobiety. Ładniutkie ciałko...no, może poza tymi rogami. Ale jakby tak ubrać…. “Skup się!” Jarrod potrząsną głową, która wciąż bolała go po ciosie halflinga. “Niech ja dorwę tego pokurcza….”
- To nasze - wskazał książki. - I jeszcze się przydadzą - dodał.
Bazylia puściła drzwi tak gwałtownie, że aż zatoczyła się do tyłu. Skąd? Kiedy? Diablica tak się skoncentrowała na walce o drzwi i rozmowie, że nie zwróciła uwagi, że ktoś się za nią znalazł. Odsunęła się gwałtownie od człowieka dobywając topór. Nie zaatakowała jednak, a zamiast tego stanęła obok nieprzytomnego anioła. Minę miała co najmniej nietęgą.
- A ty to kto?
Jarrod instynktownie rzucił się do tyłu, jeszcze bardziej zwiększając dystans. Nie tego chciał, ale w razie czego był zdecydowany roznieść tego niewielkiego diabełka. Albo umrzeć próbując.Przestraszona i gwałtowna. Cóż, nigdy nie był najlepszy w uspokajaniu roztrzęsionych kobiet, nawet tych rogatych.
Drzwi ustąpiły więc Kaabi wszedł do środka. Ujrzał w środku Jarroda i przywitał go gestem podniesionej dłoni. Chociaż wiele spraw ich różniło to od jakiegoś czasu kroczyli wspólnie po tej plugawej ziemi. Półork rozejrzał się po pomieszczeniu. Książka była na swoim miejscu ale druid domyślał się, że ktoś w niej grzebał. Od tego faktu odciągnął go nieprzytomny anioł leżący na podłodze.
-Mnie zwą Kaabi. On nazywa się Jarrod. - Półork przedstawił czarodzieja.- Co zamierzasz z nim zrobić? - Spytał wskazując kosturem nieprzytomną, skrzydlatą postać.
Bazylia wpatrywała się na dwoje mężczyzn ze zmieszaną miną. Odpowiedzieć czy nie? Ugh, gdzie był Rognir jak był potrzebny?
- T-to zależy. Musi się obudzić a-abym zdecydowała - kobieta zacisnęła dłonie mocniej na toporze dla nabrania pewności.
- Bazylia jestem. Jak długo tu jesteście?
- Czas jakby inaczej tu płynie - Odparł zagadkowo Kaabi na pytanie diablicy. - Swoją drogą aromatyczne imię. Bazylia. Czy aby na pewno chcesz aby on się obudził? Pozwól mi spojrzeć aby zobaczyć co mu jest.
- Gdybyś schowała topór, przyjemniej by się rozmawiało. Może Twoja wcześniejsza deklaracja o braku wrogich zamiarów miałaby wtedy sens. Ja nie mam broni. A Kaabi chce pomóc. Zna się. Widzisz? Grzeczne z nas chłopaki - czarodziej rozłożył ręce pokazując otwarte dłonie.
Bazylia popatrzyła na dwójkę mężczyzn czując się zgłupiałą totalnie. Opuściła powoli broń.
- Nie chcecie go dobić? To anioł. Większość… Roland, człowiek, się nim już zajął, ale nie wygląda aby wiele to pomogło. J-jeśli nie zrobisz mu krzywdy to pozwolę pomóc aniołowi.
Czerwonoskóra ostrożnie minęła leżącego Raziela, stając za nim.
- Nie jestem tu sama. Jeszcze kilkoro ludzi ze mną tu przybyło. Sądziliśmy, że całe miasto zostało wybite… Dlatego patrzyłam co jest w domu. Nie sądziłam, że właściciele żyją - Kobieta urwała na moment, zaraz wskazała na anioła - A imię to on mi nadał. Chcę wiedzieć czy jest jak inni, ale do tego musi się obudzić. Znaleźliśmy go w kraterze. Wygląda jakby spadł.*
-Jesteśmy w piekle. Nie wiadomo, czy da się tu kogokolwiek zabić - mruknął Jarrod i wzruszył ramionami - mam wielką nadzieję, że jest przychylnie usposobiony do Ciebie, i będzie do nas. Inaczej uśpimy go ponownie. Być może na zawsze, o ile będziemy w stanie - Anioł w piekle to był pewien dodatek, który być może mógł okazać się użyteczny. Anioły raczej jednak nie spadały. Na ile mógł sobie przypominać Jarrod, bywały czasem strącane, co mogło wiele mówić o samym aniołku. Z wiarą było jak z każdym urojeniem. Trzeba było mocno wierzyć, by to coś było skuteczne. Widocznie wiara aniołka nie była taka mocna, skoro znalazł się tutaj. Jarrod mimowolnie parsknął śmiechem, kręcąc głową.
Kaabi podszedł bliżej Anioła. Przyjrzał mu się pobieżnie. Oprócz licznych ran nic nie przykuło jego uwagi. Druid doskonale za to wiedział, że jeśli anioł sie obudzi to on nie chce być w pobliżu. Te stworzenia w piekle czyniły czystki. Owszem, Kaabi czuł si teraz jedynie odbiciem samego siebie z tamtego świata. Coś jednak usilnie trzymało go przy swoim ja. Nie chciał wypuscić go z pokaleczonych dłoni. Jedna z nich siegnał po swój miecz przypięty do pasa i przystawił go do szyi skrzydlatego.
- Jego czas powinien się tu zakończyć.- Stwierdził bezceremonialnie połork.
Oczy diablicy rozszerzyły się i natychmiast rzuciła się aby wytracić bron z reki połorka.
Heroiczny akt diablicy całkowicie zaskoczył druida. Jego ostrze odbiło się głuchym dźwiękiem od drewnianej posadzki. Mimo to druid zachował spokój. Popatrzył na wściekłą diablicę szukając w jej oczach logiki.
- Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Diablę broni anioła. Chyba w tym piekle dostałaś w łeb, i to chyba mocniej niż ja. Kaabi, zostaw go. Być może zabijanie kogokolwiek tutaj jest błędem. Nie warto. Zdążysz się jeszcze namachać majchrem - Jarrod spojrzał na Bazylię - Ty….odpowiadasz za niego - * Czarodziej pozbierał swoje rzeczy, zaglądając na moment do swojej księgi - skoro formalności i grzeczności mamy za sobą…..spierdalajmy stąd -
Bazyli zdecydowanie nie było do śmiechu. Jej źrenice zajaśniały czerwienią.a twarz wykrzywił grymas gniewu.
- Zdecydowanie - zawarczała kobieta na nowo zaciskając mocniej dłonie na swojej broni. - Wynoście sie.

- Jeśli szukacie pomocy, to nie idzie wam za dobrze - oznajmił kpiąco jakiś cichy głos za nimi.
W drzwiach stał pewien człowiek, wychudły, w poszarpanych szatach, cały w krwi - tak jakby brał w niej przed chwilą kąpiel. Włosy poprzylepiały mu się do czoła, policzków i karku, ale wyglądało na to, że niewiele sobie z tego robił. Zdecydowanie był to znany czarodziejowi i druidowi Saidin, tyle że w stanie jeszcze bardziej opłakanym niż wcześniej. Podniósł on jakiś kamyk i zaświecił za pomocą prostej śpiewnej inkantacji składającej się z dwóch słów, oświetlając w ten sposób siebie, anioła i wszystkich pozostałych. Chłopak spojrzał na niebianina z nietęgą miną wyrażającą co najmniej mieszaninę emocji dobrych i złych.
- Jeśli anioły pozostawiły swojego na polu bitwy, to pewnie sobie na to w jakiś sposób zasłużył - oznajmił nieco zdziwiony.
"A może on coś będzie wiedział?" - pomyślał sobie.
- Wiecie... mamy przewagę liczebną, a on jest ciężko ranny. Jaki problem go obudzić i przesłuchać? - dokończył swoje rozmyślania już bardziej obojętnie widocznie przekonany, że i tak go nikt nie posłucha - I zastanawiam się czego jakieś diablę może chcieć od anioła - zwrócił na koniec swe oczy na Bazylię, a następnie na topór w jej ręce, choć nie wyglądał tak, jakby zrobiło to na nim wrażenie. Mimo to kobieta dostrzegła, iż utworzył on z palców swej dłoni jakiś znak, prawdopodobnie magiczny.
- Widocznie mam powód i widocznie czegoś od niego chce. Oraz widocznie moi towarzysze mi z tym zaufali - Bazylii ciężko było szukać słów poparcia kiedy była sama. Gdzie jest Rognir kiedy jest potrzebny?
- Rozumiem - odarł i jeszcze raz przyjrzał się aniołowi. Może przynajmniej jeden nie będzie zły, a może też będzie wiedział coś o Jastrze. Byłoby świetnie. Nie zważając na swoich towarzyszy, rzekł:
- Masz jakieś medykamenty? Najlepiej prostą apteczkę, chociaż nie wiem czy na tej przeklętej ziemi można znaleźć cokolwiek przydatnego. Różdżka leczenia by była jeszcze przydatniejsza, bo jeszcze tchnie w niego trochę wigoru.
- Saidin…. - Jarrod skinął głową w powitaniu - Diablico, naprawdę zależy Ci na nim? Po tym, co jego kumotrzy zrobili wcześniej, wolałbym mieć to z głowy. Widzę, że mamy tu osobiste caca. Może nas oświecisz? - Jarrod splótł dłonie do prostego zaklęcia, gotowy do dokończenia go inkantacją…
Kobieta miała pod ręką pokaźny topór. Kaabi widział jak orki z jego plemienia ćwiartowali wrogów takim orężem. Paskudna rzecz. Nie wiedział do czego zdolna jest diablica ale była szybka i silna. Owszem ona była sama a ich było troje. Ale cóż po tych dwóch przemądrzałych cherlakach? Topór przeszedłby przez nich jak przez masło.
- Śmierdzisz juchą Saidin. - Stwierdził na jego widok druid.
Odszedł na krótką chwilę. Rozejrzał się za dużą miednicą, którą gdzieś tu widział jeszcze wczoraj. Tak była za rozpadającym się regałem. Wsypał na jego dno kamyczki, które wyciągnął z mieszka przy pasie. Wyszeptał zaklęcie i zamieszał ręką w miednicy, w której pojawiła się woda. Nabrał ją w dłonie i wypił.
- Ugaś pragnienie Bazylio bo zwiędniesz a Ty Saidin zmyj tą krew bo jeszcze wyrosną Ci rogi jak naszemu gościowi. - Wtrącił się do rozmowy Kaabi. Lepiej żeby dziewczyna ugasiła trochę nerwy, pomyślał.
Bazylia zaczęła się poważnie zastanawiać czy jedzenie nie było jednak zatrute. Zachowanie osób jakie właśnie poznała tak bardzo było nielogiczne. Kaabi najpierw zdaje się zły, potem chce pomóc, potem chce zabić anioła i znów stara się być miły. Jarrod zaś gada jak połamany twierdząc, że miłe z nich chłopaki. Na koniec przychodzi zakrwawiony człowiek od stóp do głowy.
- Wiecie co? Anioł to moja sprawa i moje zmartwienie. Ani pomocy, ani nic innego od was nie chce. Waszych rzeczy nie chce, ani nic mi do tego skąd i dokąd chcecie iść. Jak będziecie trzymać się z dala to i ja was zostawię.
Po tych słowach diabelstwo schyliło się sięgając po liść na jakim leżał Raziel. Uważnie patrząc na trójkę zaciągneła go pod ścianę z dala od obcych przebudzonych.

“To po kiego tu przylazłaś?” pomyślał Jarrod.
-Zabierz więc swoje sprawy, najlepiej przez te drzwi. Jeśli nie możemy Ci pomóc, a nie chcesz wyjaśnić dlaczego jest dla Ciebie cenny podczas gdy nam nie podoba się jego towarzystwo, znaczy, że nam nie ufasz. jak nam nie ufasz, nie ma potrzeby męczyć się ze sobą. Droga wolna - wskazał drzwi którym najpewniej przywlekła nieznajomego anioła. Był już znudzony zachowaniem kobiety. Przyszła tu jak do siebie, przywlokła nieznajomego i najpewniej wszystkie kłopoty jakie mogli mieć przez niego, przeglądała ich dobytek i bezczelnie groziła bronią. “Pewnie szlachcianka, albo inna wysoko urodzona paniusia” pomyślał i wszedł po drabinie pozbierać resztę swoich rzeczy. Kusiło go, by nauczyć ją rozumu, ale nie należało marnować sił i środków na walkę z kimś, kto od razu nie obcina Ci głowy lub nie karze czyścić gówna z pod ogona
- A może to ty powinieneś się stąd zabrać? - zagrzmiał potężny, męski głos, a gdy wzrok zebranych podążył za nim, ujrzeli w progu umięśnionego i wysokiego na ponad dwa metry półorka. W jednej dłoni ściskał potężny topór, a na sobie miał porządne i twarde odzienie, mimo iż widoczny był na nim ślad licznego użytkowania, to zdecydowanie wciąż sprawował się jako dobry pancerz. Rognir dał parę kroków w przód, a głowę miał dumnie zadartą do góry. W jego spojrzeniu malował się głównie gniew.
- Coś ci się nie podoba w naszej grupie? Chciałbyś porozmawiać o tym ze mną i moim toporem? - rzucił warcząc pod nosem. Jego prosta postawa sprawiała, że wydawał się jeszcze wyższy i bardziej potężny.
- Bazylia i ten skrzydlaty połamaniec tutaj zostają, a jeśli ci towarzystwo, wielmożny książę, nie odpowiada, to tam są drzwi - bez cienia strachu czy niepewności, wskazał na wyjście z domu będące zaledwie parę metrów za nim. Przekręcił raz topór w ręce, aby wyraźnie zaznaczyć, że mówi poważne. Cholernie poważnie.
Jarrod rozłożył ręce i uśmiechnął się - No dobra. Widzę, że tak się sprawy mają. Nie widzę problemu szefuniu. Rządzisz - czarodziej kiwnął głową. -
nikomu przecież ten….skrzydlaty nie przeszkadza….jacyś tacy wszyscy nerwowi od rana[/i] - mruknął czarodziej i wzruszył ramionami. Kolejny gang. Tylko w piekle. Czyż mogło być coś piękniejszego? Jarrod siadł na piętrze i zaczął rozmyślać, uważnie taksując wzrokiem leżącego na ziemi anioła.

- Może wszyscy weźmiecie na wstrzymanie i nam pomożecie - nagle zza drzwi dobył się głos Roland, który wraz z Johanną wnieśli przez nie nieprzytomnego, krwawiącego Shade’a. Nie przejmując się zbytnio napiętą sytuacją, przemknęli obok większości zebranych i położyli go na podłodze obok nieprzytomnego anioła. - Nie jestem na bieżąco, nie wiem o co wam chodzi, i szczerze mówiąc, mam to gdzieś. Ten tutaj potrzebuje pilnej pomocy. Zna się ktoś na magii leczącej? Tylko w ten sposób da się go uratować. Pomożecie?
- Nie mamy żadnej apteczki ani "różdżki leczenia", prawda? - Saidin podkreślił słowo różdżka, bo szczerze wątpił, iż takową tutaj znajdzie, co dało się słyszeć w całej jego wypowiedzi - Uczyłem się nieco medycyny... a rany tego człowieka, którego niesiecie, nie są zbyt optymistycznie nastawiające.
Zalany krwią mężczyzna spojrzał na wiedźmiarza i towarzyszącą mu kobietę z wyraźną chęcią pomocy, po czym zaczął rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu wspomnianych rzeczy - czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc.
- Połóżcie go na stole. Ja przy okazji umyję ręce... gdzieś - oznajmił żywo - Ma ktoś trochę wody? - zerkął na półorka i pozwolił sobie wziąć od niego trochę wody - Niestety do kapłana zdecydowanie mi daleko, znam zupełnie inną magię.
Bazylia nie odzywała się od kiedy Rognir się pojawił. Wyraźnie na jej twarzy pojawiła się ulga. Szybko został zmyta jednak kiedy wrócił Roland z Johanna niosąc nieprzytomnego Shade’a. Zakrwawiony człowiek wykazał znów chęć pomocy. Ze zmieszaną miną patrzyła na wydarzenia przed nią. W końcu przyklękła przy Razielu sprawdzając pospiesznie co miał.
- Może to pomoże… - wyciągnęła rękę z zawiniątkiem z pełnym naręczem dziwnych narzędzi i różdżką.. - Albo to?

Pojawienie się pobratymca tej samej rasy bynajmniej nie uszczęśliwiło druida. Widać z tego że diablicę łączyło z wielkim półorkiem jakaś więź. Być może było to coś poważnego a może tylko miłość do brutalnego oręża. Kaabi nie zamierzał wnikać. Sięgnął po swoją księgę z regału by sprawdzić jej stan. Na szczęście wyglądała na nienaruszoną. Na nieszczęście stan wtarganego mężczyzny do domu wyglądał opłakanie. Druid z zaciekawieniem przybliżył się do zbiegowiska i oparł się o swój kij. Był ciekawy jak Saidin się nim zaopiekuję. Jego metody zapewne były całkiem inne niż te, które on by zastosował. Przyglądał się całej sytuacji w milczeniu.

Przywoływacz wziął wszystkie rzeczy w swoje ręce i zaczął je przeglądać, rozpoznając w ten sposób proste narzędzia chirurgiczne. Mogło być gorzej, ich stan nie był zbyt rewelacyjny, ale jeszcze się nadawały. Bez odpowiednich leków i opatrunków jednak nie był w stanie zrobić zbyt wiele. Dlatego też jego oczy skierowały się szybko na apteczkę nieznajomego, który przytaszczył do budynku kolejnego nieznajomego. Sami nieznajomi!
Wziął od niego torbę z medykamentami, położył wszystko na stole i wyrecytował jedną dwusłowną inkantację umożliwiającą wykrycie magii.
Różdżka leczenia. Ładunków trzy z pięćdziesięciu.
Saidin zrobił jedynie skwaszoną minę i zawiesił sobie ją przy pasie. Mimo wszystko jednak mogli nie znaleźć żadnej. Zawsze coś.
W ten sposób przygotowany zabrał się za operację leżącego na stole Shade'a trwającą wiele czasu. Widać było, że ten cherlak zdecydowanie wiedział co robi. Po jakiejś godzinie operowany był już niezbyt zdrowy, ale stabilny.
Jarrod zaczął głośno klaskać
- Brawo Saidin. Rzekłbym, warte dyplomu Kolegium Venikijskiego….widziałem kiedyś polowego medyka operującego wielbłąda. Że też ręce Ci tu nie zadrżały….wielbłąd w każdym razie zdechł. Twój pacjent nie. Masz mój szacunek Saidin - czarodziej kiwnął głową z uznaniem dla wprawnej ręki przywoływacza.
- Pytanie, co zrobimy z nim? - wskazał pytająco na leżącego na liściach anioła. - nie wygląda na strąconego, a raczej na żołnierza zsyłanego czasem by dręczyć grzeszników. Czytałem to gdzieś….hmm - “Tylko gdzie?” myślał, ale ból głowy nie pozwalał się skupić - mają w zwyczaju strzelać do nich…mam pewną teorię ale…...miał jakąś broń? - zapytał bezpośrednio stojącej przy aniele Bazylii gładząc jednocześnie rozchełstaną brodę.

Bazylia coraz bardziej nie lubiła Jarroda. Coś w tonie jego głosu drażniło kobietę. Dlatego skrzywiła się gdy usłyszała skierowane do siebie słowa.
- Rognir ja ma - pokazała na półorka. Po chwili wahania dodała jeszcze kilka słów wytłumaczenia. Nie będąc samą czuła się nieco pewniej.
- Ten anioł ma imię i nazywa się Raziel. Był moim opiekunem w… Khm… wychowywał mnie od kiedy pamiętam - urwała na moment.- Na tyle na ile pamiętam.
- No dobrze…..Raziel, może albo nam pomóc, albo…..pożałujemy wszyscy jeśli się obudzi. Dlatego pytałem, czy warto to sprawdzać…. - Jarrod wzruszył ramionami. - szczególnie, że nie mamy najmniejszych szans go powstrzymać jeśli zstąpił tutaj tylko po to, by nas dręczyć. Jeśli jednak chce pomóc….to wiedzcie, że to potężna istota, która jest władna podróżować między sferami. Jest pewna szansa, że zechce pomóc albo chociaż….pokazać drogę. Jak duża….to już może wiedzieć ona - czarodziej czekał na reakcję dziewczyny. Ta ściągnęła usta w kreskę wyraźnie niezadowolona ze słów jakie wypowiedział czarodziej.
- Zabraliśmy mu broń i jest nas więcej… skoro tak bardzo chcesz podkreślać naszą bezsilność to mogę bo jeszcze przytrzymać. Z resztą zdaje mi się, że i tak najwięcej do powiedzenia mają ci, co potrafią mu pomóc - diabelstwo skurczyło się w sobie wypowiadając ostatnie zdanie.
-A najmniej pozostali, którzy poczują jego ewentualny gniew na swojej skórze? Powalająca logika. Nie zamierzam Ci przeszkadzać...o ile ktoś zdoła mu pomóc. Jak wspomniałem, to może pójść w obie strony. Nie oczekuj jednak mojego wsparcia, jeśli się pomylisz, choć to pewnie nie będzie miało znaczenia - czarodziej postanowił zostać póki co tam, gdzie był. Na parterze było wystarczająco wielu grzeszników w razie ewentualnej draki z aniołem. Zakładał, że i tak pewnie nie zdołałby uciec, ale przynajmniej będzie jednym z ostatnich, co być może pozwoli mu na podziwianie krwawej roboty aniołka.

Oboje tak ze sobą “rozmawiali”, kiedy w pobliżu niebianina dostrzegli jakiś rozbłysk. Była to sprawka Saidina, który coś kombinował przy teraz leżącej na ziemi różdżce. Jego mina wyrażała mieszaninę zdziwienia, jak i wątpliwości. Nie mówiąc zbyt wiele - po prostu wyszedł z budynku zostawiając patyk tam, gdzie spadł.
-Potrzebne jest słowo aktywacji. Hasło - czarodziej wiedział, że wiele różdżek może być zabezpieczone odpowiednimi hasłami. - Mogę spróbować? -
Jarrod wykonał prostą sztuczkę, dzięki której różdżka pofrunęła z podłogi prosto do ręki czarodzieja, po czym dokładnie oglądał różdżkę próbując znaleźć jakąś wskazówkę odnośnie słowa aktywującego ją do poprawnego działania albo chociażby podpowiedź jakiego słowa mógłby użyć jej stwórca.
- Jak nie umiesz to oddaj Rolandowi… proszę - diabelstwo spojrzało prosząco na wiedźmiarza mając nadzieję, że i tym razem zgodzi się pomóc aniołowi.
- Kaabi, to chyba jest twoja specjalność - Jarrod podał różdżkę druidowi
- Tak sądzisz? - zapytał zaskoczony półork. Oczywiście wziął różdżkę w dłonie by lepiej jej się przyjrzeć. Czy miał już styczność z magicznymi przedmiotami? Oczywiście, że tak. Za życia, tego prawdziwego każdy druid otaczał się przedmiotami nasączonymi duchami. Ta wydawał się również coś skrywać. Trzeba było tylko zapytać duchów, co kryje różdżka i jak to wywołać. Obwąchał patyk, wymamrotał jakieś słowa i przeciągnął długim pazurem wzdłuż drzewca.
- Tak wiem jak tego użyć. - Zgodził się druid. - Zachowajmy tą różdżkę na trudne chwilę. Tymczasem pozwólcie że zajmę się tym cherlakiem.
Kaabi zbliżył się do nieprzytomnego mężczyzny. Obejrzał już opatrzone ale jakże głębokie rany. Sięgnął do swojego prawego ramienia. Druid miał tam przyczepione do opaski jakieś suche liście. Wziął jeden z nich roztarł go w ręce i przyłożył do rany Shada. Rozkruszone liście zadymiły się a z ust orka wypłynęły słowa zaklęcia. Gdy półork zdjął rękę z rany ta wyglądała już zdecydowanie lepiej.
- Jutro będzie mógł bez problemu chodzić. - Stwierdził Kaabi. - A teraz pozwolicie że udam się na spoczynek.- I jak powiedział tak zrobił.
 
__________________
"Rzeczą ważniejszą od wiedzy jest wyobraźnia."
Albert Einstein

Ostatnio edytowane przez Gerappa92 : 12-10-2016 o 13:02.
Gerappa92 jest offline