Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2016, 06:17   #123
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Weisslagerberg
Dom Voltera


Słońce zaszło i wieczór okrył miasteczko peleryną ciemności. Niewiele miejsc prócz domu Wagnera było doskonale oświetlonymi w Weisslagerbergu. Jeszcze za dnia mieszkańcy przybieżeli do rezydencji lekarza i gdy wszyscy, jak jeden mąż, gromadzili się na gruntach jego okazałej posesji, z lotu ptaka jedynie tu o i ówdzie błyskał ognik pochodni lub zapalonej w oknie świecy. Jednym z takich domów była willa Herr Voltera, samobójcy, który zaserwował na deser po udanym Beginfeście, trudny do zgryzienia dzień, który właśnie się kończył. Upłynął również czas w zegarze wodnym. Zapewne ostatnia kropla z pluskiem spadła, wzniecając w szklanym cylindrze krą rozchodzącej się fali, kiedy Stirlandczycy walczyli w winiarni Wagnerów z najemnikami spuszczonymi ze smyczy przez Starszyznę.

Alex Ohlendorf wymiotował obficie do fikuśnie zdobionej wazy z Kitaju, którą obejmował oburącz między nogami siedząc pod ścianą przy zejściu do piwnicy. Obok leżała wyjęta z pochwy szabla, po którą szlachcic odruchowo sięgnął słysząc zbliżające się kroki. Zobaczywszy Bauera, skrzywił się nieznacznym grymasem bólu z dokuczliwych torsji, wstał, i trzymając w ręce czarno białe naczynie, a w drugiej obnażony oręż, spojrzał na mężczyznę, którego znał pod imieniem Aldrika.

- Woda upłynęła w tym wynalazku. - skwitował ponuro chowając szablę.

Był w dekadenckim nastroju, ale ożywił się i z uniesioną brwią na widok etykiety słynnego wśród wyższych, tudzież bogatszych stanów wina, skinieniem głowy podziękował za ten gest Bauera, jakby się mogło wydawać - pocieszenia. Ohlendorf wyrzucił przez otwarte okno zgrabną wazę, która z hukiem rozbiła się o trotuar i zajął się Południowym Averlandem. Najpierw powąchał kręcąc nosem nieznaczne kołeczka nad szyjką butelki, umoczył usta, a potem przyssał się długo nie odrywając ust, pozwalając by trunek spływał wprost do gardła.

- Pij, pij. Jeszcze trochę. – Eryk przechyli do góry opadające w końcu szkło. – To antidotum.
Szlachcicowi dwa razy nie trzeba było powtarzać.
- Kurwa... – westchnął oblizawszy wargi i oddał wino przyjacielowi jego przyjaciół. - I choć raz lekarstwo smakuje wytrawnie. I nie capi starą cipą... Dziękuję druhu. Się spisaliście. Jeno szkoda, że troszkę za późno… Chodź. Coś ci pokażę brodaczu. – Ohlendorf kopnął drzwi do piwnicy.




Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Weisslagerberg
Dom Wagnera


W rezydencji panował coraz większy rozgardiasz. Co prawda kolejka zdawała egzamin, dzięki sprawnej organizacji śledczych, ale jak to zazwyczaj bywa, emocje, a zwłaszcza tak bardzo napięte, a potem podlewane wybornym winem, dawały swój upust radością tym, co pili i wręcz przeciwnie, rozpaczą u tych nielicznych pozostałych.

Starszyzna w męskich osobach młynarza, bankiera i przewodniczącego rady miejskiej, miała się fatalnie. Pominięci przez Stirlandczyków przy podawaniu antidotum, oni, jak ich rodziny, które winem uraczono, wzniosły żałosny lament.

- Nasza wina! Nasza wielka wina! – stękał wsparty na lasce i ramieniu żony Bartfelt. – Wszystko wyznamy, jeno lek podajcie!
- Kurwa mać wasza, trzeba wam no to, miasta każdemu jak stoi tutej opowiadać wina wasza jaka. – Grimm splunął na lakierki Bartfelta.

Tamten, jak i drobny Pfluger i barczysty Bolster, wyglądali gorzej niż zbite psy. Słaniali się na nogach, z trudem utrzymując równowagę, walcząc z opadającymi pod strumieniami potu powiekami i gorączką najwyraźniej trawiącą ich od środka.

- Wasza wina?! – ryknął stojący obok parobek zaciskając pięści. – Chłopy! Słyszelita?! To Starszyzny wina!

Winowajcy wzrokiem błagali śledczych, a zwłaszcza strojącego najsroższe miny krasnoluda, aby pod ochronę ich wzięli. Po ożywieniu gawiedzi wszystkim jasnym się stało, że prawda w tym momencie mogła, choć nie musiała, eskalować w agresji i samosąd mogło być trudno wyperswadować mieszkańcom, inaczej niż samymi słowy, czy groźbami. Wzburzone pospólstwo domagało się wyjaśnień.

- Ja wam dam! – młoda kobieta rzuciła kamieniem trafiając bankiera w ramię.
- Sukinsyny! – ktoś szturchnął kuksańcem młynarza.
- Gadać kuźwa! Gadać pókim dobrzy! – farmer DeFabag groził dając do wąchania Bartfeltowi żelazo siekiery.

Tymczasem ranni i związani najemnicy, którzy przeliczyli się przynosząc do bitki noże przeciw siekierom i mieczom, choć zaskoczyli Strilandczyków, i z przewagą liczebną, teraz leżeli dodatkowo pobici przez miejscowych. Jedni nieprzytomni, inni z przerażeniem obserwując przebieg wydarzeń. Na dziedzińcu rozświetlonym lasem pochodni dyndała zawieszona lina z pętlą, z której Kaspar uwolnił tego, który już okrakiem na kobyle siedział.

Znakomita jednak większość miejscowych, zwłaszcza tych, którzy byli wewnątrz domu Wanera i już zażyli wina, porywani stawali się przez wielce zaraźliwy nastrój radości. Mimo zapachów, jakie roztaczali wokół siebie Stirlandczycy, obywatele Weisslagerbergu w spontanicznych podziękowaniach gotowi byli całować ich po zmęczonych i ochlapanych świeżą krwią gębach i rękach. W międzyczasie szczególnie Kasparowi coraz trudno było pilnować drzwi do piwnicy pod falą spontanicznie okazywanych wyrazów wdzięczności. Po prawdzie butle z Averlandem były już wszystkie na górze rozchodząc się między potrzebujących, lecz i tak gromady roześmianych mieszkańców na tyłach rezydencji lekarza, z zapałem chciało wyindywidualizować się do winiarni z rozentuzjazmowanego tłumu na korytarzu.

Tymczasem Bolster, jako pierwszy z trójki opadł na kolana. Kiedy chwilę potem twarzą zarył dębowe deski parkietu przestronnego holu zewnętrznego, mógł być już nieprzytomny. Dygotał pod szlochającą mu na plecach małżonką. Na ten widok młoda i powabna córa młynarza obróciła się na pięcie i z odchyloną do tyłu głową zaczynała mdleć obok Moritza uzbrojonego z dwie pełne butelki Averlandu w rękach.

Zaraz Bartfelt wypuścił z trzęsącej się ręki laskę o zdobionej głowni lwiego łba, zjechał po ścianie do przysiadu i wparł brodę o kolana. Drgawki przeszyły ciało starca. Pomarszczona twarz dostojnego jegomościa wykrzywiła się w szpetnych spazmach nadając mu ohydny, wręcz przerażający wygląd kłapiącego zębami ghula. Z ust pociekła piana i krew. Źrenice zmniejszyły się gwałtownie jakby facet spojrzał prosto w słońce, a potem oczy odpłynęły w tył głowy ukazując przekrwiona białka. Stojąca wokoło gawiedź odsunęła się z pomrukiem szemrania o Chaosie. Ten, którego znali, jako najważniejszą personę w całym Weisslagerbergu, teraz dogorywał siedząc rzycią w rzygowinach i rzęził niezrozumiały bełkot jak zarzynany goblin .

Trzęsącemu się jak galareta Pfulgerowi spod spodni przez buty na wzorzystą mozaikę posadzki wylał się żółty mocz tworząc parującą kałużę.

- Ratunkuuu… - szepnął i rzucił się na ziemię. – Rathhuuunhhuu..- z gardła wydobył się cichy chropowaty skrzek.

Czołgał się nieporadnie na łokciach, ciągnąc wierzgające kulasy i rozpaczliwie wyciągając roztrzęsioną dłoń do Detlefa w czarnej morryckiej szacie.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 13-10-2016 o 06:30.
Campo Viejo jest offline