|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
02-10-2016, 00:41 | #121 |
Reputacja: 1 | Czasu było coraz mniej i choć Arno nie wierzył, że Volter nastaje na życie wszystkich mieszkańców, to wolał nie sprawdzać tego na własnej skórze. Obecnie nie mógł na to poradzić nic więcej niż razem z Erykiem rozkopywać grób Didirki. Później przyszło kransoludowi żałować całkowitego skupienia się na pracy fizycznej i bezrefleksyjnego przyjęcia pomocy przybyłych nagle mężczyzn gotowych do pomocy. Owszem, niby nic w tym niezwykłego, ale do tej pory nikt im nie pomagał. Nawet wtedy, gdy dobierali się do szczątków Halva. Niemniej kiedy cel został osiągnięty, a wieko trumny otworzone, Hammerfist przystanął na chwilę zaskoczony. Nie spodziewał się znaleźć tam Paula Wagnera. Żywego Paula Wagnera. Khazad uśmiechnął się do siebie. To umacniało jego teorię o wykorzystaniu przez Voltera odpowiedniej dawki trucizny, by wszystkich wprawić w stan przypominający śmierć. Obecnie był już prawie pewien, iż jedynymi osobami, które mogłyby się nie obudzić była Starszyzna. - Znaczy się, że w tym winie, o którym ten pan gadał, jest to lekarstwo w piwnicy Wagnera? - upewnił się barczysty pomagier mrużąc oczy jakoby miał problem ze wzrokiem. - Tak podejrzewamy. - powiedział pewnie Wagner. - Musimy działać, bo nie mamy wiele czasu. Szybko. - dodał po czym ruszył szybko za Kasparem. Kolejna wskazówka w połączeniu z natychmiastowym skojarzeniem Berta zaowocowała, w efekcie, ponownym biegiem w kierunku domu Wagnerów. Czas leciał nieubłaganie. - Pani Wagner! Pani Wagner! Mężaśmy żywego Pani znaleźli! - darł się khazad nim jeszcze dobiegł przed drzwi. Zamierzał w ten sposób ściągnąć Elizę jak najszybciej w ich kierunku. Drzwi do domu Wagnera nie były zamknięte na klucz. Gospodyni leżała w pokoju z fortepianem na podłodze oddychając płytko. Na szczęście była przytomna. - Antidotum w Czerwone 2492. Gdzie jest ono? - khazad zapytał szybko Elizę mając nadzieję, że zdąży ich jeszcze pokierować. Oczy rozszerzyła. - W piwnicy. - szepnęła. - Dwie skrzynki stoją… Wiedzieli zatem czego i gdzie szukać. Piwnica była oczywistym wyborem, lecz konkretne w niej miejsce już nie. Natychmiast podążyli pod ziemię, a za nimi ich niedawni pomocnicy wraz z dwoma nowymi towarzyszami i... zaskoczyli wszystkich dobywając broni. - Syny kurwie... - burknął do siebie dobywają młota zaczynając odczuwać pierwsze efekty działania trucizny. Być może był nieco bardziej wytrzymały lub miał więcej szczęścia niż inny, ale wiedział od samego początku, iż ten stan nie mógł trwać w nieskończoność. Początkowo Arno walczył z tylko dwoma przeciwnikami, lecz po ucieczce Berta miał na własnej głowie trzech. Niespecjalnie się tym przejmował w szczególności po wzorowym uniku sprzed kilku chwil, którego sam po sobie się nie spodziewał, a także po uderzeniu odsłaniającym bebechy przeciwnika. Hammerfist pomiędzy uderzeniami rozeznał się w sytuacji na polu bitwy, o tyle, o ile mógł w takich okolicznościach, nie mówiąc już o zasłaniających część sytuacji regałach. Zdawało mu się, że nie jest najgorzej. Owszem, bywało lepiej. Owszem, nawet jego forma daleka była od tej z Hergig, chociaż przeciwnicy nie byli specjalnie wymagający. Wiedział, że gdyby mieli wystarczającą ilość czasu, to pokonaliby wioskowych rozrabiaków. Problem w tym, iż czas był walutą, którą nie dysponowali. To sprawiało, iż sukces był nadal możliwy, choć coraz trudniejszy do osiągnięcia. Bert jednak, kolejny raz, okazał się być nieoceniony. Tumult na zewnątrz budynku zwiastował przybycie chłopów z widłami, których nietęgie miny pokazały się na schodach już w chwilę później. Chwilowo walka została przerwana, lecz Grimm postanowił zastosować lisią taktykę. Uderzył w chwili, w której przeciwnik się tego nie spodziewał. Tamten jednak zareagował w ostatniej chwili, przez co broń krasnoluda ześlizgnęła się po korpusie przeciwnika. Drugi cios nie doszedł celu. - Za Weisslagerberg! - zakrzyknął krasnolud. Tamci jednak nie mieli już ochoty na dalszą walkę. Natychmiast się poddali w obliczu przeważającej liczby sił przeciwnika. Szczególnie, że z rozwścieczonego tłumu padały już tak ciekawe propozycje jak rozwłóczenie końmi, co Arno mógłby nawet przyjąć z pewną aprobatą, gdyby nie fakt, iż robota nie została jeszcze zrobiona. Więcej, zaczynała się lekko wymykać spod kontroli, ponieważ kilku naiwnych chłopów myślało, iż wystarczy wypić cokolwiek lub próbowali na chybił-trafił. - Uspokójcie się! - zawołał Kaspar, usiłując przekrzyczeć hałas. - Zaraz znajdziemy lekarstwo! - Aldric, Detlef, znajdźcie te butelki! - krzyknął jeszcze, ale ludzie nie chcieli słyszeć tego, co miał do powiedzenia. - Czego szukać wiecie?! Nie?! To cofnąć wszyscy się i kurwich tych synów pilnować, coby nie zemknęli! I nie przeszkadzać, to szybciej pójdzie nam! - wydarł się khazad i pobiegł sprawdzić najciemniejsze miejsce w piwnicy. Kątem oka zdołał jeszcze zobaczyć, że część osób cofnęło się, choć do pełnego sukcesu nadal było dość daleko. - Na Morra, uspokoić się, albo wasze dusze przeklnę co spokoju w domenie chaosu nie zaznają! - wyryczał nowicjusz w czarnych szatach. - Dajcie nam odnaleźć lekarstwo albo wszyscy tutaj pomrzemy - dodał już nieco spokojniej. Tłum nieco ucichł. Hammerfist skrzywił się lekko, gdy przez myśl przemknęło mu, że wystarczy jedna absurdalna groźba wypowiedziana przez niekompetentnego idiotę wspierającego się o bóstwo. Nie miał jednak czasu więcej nad tym myśleć. Pobiegł w najciemniejszy róg piwnicy mając w pamięci słowa wagnerowej: "dwie skrzynki". Skrzynki. W ilości dwóch. Nie regały. Nie wiedział czemu, ale ciągnęło go właśnie w tamtym kierunku i... intuicja go nie zawiodła. Zawołał swych towarzyszy, by wraz z nim napili się jako pierwsi. Winkel tymczasem ocenił ilość, oszacowaną na jedną szklankę, czyli trzecią część butelki, niezbędną do zadziałania antidotum. Następnie zaczęli dzielić mieszkańców na grupy trzyosobowe dostające po jednej butelce do podziału. Mieli oni wypić na miejscu, a następnie oddalić się z piwnicy, by zrobić więcej miejsca w, i tak ciasnej już, piwnicy. Grimm nie zapomniał o Elizie Wagner. Kiedy tylko upewnił się, że wszystko jest w najlepszym porządku, pobiegł szybko do gospodyni z wypełnioną uprzednio manierką. W końcu ona również musiała otrzymać lekarstwo. Później musiał wrócić na dół i ponownie wspomóc towarzyszy nim Eryk pobiegnie do Prosta z porcją dla niego. Był jednak jeszcze jeden problem do rozwiązania. Cóż począć ze Starszyzną, ich rodziną oraz zbójami, z którymi walczyli niedawno. Arno twardo obstawał przy tym, by rodzina przestępców nie odpowiadała za nieswoje błędy. Chciał wydać im antidotum. Starszyznę natomiast chciał potraktować nieco ostrzej, czyli dać odtrutkę dopiero po ich przyznaniu się do wszystkich win, o których musieliby opowiedzieć miastu. Jeśli wystarczyłoby czasu na takie zagranie. Był również całkowicie przeciwny podawaniu specyfiku najemnikom Starszyzny. Można było dużo gadać o narzędziach wykonujących rozkazy, lecz prawda była inna. Musieli się na to zgodzić, więc również byli winni. Ponadto chciał, by trucizna podziałała na nich tak, jak miała podziałać na wszystkich. W ten sposób znalazłby się jednoznaczne wyjaśnienie tego, czy był to zamach na życie, czy tez uśpienie wszystkich na dłuższy czas.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. |
04-10-2016, 15:07 | #122 |
Reputacja: 1 |
|
13-10-2016, 06:17 | #123 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 13-10-2016 o 06:30. |
19-10-2016, 09:30 | #124 |
Reputacja: 1 |
|
20-10-2016, 19:56 | #125 |
Reputacja: 1 |
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. |
21-10-2016, 16:36 | #126 |
Reputacja: 1 | Moritz był bardzo zmęczony. Nie wiedział jak trzymał się na nogach po tak ciężkim dniu. Jego organizm mocno oberwał nie tylko przez truciznę, ale też nadmierny wysiłek fizyczny oraz psychiczny. Sam sobie zaleciłby wypoczynek i szklaneczkę czy dwie czegoś mocniejszego. Nie miał jednak czasu ani na jedno ani na drugie. Musiał okazać się przydatnym na tyle aby nikt poza nim nie uważał go za skończonego alkoholika. O dniu który właśnie się kończył można by napisać całkiem długi poemat kończący się z jednej strony szczęśliwie, a z drugiej skłaniający do refleksji nad własnym życiem. Wagner mógłby wypominać sobie, że dało się rozegrać całą sprawę szybciej jednak wiedział, że jego umysł nie był tak bystry jak wcześniej. Odczuwał to, ale ciężko było mu cokolwiek na to poradzić. Sam nie miał szans rzucić co zaczynał sobie uświadamiać. Miał przyjaciół, ale nie chciał nikogo obarczać na tyle na ile było to konieczne aby wyjść z alkoholizmu. Pamiętał czasy kiedy zaczynał pić. Myślał, że poza mutacją krasnoluda stracił najbliższego przyjaciela, który całkiem niedawno okazał się zdrowym jak ryba. Bauer zniósł stratę znacznie lepiej od niego, ale miał zapewne świadomość, że reszta pewnie przeżyła... Bolster, Pfluger i Bartfelt nie mieli się najlepiej. Śledczy nie podali im leku, a co za tym idzie zapewne mieli skonać lada chwila. Moritz nie chciał na to patrzeć. Pomagał zatem potrzebującym sprawdzając czy aby każdy wypił dość leku i czy nikt nie został pominięty. Były gawędziarz, a obecnie czeladnik mimo swej zmiany nadal był bardzo wrażliwy na cudze krzywdy. Na słowa winowajców sam złamałby się i podał im to cholerne wino. Nie był jednak sam. Miał ze sobą innych śledczych i całą zgraję złowrogo nastawionych wieśniaków. Wiedział, że kiedyś starałby się ich przekonać i z jego charyzmą powodzenie byłoby jedynie kwestią czasu. Teraz jednak widział ludzi, których tamci chcieli skrzywdzić. Widział schorowane dzieci, słaniające się kobiety i ledwie stojących mężczyzn. Groźba siekiery w rękach kogoś takiego jak oni traciła niemal całkowicie na sile. Entuzjazm i radość uratowanych ludzi nie udzielił się Wagnerowi. On nie mógł spocząć z uśmiechem do czasu aż nie sprawdzi wszystkich ran - nawet tych zadanych przez jego przyjaciół najemnikom, którzy mieli za zadanie ich zabić. Takim już był człowiekiem, który wybaczał zdecydowanie szybciej niż by sobie tego życzył. Od ran najemników odczepił się na chwilę kiedy ludzie starszyzny zaczęli tracić ostatnie siły. Kiedy Bolster padł na ziemię w drgawkach, jego żona zajęła się szlochem czeladnik miał w rękach kolejne porcje wina. Córka młynarza, która noc wcześniej bardzo energicznie kochała się z Moritzem teraz - już bez sił - traciła przytomność. W tej chwili Wagner rzucił się na pomoc i złapał ją bijąc przez przypadek jedną z trzymanych butli z winem. Moritz nie patrzał na to co działo się z Bartfeltem oraz Pfulgerem, ponieważ był zajęty walką o życie młodej dziewczyny. Tej nie groziło nic, ale czeladnik miał bynajmniej wymówkę aby nie zostać posądzonym, że patrzał kiedy umierali ludzie. Nawet tacy, którzy na śmierć jak nikt inny zasłużyli. |
21-10-2016, 23:56 | #127 |
Reputacja: 1 | Dziwne bardzo... Była to pierwsza myśl, jaka przyszła krasnoludowi do głowy, kiedy spoglądał na trzy ciała zalegające na posadzce. Zaledwie trzy. Zerknął z ukosa na najemników, którzy wciąż dychali. Prawda, nie było z nimi najlepiej, lecz trzymali się względnie długo po tym jak organizmy trójki Starszych się poddały. W końcu razem z towarzyszami próbował jeszcze podać odtrutkę każdemu z nich. Dopiero wtedy napastnicy otrzymali butelkę. Dla Arno był to zadziwiający przypadek. Początkowo khazad chciał zostawić ciała w piwnicy, ale Wagnerowa stanowczo się temu sprzeciwiła. Kobieta była dla nich bardzo miła oraz niezwykle w śledztwie pomocna, więc nie widział powodu, by jeszcze bardziej uprzykrzać jej życie. Widząc, że nikt nie pali się do podjęcia decyzji o miejscu, w którym mężczyźni mieli zostać złożeni, zdecydować musiał Arno. Stanie po próżnicy jeszcze nikomu nic dobrego nie przyniosło. Przenieśli ciała Starszych do kaplicy Sigmara na cmentarzu, natomiast Hammerfist wychodząc przyjrzał się jeszcze Wagnerowi. Przelotnie, ale to, czego potrzebował było widoczne na pierwszy rzut oka. Lekarz nie miał żadnych śladów po krwi wypływającej z oczu, uszu czy ust. Objawy nie zgadzały się z występującymi u Voltera, Pfulgera, Bartfelta i Bolstera. Arno wciąż nie wierzył w czyjąkolwiek śmierć. W końcu tatuaż wynalazcy mówił o podwójnej śmierci. Jego zdaniem druga śmierć miała czekać ich w trumnie. Podobnie do Halva. Ich następnym celem była posiadłość sprawcy Weisslagerbergowych nieszczęść. Na podwórku czekał ich widok rzygowin oraz skorup potłuczonych naczyń, a także... Volter. Całkiem żywy, z płaszczem podróżnym narzuconym na ramiona. Wspierał się z jednej strony na cudownie odnalezionej Magdalenie oraz na Eryku. Alex natomiast popijał znalezione wino. - Co ze Starszyzną? - spytał Aldric, gdy towarzysze zbliżyli się wystarczająco. - I gdzie Moritz? - Lekarstwo nie zadziałało - odparł Kaspar. - Za późno dostali - dodał, nie wnikając w szczegóły. - Moritz zajmuje się rannymi, bo paru takich się znalazło. - Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony - zwrócił się zachrypnięty Aldric do Voltera, prowadząc go dalej do szeryfa. - Od intencji waszych wyrok teraz zależy. Po tym, czegośmy dowiedzieli o was się, herr Volter, wiarę pokładam, żeście nie zabić trucizną chcieli i na mieszkańcach Weisslagerbergu zależy wam. Po mojemu z dwóch śmierci pierwsza jest to. Dla tych, co lekarza nie chcieli. Starsi w grobie zbudzić się mieli i dokonać żywota swego tam. Rację mam, herr Volter? - zapytał Arno khazad dołączając do marszu. Raz jeszcze wrócił pamięcią do tatuażu. - Przypominam drogi krasnoludzie, że dosłownie kilka chwil temu, na twoich oczach - zaakcentował nowicjusz - trójka członków starszyzny upuściła juchę z chyba wszystkich otworów swojego ciała. Nie wyglądali zbytnio na śpiących. - Przypominam, zdradziecka szujo, że i Volter na śpiącego nie wyglądał zbytnio, a jucha takoż poszła mu - warknął bardzo nieprzyjaźnie khazad. - Jeśli w czas nie wypili antidotum, obudzą się w zaświecie. - odrzekł Volter. - Nie cieszy mnie ich śmierć, lecz i smucić nie smuci. - Obserwacji poddani zostaną. Jeśli prawdę rzeczesz, na długo zbyt nie obudziłeś raczej się - Grimm zwrócił się tym razem do wynalazcy. - Nie cieszy i nie smuci? Taplaliśmy się w gównie, walczyliśmy z jakimiś oprychami, rozwiązaliśmy twoją kretyńską zagadkę, ile ludzi nie żyje tego jeszcze nikt nie wie, a ty nie potrafisz wykrzesać z siebie nawet odrobiny jakiegokolwiek uczucia? - Detlef widocznie walczył z neutralnością wpajaną mu podczas nowicjatu. - Uspokójcie się - wycharczał Aldric, poddenerwowany zakończeniem całej sprawy. - Nikomu śmierć nie groziła, tylko członkom Starszyzny - wyjaśnił towarzyszom. - Jeśli Herr Volter mówi prawdę, to trucizna była dwuskładnikowa, i tylko oni zostali w pełni otruci. Odpowie jednak za ich śmierć, próbę zabicia Herr Wagnera, oraz zamieszanie, jakie wywołał swoim przedstawieniem. Ale to już nie nasza decyzja, jeno Herr Prosta. Nie marnujcie sił na zwady - zakończył, kierując te słowa do zwaśnionych Arno i Edmunda. Słysząc to Kaspar zgrzytnął zębami. Za ten cały strach, jaki przeżył, najchętniej osobiście by zaszlachtował Voltera. Pociągnął solidny łyk z przyniesionej flaszki. Volter, przed drzwiami do gościnnego pokoju, który zajmował ranny Prost, odwrócił się do Morryty. - Cieszę się, że prawda zwyciężyła. Wierzyłem w was przyjaciele. - uśmiechnął się spokojny. Przyjaciele? Kaspar najchętniej kopnąłby Voltera w tyłek. I to nie jeden raz. Arno natomiast głośno zgrzytnął zębami. - Herr Prost... - zaczął Hammerfist, gdy weszli do pomieszczenia. - ... odtrutka znaleziona została i mieszkańcom wszystkim podana. Zaistniał problem jednak pewien. Mieszkańcom postanowiliśmy najpierw dać ją niewinnym. Starsi ze zbójami przez nich wynajętymi na końcu znaleźli się listy. W czasie tym winy nie zechcieli wyznać swej, a miasteczka mieszkańcy do samosądu na najemnikach próbowali dopuścić się. Pobici przez mieszkańców skończyli jednak. Towarzysz nasz rannymi teraz zajmuje się. Niespodzianie całkiem gorzej Starsi niż inni poczuli się. Herr Bolster i Bartfelt padli, a z otworów w głowie ich krew lecieć zaczęła. W chwili tej niewinni wszyscy po odtrutki dawce dostali już. Priorytetem potrzebujący najbardziej byli w chwili tej. Leżący nie zareagowali w sposób żaden. Herr Pfulger łyków zdążył wziąć kilka i do Starszych dołączył dwóch z objawami podobnymi. Zadziwiające zdało się mi, że owa trójka tylko zareagowała tak. Dopiero po chwilach kilku ci, co napadli wcześniej nas antidotum dostali. Herr Volter wyznał, iż śmiertelną trucizna wyłącznie dla Starszych była z powodu składników dwóch. Pierwszy wcześniej dni kilka podał im. Wcześniejszą być może reakcję w organizmach ich spowodowało to. Nie wszystko jasnym po mojemu jednak jest. Pytań mam kilka, a i z oskarżenia postawieniem proponowałbym wstrzymać jeszcze się. Z pochówkiem takoż. Za dni kilka się okaże czy śmierć ich podobną do Herr Voltera jest, czy prawdziwą całkiem. Od stanu ich zależy czy o zabójstwo oskarżyć lekarza należy - dokończył krasnolud. Miał zamiar przyprowadzić najemników i Wagnera, jeśli ich stan będzie na to pozwalał, a następnie przesłuchać osobno Voltera oraz Magdalenę.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 22-10-2016 o 00:00. |
22-10-2016, 18:12 | #128 |
Administrator Reputacja: 1 | Kilka trupów, paru rannych. Kaspar synem grabarza nie był, ale z oczywistych powodów jeszcze przed ruszeniem w świat widział niejednego trupa i zajmował się nieboszczykami, nie miał więc nic przeciwko temu, by pomóc w wyniesieniu tych, co padli w walce lub na skutek trucizny do kaplicy, na cmentarz. Nie dziwił się, że Wagnerowa nie chciała trzymać trupów w piwnicy. A i tak czekało ją jeszcze duuużo sprzątania. Z drugiej strony - żywy mąż wart był pewnych niedogodności. W każdym razie Kaspar tak uważał. * * * Co prawda zajęty trupami Kaspar spóźnił się nieco ze złożeniem wizyty, ale przybył na tyle szybko, by ujrzeć Voltera całego i zdrowego, i nie da się ukryć, że widok ten nie poprawił Kasparowego humoru. Chociaż częściowo rozumiał powody, jakie kierowały Volterem, ale cały czas pamiętał strach i wyścig ze śmiercią i z trudem się powstrzymał, by nie kopnąć Voltera z całej siły w tyłek. A że był osłabiony nieco, to by kopnął go po dwakroć, by być pewnym skutku. Mógł też rozbić mu na łbie flachę z winem, doszedł jednak do wniosku, że lepiej się trochę napić i liczyć na to, że sprawiedliwość jednak dopadnie 'dowcipnisia. Przestępstwo i zbrodnia, mająca stanowić karę za czyjeś przestępstwo. Zbrodnia, która zdaniem Kaspara zasługiwała na śmierć, no ale to nie on będzie wydawać w tej sprawie wyrok. Po raz kolejny pociągnął solidny łyk z zabranej z piwniczki butli, po czym ruszył, by dopilnować, aby Volter nie wymknął się sprawiedliwości. |
23-10-2016, 07:25 | #129 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
01-11-2016, 13:39 | #130 | |
Reputacja: 1 |
| |