Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2016, 08:26   #65
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Po wyjściu z gospody

Sprawa ze znakiem w gospodzie została rozwiązana - czy raczej rozwiązała się sama, przez jego zniknięcie. Oczywiście Theseus nie miał zamiaru przejść nad tym do porządku dziennego. Musiał znaleźć jakąś wzmiankę o tym zjawisku, dowiedzieć się, jak działał znak i kto byłby w stanie go zrobić. Być może jeśli uda mu się odnaleźć odpowiedzi na te pytania, dowie się, jaka naprawdę historia przytrafiła się Miłogostowi - oraz czy jest szansa ściągnąć go z powrotem.
Kapłan z rękoma w kieszeni płaszcza i zwieszoną głową kierował się do świątyni Wielkiego Budowniczego. Robiło się już późno, a on cały ten czas spędził poza murami kościoła. Czuł ssący głód w żołądku i zmęczenie spowodowane nieprzespaną nocą. Przecież chciał jeszcze tego wieczora zasiąść do badań, jęknął w myślach. Trochę pożałował, że nie posłuchał wcześniej swojej gosposi.

Przecinając rynek, zauważył nieopodal niską sylwetkę. Zaraz ją powiązał z osobą rajcy. I przypomniał sobie, że przez sprawę z gnollami zapomniał wziąć od niego wszystkie klucze do świątyni.
- Panie Trouve?! - zawołał, przyśpieszając kroku, by dogonić sylwetkę.

- Hmm? - W ciemności nie było zbyt dobrze widać. Duchowny musiał pomylić kobolda, z dość krępym krasnoludem. W pierwszej chwili mogła go najść myśl, że przydałoby się oświetlić to miasteczko nieco lepiej. Zaraz jednak zdał sobie sprawę, że naszedł na jakąś dziwną sytuację. Oto gdzieś dalej dobiegł go odgłos kobiecych pantofli i szelest sukni.


Theseus przyjrzał się krasnoludowi i pochylił pokornie głowę.
- Przepraszam pana bardzo. Musiałem pana pomylić z kimś innym - wytłumaczył Cicerone, ukrywając swoje zakłopotanie.
Nadstawił uszy i zerknął mniej więcej w stronę, z której dobiegł go dźwięki.
- Theseus Glaive - przedstawił się kapłan, widocznie wykorzystując okazję. Nie znał tego krasnoluda, ale wyglądał na miejscowego. Skoro już na niego wpadł, mógł przynajmniej poznać jego imię. W oczekiwaniu na odpowiedź, rozglądał się uważnie.
- Jean Lopup Marchal, bardzo mi miło - odrzekł mężczyzna - Widziałem cicerone na zebraniu no i jak pan przemawiał wczoraj do ludzi. Myślę, że tego, czego trzeba było tej mieścinie to właśnie człowieka o takim usposobieniu. Ma pan wiele w sobie siły, którą mieszkańcy Szuwar chętnie od pana pożyczą - uśmiechnął się krasnolud.
Wyglądając na południe, Theseus dostrzegł sylwetkę w turkusowej sukni. Wraz z krasnoludem stali na skrzyżowaniu przy piekarni Blackleaf’a i kuźni trolla. Kobieta zaś weszła w zabudowania po lewo i o ile Cicerone jeszcze pamiętał, tamto domostwo należało do Marie-Claire Poulin. A przynajmniej tego nauczył się zeszłej nocy z map i ksiąg.
- Dziękuję za te słowa wsparcia, panie Marchal. Wiem, że Szuwary wymagają ogromu pracy. A ja po to tu przybyłem, by te prace nadzorować i samemu w nich uczestniczyć - odparł spokojnie, skupiając wzrok na krasnoludzie.
- Gdyby… gdyby znał pan ludzi gotowych, by poświęcić część swojej siły dla dobra tego miasta, proszę nie wahać się i odsyłać ich do mnie. Liczę, że spotkam tu ludzi pełnych wiary, a przynajmniej patriotyzmu, którzy rozumieją, że Szuwary potrzebują zmiany - zagaił, próbując wyczytać coś z twarzy rozmówcy. Nie był pewien, czy ten pochlebia mu, ponieważ tak było wygodniej, czy też faktycznie krasnolud oczekiwał, że w Szuwarach znów zacznie się coś dziać.
- Nie omieszkam sir. Chciałbym zwrócić pańską uwagę, że dziś padły na zebraniu bardzo ważne słowa. Szykują nam się wybory. Nie tylko mera.. - odpowiedział ze spokojem Jean - Musi pan cicerone również ocenić, kto tu się najbardziej przyda w miasteczku. Lepszy moment na to nie mógł nadejść. Może się przejdziemy? Chłodno tak stać… - zaproponował karasnolud.
Theseus skinął głową i powolnym krokiem poprowadził nowego znajomego dalej na wschód. Idąc, założył dłonie za plecami i przyglądał się miastu oraz jego mieszkańcom.

- Kapłani nie mieszają się w politykę - odparł, ale nie dość stanowczo. Jakby celowo pozostawiając Jean’owi malutką furtkę, przez którą mógł zajrzeć. - To, co nas interesuje, to zdrowe, bezpieczne społeczeństwo, któremu nie brakuje wygód ani jedzenia. - dopowiedział ogólnikowo.
- Oczywiście sir - odpowiedział Jean i wyciągnął z za pazuchy woreczek w którym szybko zanurzył paluchy i wyciągnął cukierka - Poczęstuje się cicerone?
Glaive spojrzał na cukierka i skinął głową. Nie było pewne, czy tak bardzo mu zależało na słodyczy, czy też chciał sprawić krasnoludowi przyjemność, przyjmując jego poczęstunek.
- Dziękuję - odparł po tym, jak wrzucił wręczonego cukierka do ust. Lawendowy, pomyślał. Może choć na chwilę zapomni o głodzie.
- Zacząłem je jeść nałogowo po tym jak rzuciłem palenie... - krasnolud wrzucił swoje cuksa do gęby i pogryzł go i pociumkał głośno - Paliłem mocarne liście krasnoludzkiego ‘Les Boyogeants’.
- A wy, panie Marchal? Kogo uważacie za przydatnego dla Szuwarów? - zapytał jakby nie przykładał odpowiedzi większej uwagi.
- Hmm... Nikt nie ma tyle ambicji co pani Poulin. To trzeba jej przyznać. Kobieta zacna. Dama. Zarządzająca niegdyś dużym majątkiem.. Najbardziej się nadaje na mera ze wszystkich osób jakie znam w Szuwarach. Jeśli zaś chodzi o radnych, to wymieniłbym kilka osób. Potrzeba tam ludzi, którzy naprawdę cierpią biedę i którzy znają problemy mieszkańców od podszewki.

Kapłan pokiwał głową i wyciągnął dłoń, by pogładzić brodę.
- Pani Poulin. Mam nadzieję, że wkrótce poznam tę, jak pan raczył określić, ambitną damę. Co zaś się tyczy radnych… po części się z panem zgadzam. Należy słuchać tych, którym wiedzie się najgorzej i starać się im pomóc. Wszak tak głosi nasz Pan, by opiekować się maluczkimi. Jednak skupiając się tylko na jednej stronie medalu, zatracamy szerszą perspektywę - odpowiedział zamyślony. Widać było, że ciężko mu na razie podjąć jakąkolwiek decyzję.
- Myślę, że radę powinni wypełniać ludzie z każdej warstwy społecznej. Rolnicy, rzemieślnicy, kupcy i mieszczanie. Co o tym sądzicie, panie Marchal?
- Zgadzam się. Ci którzy mają najwięcej do stracenia będą najbardziej zaangażowani. Ale co ja tam wiem. Jestem tu od niedawna. Obaj w zasadzie jesteśmy w mieście, które dość szybko trafiło nam do serca, cicerone. A jak pańskie plany?
Theseus zatrzymał się. Dotarli już na przedpole świątyni. Kościół tonął w mroku i jedynie w oknach na piętrze od strony sierocińca wciąż paliło się światło.
- Moje plany? Zbliżyć do siebie ludzi. Nakłonić do współpracy między sobą i wskazać im cel, do którego powinni dążyć dla dobra wszystkich mieszkańców - odpowiedział szczerze kapłan, krzywiąc usta w lekkim uśmiechu.
- Serca ludzi są jak genialne zegary. Wystarczy wypełnić je odpowiednim smarem, a będą bić niezawodnie przez całe życie i odmierzać dobrą godzinę - skwitował, spoglądając na krasnoluda*
- Ciekawa refleksja sir.. - Jean pocmokał cukierka i uścisnął dłoń duchownego - Życzę powodzenia, choć chyba nie będzie aż tak bardzo koniczne. Życzę miłej nocy, sir.
- Wzajemnie, panie Marchal - odparł Cicerone, skinąwszy mu głową.
Poczekał, aż krasnolud odejdzie kawałek, a następnie sam skierował się do bocznych drzwi na plebanię. Był naprawdę głodny i zmęczony. Ciekawe, co przez cały dzień robiła jego gosposia, zastanowił się.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline