Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2016, 11:52   #56
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Ostatnie sprawunki Seaverów z Sarsfieldami okazały się o wiele bardziej łagodne niż się Mildrith spodziewała. Oczekiwała jakichś bijatyk, sporów o ziemię czy zabitego chłopa... Tymczasem measter Trevyr wyłożył jej, że kontakty w zeszłych latach nie należały ani do najbardziej intensywnych, ani do specjalnie napiętych. Raczej relacje pozytywne w stosunkach między oboma rodami. Oczywiście, parę razy zwracali się z możliwością obniżenia myta na rzece, chcieli również “wydzierżawić” kawałek ziemi przy porcie, który mógłby być wyłączony spod zarządu Seaverów. Miała to byćn w ich ocenie transakcja wiązana, w zamian za zwiększone obroty handlowe, które przechodziłyby przez ziemie Seaverów, w rezultacie zwiększając ich wpływy do kasy. Lord Simon rzekł jednak twarde "nie" i prosto z wieży maestera lady Seaver udała się do seniora, by przysiąść na pietach przy jego fotelu i zapytać, dlaczego. Starzec wpierw zachichotał, a potem jak nie łupnął pięścią w podłokietnik, aż drewno zatrzeszczało. W Simonie kołatało się jeszcze więcej niż trochę sił... lub po prostu miał dobrą chwilę.
- Nikt mi się po mej ziemi panoszył nie będzie. Nie ma zgody, na żadne dzierżawienie terenu, bo to moja niepodzielna ziemia. A Sarsfieldowie albo naciskają o niskie myto i dzierżawę, albo proszą o większe obniżki. No to nic nie dostaną.
I zaśmiał się znowu, pogładziwszy Milly po głowie. Naprawdę miała nadzieję, że Simon pociągnie jeszcze trochę. Przynajmniej na tyle długo, by Seathana nauczyć, że gorąca krew to zaleta tylko w łożnicy, a w polityce lepiej być zimnokrwistym gadem.

***

Mildrith uchyliła srebrną pokrywkę. Orzechy smażone w miodzie. A także gruszki i śliwki suszone na słońcu. Obok pysznił się nie mniej ciężki i będący wyzwaniem dla żołądka kołacz, także na miodzie. Przynajmniej słodkie białe wino było lekkie, choć Milly nie zwykła go pijać tak wcześnie. Przybyłą jako pierwszą Alerie szybko wprowadziła w niuanse rodowych spraw Sarsfieldów z Seaverami, które nie muszą, ale mogą zostać wywleczone między srebrne patery ze słodkościami. Bowiem w sumie… dlaczego by nie. Millly na miejscu lady Sarsfield by nie odpuściła.
Lady Sarsfield się przybyła niebawem, przywitała się i rozpoczęła kurtuazyjn e rozmowy o niczym szczególnym. Kiedy indziej Mildrith zapewne pociągnęłaby dłużej rozmowy o pogodzie, dwugłowym cielęciu, które się urodziło w jednej z wiosek na ziemiach Presterów i bękarciej córeczce jednej z kuzynek pana na Lwiej Skale. Rozmowy o niczym szczególnym pozwalały ludziom poczuć się bezpiecznie. Jednak słodkości znikały z pater w zastraszającym tempie i lady Seaver zaczęła obawiać się o zdrowie swego gościa i szwagierki.
- Widziałam na śniadaniu, że wzięłaś pani ze sobą Celeastę… to straszna historia z jej mężem. Czy doszła już do siebie po stracie?
Lady uśmiechnęła się lekko, jakby pytanie było dość niezwykłe -Celeaste? - zapytała, aby po chwili pokiwać lekko głową -To niezwykle twardy charakter. Tak … doszła do siebie po tym wydarzeniu. Wszakże minęła już niemalże dekada.
- Radam to słyszeć. Czy jej osoba jest ci bliska, lady Sarsfield?
-Lubię ją - powiedziała szczerze szlachcianka -Jest z pewnością interesująca osobą. Czemuż pytasz o drogą Celeaste?
- Poszukujemy matrony, która wprowadzi najmłodszą siostrę mego małżonka w arkana spraw niewiast dojrzałych. Czy w twoim osądzie Celaste posiada ku temu odpowiednie przymioty? - Milly również była szczera.
Lady zaśmiała się krótko, ale zdecydowanie szczerze -Ohh, to dość niezwykły wybór. Celeaste nie jest … typową damą. Nie nauczy młodej Eleanor jak haftować, z tańcami też może mieć kłopoty. Jest jednak niezwykle dynamiczną i lojalną osobą. Potrafi wpajać podobne wartości. Jeżeli nie przeszkadza wam, iż będzie uczyła młodą dziewczynę myśleć samodzielnie … to może być idealną matroną.
Mildrith spojrzała przez szkło kielicha w oczy wpierw lady Sarsfield, a potem Alerie.
- Sądzę, iż w naszym małym niewieścim gronie nie musimy i nie powinnyśmy mydlić sobie oczu i kadzić wonnym dymem… Moja pani. Prawda jest taka, że Eleanor typową damą nie będzie nigdy. Mogę ją za takową przebrać, i być może kiedyś ona sama odkryje, że czasem jest to coś, co warto uczynić dla jej własnego dobra. Lecz wilczyca nawet w jedwabnej sukni pozostanie wilczycą. Winna rozwijać talenta, które od łaskawych bogów posiada, nie te, których jest ze szczętem pozbawiona. I w tym widzę wielką zaletę pani Cealesty. Będzie potrafiła spojrzeć na talenta, które współdzielą, z perspektywy niewiasty doświadczonej. Takiej, która już zmierzyła się ze światem.
Dolała lady Sarsfield wina i lekko tupnęła na kota, który ocierał się o łydki gościa tak namiętnie, że na zielonej sukni zostawały kłaczki białej sierści.
- Nie ukrywam, że liczyłam też za jej osobą na możliwość zacieśnienia więzi między naszymi rodami, i choć krótki pobyt Eleanor w Sarsfield w przyszłości. Czy jednak zgodzisz się zwolnić dla naszego domu damę bliską, jak rzekłaś, twemu sercu?
Lady chwilę przypatrywała się młodej szlachciance jakby zastanawiając się co odpowiedzieć
-Cealest przez to zdarzenie … Nie miała dzieci. Myślę, że to … będzie dla niej dobre. Oczywiście od niej będzie zależało czy się zgodzi. Jednakże jestem ją w stanie wypuścić …
- Jesteś bardzo dla nas łaskawa, lady Sarsfield! - uradowała się Milly i chwyciła starszą kobietę za dłoń w spontanicznym geście radości. - Porozmawiajmy zatem z nią jeszcze dzisiaj i zapoznajmy ją z Eleanor. Mam jeszcze jedno pytanie, ale jest, ach, trochę niedyskretne… - zniżyła głos, jakby ktoś mógł je podsłuchiwać.
Kobieta westchnąła, nachyliła się do Mildrith -Słucham. Nie przejmuj się, jesteśmy tutaj w kobiecym gronie.
- Jakie towary, pani, chcecie spławiać Grey River?
-Przede wszystkim zboże. Mamy dobre tereny pod uprawę, ale również część naszego srebra, byłaby łatwiejsza do transportowania w ten sposób.
Milly pokiwała głową, po czym gładko zmieniła temat na fryzury obydwu pań Lannister przybyłych na weselisko. Uśmiechnęła się do milczącej Alerie, po czym wgryzła w suszoną śliwkę. Zapowiadał się naprawdę interesujący rok… jednakże w kwestii omułków, raczków i innych smakołyków poławianych z wody będzie musiała szybko wydać konkretne i ostre dyspozycje.

Spotkanie młodej i starej wilczycy na początku było chłodne ze strony smarkuli, a ze strony Celeasty dało się wyczuć nutki zaciekawienia. Jednak gdy zaczęły rozmawiać, to młoda wydawała się być coraz bardziej zafascynowana osobą “wilczej” kobiety, a tej chyba całkiem przyjemnie rozmawiało się z młódką, która w ten sposób ją słucha, czy może nawet przypomina jej młodszą siebie. Ostatecznie Celeasta zgodziła się pozostać w Reaver Rest i zająć się wychowaniem Eleanor...

***

Kenning wreszcie uporał się ze skutkami upojenia na weselisku i mógł zostać ugoszczony. Milly sama doglądała przygotowania tego posiłku. Żadnych słodkości. Na półmisku spoczywał olbrzymi sum, który jeszcze przeszłej nocy siał postrach w odmętach Grey River. Obecnie obłożony zielonym groszkiem i pieczoną kalarepą został głównym daniem obiadu, na który Mildrith zaprosiła powracającego do sił dziedzica Kayce. Przytulona do ramienia małżonka Milly była więcej niż zadowolona. Suma wybrała sama, udawszy się w tym celu do wioski i budząc lekki popłoch wśród poczciwych rybaków. Bowiem wypacykowana milady nie dość, że przeszła z godnością przez grząską od błota ulicę, unosząc kraj sukni aż do kolan, to jeszcze umiała odróżnić rybę świeżą od cokolwiek nadpsutej, a targowała się uparcie i nieustępliwie. I teraz odkroiła od ryby smakowity, tłusty kąsek, od ich strony stołu, i tam, gdzie płetwa przysłaniała ubytek, i podała mężowi do spróbowania.
Młodego Kenninga, który przybył niebawem, powitała napiękniejszym z uśmiechów.
- Drogi lordzie Kenning, jakże się cieszę, że wreszcie pomówić możemy!
-Lady, Lordie - powiedział młody Kenning -Dziękuję za zaproszenie - dodał zajmując swoje miejsce -Piękna uroczystość - dodał niezaobowiązującym tonem.
- Przekażę naszemu drogiemu Hortonowi, dołożył wszelkich starań, ażeby naszym gościom, przyjaciołom i krewniakom na niczym nie zbywało - uśmiechnęła się Milly wdzięcznie i dała znak słudze, by napełnił kielich młodego lorda. - Czy będę niedyskretna pytając, kiedy wy, drogi kuzynie, sprosicie sąsiadów na wielką ucztę do Kayce? - spojrzała mu w oczy niezwykle głęboko.
-Ohh - młody wyraźnie zapeszył się. Odkaszlnął przez chwilę -Tak … ehh, gdyby tylko znalazła się odpowiednia okazja. Niestety, w najbliższym czasie nie zanosi się na taką uroczystość.
Seathan przysłuchiwał sie na razie jedynie. Pozwolił swojej żonie grać pierwsze chwile tego przedstawienia. Wiedział że Mili ma swoją wizję i postanowił ją wspomagać. Na razie zgodnie z ich ustaleniami głównie obecnością. Kenning wydawał się niedoświadczonych i łatwym celem dla uroku jego pani żony.
-Czyżbyś poczynił śluby jakoweś z czystością powiązane, lordzie Gareth? - spytała Milly z powagą i nachyliła się, by położyć na prawicy dziedzica Kayce zgrabną, szczupłą dłoń.
-Skądże … gdzież tam! - odparł tamten natychmiast lekko się czerwieniąc -Po prostu nie znalazłem jeszcze odpowiedniej partii.
- Ach! - Milly puściła rękę szlachcica, by swoje dłonie złożyć razem jak do modlitwy. Dziękczynnej - Mówiłam ci, panie mężu - zwróciła się do Seathana i zaśmiała się swobodnie i z ulgą - że lord Gareth podobny jest tobie i zbyt wiele ma w sobie pięknego męskiego wigoru, by się uroków bycia mężczyzną wyrzekać.
Spojrzała na młodego dziedzica z serdecznością, zabarwioną nutkami dworskiego flirtu.
- Zatem nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli małżonki ci poszukam, odpowiedniej dla twego urodzenia i statusu? Oczywiście, żadnych ustaleń czynić beze ciebie, mój panie, nie będę, lecz wieściom pozwolę krążyć, że szukasz towarzyszki życia, a we właściwe uszy opowiem o twych zasługach i cnotach. Planuję podróż do stolicy i wiele bym miała ku temu okazji… - ponownie ujęła dłoń młodego lorda - i z radością bym to uczyniła, by twemu rodowi splendoru dodać. W najbliższych latach mus nam trzymać się razem, ramię w ramię, kuzynie.
-Ohh, dziękuję to bardzo miła propozycja … ale już rozglądają się dla mnie za przyszłą żoną. Żona jednego z moich rycerzy i jednocześnie moja kuzynka, wzięła na swoje barki to zadanie już. Nie mógłbym jej odebrać tego zaszczytu.
- Oczywiście, że nie - Entuzjazm Milly był jak Mur. Wielki i trudny do pokonania. - Niechaj zatem jedzie z nami, okazji jej nie braknie - zatrzepotała rzęsami jak skrzydłami motyla. - A i ja będę wdzięczna za towarzystwo damie, jaką niewątpliwie jest twa krewna.
-Ohh … Tak … Może, cóż a kiedy pragniesz Lady wyruszyć?
- Nie szybciej niż za miesiąc… nacieszyć się muszę własnym małżonkiem. Mówiąc zaś o ślubach i małżeństwach… czy któraś z twych pięknych kuzynek pozostaje jeszcze panną?
-Moje kuzynki w odpowiednim wieku wszystkie są zamężne. Co zaś do tej propozycji, będę musiał ją przedstawić, wyślę odpowiedź przed pani planowanym wyjazdem.
- Naturalnie - Milly uśmiechnęła się z wyrozumiałością godną królowej. - Czy na zastanowienie się nad propozycją stworzenia sojuszu na przyszłe lata również potrzebujesz więcej czasu do namysłu, drogi kuzynie?
-Na jakich warunkach sojusz pani? - zapytał chłopak wprost -Czy czujecie się zagrożeni?
- Wszyscy trzy dni marszu od wybrzeża są zagrożeni - przypomniała mu Milly lekko znużonym tonem, jakby wskazywała, że po dniu nadchodzi noc, a krew zawsze jest czerwona. - Jednakże my i wy - wywodzący ród z Żelaznych Wysp, jesteśmy zagrożeni w dwójnasób. Bo żelaźni nas nie oszczędzą, lecz sąsiedzi chętnie będą się dopatrywać zdrady i chronienia siebie ich kosztem, więc odwrócą się plecami pod byle pretekstem. Nie sądzę też, by ktokolwiek poza Reaver Rest zrozumiał twą i naszą sytuację. Odpowiedź brzmi więc tak. Tak, czuję się zagrożona. Nie tylko atakiem morskich rabusiów. Także wiadrem łajna, które drodzy sąsiedzi chętnie wyleją na me plecy, by rozdrapać potem co się da - Oczy się jej zaszkliły łzami. - A ty, lordzie, nie obawiasz się?
Młody Lord westchnął, jakby walczyły w nim dwie sprzeczne idee. Jakby zastanawiał się co trzeba zrobić
-My już wycierpieliśmy z ręki Żelaznych Ludzi, jeszcze w czasach Tańca ze Smokami. Pamiętamy doskonale co wtedy się wydarzyło. Pani ród Seaverów nie ruszył nam wtedy z pomocą. Fakt, to było dawno temu, ale również nasze pochodzenie pani, jest z dawnych czasów. Niedaleko od nas do Lwiej Skały, a i Lannisterowie czują się zagrożeni najazdami Dagona. Czy pani czuję się zagrożony? Tak, ale zbieram siły, aby odeprzeć ich ataki, przynajmniej na tyle długo, aby przybyły siły z Lannisportu i Lwiej Skały. Chcę wam pomóc, ale o Sojuszach … jakiekolwiek by one nie były korzystne rozmawia się w innych warunkach. Pani przyślijcie swoich ludzi do Keyce, wraz z doradcami rozważę waszą propozycję, będziemy mogli znaleźć rozwiązanie, które zadowoli obie nasze domy.
- Przecież o nic innego nie proszę - Milly otarła łzy i ujęła dłoń młodego lorda. - A co do przeszłości. To, jak postąpi ród i czym się na historii kartach zapisze, zależy od tego, kto stoi na jego czele - spojrzała z dumą na małżonka, a potem przeniosła spojrzenie na dziedzica Kayce. - Czego i ty doświadczysz niebawem - uśmiechnęła się ciepło.

***

Mildrith odwiedziła głowę rodu Lannister w przydzielonych mu komnatach wieczorem przed odjazdem gości. Służka przyniosła za nią wino… co prawda jabłkowe, ale pędzone na ziemiach Seaverów, a także garnuszek miodu z pasieki septona. Mildrith długo czatowała z tym bogactwem w korytarzu, czekając, aż Gerold Lannister opuści komnaty brata. Wreszcie pole się oczyściło.
- Czcigodny lordzie - dygnęła głeboko. - Czy nie przeszkadzam?*
Tybolt skinął dłonią zapraszając ją do środka -Ależ nie lady. Proszę wejść.
Skorzystała skwapliwie z zaproszenia, przysiadła wdzięcznie przy małym stoliczku przy oknie i skinęła na służkę, by ta podarunki zostawiła.
- Cydr z naszych sadów, nielicznych niestety, lecz wybornego gatunku jabłoni. I miód z kwiatów rozmarynu, ręką naszego świątobliwego septona zbierany. Pomyślałam, że lord zechce kiedyś skosztować specjałów z ziem swych wiernych wasali, nie ustępują dornijskim winom i zamorskim cukrzonym owocom… i nie tylko kopalniami złota Zachód stoi - skinęła z błyskiem w oku, po czym skłoniła wdzięcznie jasną główkę. - Pozwoliłam sobie odwiedzić cię, panie, także po to, by zapytać, czy uradowaliśmy twe serce gościną i czy jest jeszcze coś, co uczynić dla ciebie przed wyjazdem.
-Ohh dziękuje - odparł Lord Tybolt na widok podarunków -Chętnie spróbuję tych specjałów, gdy wrócę do domu. Dziękuję również za gościnę. Czułem się u was naprawdę wybornie.
- Jak i my w twym szlachetnym towarzystwie. I radzi jesteśmy niewymownie z prezentów, które ofiarowałeś nam ze swą małżonką. Nie śmiałabym prosić o więcej… lecz i nie dla siebie chciałabym prosić. - Utkwiła w lordzie Skały pełne nadziei spojrzenie.
Lord przyglądał się jej dłuższą chwilę, po czym uśmiechnął się dobrotliwie -Ależ proszę się nie krępować. Słucham uważnie.
- Być może zwróciłeś już, panie, uwagę, na mego najmłodszego brata… - Milly była pewna, że lord zwrócił. W końcu był to ten potomek, którego tatko raubritter trzymał zmyślnie z dala od wszelkich rozbojów i działań moralnie co najmniej dwuznacznych. - To złoty chłopiec, po tobie nazwany, gdyś nas łaskawie do szlachty wyniósł, honorowy i cnotliwy. Ojciec mówi, że i z walką obyty dość, by giermkiem zostać… lecz kładzie się na nim cieniem przeszłość nasza, i wiele rodzin odmawia jego przyjęcia… - Milly zacisnęła maleńkie piąstki. - Nas to nie wzruszy, my twardzi i obyci z pogardą jesteśmy. Lecz jego ku lepszej przyszłości chowaliśmy, dzięki twemu, mój panie, dobremu sercu. Czy wsparłyś nas ten raz jeden jeszcze? List by twój polecający wystarczył, jestem tego pewna.
-Nie znam chłopca, więc cóz mógłbym o nim napisać? Ale droga pani przyślij go do mnie. Porozmawiam z nim. Wybadam jaki z niego człowiek jest - uśmiechnął się lekko -Jestem przekonany, iż taki jak mówisz, ale dla spokoju swojego sumienia muszę się upewnić. Jeżeli zadowoli mnie spokanie z nim, to napiszę dla niego list polecający.
Milly z szybkością godną wyszkolonej do polowań pustułki dopadła prawicy Lannistera, by na niej złożyć dziękczynny pocałunek.
 
Asenat jest offline