Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-09-2016, 19:24   #51
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Seathan i Siostra


Seathan spotkał się z siostrą w swoich komnatach. Na obiedzie którego pora się zbliżała. Wymuszonym obiedzie.. zaprosił siostrę by porozmawiać z nią zgodnie z życzeniem dziadka. Lord Simon chciał odsunąć Eleonor od Ser Adena Snowa. Jak i od spraw damsko męskich w ogóle. Starzejący się senior rodu miał ją za wciąż niedojrzały kwiat. Który beztrosko powinien jeszcze rosnąć na łące. Po pierwsze Seathan znał już trochę swoją siostrę i wiedział, że dziewczyna jest żądna wrażeń. Niekoniecznie z tego gatunku ale wrażeń w ogóle. Po drugie Eleonor była ich ostatnią i ważna kartą w układance politycznej. Pozwoli zawrzeć jeszcze jeden sojusz, i musi to być mądry wybór w dobrym czasie.... Czy Aden Snow były takim wyborem? Czy w ogóle ten turniejowy gest znaczył coś więcej? Nad wyraz łatwo przyjął ofertę kontraktu najemnego. Miał wszak w czym wybierać. Każdy Lord na Zachodzie przyjąłby jego Wilczęta. W dobie kryzysu wewnętrznego i zagrożenia zewnętrznego. On nawet nie próbował ustalać ceny, targować przysług... Znaczy się wiadomym było, że po nie przyjdzie. W jego sytuacji jednak ludzie są bardziej chciwi. Chciwi i pożądliwi od razu.... Może siostra Seathana wie coś więcej niż mówi? Sprawdzi to...


- Królowa Miłości i piękna turnieju w Reaver Rest. Chyba zrobiłaś na ser Adenie spore wrażenie. Skoro uhonorował ciebie, a nie pannę młodą jak jest w zwyczaju. - powiedział młody dziedzic do siostry.
Dziewczyna zarumieniła się
- Daj spokój - odfuknęła - To piękny gest … ale to nic nie znaczy? Prawda? Tylko gest … - mówiła coraz ciszej, a ręka powędrowała do kwiatów złożonych na jej głowie
- Dziadek chce się upewnić, że tak właśnie pozostanie. A ja chce się upewnić, że cokolwiek nie wpadnie Ci do głowy skonsultujesz to z bratem. Który jest mądry rzeczowy i wspaniałomyślny
- Nie jestem małą dziewczynką. Nie jestem głupia. Co miałabym zrobić? Uciec z domu?
- Miłość lub jej ułuda odbiera rozum i kobietą i mężczyznom. Głupim i mądrym w równym stopniu. Jedna z niewielu równości tego świata. Pojedziesz do stolicy z Mildrith i ser Adenem. Zobaczysz kawałek owego świata. Jeśli chcesz poproszę Midrith by wybadała ser Adena co miał znaczyć ten gest. Sama poprosisz ją o to samo jeśli ci zależy na poznaniu odpowiedzi. W drodze będziecie mieli okazję również lepiej się poznać. Mam na myśli strefę mentalną, za wszystkie inne zamknę cię w wieży na całe lata- zażartował.

Seathan miał mieszane uczucia. Z jednej strony to był tylko drobny gest. Z drugiej był… no dwuznaczny i mógł znaczyć, że Ser Aden jest nie tylko rycerzem ale również mężczyzną. Czy chciałby kogoś takiego w rodzinie. Tu również były wiele stron… Świetny rycerz, dobry dowódca z własnym wojskiem. Czy zostawiłby dla Eleonor biały płaszcz? Z drugiej strony tej gorszej strony, bękart bez ziemi. Człowiek króla wierny jemu nie domowi Seaverów. Seathan postanowił dać się ponieść fali. Zobaczyć jak się sprawy potoczą i nie ucinać sytuacji już teraz. Zadba tylko by jego siostra nie została zbrukana. To będzie rola Mildrith.
Dziewczyna kiwneła głową
- Dobrze … Zapytam ją o to, z pewnością się zgodzi … Sama chciałabym poznać prawdę …. A mówisz, że pojadę do Królewskiej Przystani? Będę mogła zobaczyć Czerwoną Twierdzę? Czaszki Smoków?
- Zobaczysz to na co zgodzi się Mili, Czerwoną Twierdzę na pewno. Teraz jedz i pamiętaj bądź rozsądna.

Seathan i Ser Royland, Mildrith, Ser Craig. Wieczorne zebranie.

- Ser jesteś wiernym sługą tego rodu a ja jego dziedzicem. - powiedział Seathan do rycerza gdy ten wahał się czy coś powiedzieć. Odczekał moment i odezwał się nim rycerz opuścił komnatę czy choćby się odwrócił. Czekał jednak wystarczająco długo by wiedzieć, że rycerz walkę przegrał. Sam z siebie słowa nie wyduszając.
- Jesteś panie - powiedział rycerz - Tak jak twój ojciec przed tobą - dodał po chwili - To co mam do powiedzenia … Wolałbym aby twoja pani żona, nie musiała tego słuchać …
- Mój ojciec.. - to słowo przez chwile zawisło w powietrzu. - Nie jestem nim, bardziej wnukiem swego dziadka niż synem swego ojca. Moja pani żona natomiast, wywodzi się z twardego rodu. Poradzi sobie ze słowami, jakie by one nie były. Dziękuję ci jednak ser za troskę. To godna pochwały cnota rycerska.
Powieka lekko drgnęła staremu rycerzowi, w końcu jednak wzruszył ramionami
- Jak sobie życzysz panie. Ta trójka najemników, która nam uciekła … Mają coś wspólnego z Ser Craigiem. Miał on uiścić ich rachunek za pobyt.
- Wiemy, że pseudo łowczy jest nam wrogiem. Zranił naszych ludzi i uciekł. Musimy spróbować wymierzyć mu sprawiedliwość. Czy najemnicy są nam wrodzy? Na razie wiemy, że mają coś do ukrycia skoro uciekli. To może mieć wiele kierunków. Zbadajmy sprawę, sprowadź tu ser Creiga. Odpowie nam na kilka pytań czym wyjaśni sprawę.
-Gdybym był pewien, że najemnicy są powiązani z tym Łowczym, to bym zastosował inną strategię. Tak samo z Ser Caldwellem. Jest to jednak na tyle podejrzany zbieg okoliczności, iż wolałem kogoś poinformować. Spełniam swój obowiązek wobec tego rodu.

- Sprowadź mego piastuna, ser Roylandzie - Milly nagrodziła jego starania i wysiłki umysłowe promiennym uśmiechem. - Jestem przekonana, że ser Caldwell nie ma nic do ukrycia - zagruchała do małżonka, a na jej twarzy i w głosie nie było niczego prócz niewzruszonej wiary w lojalność ser Craiga. Gdy tylko Royland wyszedł i zostawił ich samych, na ślicznym liczku Milly jawnie odbiła się myśl, że lepiej dla ser Craiga będzie, jeśli faktycznie nic nie ma do ukrycia. A chwilę później - delikatny niesmak.
- Sądziłam, że był przy mnie dość długo, by się nauczyć, że najwyraźniejsze i najtrwalsze tropy zostawia… złoto - westchnęła, po czym wygładziła twarz i nawinęła na palec pasmo jasnych włosów.

Ser Craig szedł do sali narad i już wiedział dlaczego go wezwano. Słyszał o tajemniczej ucieczce trójki najemników z portowej tawerny. To mógł być tylko Connor i jego przyboczni. Pluł sobie w brodę, że nie zdążył przed turniejem powiedzieć o wszystkim Milly i Seathanowi. Kiedy więc wszedł do sali narad stanął przed nimi skłoniwszy się obojgu:

- Na początek chciałem przeprosić Wasze Lordowskie Moście za opieszałość. Ten człowiek, którego spłoszyli ludzie Ser Roylanda, to mój brat, Panie i jego obstawa. Miałem powiadomić o jego obecności przed turniejem, ale wtedy wypłynęła sprawa z tajemniczym zabójcom i jakoś tak okoliczności nie sprzyjały rozmową. To moja wina i zgadzam się z tym bezapelacyjnie, na swoją obronę dodam, że gdybym chciał to ukryć przez moim Lordem, to nie opłacałbym im noclegu ze swojego rachunku. Z przyjemnością podzielę się innymi informacjami, lecz za wybaczeniem Lordzie, chciałbym to zrobić w cztery oczy… bądź sześć - podniósł wzrok na małżonkę Seavera.
- Ser Roylandzie, poczekaj chwilę na zewnątrz. Skoro to sprawy delikatne i rodzinne, pozwolimy ser Craigowi zachować odrobinę prywatności. Gdy tylko rycerz wyszedł, Seathan spojrzał z wyrzutem na Craiga.
- Miałeś swój moment po naradzie, żeby mnie poinformować. Zdajesz sobie sprawę, że to się mogło skończyć rozlewem krwi? Czemu ten twój cholerny brat uciekał?

Milly milczała, scenę ustępując małżonkowi. Pozornie całą uwagę poświęcała kwiatowemu wzorowi zdobiącemu kraj rękawa jej sukni, ale Craig zdołał pochwycić jej spojrzenie. Znał je doskonale, było bardzo podobne do spojrzenia jej ojca. Tyle że Ewan nienawidził niesubordynacji… a Milly niezręczności, bezużyteczności i głupoty. Znał ją dość dobrze, by wiedzieć, że właśnie zasłużył sobie na potępienie i Milly nie odezwie się teraz ani słowem w jego obronie. Wiedział też, że znaczył dla niej zbyt wiele, i to nie w ulotnej walucie uczuć, a brzęczącej, twardej mamonie, by pozwoliła mu przepaść. Ale wyciągnie rękę dopiero w ostatniej chwili, z wrodzonym wyczuciem dramatyzmu.

- Dopiero na weselnej uczcie dowiedziałem się, że on żyje - streścił Lordowi treść rozmowy, najpierw z Cordinem, a później z Connorem. - Dlatego Lordzie, nie wspomniałem o tym wcześniej, bo sam chciałem najpierw wszystko sobie poukładać. Cała ta sytuacja była dziwna i nowa dla mnie. Nie miałem żadnych intencji ukrywać tych faktów, chciałem jedynie je usystematyzować. Poza tym, za moim bratem ciągną się kłopoty, dlatego chciałem odizolować go od zamku i gości, opłacając pobyt w tawernie, Lordzie.

Seathan pokręcił głową.
- Twój brat niepotrzebnie uciekał. Poproś ser Roylanda do środka. - gdy rycerz pilnujący porządku na ziemiach rodu wszedł dziedzic przemowił spokojnym głosem.
- Po odprawieniu Lordów ser Royland, Horton i ty ruszycie w teren ponownie. Jeśli Lord Simon nie wniesie obiekcji. Szukajcie tego zabójcy, przeszukajcie zamek i okolicę. Wątpię by przyniosło to efekt, jednak rzemiosło tego wymaga.Jeśli natraficie na twojego brata, postawisz go przed naszym obliczem. Uciekając przed ludźmi Lorda na którego ziemiach się znajduje nie zostawił nam wyboru. Ser Duncan otrzyma rozkazy potrojenia straży na zamku. Do momentu jego przeszukania i zabezpieczenia. Każdy członek rodziny Seaverow ma mieć ochronę i to wzmocnioną. Możecie odejść Panowie do swoich obowiązków.

Ser Royland kiwnął głową potwierdzając przyjęcie rozkazów. Podziękował i wyszedł. Caldwell być może chciał jeszcze coś powiedzieć. Jednak Seathan jednym ruchem dłoni nakazał mu podążyć za towarzyszem. Musi przemyśleć co dalej nim będą kontynuowali rozmowę.

Gdy obaj rycerze wyszli Seathan zwrócił się do Mildrith. Na jego twarzy widoczny był lekki grymas.
- Co o tym sądzisz moja droga?

Milly przestała bawić się jedwabnymi sznurkami swojego paska, uśmiechnęła się ulotnie i delikatnie.
- Ten kto nagle odzyskuje coś cennego, co zdawało się, że utracił na zawsze… często traci przy tym rozum.
Westchnęła i wyciągnęła ku mężowi smukłą, białą rączkę.
- Nie wierzę, by Craig działał z rozmysłem przeciw mnie. Wie, co tatko by mu za to zrobił. - Coś w oczach Milly sugerowało, że dostanie się w ręce Ewana byłoby jednak dla zdrajcy jego córki wybawieniem. - Ale ktoś mógł próbować wykorzystać porywy jego serca. - Pogładziła Seathana po wierzchu dłoni. - Nie śmiej się. I twardzi rycerze mają takie… Oficjalnie ród nie powinien przyłożyć ręki do pomocy temu człowiekowi, który się podaje za jego brata, jeśli zdecydujesz mu się pomagać. Lecz jeśli odmówisz i pognasz go precz… wbijesz Caldwellowi sztylet w serce.
- Ser Robb zawsze powtarzał, że Lord największe bitwy toczy za pomocą umysłu. Walka na miecze, jeździectwo czy łucznictwo to umiejętności ciała. Możesz mieć je dobrze opanowane doda ci to prestiżu. Pomoże w bitwie jeśli osobiście do niej staniesz. Jednak to taktyką i strategia pozwolą ci wygrać. Nieważne czy w polu walki czy w sieci intryg. Jednak ta opowieść…. Nie zrozum mnie źle, wierzę ser Craigowi. Jednak jego brat i ojciec weszli w jakieś ciemne interesy. Z kimś mrocznym z zainteresowań bądź fachu. Kto być może włada magią czy jej namiastką. Słyszy się różne opowieści nie mówię, że to niemożliwe. Nieważne czy to ich wina, że się w to wplątali. Świat widział gorsze rzeczy. Zasadniczo przegrali czy przyrównując to inaczej... bronią się w ostatnich komnatach swego zamku podczas oblężenia. Bronią już tylko swego życia. Ich majątek przepadł, ludzie zdradzili bądź nie żyją. Ojciec Craiga również martwy. Brat żyje ledwo, człowiek o takich środkach dopadnie go wcześniej niż później. I zostaje nasz drogi Caldwell. Nawet jeśli w jakiś dokumentach będzie imię ich tajemniczego wroga. Gdzie go znajdą? Człowiek masowo mordujący dzieci w mrocznych rytuałach raczej się ukrywają prawda? W dodatku najpewniej w Essos? Mijam już jego ludzi i środki jakie ma po swojej stronie w porównaniu z Caldwellami. To pachnie straceńczą misją. I stratni będziemy my, jeśli ser Caldwell odjedzie. Niezależnie czy go potem zabiją czy nie.
 
Icarius jest offline  
Stary 23-09-2016, 20:11   #52
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Retrospekcja

Był spięty niczym pantera gotowa do skoku. Wędrówka przez pogrążony w ciemności las z człowiekiem, który cokolwiek wydawał mu się podejrzany, wyzwoliła w jego ciele znajome uczucie. Takie które zwiastowało niebezpieczeństwo ale też przygodę.

Początkowo parzył ze zdziwieniem na mężczyznę, który podawał się za jego zmarłego dawno brata. Sygnet mógł być prawdziwy, ale drogi którymi mógł dostać się w ręce tego podającego się za jego brata człowieka, mogły być różne. Kiedy pływał jeszcze z ojcem po krainach Essos nasłuchał się opowieści i legend. Kiedyś słyszał nawet taką o “Ludziach bez Twarzy”? Nie wiedział czy dobrze pamiętał… którzy podobno potrafili przybrać dowolną postać… to wszystko było dziwne. Szybko jednak się opanował, podszedł bliżej i zmierzył go wzrokiem.

- Skąd mam wiedzieć, że jesteś tym za kogo się podajesz? - głos mu nie drżał, był pewny tego co mówi. Przyszła mu do głowy jedna myśl: - Skoro jesteś Connorem, to zapewne wiesz, co się stało w piątym dniu twojego imienia? - zadał mu takie pytanie, na które odpowiedź mogła znać tylko ich dwójka. Nikogo nie było przy tym, tylko on i jego brat.

Connor uśmiechnął się lekko -To było tak dawno temu, a czas potrafi mącić pamięć - widać było po nim, że nie przeszkadzało mu pytanie Craiga -Wszedłem do gabinetu ojca, chociaż nie powinienem i stłukłem jego posążek rycerza … Wziąłeś to na siebie, powiedziałeś, że przypadkiem zahaczyłeś o stół. Cóż uniknąłem lania, za niesłuchanie ojca … chyba zawsze byłem nieposłuszny - uśmiechnął się a blizna znajdującą się obok jego ust nadała mu dość drapieżny wygląd. Dwójka jego towarzyszy rozmawiała przyciszonymi głosami przy ognisku.

“Mówił prawdę… “ - tylko taka dramatyczna myśl przeleciała mu przez głowę. - Jak to się stało? Cała nasza flota poszła na dno, a Ty miałeś zginąć razem z nią. Co się stało? I jakiej pomocy oczekujesz? Muszę wracać do zamku, bo po upływie dwóch kwadransów zaczną mnie szukać. Środki ostrożności - kiwnął głową na Cordina i jego rozmówczynię. - Nie miałem powodów by im ufać. Więc zapraszam Cię do moich kwater, a dla twoich towarzyszy też się coś znajdzie. Możemy porozmawiać po drodze. - zaproponował będąc nadal w szoku niespodziewanym spotkaniem.

-Dzięki za zaproszenia, ale nie … - rozejrzał się nerwowo dookoła jakby spodziewał się jakieś zasadzki czy napaści -Przepraszam, ale specjalnie nie poszedłem po ciebie. To jest długa opowieść, ale jesteśmy w niebezpieczeństwie … może ciebie odpuszczą, o ile będą dalej pewni, że nic nie wiesz. Nie chcę jednak pokazywać się w zamku, nie chcę aby ktoś mnie zobaczył. Ściany mają uszy bracie. - westchnął długo -Posłuchaj to co mam do powiedzenia jest ważne. Potrzebuję także twojej pomocy, ale … Nie chcę cię wciągać w burzę, która może cię ominąć. Dlatego zastanów się czy chcesz usłyszeć pełną wersję historii, tego co się wydarzyło, czy jedynie tyle, abyś mógł mi w pewnej kwestii pomóc. Wolałbym porozmawiać o tym dzisiaj, ale jeżeli musisz wracać, to możesz przyjść tu jutro … Sam braciszku, sam. Nie mów nikomu, że mnie spotkałeś ….

- Wrócę tylko do zamku i dam znać mojemu człowiekowi, że wszystko w porządku? I wrócę, by wysłuchać twojej historii… w całości. Jutro może nie być ku temu okazji, turniej i inne obowiązki. Daj mi kwadrans i wrócę.. sam. Może być?

Udało mu się szybko wrócić na zamek i wstrzymać rozkazy dla Garetha. Obiecał, że wszystko opowie mu rano. Potem wrócił do jaskini, w której ukrywał się jego brat.

- Jestem. Słucham co masz mi do powiedzenia, co Ci grozi? I w czym mogę Ci pomóc? - powiedział siadając przy ognisku. - I kim są Ci ludzie - wskazał na dwójkę towarzyszącą Connorowi.

-Cordina już z pewnością poznałeś, a łuczniczką jest Diresha. Są dla mnie jak rodzina. Razem służyliśmy w Drugich Synach, razem wiele przeszliśmy. Potrzebowałem pomocy, a im mogłem zaufać bezgranicznie - Connor przerwał na chwilę opowieść rozglądając się po obozowisku.
-Potrzebuję twojej pomocy. Muszę odnaleźć dokumenty i dzienniki ojca. Masz je, czy zostały w starym domu? A co mi grozi? Nasz ojciec, związał się z bardzo złymi i niebezpiecznymi ludźmi. Dowiedziałem się o tym, podczas tego feralnego rejsu. Wcześniej słyszałem plotki, ale wtedy dostałem prawdziwy dowód - przy wypowiadaniu tych słów przeszły go dreszcze -Ci ludzie posługują się jakimiś plugawymi metodami … magią. Myślę, że wiedzieli, iż zatopi te okręty sztorm, ale i tak próbowali mnie zamordować … Nie na statku. Wcześniej w Essos. Nasi ludzie! Dlatego mówię, że niewiadomo komu ufać. Ojcie prowadził z nimi interesy. Mam nadzieję w dokumentach znaleźć wskazówki, jak odnaleźć człowieka, z którym handlował … a wtedy go zabiję. Jeżeli go nie będzie powinni nam odpuścić …

Craig słuchał wszystkiego zdezorientowany: - Możesz mi wszystko szczegółowo opowiedzieć? Naprawdę myślałem, że nie żyjesz, a teraz to parę zdań, ma mi wystarczyć? Nie nie mam dokumentów ojca ze sobą, ale są bezpieczne w depozycie w Lannisporcie. Mogę dać Ci list uwierzytelniający to odbierzesz sobie to co potrzebujesz. Sam chciałbym wiedzieć więcej i przyłożyć ręki do tej zemsty. Dlaczego nie chcesz ze mną iść na zamek? Mam tam swoje kwatery i zaufanych ludzi, wątpię by ze strony Seaverów coś Ci mogło zagrażać.

Connor kiwnął głową - Nie wątpię bracie, ale oni mają swoje sposoby zdobywania informacji. Może jakaś służka, albo sakiewka wrzucona w rękę odpowiedniego człowieka? Bracie ludzi, którym naprawdę możesz ufać, pewnie można policzyć na palcach jednej ręki. Wielu ludzi ma swoja cenę … a ci, którzy zagięli na nas parol, potrafią dowiedzieć się, co to za cena … nie zbyt wiele oczu - Cordin wzruszył ramionami i uśmiechnął się, wyciągając za konara butelkę wina, najwyraźniej zwędzoną z sali biesiadnej. Do tej pory milcząca dziewczyna odkorkowała ją.

-Mów Connorze, skoro już zacząłeś - zachęciła młodszego Caldwella.
-Ty miałeś odziedziczyć rodzinny interes i byłeś w to wdrażany. Ja więcej podróżowałem. Podczas jednego z takich wyjazdów, jeszcze z naszym ojcem, usłyszałem jak kłóci się o towar z pewnym człowiekiem. Nie wiem dlaczego, ale podsłuchałem ich rozmowę. Była trudna do zrozumienia, ale człowiek nie zgadzał się do jakości towaru, mówił, że był niewystarczająco czysty … Z tej długie rozmowy wyciągnąłem, że w Myr znajduje się jakiś magazyn, o którym wcześniej nie słyszałem … Znalazłem go, a w nim … - głos jego młodszego brata załamał się, gdy przypominał sobie wydarzenia sprzed wielu lat -A w nim małe kajdany i obroże rozrzucone po podłodze … Ojciec handlował niewolnikami … - Connor zamilkł przyjął butelkę od Cordina, który obserwował swojego przyjaciela uważnie i pociągnął solidny łyk trunku, przed przekazaniem go Craigowi. -To nie wszystko. Z oczywistych przyczyn, nie mogłem zapytać o to ojca, ale zacząłem uważnie obserwować wszystko to co się działo wokół … Ojciec sprowadzał dla tego człowieka dzieci. A on … wtedy tego nie wiedziałem, ale teraz … teraz gdy …-
-Gdy wiesz, że noc jest ciemna i pełna strachów, a mroczne siły działają - powiedziała Diresha, za jego brata, który tylko kiwnął głową zgadzając się z nią.
-Tak … bracie, on brał dzieci, aby składać je w ofierze, używał ich do zasilania swojej mrocznej sztuki … Mag i to zły do szpiku kości … Nie wiem jak ojciec się w to wpakował, ale chyba jego szczęście wiązało się z kontraktu z tym człowiekiem. Nie wiem, czy zginął z rąk wroga tego człowieka, czy ktoś chciał wymierzyć sprawiedliwość, ale wątpię, aby była to zwykła śmierć … Zostaliśmy sami. A ja … postanowiłem rozprawić z się tymi z naszych ludzi, którzy uczestniczyli w tym procederze. Nie widziałeś tych kajdan, nie słyszałeś mrocznych szeptów, powtarzanych na ulicach Myr. Ktoś mnie w większości wypadków ubiegł. Nie wiem, czy tajemniczy gość, dowiedział się o mnie, o próbie zerwania z tym co robił ojciec, ale nigdy się nie ujawnił. Potem jeden z naszych kapitanów próbował mnie zabić w Lys. Wyskoczyłem ranny za burtę i ledwo dopłynąłem do brzegu. Tam znalazł mnie ojciec Direshy … Leczyłem się, ale nie wróciłem do Westeros. Słyszałem co nieco, o tym co się wydarzyło. Uznałem, że każdy z nas ma swoje życie, swoje wybory. Służyłem razem z moją nową rodziną - mówiąc to wskazał na dwójkę przyjaciół -W Drugich Synach. Myślałem, że to już koniec tej historii, ale ostatnio okazało się, że człowiek ten żyje. I próbuje się zemścić. Spotkałem kilku jego agentów. Miałem nadzieję, że w dokumentach ojca dowiem się więcej o nim samym … odnajdę go i dokończę to, co powinienem zrobić te wszystkie lata temu - brat zakończył swoją przemową.

- Wiemy, że ma “sojuszników”, ludzi jemu podobnych i dlatego jest tym bardziej niebezpieczny … -
-Nawet gdy nie używa magii … - dodała dziewczyna
-... nawet wtedy - dopowiedział Cordin z kpiącym uśmieszkiem na ustach -Ale, powiedzmy, że między nimi nie ma żadnej miłości. Jeżeli się go pozbędziemy, wszelkie kłopoty powinni ustać -
- Tak … tak - powiedział powoli młody Caldwell -Na razie ja byłem jego celem, ale może zdecydować, że ty też odpowiadasz za wszystko co się wydarzyło. Możesz być w niebezpieczeństwie …

Kiwał głową ze zdumieniem, kiedy jego młodszy brat opowiadał o ciemnych interesach ojca. On sam nie był święty, robił różne rzeczy, które z legalnością miały niewiele wspólnego. - Bracie, potrafię o siebie zadbać, walka mi nie straszna. Mam też kilku oddanych ludzi. Rozumiem, że nie znasz miana tego człowieka? Jeśli nie chcesz iść do zamku, to mogę Ci zorganizować nocleg w porcie. Mam tam udział w pewnym interesie, w każdym razie będziecie mieli gdzie spać. Słyszałem wiele o Drugich Synach, wiem, że jesteście twardzi, ale tutaj naprawdę możecie być bezpieczni...jeśli znajdziesz tego kogoś… chętnie zatopię swój miecz w jego parszywej gębie. Pozwoilisz, że usiadę tu z wami, chętnie dowiem się co porabiałeś podczas tak długiego czasu. Przykre sprawy mamy już chyba wyjaśnione? Więc podziel się ta butelczyną Cordinie - z uśmiechem rzucił do przybocznego Connora.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 25-09-2016, 19:54   #53
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Maester odnalazł ser Addena w jego namiocie, jeden z dwójki strażników sprzed namiotu zniknął w nim na chwilę, aby gdy wyszedł rozchylić przed Trevyrem poła zapraszając go do środka. Zbroja Snowa leżała już na swoim miejscu, sam rycerz siedział na leżance znajdującej się z boku namiotu popijając wino z kielicha.
- Witam. Co sprowadza maestra w moje skromne progi?-
- Po części troska o naszego gościa. Po części interesy. Od czego mam zaczął lordzie Snow? Opatrzenia ran, naprawy zbroi czy może od razu przejść do sączenia jadu?- Ostatnią część Trevyr mówił już się śmiejąc.
-Nie mam żadnych poważnych ran - odpowiedział Adden uśmiechając się lekko -Reszta powinna być normą dla rycerza. Dziękuję, za propozycję, ale ból minie. Moja zbroja wymaga lekkiej naprawy, ale to nie jest nic, z czym nie mógłby sobie poradzić pierwszy lepszy kowal. To prosty kawał żelastwa, który ma tylko jeden cel …. Możemy chyba więc przejść do sączenia jadu-
Trevyr nalał sobie wina do pustego kielicha stojącego obok dzbana po czym zaczął.
- Doszły mnie słuchy, że po wizycie u nas twoim celem będzie Królewska Przystań ser Addenie. Słyszałem również, że masz tam wstąpić do gwardii królewskiej. Czy zastanawiałeś się już co zrobisz ze swoimi ludźmi na miejscu? Szkoda by była aby tak doświadczeni wojownicy marnowali się z przybytkach stolicy, walczyli oni już z żelaznymi, a Ci są naszym największym zagrożeniem w dzisiejszych czasach, bez względu na to czy lord Lannister chce to przyznać czy nie. Jeśli pozwolisz to przejdę od razu do rzeczy.-
Ser Adden zmierzył maestra zimnym wzrokiem
- Gwardziści służą dożywotnio maestrze. Dopóty żyją obecni członkowie, żadnego płaszcza zakładać nie będę. Mów co masz do powiedzenia, nie chcę mielania ozorem po próżnicy-
- W porządku więc. W imieniu lorda Simona chcę wynająć Panie twych ludzi do obrony tych ziem i do treningu nowych sił, jakie młody Seathan zapewne wkrótce zacznie zbierać. Oferuję dziesięciu procentową podwyżkę żołdu do tego jaki obecnie od Ciebie otrzymują, a ty lordzie Snow również otrzymasz pensję na cały czas trwania umowy za użyczenie ich dla naszego rodu. Pewne i stałe źródło pieniędzy zapewne przyda Ci się w Królewskiej przystani podczas czekania na miejsce w Gwardii. Oczywiście idealnie było by gdybyś zechciał pozostawić pod naszą opieką większą część swych zbrojnych, ale zadowoli mnie...nas każda ilość. Liczę, że ich doświadczenie stanie się decydującym czynnikiem podczas zbliżających się niechybnie ataków żelaznych.-
Trevyr wypił do końca wino.
- Prześpij się z tą myślą ser, jest to duża decyzja i nie powinna być podejmowana pochopnie. Rankiem jeden z sług przyniesie Ci stosowną umowę do przeczytania i podpisania.-
Po tych słowach Treyr pożegnał się i skierował swe kroki do wieży. Lady Mildreth potrzebowała pewnych informacji, które jedynie on mógł odszukać w starych księgach.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 25-09-2016 o 19:58.
Baird jest offline  
Stary 29-09-2016, 10:04   #54
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Mildrith oparła ramię o podłokietnik, na maleńkiej piąstce wsparła brodę.
- Będziesz wspaniałym lordem… - orzekła, bez jadu, za to z dużą dozą czułości. - Rozsądzasz i rozprawiasz o winie, nawet gdy się tego zapierasz. Rozplanowujesz problem jak pole bitewne…
Nie zaśmiała się. Oczy miała poważne i pełne miłości.
- Nie próbuj mnie przekonywać. Ja zawsze jestem po twojej stronie. Lecz ja nie jestem lordem, by sądzić zbiega i jego rodzinę, których wiatr historii czy los przekorny rzucił na me ziemie. Nie jestem septonem, by roztrząsać ich grzechy, prawdziwe czy wydumane. Jestem twoją żoną, a tyś bardziej z żelaznych ludzi niż zachodni władyka. I jestem córką mego ojca rozbójnika. I dlatego mówię: przy wszystkich pognaj owego brata w diabły. A Caldwellowi rzeknij, że może znaleźć schronienie… choćby na tym pustkowiu w górze rzeki. Poślij po dokumenty do Lannisportu, mam ludzi, którzy zrobią to po cichu.. Przeczytamy je sami i zobaczymy być może, z czym mamy do czynienia. Wiedza daje przewagę. Wierność tobie podległych daje przewagę. Nie możesz odmówić Craigowi wsparcia, nie zbadawszy nawet, komu i czemu chcesz go rzucić na żer, to cena lojalności. Bo że on się rzuci bronić swego rodu to nie mam żadnych wątpliwości.
Podobało mi się, że pani żona myśli podobnie do niego.
- Zostawić Caldwella bez wsparcia nie możemy. Wesprzeć oficjalnie również. Cicha pomoc jest oczywista. Problem leży w tym, że ta sytuacja może go zmusić do oddalenia się. Kto wie czy nie do Essos czy innej dziury. Craig jest nam natomiast potrzebny tu. Chce uczynić z niego przedłużenie naszej woli. Zahamowań natury moralnej rzeknijmy sobie szczerze nie ma. W głowie poukładane ma. To dwie najważniejsze cechy.
- Poza tym… - Milly rączkę, na której podpierała się w zamyśleniu, wyciągnęła do małżonka zaborczo - Poza tym może przypadkiem trafiliśmy na coś o wiele większego niż z pozoru zdawać się może. Nikt wszak nie ściga byle płotki przez morza i oceany, jeśli ta płotka nie może poważnie zaszkodzić… czemuś wielkiemu. Jeśli zaś chodzi o mego miłego piastuna, to muszę przyznać, że zaniedbałam trochę jego sprawę. - Przycisnęła dłoń Seathana do swojego policzka. - Ale to naprawię - obiecała. - Z żoną u boku nabierze właściwej godności i stateczności, potrzebnej do twych zamierzeń. Zyska więcej szacunku. I nie będzie taki prędki, by własną ręką bronić za morzem spraw brata, gdy zacznie czekać na narodziny pierworodnego. Rodzina i jej przyszłość jest dla Craiga ważna. Zamierzam mu dać jedno i drugie. Trzeba to było zrobić już dawno temu.

Przez moment wyglądała na rzeczywiście zawstydzoną swoim niedopatrzeniem, i ciężko byłoby stwierdzić, na ile to gra, a na ile prawdziwe emocje. Z pewnością prawdziwe było uczucie, z jakim ucałowała mężowską prawicę.
- Ach, będziemy razem tacy szczęśliwi! *
- Zadbaj by jak najszybciej zapuścił korzenie w tym zamku. Głębokie i trwałe.
Seathan gdy Mili pocałowała jego prawice objął tą samą ręką jej głowę. Przyciągnął do siebie i pocałował długo i namiętnie.
- My chyba również musimy o coś zadbać. - powiedział dziedzic wstajac i unosząc Mili w rękach. Zmierzając z nią w stronę łoża.
 
Asenat jest offline  
Stary 03-10-2016, 11:02   #55
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Reaver Rest, 20 d/2 m-c/212 AL

Kolejny dzień minął w miarę spokojnie. Mimo szeroko zakrojonych poszukiwań tajemniczy Łowczy wsiąkł jak woda w kamień. Coraz częściej pojawiały się głosy, że jednak musiał się utopić, a ślady zostały źle odczytane. Inni twierdzili, że widząc iż nic nie wskóra na tym terenie zrezygnował ze swoich zamiarów. W każdym razie żołnierze wchodzili w pewną rutynę dotyczącą tych patroli, ich uwaga z pewnością spadła, tak samo zresztą jak zdenerwowanie spowodowane tym wydarzeniem. Z godziny na godzinę zamek przechodził nad zranieniem dwóch żołnierzy do porządku dziennego. Zdarzyło się i wyglądało na to, że nic nie mogą już na to poradzić. Część pewnie uważała, że należało się skupić na przyszłości i odpuścić już poszukiwania, które nie zdawały się przynosić rezultatu.

Zresztą podobnie myśleli żołnierze wysłani w poszukiwaniu brata Craiga. Chociaż przynajmniej tutaj udało się znaleźć jakieś bardziej konkretne ślady. Jeden z napotkanych wieśniaków wskazał im drogę, którą pojechała trójka najemników. Dalsze poszukiwania unaczoniły żołnierzom, że opuścili oni ziemie Seaverów. Tutaj praktycznie zakończyła się ich działalność. Nie udało się co prawda stwierdzić, czy nie wrócili na te tereny w późniejszym czasie, ale żołnierze otrzymali potrzebne rysopisy, mieli być teraz bardziej uważni, gdyby również ta grupa miała powrócić.

Horton Haigh nadzorował opuszczanie przez gości okolic Reaver Rest. Po zakończeniu turnieju. Niektórzy, zwłaszcza pomniejsi i błędni rycerze, postanowili poczekać jeszcze parę dni. Niestety zarządca doskonale zdawał sobie sprawę, że prawo gościnności nie pozwalało ich wyprosić, przynajmniej jeszcze nie teraz. Za dwa dni będzie dopiero w stanie wyprosić "nieproszonych" gości.

Również niektórzy z ważniejszych gości postanowili pozostać, czy to z powodów kłopotów zdrowotnych jak w przypadku Kenninga, któremu chociaż minął kac, nie był tego dnia w stanie na żaden większy wysiłek fizyczny i jego opiekun postanowił zatrzymać się jeszcze na kolejny dzień w okolicach zamku rodowego Seaverów, czy jak Lady Sarsfield, która najwyraźniej nie zakończyła jeszcze wszystkich spraw na tych ziemiach, czy jak ser Adden, który przystał na zaproszenie ser Hortona. On poprosił jednak jeszcze o możliwość pozostania na ziemiach Seaverów jeszcze przez parę dni. Co ciekawe jeden ze sług doniósł maestrowi Trevyrowi, iż rycerz często udaje się samotnie do lasku.

I to była chyba jedyna ciekawsze informacja, jakiej stary szeptacz zdołał się dowiedzieć w ostatnim czasie. U Farmanów sługa nie znalazł nic godnego uwagi. Jakiś list od Nocnej Strażym dziękujący za przysłanych im ostatnio rekrutów i proszący o dosłanie więcej, gdy tylko to będzie możliwe. Nic nie znacząca korespondencja z kilkoma kupcami z Westeros, czy w końcu grzecznościowa korespondencja z Lordami z Zachodu, Dorzecza czy Reach. Listy nie zawierały żadnych ważnych informacji, czy nawet poszlak na których można byłoby oprzeć jakiekolwiek plany względem nich.

Lannisterowie opuścili zamek około południa. Gerold pożegnał się z Seathanem uściskając go i szepcząc mu w ucho -Pamiętaj -. Wyglądało więc na to, że w najbliższym czasie nie tylko panna młoda będzie szykowała się do podróży.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 13-10-2016, 11:52   #56
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Ostatnie sprawunki Seaverów z Sarsfieldami okazały się o wiele bardziej łagodne niż się Mildrith spodziewała. Oczekiwała jakichś bijatyk, sporów o ziemię czy zabitego chłopa... Tymczasem measter Trevyr wyłożył jej, że kontakty w zeszłych latach nie należały ani do najbardziej intensywnych, ani do specjalnie napiętych. Raczej relacje pozytywne w stosunkach między oboma rodami. Oczywiście, parę razy zwracali się z możliwością obniżenia myta na rzece, chcieli również “wydzierżawić” kawałek ziemi przy porcie, który mógłby być wyłączony spod zarządu Seaverów. Miała to byćn w ich ocenie transakcja wiązana, w zamian za zwiększone obroty handlowe, które przechodziłyby przez ziemie Seaverów, w rezultacie zwiększając ich wpływy do kasy. Lord Simon rzekł jednak twarde "nie" i prosto z wieży maestera lady Seaver udała się do seniora, by przysiąść na pietach przy jego fotelu i zapytać, dlaczego. Starzec wpierw zachichotał, a potem jak nie łupnął pięścią w podłokietnik, aż drewno zatrzeszczało. W Simonie kołatało się jeszcze więcej niż trochę sił... lub po prostu miał dobrą chwilę.
- Nikt mi się po mej ziemi panoszył nie będzie. Nie ma zgody, na żadne dzierżawienie terenu, bo to moja niepodzielna ziemia. A Sarsfieldowie albo naciskają o niskie myto i dzierżawę, albo proszą o większe obniżki. No to nic nie dostaną.
I zaśmiał się znowu, pogładziwszy Milly po głowie. Naprawdę miała nadzieję, że Simon pociągnie jeszcze trochę. Przynajmniej na tyle długo, by Seathana nauczyć, że gorąca krew to zaleta tylko w łożnicy, a w polityce lepiej być zimnokrwistym gadem.

***

Mildrith uchyliła srebrną pokrywkę. Orzechy smażone w miodzie. A także gruszki i śliwki suszone na słońcu. Obok pysznił się nie mniej ciężki i będący wyzwaniem dla żołądka kołacz, także na miodzie. Przynajmniej słodkie białe wino było lekkie, choć Milly nie zwykła go pijać tak wcześnie. Przybyłą jako pierwszą Alerie szybko wprowadziła w niuanse rodowych spraw Sarsfieldów z Seaverami, które nie muszą, ale mogą zostać wywleczone między srebrne patery ze słodkościami. Bowiem w sumie… dlaczego by nie. Millly na miejscu lady Sarsfield by nie odpuściła.
Lady Sarsfield się przybyła niebawem, przywitała się i rozpoczęła kurtuazyjn e rozmowy o niczym szczególnym. Kiedy indziej Mildrith zapewne pociągnęłaby dłużej rozmowy o pogodzie, dwugłowym cielęciu, które się urodziło w jednej z wiosek na ziemiach Presterów i bękarciej córeczce jednej z kuzynek pana na Lwiej Skale. Rozmowy o niczym szczególnym pozwalały ludziom poczuć się bezpiecznie. Jednak słodkości znikały z pater w zastraszającym tempie i lady Seaver zaczęła obawiać się o zdrowie swego gościa i szwagierki.
- Widziałam na śniadaniu, że wzięłaś pani ze sobą Celeastę… to straszna historia z jej mężem. Czy doszła już do siebie po stracie?
Lady uśmiechnęła się lekko, jakby pytanie było dość niezwykłe -Celeaste? - zapytała, aby po chwili pokiwać lekko głową -To niezwykle twardy charakter. Tak … doszła do siebie po tym wydarzeniu. Wszakże minęła już niemalże dekada.
- Radam to słyszeć. Czy jej osoba jest ci bliska, lady Sarsfield?
-Lubię ją - powiedziała szczerze szlachcianka -Jest z pewnością interesująca osobą. Czemuż pytasz o drogą Celeaste?
- Poszukujemy matrony, która wprowadzi najmłodszą siostrę mego małżonka w arkana spraw niewiast dojrzałych. Czy w twoim osądzie Celaste posiada ku temu odpowiednie przymioty? - Milly również była szczera.
Lady zaśmiała się krótko, ale zdecydowanie szczerze -Ohh, to dość niezwykły wybór. Celeaste nie jest … typową damą. Nie nauczy młodej Eleanor jak haftować, z tańcami też może mieć kłopoty. Jest jednak niezwykle dynamiczną i lojalną osobą. Potrafi wpajać podobne wartości. Jeżeli nie przeszkadza wam, iż będzie uczyła młodą dziewczynę myśleć samodzielnie … to może być idealną matroną.
Mildrith spojrzała przez szkło kielicha w oczy wpierw lady Sarsfield, a potem Alerie.
- Sądzę, iż w naszym małym niewieścim gronie nie musimy i nie powinnyśmy mydlić sobie oczu i kadzić wonnym dymem… Moja pani. Prawda jest taka, że Eleanor typową damą nie będzie nigdy. Mogę ją za takową przebrać, i być może kiedyś ona sama odkryje, że czasem jest to coś, co warto uczynić dla jej własnego dobra. Lecz wilczyca nawet w jedwabnej sukni pozostanie wilczycą. Winna rozwijać talenta, które od łaskawych bogów posiada, nie te, których jest ze szczętem pozbawiona. I w tym widzę wielką zaletę pani Cealesty. Będzie potrafiła spojrzeć na talenta, które współdzielą, z perspektywy niewiasty doświadczonej. Takiej, która już zmierzyła się ze światem.
Dolała lady Sarsfield wina i lekko tupnęła na kota, który ocierał się o łydki gościa tak namiętnie, że na zielonej sukni zostawały kłaczki białej sierści.
- Nie ukrywam, że liczyłam też za jej osobą na możliwość zacieśnienia więzi między naszymi rodami, i choć krótki pobyt Eleanor w Sarsfield w przyszłości. Czy jednak zgodzisz się zwolnić dla naszego domu damę bliską, jak rzekłaś, twemu sercu?
Lady chwilę przypatrywała się młodej szlachciance jakby zastanawiając się co odpowiedzieć
-Cealest przez to zdarzenie … Nie miała dzieci. Myślę, że to … będzie dla niej dobre. Oczywiście od niej będzie zależało czy się zgodzi. Jednakże jestem ją w stanie wypuścić …
- Jesteś bardzo dla nas łaskawa, lady Sarsfield! - uradowała się Milly i chwyciła starszą kobietę za dłoń w spontanicznym geście radości. - Porozmawiajmy zatem z nią jeszcze dzisiaj i zapoznajmy ją z Eleanor. Mam jeszcze jedno pytanie, ale jest, ach, trochę niedyskretne… - zniżyła głos, jakby ktoś mógł je podsłuchiwać.
Kobieta westchnąła, nachyliła się do Mildrith -Słucham. Nie przejmuj się, jesteśmy tutaj w kobiecym gronie.
- Jakie towary, pani, chcecie spławiać Grey River?
-Przede wszystkim zboże. Mamy dobre tereny pod uprawę, ale również część naszego srebra, byłaby łatwiejsza do transportowania w ten sposób.
Milly pokiwała głową, po czym gładko zmieniła temat na fryzury obydwu pań Lannister przybyłych na weselisko. Uśmiechnęła się do milczącej Alerie, po czym wgryzła w suszoną śliwkę. Zapowiadał się naprawdę interesujący rok… jednakże w kwestii omułków, raczków i innych smakołyków poławianych z wody będzie musiała szybko wydać konkretne i ostre dyspozycje.

Spotkanie młodej i starej wilczycy na początku było chłodne ze strony smarkuli, a ze strony Celeasty dało się wyczuć nutki zaciekawienia. Jednak gdy zaczęły rozmawiać, to młoda wydawała się być coraz bardziej zafascynowana osobą “wilczej” kobiety, a tej chyba całkiem przyjemnie rozmawiało się z młódką, która w ten sposób ją słucha, czy może nawet przypomina jej młodszą siebie. Ostatecznie Celeasta zgodziła się pozostać w Reaver Rest i zająć się wychowaniem Eleanor...

***

Kenning wreszcie uporał się ze skutkami upojenia na weselisku i mógł zostać ugoszczony. Milly sama doglądała przygotowania tego posiłku. Żadnych słodkości. Na półmisku spoczywał olbrzymi sum, który jeszcze przeszłej nocy siał postrach w odmętach Grey River. Obecnie obłożony zielonym groszkiem i pieczoną kalarepą został głównym daniem obiadu, na który Mildrith zaprosiła powracającego do sił dziedzica Kayce. Przytulona do ramienia małżonka Milly była więcej niż zadowolona. Suma wybrała sama, udawszy się w tym celu do wioski i budząc lekki popłoch wśród poczciwych rybaków. Bowiem wypacykowana milady nie dość, że przeszła z godnością przez grząską od błota ulicę, unosząc kraj sukni aż do kolan, to jeszcze umiała odróżnić rybę świeżą od cokolwiek nadpsutej, a targowała się uparcie i nieustępliwie. I teraz odkroiła od ryby smakowity, tłusty kąsek, od ich strony stołu, i tam, gdzie płetwa przysłaniała ubytek, i podała mężowi do spróbowania.
Młodego Kenninga, który przybył niebawem, powitała napiękniejszym z uśmiechów.
- Drogi lordzie Kenning, jakże się cieszę, że wreszcie pomówić możemy!
-Lady, Lordie - powiedział młody Kenning -Dziękuję za zaproszenie - dodał zajmując swoje miejsce -Piękna uroczystość - dodał niezaobowiązującym tonem.
- Przekażę naszemu drogiemu Hortonowi, dołożył wszelkich starań, ażeby naszym gościom, przyjaciołom i krewniakom na niczym nie zbywało - uśmiechnęła się Milly wdzięcznie i dała znak słudze, by napełnił kielich młodego lorda. - Czy będę niedyskretna pytając, kiedy wy, drogi kuzynie, sprosicie sąsiadów na wielką ucztę do Kayce? - spojrzała mu w oczy niezwykle głęboko.
-Ohh - młody wyraźnie zapeszył się. Odkaszlnął przez chwilę -Tak … ehh, gdyby tylko znalazła się odpowiednia okazja. Niestety, w najbliższym czasie nie zanosi się na taką uroczystość.
Seathan przysłuchiwał sie na razie jedynie. Pozwolił swojej żonie grać pierwsze chwile tego przedstawienia. Wiedział że Mili ma swoją wizję i postanowił ją wspomagać. Na razie zgodnie z ich ustaleniami głównie obecnością. Kenning wydawał się niedoświadczonych i łatwym celem dla uroku jego pani żony.
-Czyżbyś poczynił śluby jakoweś z czystością powiązane, lordzie Gareth? - spytała Milly z powagą i nachyliła się, by położyć na prawicy dziedzica Kayce zgrabną, szczupłą dłoń.
-Skądże … gdzież tam! - odparł tamten natychmiast lekko się czerwieniąc -Po prostu nie znalazłem jeszcze odpowiedniej partii.
- Ach! - Milly puściła rękę szlachcica, by swoje dłonie złożyć razem jak do modlitwy. Dziękczynnej - Mówiłam ci, panie mężu - zwróciła się do Seathana i zaśmiała się swobodnie i z ulgą - że lord Gareth podobny jest tobie i zbyt wiele ma w sobie pięknego męskiego wigoru, by się uroków bycia mężczyzną wyrzekać.
Spojrzała na młodego dziedzica z serdecznością, zabarwioną nutkami dworskiego flirtu.
- Zatem nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli małżonki ci poszukam, odpowiedniej dla twego urodzenia i statusu? Oczywiście, żadnych ustaleń czynić beze ciebie, mój panie, nie będę, lecz wieściom pozwolę krążyć, że szukasz towarzyszki życia, a we właściwe uszy opowiem o twych zasługach i cnotach. Planuję podróż do stolicy i wiele bym miała ku temu okazji… - ponownie ujęła dłoń młodego lorda - i z radością bym to uczyniła, by twemu rodowi splendoru dodać. W najbliższych latach mus nam trzymać się razem, ramię w ramię, kuzynie.
-Ohh, dziękuję to bardzo miła propozycja … ale już rozglądają się dla mnie za przyszłą żoną. Żona jednego z moich rycerzy i jednocześnie moja kuzynka, wzięła na swoje barki to zadanie już. Nie mógłbym jej odebrać tego zaszczytu.
- Oczywiście, że nie - Entuzjazm Milly był jak Mur. Wielki i trudny do pokonania. - Niechaj zatem jedzie z nami, okazji jej nie braknie - zatrzepotała rzęsami jak skrzydłami motyla. - A i ja będę wdzięczna za towarzystwo damie, jaką niewątpliwie jest twa krewna.
-Ohh … Tak … Może, cóż a kiedy pragniesz Lady wyruszyć?
- Nie szybciej niż za miesiąc… nacieszyć się muszę własnym małżonkiem. Mówiąc zaś o ślubach i małżeństwach… czy któraś z twych pięknych kuzynek pozostaje jeszcze panną?
-Moje kuzynki w odpowiednim wieku wszystkie są zamężne. Co zaś do tej propozycji, będę musiał ją przedstawić, wyślę odpowiedź przed pani planowanym wyjazdem.
- Naturalnie - Milly uśmiechnęła się z wyrozumiałością godną królowej. - Czy na zastanowienie się nad propozycją stworzenia sojuszu na przyszłe lata również potrzebujesz więcej czasu do namysłu, drogi kuzynie?
-Na jakich warunkach sojusz pani? - zapytał chłopak wprost -Czy czujecie się zagrożeni?
- Wszyscy trzy dni marszu od wybrzeża są zagrożeni - przypomniała mu Milly lekko znużonym tonem, jakby wskazywała, że po dniu nadchodzi noc, a krew zawsze jest czerwona. - Jednakże my i wy - wywodzący ród z Żelaznych Wysp, jesteśmy zagrożeni w dwójnasób. Bo żelaźni nas nie oszczędzą, lecz sąsiedzi chętnie będą się dopatrywać zdrady i chronienia siebie ich kosztem, więc odwrócą się plecami pod byle pretekstem. Nie sądzę też, by ktokolwiek poza Reaver Rest zrozumiał twą i naszą sytuację. Odpowiedź brzmi więc tak. Tak, czuję się zagrożona. Nie tylko atakiem morskich rabusiów. Także wiadrem łajna, które drodzy sąsiedzi chętnie wyleją na me plecy, by rozdrapać potem co się da - Oczy się jej zaszkliły łzami. - A ty, lordzie, nie obawiasz się?
Młody Lord westchnął, jakby walczyły w nim dwie sprzeczne idee. Jakby zastanawiał się co trzeba zrobić
-My już wycierpieliśmy z ręki Żelaznych Ludzi, jeszcze w czasach Tańca ze Smokami. Pamiętamy doskonale co wtedy się wydarzyło. Pani ród Seaverów nie ruszył nam wtedy z pomocą. Fakt, to było dawno temu, ale również nasze pochodzenie pani, jest z dawnych czasów. Niedaleko od nas do Lwiej Skały, a i Lannisterowie czują się zagrożeni najazdami Dagona. Czy pani czuję się zagrożony? Tak, ale zbieram siły, aby odeprzeć ich ataki, przynajmniej na tyle długo, aby przybyły siły z Lannisportu i Lwiej Skały. Chcę wam pomóc, ale o Sojuszach … jakiekolwiek by one nie były korzystne rozmawia się w innych warunkach. Pani przyślijcie swoich ludzi do Keyce, wraz z doradcami rozważę waszą propozycję, będziemy mogli znaleźć rozwiązanie, które zadowoli obie nasze domy.
- Przecież o nic innego nie proszę - Milly otarła łzy i ujęła dłoń młodego lorda. - A co do przeszłości. To, jak postąpi ród i czym się na historii kartach zapisze, zależy od tego, kto stoi na jego czele - spojrzała z dumą na małżonka, a potem przeniosła spojrzenie na dziedzica Kayce. - Czego i ty doświadczysz niebawem - uśmiechnęła się ciepło.

***

Mildrith odwiedziła głowę rodu Lannister w przydzielonych mu komnatach wieczorem przed odjazdem gości. Służka przyniosła za nią wino… co prawda jabłkowe, ale pędzone na ziemiach Seaverów, a także garnuszek miodu z pasieki septona. Mildrith długo czatowała z tym bogactwem w korytarzu, czekając, aż Gerold Lannister opuści komnaty brata. Wreszcie pole się oczyściło.
- Czcigodny lordzie - dygnęła głeboko. - Czy nie przeszkadzam?*
Tybolt skinął dłonią zapraszając ją do środka -Ależ nie lady. Proszę wejść.
Skorzystała skwapliwie z zaproszenia, przysiadła wdzięcznie przy małym stoliczku przy oknie i skinęła na służkę, by ta podarunki zostawiła.
- Cydr z naszych sadów, nielicznych niestety, lecz wybornego gatunku jabłoni. I miód z kwiatów rozmarynu, ręką naszego świątobliwego septona zbierany. Pomyślałam, że lord zechce kiedyś skosztować specjałów z ziem swych wiernych wasali, nie ustępują dornijskim winom i zamorskim cukrzonym owocom… i nie tylko kopalniami złota Zachód stoi - skinęła z błyskiem w oku, po czym skłoniła wdzięcznie jasną główkę. - Pozwoliłam sobie odwiedzić cię, panie, także po to, by zapytać, czy uradowaliśmy twe serce gościną i czy jest jeszcze coś, co uczynić dla ciebie przed wyjazdem.
-Ohh dziękuje - odparł Lord Tybolt na widok podarunków -Chętnie spróbuję tych specjałów, gdy wrócę do domu. Dziękuję również za gościnę. Czułem się u was naprawdę wybornie.
- Jak i my w twym szlachetnym towarzystwie. I radzi jesteśmy niewymownie z prezentów, które ofiarowałeś nam ze swą małżonką. Nie śmiałabym prosić o więcej… lecz i nie dla siebie chciałabym prosić. - Utkwiła w lordzie Skały pełne nadziei spojrzenie.
Lord przyglądał się jej dłuższą chwilę, po czym uśmiechnął się dobrotliwie -Ależ proszę się nie krępować. Słucham uważnie.
- Być może zwróciłeś już, panie, uwagę, na mego najmłodszego brata… - Milly była pewna, że lord zwrócił. W końcu był to ten potomek, którego tatko raubritter trzymał zmyślnie z dala od wszelkich rozbojów i działań moralnie co najmniej dwuznacznych. - To złoty chłopiec, po tobie nazwany, gdyś nas łaskawie do szlachty wyniósł, honorowy i cnotliwy. Ojciec mówi, że i z walką obyty dość, by giermkiem zostać… lecz kładzie się na nim cieniem przeszłość nasza, i wiele rodzin odmawia jego przyjęcia… - Milly zacisnęła maleńkie piąstki. - Nas to nie wzruszy, my twardzi i obyci z pogardą jesteśmy. Lecz jego ku lepszej przyszłości chowaliśmy, dzięki twemu, mój panie, dobremu sercu. Czy wsparłyś nas ten raz jeden jeszcze? List by twój polecający wystarczył, jestem tego pewna.
-Nie znam chłopca, więc cóz mógłbym o nim napisać? Ale droga pani przyślij go do mnie. Porozmawiam z nim. Wybadam jaki z niego człowiek jest - uśmiechnął się lekko -Jestem przekonany, iż taki jak mówisz, ale dla spokoju swojego sumienia muszę się upewnić. Jeżeli zadowoli mnie spokanie z nim, to napiszę dla niego list polecający.
Milly z szybkością godną wyszkolonej do polowań pustułki dopadła prawicy Lannistera, by na niej złożyć dziękczynny pocałunek.
 
Asenat jest offline  
Stary 26-10-2016, 12:34   #57
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Dzieje Zachodu Pióra Maestra Reventree
Cytat:
Turniej w Reaver Rest, który odbył się z okazji zaślubin Seathana Seavera z Mildrith Cleverly okazał się dużym sukcesem. Ponowne złączenie tych dwóch rodów, gdyż Lady Mildrith była wcześniej żoną ojca pana młodego okazało się ważnym wydarzeniem towarzyskim w owym czasie. Wśród przybyłych gości byli Lordowie z Casterly Rock, jak i przedstawiciele innych krain Westeros. W turnieju urządzonym z okazji zaślubin zwyciężył ser Adden Snow, koronując Królową Miłości i Piękna młodą Eleanor Seaver. Nikt z zebranych nie wiedział o czekającej ich przyszłości ...
Fragment "Oczami Człowieka Zachodu"
Cytat:
W owym czasie Zachód nie był miejscem spokojnym. Wciąż wisiała nad tymi ziemiami groźba najazdu Dagona Greyjoya i jego ludzi. 15 lat po upadku rebelii Czarnego Smoka, nie wszystkie rany się zabliźniły. Seaverowie i Farmanowie nadal żywili wokół siebie urazy, rany wciąż jątrzyły się z powodu utraconych przez tych drugich ziem. Mimo pozorów spokoju i normalności sprawa stronnictw i lojalności raz po raz powracała, aby wciąż budować mury i zatruwać pobratymczą krew. Krótki okres względnego spokoju zdawał się powoli dobiegać końca, a ukryte podziały wydawały się widoczne zwłaszcza podczas zaślubin Seavera z młodą panią Cleverly. Wydawało się, iż zbrojenia jakich dokonywali wszyscy okoliczni Lordowie, nie mogły skończyć się niczym dobrym ...
Tymczasem członkowie domu Seaver szykowali się do realizacji swoich planów. Nieświadomi tego, co przyniesie im przyszłość

Koniec Rodziału I
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 31-10-2016, 19:30   #58
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
5 Dzień 5 Miesiąca AL, Królewska Przystań


Miasto było imponujące. Damy, które do tej pory nie widziały go na własne oczy były zaskoczone. Do tej pory wydawało się, że Lannisport był ogromnym miastem. Jego wielkość była jednak niczym w porównaniu ze stolicą. Nie mogły uwierzyć w ilość ludzi, jaka mieszkała stłoczona za murami. Wydawało się, że każdą ulicą płynęła rzeka ludzi. Jak można było funkcjonować w takim miejscu? Kakofonia dźwięków była duża, a Czerwona Twierdza zdawała się przytłaczać wszystko.

Ser Adden stanął na wysokości zadania, gdy zaproponował im pobyt w swoich skromnych progach, wiedząc iż damy mogą mieć problem ze znalezieniem miejsca dla siebie i swojej obstawy. Jego dom miał być może nie zbyt komfortowy, a jednak zapewniający im bezpieczeństwo. Cóż gdy dojechały na miejsce okazało się to pewnym niedomówieniem.



Na uboczu dzielnicy arystokratów wznosiła się fasada, przypominająca budynek obronny. Sam przód niewysokiego domu był dobrze utrzymany. Drzwi były lekko uchylone gdy jakaś służka pracowicie czyściła je na przyjazd pana domu. Dwóch strażników obserwowało okolicę ze znużeniem. Nie zatrzymali się przy drzwiach zamiast tego wjeżdżając w jakąś boczną uliczkę. Jechali chwilę przy murze tego budynku, który za chwilę przechodził w mur okalający rezydencję. Była ona dość imponująca. Na środku uliczki znajdowała się brama. Wjechali przez nią i znaleźli się w przestronnym ogrodzie. Oprócz głównego budynku, był tutaj również mniejszy budynek służby, obok niego stała mała strażnica i stajnia. Sam główny budynek mógł pomieścić kilka dziesiątek osób. Milly oceniała, że razem z dodatkowymi budynkami, mogło tutaj nawet znaleźć się około setki osób, aby nadal utrzymać charakter tej rezydencji. Snow oddał im do dyspozycji jedno skrzydło domu. Po rozpakowaniu, spożyciu posiłku przygotowanego przez służbę, zaczęło powoli zbliżać się do wieczora.

-Drogie panie. Muszę na chwilę was opuścić. Proszę się nie obawiać, moja straż zapewni wam bezpieczeństwo. Okoliczne dzielnice są spokojne, nie radziłbym jednak zapuszczać się zbyt daleko w miasto wieczorami. Ulice mogą być niebezpieczne. W razie pytań proszę zwracać się do mojego majordomusa. Chętnie udzieli wam pomocy -


Kilkadziesiąt minut później Milly z najwyższego okna obserwowała wody zatoki. Całkowitym przypadkiem zajrzała w stronę bramy. Koło małej furty stały dwie postacie. W ciemnym stroju, z twarzą schowaną pod kapturem ser Adden prowadził z kimś ożywioną rozmowę. Mildrith poznała go po jego charakterystycznym półtoraręcznym mieczu. Druga postać również ukryta pod kapturem zdawała się być nieprzekonana. W końcu Snow odpiął swój miecz i podał go stojącemu obok strażnikowi. Ten z nabożną czcią chwycił broń. Drugi ze strażników podał Addenowi ostrze, które choć wyglądało na zabójcze, nie rzucało się tak bardzo w oczy. Druga z postaci kiwnęła głową, a po chwili oboje zniknęli za drzwiami małej furty, która została natychmiast zamknięta za nimi. Jeden ze strażników ponownie zajął pozycję przy drzwiach, a drugi poszedł najwyraźniej odłożyć broń swojego dowódcy w bezpieczne miejsce.

5 Dzień 5 Miesiąca AL, 30 km na Wschód od Lannisportu, Zawalona Wieża


Seathan miał spotkać się z Geroldem dwa tygodnie wcześniej. Tuż przed tym pojawił się jednak poseł od Lannistera, zmieniający datę. Widocznie nie chcąc pozostawiać niczego przypadkowi, na kilka dni przed terminem pojawił się człowiek jego gospodarza. Poprosił o zabranie jedynie małej straży. Poprowadził ich mniej znajomymi ścieżkami, aż dotarli do mniej zaludnionych lesistych terenów. Poprowadził ich do niewielkiej leśnej osady, gdzie na szczycie małego wzgórza stała zrujnowana wieża. Po podjechaniu bliżej okazało się, iż była to jakaś dawna twierdza. Wieża była zniszczona, ale mur otaczający teren był odbudowany. Po przejechaniu bramy ich oczom ukazał się widok rezydencji. Długi dom i wszelkie budynki gospodarcze potrzebne szlachcicowi. Panował tutaj spory ruch, a na środku dziedzińca stał Gerold Lannister
-Witaj Seathanie w skromnych progach mojej rezydencji myśliwskiej. Służba przygotowała dla ciebie pokój w głównym budynku. Twoi strażnicy mogą spocząć w budynku razem z innymi żołnierzami, tuż przy bramie. Rozbierz się i przygotuj za godzinę jest kolacja, na którą zaprosiłem jeszcze kilka osób. I Seathanie możesz czuć się tutaj swobodnie. To moje ziemie, tutaj nikt nie wjedzie bez mojego pozwolenia - po tych słowach gospodarz odwrócił się na pięcie i zniknął w głównym budynku.

5 Dzień 5 Miesiąca AL, Reaver Rest

Seathan wyjechał z zamku kilka dni temu. Na całe szczęście ostatnimi czasy, było dość spokojnie. Dlatego nagłe wezwanie do siebie przez Lorda Simona było dla nich zaskoczeniem. Stary człowiek siedział na swoim miejscu w sali narad. Narzucił na siebie skórznię, a przy pasie miał przypięty miecz. Obok niego stał kielich wina. Senior rodu Seaver nie wyglądał najlepiej pocił się obficie i ciężko oddychał. Gdy weszli do sali gestem nakazał im zamknąć drzwi.
-Dobrze, że jesteście - powiedział do nich, chociaż oboje mogli przysiąc, że nie patrzy na nich. Jakby zamiast tego mówił do jakiś duchów obecnych w sali.
-Szykujcie nasze oddziały. Za 3 dni ruszamy na wojnę. Daemon Blackfyre wezwał nas pod swoje skrzydło i zamierzam udzielić mu pomocy. Wspólnie pokonamy Daerona. Szykujcie konie. Zwycięstwo będzie nasze! -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 01-11-2016, 14:31   #59
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
4 Miesiąc 212 roku AL
29 dzień miesiąca, wieczór
Ziemie zachodnie
Reaver’s Rest


Przy kolacji Seathan spotkał się z Hortonem. Gdy jedli i delektowali się winem Seathan zaczął.
- Słyszałem, że moja siostra jest już w ciąży. Gratulacje już jej złożyłem, teraz składam je tobie. Szczere się cieszę waszą pomyślnością - uniósł kielich wina - Za rodzinę i jak pomyślność.

- Dziękuję za dobre słowo. Za rodzinę - odpowiedziawszy, Horton również wzniósł kielich, w tej chwili częściowo już opróżniony. Widać było, że przez chwilę rozważa, co ma odrzec szwagrowi. - Tobie życzę, byśmy mogli jak najszybciej składać gratulację waszej małżonce. Dobrze byłoby, gdyby nasze pierwsze dzieci dorastały razem, były w tym samym wieku. Przyszli lordowie potrzebują zaufanych krewnych.

- Chciałbym by nasze rodziny były jak najbliżej. Niech dorastają razem przyjaźnią się i razem patrzą w przyszłość. - dopił swoje wino. - Słyszałem Hortonie, że jesteś niezwykle zręcznym zarządca. Jak również ze twoim talentom, dorównuje jedynie ambicja. - uśmiechnął sie do niego wymownie.

- Nieżyczliwi ludzie zawsze znajdą okazję, żeby kogoś oczernić - odpowiedział Haigh i gestem dłoni poprosił sługę o dolanie im wina. - Tak naprawdę po prostu znam swoją wartość. Niektórzy rodzą się królami, ale brakuje im talentu i tracą koronę. Inni dostają od losu mniej szczęśliwe początki, ale wykorzystują swoje talenty i zostają docenieni przez potomnych. Pamiętaj, że jesteśmy rodziną. Proszę tylko, bym był traktowany według zasług - dodał i odczekawszy, aż służka napełni im kielichy, wzniósł toast. - Za Reaver Rest. Czy potrzebujesz mnie do czegoś?

- Znam losy siedmiu królestw, historię o różnych ludziach oraz rodach i ich dziejach. O lordach którzy mordowali swoich ludzi za wyimaginowane przewiny, i ludziach którzy robili to samo swym lordom z ambicji. Jesteśmy rodziną, chciałbym by nasze relacje układały się wzorowo. Będziesz traktowany wedle zasług, jeśli przyczynisz się do wzrostu potęgi rodu. Gdy poszerzymy swoje ziemię, pójdziesz na swoje jako nasz chorąży. Ziemia zostałaby wtedy w rodzinie. Tytuł Lorda o jakim zapewne marzysz, byłby twój. Chciałbym Cię traktować nie jako kolejnego sługę rodu tylko na wyższym stołku, tylko z czasem jak brata. Choć przyznam Ci otwarcie, że ciężko zdobyć moje zaufanie. Słyszałeś zapewne o naszych rodzinnych problemach.

- Słyszałem. Szkoda jedynie, że nie z pierwszej ręki - odpowiedział poważnie Horton. - Nie chcę nieudolnie wymurowanej wieży i kilku łanów ziemi dookoła. Rozmawiamy poważnie, więc powiem ci czego chcę, jak bratu. Chcę, żeby za kilkadziesiąt lat, w kronikach spisanych przez maestrów, przewijało się moje nazwisko. Oprócz niego - nazwisko rodu, do którego należę. Jestem Seaverem, nie z krwi, ale przez małżeństwo. Moje dzieci będą miały w sobie tyle krwi panów na Reaver Rest, co twoje. Traktuj mnie jak brata, a ja cię nie zdradzę.
Rozgadał się, więc postanowił wrócić do tematu.
- Pytałeś mnie o znajomość rodzinnych problemów - przypomniał, po czym dodał: - Ja natomiast pytałem, bo jestem tego ciekaw, czy masz dla mnie do zrobienia coś ambitniejszego niż liczenie wydatków i przychodów, kontrolowanie rzeczy, które dzieją się dookoła. Czy jest coś takiego?

- Żeby grać o wysokie cele, trzeba budować potęgę rodu. Potęga rodu wynika z ziemi, złota i ludzi. Trzeba nam poszerzać te aspekty. Ziemi łatwo nie zdobędziemy, by ja dostać trzeba poszerzyć dwa kolejne zasoby. Skąd zatem brać ludzi i złoto? Odpowiedź brzmi: z każdego źródła. By tobie mnie i naszym potomkom żyło się lepiej. My kosztem kogoś, nie ma innej drogi. - podrapal się po brodzie. - Zacznijmy od tematu złota. Mamy cła, myta, przychody z kopalni, podatki od garstki wieśniaków. Mało rzeknę...Mam jednak kilka dróg którymi postaram się to zmienić. Opartych o Mildrith i Cleverlych między innymi. Chciałabym jednak byś przebadał możliwość pozyskiwania przez nas nowych przychodów. Legalnych i mniej legalnych, moralnych i bezdusznych. Chce znać nasze możliwe drogi, widziane twoimi oczami. Od tego zależy przyszłość naszego rodu. Za trzy miesiące z kolei przybędą tu pierwsze oddziały ser Adena. Za pół roku zakończy się ich całkowita przemieszczenie. Mamy zamiar ich zatrudnić, przynajmniej do rozwiązania problemu z Dagonem. I rozpuszczenia przez okolicznych Lordów ich nadprogramowych sił. Których przez przypadek mogliby użyć w imię starych waśni. Ser Aden jest znany jako zaufany człowiek namiestnika. Jego słowo i obecność jego ludzi tutaj wytrąci Lordom z ręki argumenty typu “knuli zdradę to starzy buntownicy”. Żeby nas zaatakować, będą musieli znaleźć dobry pretekst. W dodatku inny od najprostszego. Cleverly podeślą tu kolejnych pięśćdziesięciu ludzi. Zaplanuj pobyt tutaj tych sił. Chce widzieć na ile czasu mamy żywności gdyby doszło do oblężenia? Powiększ nasze zapasy. W czasie wojny ceny pójdą w górę. Ta żywność albo zostanie przez nas zużyta albo będzie można ją sprzedać z dużym zyskiem. Reach ma teraz dobre ceny, zakontraktuj dla nas ile tylko się da. Złoto, jeśli będzie trzeba nawet pożyczę. Od Lannisterów albo Reynów. Mój kuzyn złożył deklarację, że wojska nam nie da. Da nam jednak złoto. Wojsko jak widzisz zdobyliśmy sami. Wszyscy obecnie ustawiają swoje pionki i użyją ich wcześniej czy później. My nie możemy od nich odstawać. Nasze zapasy budujmy też naturalnie. Rybacy mają łowić ryby solić, suszyć, wędzić… Wydano im dyspozycję. Moi żelaźni ludzie poza patrolowaniem naszych wód, wspomogą zapełnianie spichlerzy. Czerpanie bogactw z morza nie jest poniżej ich godności. To dary Utopionego Boga. Budujmy zapasy każdą drogą. Zwiadowcy jak zobaczą kozicę mają ją upolować. Myśliwi mają pracować w pocie czoła. Każde ziarenko może być dla nas cenne. Racji żywności nie zmniejszaj ale mają być rozsądne bez szaleństw. Nawet zielarka ma zbierać grzyby w lesie jeśli jakąś mamy. - uśmiechnął się pod nosem czekając na reakcję rozmówcy.

- Od kilku lat wraz z Craigiem uzupełnialiśmy zawartość skarbca - odpowiedział Horton. - Każdy bandyta w podartym płaszczu, bez herbu wygląda tak samo. Nawet jeśli jest żołnierzem, jednym z ludzi Caldwella. A w sąsiedztwie można znaleźć źródło zysku. Co do reszty, to dobry plan, nie mam nic do dodania.

- Craig zapewne zna się na tym fachu. Dopilnuj by złoto po opłaceniu ekstra jego ludzi trafiało do nas. Nie rozchodząc się nadmiernie. Towary gdyby wpadły nam w ręce można sprzedać przez Cleverlych. Otrzymali moją zgodę do zawijania do naszej zatoczki, cicho i dyskretnie. Tą samą drogę możecie wykorzystać do naszych celów. Porozmawiaj z moją panią żoną przed jej wyjazdem. Zna swoją rodzinę najlepiej. Ty znasz nasze możliwości. Chcę byś ustalił z nią jakie interesy możemy z nimi prowadzić. Chciałbym też byś wiedział, że rozumiem potrzebę dodatkowego wynagrodzenia w pewnych sprawach. Życzę sobie jednak o tym wiedzieć. Ta karczma w wiosce jest własnością twoją, Creiga i naszego barda prawda? Powinna być własnością rodu. Jednak każdy z nich jest niezwykle ważnym członkiem naszej społeczności. Rozumiem potrzebę własnych inicjatyw, więc uznaję ją za formę naszego uznania dla nich. - wyłożył swój punkt widzenia. Przechodząc płynnie do kolejnego tematu - Reach czy sądzisz, że możemy pozyskać tam sojuszników. Przy okazji niewinnej wyprawy handlowej? Słyszałem, że Dagon łupi również ich brzegi. Choć w mniejszym stopniu.

- Dobrze, porozmawiam z twoją żoną - zgodził się zarządca, po czym nawiązał do tematu sojuszy. - Reach faktycznie jest jednym z pierwszych miejsc poza dziedziną Lannisterów, gdzie powinniśmy szukać sojuszników, szczególnie na południowym zachodzie w Starym Mieście, Arbor i nadmorskich władztwach. To oni mają największe problemy z ludźmi z Żelaznych Wysp. A, jeszcze jedno - dodał po chwili. - Karczma nie należy do mnie, tylko do Caldwella i Watersa. Pożyczyłem im własne pieniądze i czerpię z tego pewien udział, nie tylko dla siebie, ale i dla rodowego skarbca i to właściwie tyle.

- Ruszysz do Reach osobiście? Nie ukrywam, że chciałbym byś wziął Watersa, który jest biegły w retoryce. Z twoim umysłem i jego gładkimi słowami moglibyście odnieść sukces. Lepsze ceny obietnice wsparcia w wyprawie na żelaznych ludzi.

- Skoro chcesz, pojadę - zdecydował Horton. - Wolałbym być z Alerie, ale postaram się wrócić przed narodzinami dziecka. Gdzie mam ruszyć w pierwszej kolejności? Mógłbym znaleźć w Lannisporcie statek płynący do Arbor albo Starego Miasta, ale to ryzykowne.

- Mogę dać ci statek i ludzi. Szybki i zwrotny drakkar. Musiałbyś się jednak pogodzić z... hmmm... pewną specyfiką jego załogi. Potraktują cię jak pasażera na morzu, nie jak dowódcę. Bowiem każdy kapitan jest królem na swoim okręcie. Na lądzie zapewnią ci bezpieczeństwo i zrobią co każesz. Jednak to nie żołnierze, wydam im rozkazy. Będziesz musiał z nimi jednak znaleźć wspólny język Hortonie. Wiem, że będziesz potrafił.

- Niech tak będzie - zgodził się po chwili namysłu zarządca. - Ruszę jak najszybciej.


=================================================


4 Miesiąc 212 roku AL
30 dzień miesiąca, wczesne popołudnie
Ziemie zachodnie
Reaver’s Rest


Komnata pani Seaver była odmieniona nie do poznania. Spod rozrzuconych w bezładzie sukien, płaszczy i narzutek nie było widać podłóg ani sprzętów. Na widok Hortona Milly usunęła stopą jeden stos przyodziewy i zrzuciła z krzesła coś z półprzezroczystego muślinu, w czym pokazywać się powinna wyłącznie mężowi… i raczej rzadko, bo mógłby zejść z wrażenia.
- Usiądź, Hortonie, nalałabym ci wina… ale nie pamiętam, gdzie jest - machnęła szczupłą rączką, obejmując bałagan niewieściej komnatki. - Czy ty, przepraszam, możesz poprosić małżonkę, by pożyczyła Eleanor tę narzutkę podróżną, w której przyjechała z Bliźniaków? Za późno na krawca, a nie może przynieść wstydu rodzinie w Przystani… ach! - zmieniła nagle temat. - Kupię wam najpiękniejszą kołyskę w Siedmiu Królestwach!

Sprawiała wrażenie wiecznej trzpiotki, która żadnej rzeczy nie poświęca więcej czasu niż parę uderzeń serca… ale jej zachwyt z rychłego zostania ciotką trwał od kiedy Horton ogłosił, że spodziewa się potomka i był raczej szczery.
- Seathan mi kazał z tobą porozmawiać - tchnęła i obróciła się do zwierciadła, by przytknąć do twarzy kraj kolejnej sukni i sprawdzić, czy jej pasuje do barwy oczu.

- Oczywiście, myślę że Alerie nie będzie miała nic przeciwko pożyczeniu tej narzutki, jeśli tylko wciąż ją ma... - odpowiedział mężczyzna, stojąc jak kołek na zwolnionym przez stosik ubrań kawałku podłogi. Widać było, że jest jednym z tych mężczyzn, którzy nie odnajdują się w prywatnych rozmowach z kobietami innymi niż ich żony. Szczególnie, jeśli rozmówczyni była atrakcyjna.

- Nie musisz sobie robić kłopotu z tą kołyską, ale... skoro wpadłaś na taki pomysł, to chyba cię od niego nie odwiodę, mam rację? - spytał. - Mogę wezwać kogoś, żeby przyniósł wino, jeśli chcesz.

- Chciałam dla maleństwa Alerie odnowić kolebkę lorda Simona, ale stary rupieć się rozsechł kompletnie. - Skrzywiła wykarminowane na różaną czerwień wargi w dziwnym, smutnym grymasie, po czym próbowała zbagatelizować własne słowa beztroskim śmieszkiem. - Wezwij kogoś, kto znajdzie wino. I pas Seathana, bo też się gdzieś tu zgubił.

- Dobrze - obrócił się na pięcie i wychyliwszy się za drzwi, przywołał do siebie pierwszego przechodzącego sługę. Poinstruował go w sprawie wina i zaginionego elementu garderoby szwagra, po czym wrócił do środka. - Seathan prosił i mnie, chciał, żebyśmy ustalili, jak możemy ściślej związać twój ród z naszym... z Seaverami.

- Ach tak. Masz, ser Hortonie, świadomość, kim jest mój rodziciel i dziad? - Zielone oczy spoczęły na krewniaku i zyskały skoncentrowany i bardzo nieprzyjemny w swej przenikliwości wyraz.

- Mam tę świadomość - odpowiedział spokojnie Haigh.

- To doskonale. Rozumiesz więc, że interesy z moją rodziną muszą pozostać całkowitą tajemnicą. Nie pozwól, by ród Seaverów powiązano z jakimikolwiek brudnymi sprawkami. Jeśli coś wypłynie, nie zarób, strać nawet, jeśli będzie trzeba, ale nie pozwól nas umoczyć. Złoto odzyskać łatwiej niż dobre imię.

- Rozumiem jak wygląda sprawa i wiem, jak zachować dobre imię rodziny - widać było, że powstrzymuje się od skomentowania, że nie potrzebuje rad w tak podstawowych kwestiach, ale nic nie powiedział. Przywołał jedynie z powrotem uśmiech na twarz. - Natomiast wróćmy na chwilę to zastanowienia się nad tym, jak można ściślej związać interesy obu rodów.

- Na razie zacznijmy od upłynnienia felernych towarów. Z dala od miejsca ich pozyskania. - Nawet nie ukrywała, że to jest próba. - Potem zobaczymy. Powiedz mi, co zrobiłeś, żeby zabezpieczyć Alerie i dziecko na wypadek twojej przedwczesnej śmierci.
Otworzyła zdobioną szylkretem szkatułkę i zaczęła w niej przebierać smukłymi, białymi paluszkami.

- Jestem przekonany, że byliby bezpieczni z rodziną... tą rodziną, bądź moimi krewnymi z Bliźniaków - spojrzał na lady Seaver, ale zrezygnował z patrzenia jej w oczy. Powoli obrócił głowę, oglądając cały pokój. Milczał przez dłuższą chwilę. - Skąd to pytanie, pani? Dlaczego cię to tak interesuje?

- Bezpieczni jak kto? - prychnęła Milly. - Ubodzy krewni na łaskawym garnuszku rodziny. Alerie nie dziedziczy po ojcu, wszystko jest dziedziczone po mieczu, nie po kądzieli. Po tobie dziecko też raczej krezusem nie zostanie, nieprawdaż? Nie masz widoków na korzystny spadek?

- Alerie dziedziczy po Seathanie - odpowiedział Horton, starając się zachować kamienną twarz. - Zresztą, jakie to ma znaczenie? Zapytałaś mnie, co zrobiłem, żeby ich zabezpieczyć. Gdybym zmarł, mogliby nie być bogaci, ani znaczący, ale by żyli.

- Liczysz na to? To by był uśmiech losu prawdziwy - i Milly się uśmiechnęła, uroczo i pobłażliwie. - Tylko że los rzadko się uśmiecha, ser Hortonie.

Oblizał wyschnięte wargi.
- Zadam raz jeszcze pytanie, dlaczego jesteś tak zainteresowana tym, jaka by była sytuacja materialna mojej żony dziecka po mojej niespodziewanej śmierci?

- Bo to byłoby przewidujące i rozumne. - Głos lady Seaver ociekał pragmatyzmem. - Jesteś przewidujący i rozumny?

- Nie przyszedłem tutaj, żeby rozmawiać z tobą na swój temat, lady Seaver - burknął Haigh i odgarnął z twarzy kilka niesfornych kosmyków włosów. - Nie lubię, kiedy ktoś dwuznacznie mówi o mojej rodzinie. Fakt, że rozumne byłoby przemyślenie losów mojej rodziny, ale to nie wyjaśnia, dlaczego chcesz, żebym zrobił to z tobą, w tej chwili.

- Nie rozmawiamy o tobie. Rozmawiamy o interesach - poinformowała go Milly niewzruszenie, po czym całą uwagę poświęciła naszyjnikowi wygrzebanemu ze szkatułki. - Skoro jednak tobie wystarcza, że twoja żona i dziecko będą miały łaskawy chleb gdzieś kątem przy rodzinie, i do tego dopatrujesz się podstępów u żony własnego lorda, która do ciebie rękę wyciąga… to rozmawiać już skończyliśmy, bo nie mamy o czym.
Milly skinęła mu zdawkowo, po czym nałożyła naszyjnik na dekolt, odwróciła się do lustra i oddała studiowaniu własnej urody.

- Moja żona i dziecko nie są interesem nikogo poza mną - odrzekł poważnie mężczyzna. Widać było, że miał chęć skomentować słowa o dopatrywaniu się podstępów, ale zrezygnował. Zagrała na nim jak najzdolniejszy muzyk i nie był z tego powodu zachwycony. - Dziękuję za rozmowę - rzucił i nie skończywszy nawet mówić, obrócił się na pięcie i wypadł z komnat pani domu.

Za drzwiami staranował służącego. Zabrzęczały srebrne kieliszki, taca, a za nimi pucharek z winem. Wino, niepokojąco ciemne na tle kamiennej posadzki, rozlało się, a pęknięcia w podłodze wypełniły się czerwienią, ale Horton był już na drugim końcu korytarza.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 10-11-2016 o 17:28.
Fyrskar jest offline  
Stary 02-11-2016, 11:33   #60
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Gdy rycerz wstał i opuścił namiot, zastał widoczek niecodzienny i zaskakujący. Lady Seaver siedziała na okrytym końskim pledem pniaczku przed ogniskiem, otoczona kłaczkami ptasiego pierza jak śnieżnym tumanem. Jak zwykle z przyczernioną brwią, barwiczką nałożoną na usta i kunsztowną, choć znacznie prostszą koroną z warkoczy wokół głowy oraz w biżuterii skromniejszej i sukniach podróżnych, skubała z resztek piór kuper dzikiej gęsi.
- O, ser. Mam nadzieję, żeś spał dobrze i wypoczął należycie.
Dmuchnęła w jego stronę dwa małe piórka.
- Eleanor ustrzeliła to ptaszysko przed świtaniem nad rzeką, dla ciebie na dzisiejszą wieczerzę… nudne przygotowania zostawiając mnie, niestety. Obawiam się też, że rychło dziś nie ruszym na gościniec. Nie ma Eleanor i jej piastunki. Pani Celeasta wspomniała, że gdzieś tutaj w pobliżu są ruiny twierdzy Pierwszych Ludzi. Uznała, że edukacja panienki nieodzownie wymaga pochylenia się nad szczątkami prastarej obronności.
Rycerz kiwnął głową siadając niedaleko Mildrith -Nie spieszy mi się pani - powiedział spokojnie. Przez chwilę patrzył w niebo, nim odezwał się
-Płynie we mnie Krew Pierwszych Ludzi. Podobnie jak w Starkach. Kiedyś władaliśmy calym Westeros. Nim przybyli Andalowie. Stare dzieje pani a tutaj na południu wydają się niemal bajkami i legendami. Jednakże …. Północ jest inna. Kto wie, co żyje i czai się w prastarych lasach … lub jakie duchy zamieszkują ruiny - skierował swój wzrok na młodą Lady Seaver i uśmiechnął się lekko -Mam nadzieję, że podróż mija wam dobrze.
- Ma szwagierka i jej piastunka są zachwycone… ja, cóż. Odmienny mam charakter i gdzie indziej szukam i znajduję swoje małe, niewieście przyjemności. Wygody, bezpieczeństwo i moja piękna komnatka to nie są rzeczy, z którymi łatwo się rozstaję. Gdybyś zaś Eleanor opowiedział o tajemnicach i niebezpieczeństwach północnych prastarych borów, zapragnęłaby poznać je osobiście. I zapewne dopięłaby swego - westchnęła i przekazała zbrojnemu oskubane ptaszysko, aby je schował na wieczerzę. - Obawiam się, że trudno nam będzie znaleźć dla niej męża.
-Nie wszyscy szukają żon, które możnaby uznać za zwykłe damy. Westeros jest duże, a poszczególne krainy różnią się swoim postrzeganiem, nawet niewieścich ról. Północ rodzi twardych ludzi, nawet najwięksi Lordowie muszą sobie radzić gdy nadchodzi Zima. Nie zachęcamy naszych kobiet do łapania za broń, ale nie dziwi nas to. A im bliżej muru, tym lepiej aby kobieta potrafiła sobie poradzić, gdy nadejdzie niebezpieczeństwo - rycerz przerwał na chwilę, jakby zastanawiał się nad czymś
-To jednak nic w porównaniu z tym co można znaleźć w piaskach Dorne. Kobiety mają tam praktycznie równe prawa. Wojownicze Królew niczym Nymeria nikogo nie dziwią, a tamtejsze kobiety … są nie tylko piękne, ale również niezwykłe … nietuzinkowe … Pustynia rodzi niezwykłe kwiaty - rycerz odwrócił głowę patrząc w stronę lasu jakby coś usłyszał. Jednakże obserwująca go Mildrith zauważyła błysk w kącie jego oczu. Rycerz odchrząknął opierając dłoń na czole, jakby intensywnie nad czymś myślał. W końcu po chwili odwrócił się ponownie w stronę swojej rozmówczyni
-Przepraszam wydawało mi się, że coś usłyszałem. Jednakże to tylko wiatr.
- To chciałeś, ser, powiedzieć zachodnim lordom gustującym w damach - roześmiała się - koronując Eleanor, która damą nigdy nie zostanie?
Głowę przechylała wdzięcznie ku rycerzowi, a w frywolnych słowach mało kto doszukałby się czegoś ponad dworskie przymowy, i poważnej kwestii w niepoważnym pytaniu.
-Może chciałem aby Eleanor poczuła się lepiej? Może uważałem, iż na to zasługuje? A może zrobiłem to tylko po to, aby utrzeć nosa kilku pyszałkowatym południowym Lordom? - Chociaż próbowała wyczuć jego intencje, nie mogła odgadnąć, który z powodów, jeżeli którykolwiek był tym prawdziwym
-Czy uważasz pani, że to źle, iż Eleanor nie będzie nigdy “damą”?
- Nie osądzam jej, na bogów… to młodsza siostra mego pana męża, miłość mi wzbrania - żachnęła się Milly, kładąc smukłą dłoń na piersi. Po dłuższej chwili milczenia spojrzała rycerzowi w oczy. - Oczekuję, że wyrośnie na silną kobietę. Świadomą zarówno swojej siły, jak i kobiecości. W tym ją wspieram. Sztuka dobrania sukni, nałożenia barwiczki i dworskich tańców to sprawy memu sercu miłe i w mym osądzie przydatne, ale wtórne.
Zrzuciła kilka piórek, które przylgnęły do sukni.
- Czy ową chustę, którą nosisz, obdarowała cię dornijska panna?
Rycerz wyglądał na naprawdę zaskoczonego, przez chwilę Milly wydawało się, że był naprawdę zły z powodu tego wspomnienia. Po kilku sekundach jednak uspokoił się i odetchnął głęboko
-Tak pani. Wiele lat temu, Stara historia, o której nie warto rozmawiać.
Nie uwierzyła w bagatelność owej historii, i ta niewiara odmalowała się jasno na twarzy. Nie skomentowała jednak, uśmiechnęła się miło i słodko.
- Nie będę cię zatem dręczyć starymi tajemnicami… - błysnęła oczami zielonymi jak u kota - … zwłaszcza że musisz zachować siły na wysłuchanie opowieści o starych twierdzach, z których zostały murki wysokie do kolan.
Rycerz uśmiechnął się i kiwnął głową -Ohh. Myślę, że poradzę sobie pani. Obawiam się lady, że i ty będziesz musiała zachować siły. Twoja szwagierka, wydaje się być zapatrzona w ciebie.
- To była prośba o wsparcie? - roześmiała się już otwarcie. - Będę w odwodzie, ser.

A pomyślała sobie, że sokół o wypacykowanych piórkach może z powodu niewiasty chciał wilkowi oko wydziobać.
 
Asenat jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172