23-09-2016, 19:24 | #51 |
Reputacja: 1 |
|
23-09-2016, 20:11 | #52 |
Reputacja: 1 | Retrospekcja Był spięty niczym pantera gotowa do skoku. Wędrówka przez pogrążony w ciemności las z człowiekiem, który cokolwiek wydawał mu się podejrzany, wyzwoliła w jego ciele znajome uczucie. Takie które zwiastowało niebezpieczeństwo ale też przygodę. Początkowo parzył ze zdziwieniem na mężczyznę, który podawał się za jego zmarłego dawno brata. Sygnet mógł być prawdziwy, ale drogi którymi mógł dostać się w ręce tego podającego się za jego brata człowieka, mogły być różne. Kiedy pływał jeszcze z ojcem po krainach Essos nasłuchał się opowieści i legend. Kiedyś słyszał nawet taką o “Ludziach bez Twarzy”? Nie wiedział czy dobrze pamiętał… którzy podobno potrafili przybrać dowolną postać… to wszystko było dziwne. Szybko jednak się opanował, podszedł bliżej i zmierzył go wzrokiem. - Skąd mam wiedzieć, że jesteś tym za kogo się podajesz? - głos mu nie drżał, był pewny tego co mówi. Przyszła mu do głowy jedna myśl: - Skoro jesteś Connorem, to zapewne wiesz, co się stało w piątym dniu twojego imienia? - zadał mu takie pytanie, na które odpowiedź mogła znać tylko ich dwójka. Nikogo nie było przy tym, tylko on i jego brat. Connor uśmiechnął się lekko -To było tak dawno temu, a czas potrafi mącić pamięć - widać było po nim, że nie przeszkadzało mu pytanie Craiga -Wszedłem do gabinetu ojca, chociaż nie powinienem i stłukłem jego posążek rycerza … Wziąłeś to na siebie, powiedziałeś, że przypadkiem zahaczyłeś o stół. Cóż uniknąłem lania, za niesłuchanie ojca … chyba zawsze byłem nieposłuszny - uśmiechnął się a blizna znajdującą się obok jego ust nadała mu dość drapieżny wygląd. Dwójka jego towarzyszy rozmawiała przyciszonymi głosami przy ognisku. “Mówił prawdę… “ - tylko taka dramatyczna myśl przeleciała mu przez głowę. - Jak to się stało? Cała nasza flota poszła na dno, a Ty miałeś zginąć razem z nią. Co się stało? I jakiej pomocy oczekujesz? Muszę wracać do zamku, bo po upływie dwóch kwadransów zaczną mnie szukać. Środki ostrożności - kiwnął głową na Cordina i jego rozmówczynię. - Nie miałem powodów by im ufać. Więc zapraszam Cię do moich kwater, a dla twoich towarzyszy też się coś znajdzie. Możemy porozmawiać po drodze. - zaproponował będąc nadal w szoku niespodziewanym spotkaniem. -Dzięki za zaproszenia, ale nie … - rozejrzał się nerwowo dookoła jakby spodziewał się jakieś zasadzki czy napaści -Przepraszam, ale specjalnie nie poszedłem po ciebie. To jest długa opowieść, ale jesteśmy w niebezpieczeństwie … może ciebie odpuszczą, o ile będą dalej pewni, że nic nie wiesz. Nie chcę jednak pokazywać się w zamku, nie chcę aby ktoś mnie zobaczył. Ściany mają uszy bracie. - westchnął długo -Posłuchaj to co mam do powiedzenia jest ważne. Potrzebuję także twojej pomocy, ale … Nie chcę cię wciągać w burzę, która może cię ominąć. Dlatego zastanów się czy chcesz usłyszeć pełną wersję historii, tego co się wydarzyło, czy jedynie tyle, abyś mógł mi w pewnej kwestii pomóc. Wolałbym porozmawiać o tym dzisiaj, ale jeżeli musisz wracać, to możesz przyjść tu jutro … Sam braciszku, sam. Nie mów nikomu, że mnie spotkałeś …. - Wrócę tylko do zamku i dam znać mojemu człowiekowi, że wszystko w porządku? I wrócę, by wysłuchać twojej historii… w całości. Jutro może nie być ku temu okazji, turniej i inne obowiązki. Daj mi kwadrans i wrócę.. sam. Może być? Udało mu się szybko wrócić na zamek i wstrzymać rozkazy dla Garetha. Obiecał, że wszystko opowie mu rano. Potem wrócił do jaskini, w której ukrywał się jego brat. - Jestem. Słucham co masz mi do powiedzenia, co Ci grozi? I w czym mogę Ci pomóc? - powiedział siadając przy ognisku. - I kim są Ci ludzie - wskazał na dwójkę towarzyszącą Connorowi. -Cordina już z pewnością poznałeś, a łuczniczką jest Diresha. Są dla mnie jak rodzina. Razem służyliśmy w Drugich Synach, razem wiele przeszliśmy. Potrzebowałem pomocy, a im mogłem zaufać bezgranicznie - Connor przerwał na chwilę opowieść rozglądając się po obozowisku. -Potrzebuję twojej pomocy. Muszę odnaleźć dokumenty i dzienniki ojca. Masz je, czy zostały w starym domu? A co mi grozi? Nasz ojciec, związał się z bardzo złymi i niebezpiecznymi ludźmi. Dowiedziałem się o tym, podczas tego feralnego rejsu. Wcześniej słyszałem plotki, ale wtedy dostałem prawdziwy dowód - przy wypowiadaniu tych słów przeszły go dreszcze -Ci ludzie posługują się jakimiś plugawymi metodami … magią. Myślę, że wiedzieli, iż zatopi te okręty sztorm, ale i tak próbowali mnie zamordować … Nie na statku. Wcześniej w Essos. Nasi ludzie! Dlatego mówię, że niewiadomo komu ufać. Ojcie prowadził z nimi interesy. Mam nadzieję w dokumentach znaleźć wskazówki, jak odnaleźć człowieka, z którym handlował … a wtedy go zabiję. Jeżeli go nie będzie powinni nam odpuścić … Craig słuchał wszystkiego zdezorientowany: - Możesz mi wszystko szczegółowo opowiedzieć? Naprawdę myślałem, że nie żyjesz, a teraz to parę zdań, ma mi wystarczyć? Nie nie mam dokumentów ojca ze sobą, ale są bezpieczne w depozycie w Lannisporcie. Mogę dać Ci list uwierzytelniający to odbierzesz sobie to co potrzebujesz. Sam chciałbym wiedzieć więcej i przyłożyć ręki do tej zemsty. Dlaczego nie chcesz ze mną iść na zamek? Mam tam swoje kwatery i zaufanych ludzi, wątpię by ze strony Seaverów coś Ci mogło zagrażać. Connor kiwnął głową - Nie wątpię bracie, ale oni mają swoje sposoby zdobywania informacji. Może jakaś służka, albo sakiewka wrzucona w rękę odpowiedniego człowieka? Bracie ludzi, którym naprawdę możesz ufać, pewnie można policzyć na palcach jednej ręki. Wielu ludzi ma swoja cenę … a ci, którzy zagięli na nas parol, potrafią dowiedzieć się, co to za cena … nie zbyt wiele oczu - Cordin wzruszył ramionami i uśmiechnął się, wyciągając za konara butelkę wina, najwyraźniej zwędzoną z sali biesiadnej. Do tej pory milcząca dziewczyna odkorkowała ją. -Mów Connorze, skoro już zacząłeś - zachęciła młodszego Caldwella. -Ty miałeś odziedziczyć rodzinny interes i byłeś w to wdrażany. Ja więcej podróżowałem. Podczas jednego z takich wyjazdów, jeszcze z naszym ojcem, usłyszałem jak kłóci się o towar z pewnym człowiekiem. Nie wiem dlaczego, ale podsłuchałem ich rozmowę. Była trudna do zrozumienia, ale człowiek nie zgadzał się do jakości towaru, mówił, że był niewystarczająco czysty … Z tej długie rozmowy wyciągnąłem, że w Myr znajduje się jakiś magazyn, o którym wcześniej nie słyszałem … Znalazłem go, a w nim … - głos jego młodszego brata załamał się, gdy przypominał sobie wydarzenia sprzed wielu lat -A w nim małe kajdany i obroże rozrzucone po podłodze … Ojciec handlował niewolnikami … - Connor zamilkł przyjął butelkę od Cordina, który obserwował swojego przyjaciela uważnie i pociągnął solidny łyk trunku, przed przekazaniem go Craigowi. -To nie wszystko. Z oczywistych przyczyn, nie mogłem zapytać o to ojca, ale zacząłem uważnie obserwować wszystko to co się działo wokół … Ojciec sprowadzał dla tego człowieka dzieci. A on … wtedy tego nie wiedziałem, ale teraz … teraz gdy …- -Gdy wiesz, że noc jest ciemna i pełna strachów, a mroczne siły działają - powiedziała Diresha, za jego brata, który tylko kiwnął głową zgadzając się z nią. -Tak … bracie, on brał dzieci, aby składać je w ofierze, używał ich do zasilania swojej mrocznej sztuki … Mag i to zły do szpiku kości … Nie wiem jak ojciec się w to wpakował, ale chyba jego szczęście wiązało się z kontraktu z tym człowiekiem. Nie wiem, czy zginął z rąk wroga tego człowieka, czy ktoś chciał wymierzyć sprawiedliwość, ale wątpię, aby była to zwykła śmierć … Zostaliśmy sami. A ja … postanowiłem rozprawić z się tymi z naszych ludzi, którzy uczestniczyli w tym procederze. Nie widziałeś tych kajdan, nie słyszałeś mrocznych szeptów, powtarzanych na ulicach Myr. Ktoś mnie w większości wypadków ubiegł. Nie wiem, czy tajemniczy gość, dowiedział się o mnie, o próbie zerwania z tym co robił ojciec, ale nigdy się nie ujawnił. Potem jeden z naszych kapitanów próbował mnie zabić w Lys. Wyskoczyłem ranny za burtę i ledwo dopłynąłem do brzegu. Tam znalazł mnie ojciec Direshy … Leczyłem się, ale nie wróciłem do Westeros. Słyszałem co nieco, o tym co się wydarzyło. Uznałem, że każdy z nas ma swoje życie, swoje wybory. Służyłem razem z moją nową rodziną - mówiąc to wskazał na dwójkę przyjaciół -W Drugich Synach. Myślałem, że to już koniec tej historii, ale ostatnio okazało się, że człowiek ten żyje. I próbuje się zemścić. Spotkałem kilku jego agentów. Miałem nadzieję, że w dokumentach ojca dowiem się więcej o nim samym … odnajdę go i dokończę to, co powinienem zrobić te wszystkie lata temu - brat zakończył swoją przemową. - Wiemy, że ma “sojuszników”, ludzi jemu podobnych i dlatego jest tym bardziej niebezpieczny … - -Nawet gdy nie używa magii … - dodała dziewczyna -... nawet wtedy - dopowiedział Cordin z kpiącym uśmieszkiem na ustach -Ale, powiedzmy, że między nimi nie ma żadnej miłości. Jeżeli się go pozbędziemy, wszelkie kłopoty powinni ustać - - Tak … tak - powiedział powoli młody Caldwell -Na razie ja byłem jego celem, ale może zdecydować, że ty też odpowiadasz za wszystko co się wydarzyło. Możesz być w niebezpieczeństwie … Kiwał głową ze zdumieniem, kiedy jego młodszy brat opowiadał o ciemnych interesach ojca. On sam nie był święty, robił różne rzeczy, które z legalnością miały niewiele wspólnego. - Bracie, potrafię o siebie zadbać, walka mi nie straszna. Mam też kilku oddanych ludzi. Rozumiem, że nie znasz miana tego człowieka? Jeśli nie chcesz iść do zamku, to mogę Ci zorganizować nocleg w porcie. Mam tam udział w pewnym interesie, w każdym razie będziecie mieli gdzie spać. Słyszałem wiele o Drugich Synach, wiem, że jesteście twardzi, ale tutaj naprawdę możecie być bezpieczni...jeśli znajdziesz tego kogoś… chętnie zatopię swój miecz w jego parszywej gębie. Pozwoilisz, że usiadę tu z wami, chętnie dowiem się co porabiałeś podczas tak długiego czasu. Przykre sprawy mamy już chyba wyjaśnione? Więc podziel się ta butelczyną Cordinie - z uśmiechem rzucił do przybocznego Connora.
__________________ Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451 |
25-09-2016, 19:54 | #53 |
Reputacja: 1 | Maester odnalazł ser Addena w jego namiocie, jeden z dwójki strażników sprzed namiotu zniknął w nim na chwilę, aby gdy wyszedł rozchylić przed Trevyrem poła zapraszając go do środka. Zbroja Snowa leżała już na swoim miejscu, sam rycerz siedział na leżance znajdującej się z boku namiotu popijając wino z kielicha. - Witam. Co sprowadza maestra w moje skromne progi?- - Po części troska o naszego gościa. Po części interesy. Od czego mam zaczął lordzie Snow? Opatrzenia ran, naprawy zbroi czy może od razu przejść do sączenia jadu?- Ostatnią część Trevyr mówił już się śmiejąc. -Nie mam żadnych poważnych ran - odpowiedział Adden uśmiechając się lekko -Reszta powinna być normą dla rycerza. Dziękuję, za propozycję, ale ból minie. Moja zbroja wymaga lekkiej naprawy, ale to nie jest nic, z czym nie mógłby sobie poradzić pierwszy lepszy kowal. To prosty kawał żelastwa, który ma tylko jeden cel …. Możemy chyba więc przejść do sączenia jadu- Trevyr nalał sobie wina do pustego kielicha stojącego obok dzbana po czym zaczął. - Doszły mnie słuchy, że po wizycie u nas twoim celem będzie Królewska Przystań ser Addenie. Słyszałem również, że masz tam wstąpić do gwardii królewskiej. Czy zastanawiałeś się już co zrobisz ze swoimi ludźmi na miejscu? Szkoda by była aby tak doświadczeni wojownicy marnowali się z przybytkach stolicy, walczyli oni już z żelaznymi, a Ci są naszym największym zagrożeniem w dzisiejszych czasach, bez względu na to czy lord Lannister chce to przyznać czy nie. Jeśli pozwolisz to przejdę od razu do rzeczy.- Ser Adden zmierzył maestra zimnym wzrokiem - Gwardziści służą dożywotnio maestrze. Dopóty żyją obecni członkowie, żadnego płaszcza zakładać nie będę. Mów co masz do powiedzenia, nie chcę mielania ozorem po próżnicy- - W porządku więc. W imieniu lorda Simona chcę wynająć Panie twych ludzi do obrony tych ziem i do treningu nowych sił, jakie młody Seathan zapewne wkrótce zacznie zbierać. Oferuję dziesięciu procentową podwyżkę żołdu do tego jaki obecnie od Ciebie otrzymują, a ty lordzie Snow również otrzymasz pensję na cały czas trwania umowy za użyczenie ich dla naszego rodu. Pewne i stałe źródło pieniędzy zapewne przyda Ci się w Królewskiej przystani podczas czekania na miejsce w Gwardii. Oczywiście idealnie było by gdybyś zechciał pozostawić pod naszą opieką większą część swych zbrojnych, ale zadowoli mnie...nas każda ilość. Liczę, że ich doświadczenie stanie się decydującym czynnikiem podczas zbliżających się niechybnie ataków żelaznych.- Trevyr wypił do końca wino. - Prześpij się z tą myślą ser, jest to duża decyzja i nie powinna być podejmowana pochopnie. Rankiem jeden z sług przyniesie Ci stosowną umowę do przeczytania i podpisania.- Po tych słowach Treyr pożegnał się i skierował swe kroki do wieży. Lady Mildreth potrzebowała pewnych informacji, które jedynie on mógł odszukać w starych księgach.
__________________ Man-o'-War Część I Ostatnio edytowane przez Baird : 25-09-2016 o 19:58. |
29-09-2016, 10:04 | #54 |
Reputacja: 1 | Mildrith oparła ramię o podłokietnik, na maleńkiej piąstce wsparła brodę. |
03-10-2016, 11:02 | #55 |
Reputacja: 1 | Reaver Rest, 20 d/2 m-c/212 AL Kolejny dzień minął w miarę spokojnie. Mimo szeroko zakrojonych poszukiwań tajemniczy Łowczy wsiąkł jak woda w kamień. Coraz częściej pojawiały się głosy, że jednak musiał się utopić, a ślady zostały źle odczytane. Inni twierdzili, że widząc iż nic nie wskóra na tym terenie zrezygnował ze swoich zamiarów. W każdym razie żołnierze wchodzili w pewną rutynę dotyczącą tych patroli, ich uwaga z pewnością spadła, tak samo zresztą jak zdenerwowanie spowodowane tym wydarzeniem. Z godziny na godzinę zamek przechodził nad zranieniem dwóch żołnierzy do porządku dziennego. Zdarzyło się i wyglądało na to, że nic nie mogą już na to poradzić. Część pewnie uważała, że należało się skupić na przyszłości i odpuścić już poszukiwania, które nie zdawały się przynosić rezultatu. Zresztą podobnie myśleli żołnierze wysłani w poszukiwaniu brata Craiga. Chociaż przynajmniej tutaj udało się znaleźć jakieś bardziej konkretne ślady. Jeden z napotkanych wieśniaków wskazał im drogę, którą pojechała trójka najemników. Dalsze poszukiwania unaczoniły żołnierzom, że opuścili oni ziemie Seaverów. Tutaj praktycznie zakończyła się ich działalność. Nie udało się co prawda stwierdzić, czy nie wrócili na te tereny w późniejszym czasie, ale żołnierze otrzymali potrzebne rysopisy, mieli być teraz bardziej uważni, gdyby również ta grupa miała powrócić. Horton Haigh nadzorował opuszczanie przez gości okolic Reaver Rest. Po zakończeniu turnieju. Niektórzy, zwłaszcza pomniejsi i błędni rycerze, postanowili poczekać jeszcze parę dni. Niestety zarządca doskonale zdawał sobie sprawę, że prawo gościnności nie pozwalało ich wyprosić, przynajmniej jeszcze nie teraz. Za dwa dni będzie dopiero w stanie wyprosić "nieproszonych" gości. Również niektórzy z ważniejszych gości postanowili pozostać, czy to z powodów kłopotów zdrowotnych jak w przypadku Kenninga, któremu chociaż minął kac, nie był tego dnia w stanie na żaden większy wysiłek fizyczny i jego opiekun postanowił zatrzymać się jeszcze na kolejny dzień w okolicach zamku rodowego Seaverów, czy jak Lady Sarsfield, która najwyraźniej nie zakończyła jeszcze wszystkich spraw na tych ziemiach, czy jak ser Adden, który przystał na zaproszenie ser Hortona. On poprosił jednak jeszcze o możliwość pozostania na ziemiach Seaverów jeszcze przez parę dni. Co ciekawe jeden ze sług doniósł maestrowi Trevyrowi, iż rycerz często udaje się samotnie do lasku. I to była chyba jedyna ciekawsze informacja, jakiej stary szeptacz zdołał się dowiedzieć w ostatnim czasie. U Farmanów sługa nie znalazł nic godnego uwagi. Jakiś list od Nocnej Strażym dziękujący za przysłanych im ostatnio rekrutów i proszący o dosłanie więcej, gdy tylko to będzie możliwe. Nic nie znacząca korespondencja z kilkoma kupcami z Westeros, czy w końcu grzecznościowa korespondencja z Lordami z Zachodu, Dorzecza czy Reach. Listy nie zawierały żadnych ważnych informacji, czy nawet poszlak na których można byłoby oprzeć jakiekolwiek plany względem nich. Lannisterowie opuścili zamek około południa. Gerold pożegnał się z Seathanem uściskając go i szepcząc mu w ucho -Pamiętaj -. Wyglądało więc na to, że w najbliższym czasie nie tylko panna młoda będzie szykowała się do podróży.
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |
13-10-2016, 11:52 | #56 |
Reputacja: 1 | Ostatnie sprawunki Seaverów z Sarsfieldami okazały się o wiele bardziej łagodne niż się Mildrith spodziewała. Oczekiwała jakichś bijatyk, sporów o ziemię czy zabitego chłopa... Tymczasem measter Trevyr wyłożył jej, że kontakty w zeszłych latach nie należały ani do najbardziej intensywnych, ani do specjalnie napiętych. Raczej relacje pozytywne w stosunkach między oboma rodami. Oczywiście, parę razy zwracali się z możliwością obniżenia myta na rzece, chcieli również “wydzierżawić” kawałek ziemi przy porcie, który mógłby być wyłączony spod zarządu Seaverów. Miała to byćn w ich ocenie transakcja wiązana, w zamian za zwiększone obroty handlowe, które przechodziłyby przez ziemie Seaverów, w rezultacie zwiększając ich wpływy do kasy. Lord Simon rzekł jednak twarde "nie" i prosto z wieży maestera lady Seaver udała się do seniora, by przysiąść na pietach przy jego fotelu i zapytać, dlaczego. Starzec wpierw zachichotał, a potem jak nie łupnął pięścią w podłokietnik, aż drewno zatrzeszczało. W Simonie kołatało się jeszcze więcej niż trochę sił... lub po prostu miał dobrą chwilę. |
26-10-2016, 12:34 | #57 | ||
Reputacja: 1 | Dzieje Zachodu Pióra Maestra Reventree Cytat:
Cytat:
Koniec Rodziału I
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty | ||
31-10-2016, 19:30 | #58 |
Reputacja: 1 | 5 Dzień 5 Miesiąca AL, Królewska Przystań Miasto było imponujące. Damy, które do tej pory nie widziały go na własne oczy były zaskoczone. Do tej pory wydawało się, że Lannisport był ogromnym miastem. Jego wielkość była jednak niczym w porównaniu ze stolicą. Nie mogły uwierzyć w ilość ludzi, jaka mieszkała stłoczona za murami. Wydawało się, że każdą ulicą płynęła rzeka ludzi. Jak można było funkcjonować w takim miejscu? Kakofonia dźwięków była duża, a Czerwona Twierdza zdawała się przytłaczać wszystko. Ser Adden stanął na wysokości zadania, gdy zaproponował im pobyt w swoich skromnych progach, wiedząc iż damy mogą mieć problem ze znalezieniem miejsca dla siebie i swojej obstawy. Jego dom miał być może nie zbyt komfortowy, a jednak zapewniający im bezpieczeństwo. Cóż gdy dojechały na miejsce okazało się to pewnym niedomówieniem. Na uboczu dzielnicy arystokratów wznosiła się fasada, przypominająca budynek obronny. Sam przód niewysokiego domu był dobrze utrzymany. Drzwi były lekko uchylone gdy jakaś służka pracowicie czyściła je na przyjazd pana domu. Dwóch strażników obserwowało okolicę ze znużeniem. Nie zatrzymali się przy drzwiach zamiast tego wjeżdżając w jakąś boczną uliczkę. Jechali chwilę przy murze tego budynku, który za chwilę przechodził w mur okalający rezydencję. Była ona dość imponująca. Na środku uliczki znajdowała się brama. Wjechali przez nią i znaleźli się w przestronnym ogrodzie. Oprócz głównego budynku, był tutaj również mniejszy budynek służby, obok niego stała mała strażnica i stajnia. Sam główny budynek mógł pomieścić kilka dziesiątek osób. Milly oceniała, że razem z dodatkowymi budynkami, mogło tutaj nawet znaleźć się około setki osób, aby nadal utrzymać charakter tej rezydencji. Snow oddał im do dyspozycji jedno skrzydło domu. Po rozpakowaniu, spożyciu posiłku przygotowanego przez służbę, zaczęło powoli zbliżać się do wieczora. -Drogie panie. Muszę na chwilę was opuścić. Proszę się nie obawiać, moja straż zapewni wam bezpieczeństwo. Okoliczne dzielnice są spokojne, nie radziłbym jednak zapuszczać się zbyt daleko w miasto wieczorami. Ulice mogą być niebezpieczne. W razie pytań proszę zwracać się do mojego majordomusa. Chętnie udzieli wam pomocy - Kilkadziesiąt minut później Milly z najwyższego okna obserwowała wody zatoki. Całkowitym przypadkiem zajrzała w stronę bramy. Koło małej furty stały dwie postacie. W ciemnym stroju, z twarzą schowaną pod kapturem ser Adden prowadził z kimś ożywioną rozmowę. Mildrith poznała go po jego charakterystycznym półtoraręcznym mieczu. Druga postać również ukryta pod kapturem zdawała się być nieprzekonana. W końcu Snow odpiął swój miecz i podał go stojącemu obok strażnikowi. Ten z nabożną czcią chwycił broń. Drugi ze strażników podał Addenowi ostrze, które choć wyglądało na zabójcze, nie rzucało się tak bardzo w oczy. Druga z postaci kiwnęła głową, a po chwili oboje zniknęli za drzwiami małej furty, która została natychmiast zamknięta za nimi. Jeden ze strażników ponownie zajął pozycję przy drzwiach, a drugi poszedł najwyraźniej odłożyć broń swojego dowódcy w bezpieczne miejsce. 5 Dzień 5 Miesiąca AL, 30 km na Wschód od Lannisportu, Zawalona Wieża Seathan miał spotkać się z Geroldem dwa tygodnie wcześniej. Tuż przed tym pojawił się jednak poseł od Lannistera, zmieniający datę. Widocznie nie chcąc pozostawiać niczego przypadkowi, na kilka dni przed terminem pojawił się człowiek jego gospodarza. Poprosił o zabranie jedynie małej straży. Poprowadził ich mniej znajomymi ścieżkami, aż dotarli do mniej zaludnionych lesistych terenów. Poprowadził ich do niewielkiej leśnej osady, gdzie na szczycie małego wzgórza stała zrujnowana wieża. Po podjechaniu bliżej okazało się, iż była to jakaś dawna twierdza. Wieża była zniszczona, ale mur otaczający teren był odbudowany. Po przejechaniu bramy ich oczom ukazał się widok rezydencji. Długi dom i wszelkie budynki gospodarcze potrzebne szlachcicowi. Panował tutaj spory ruch, a na środku dziedzińca stał Gerold Lannister -Witaj Seathanie w skromnych progach mojej rezydencji myśliwskiej. Służba przygotowała dla ciebie pokój w głównym budynku. Twoi strażnicy mogą spocząć w budynku razem z innymi żołnierzami, tuż przy bramie. Rozbierz się i przygotuj za godzinę jest kolacja, na którą zaprosiłem jeszcze kilka osób. I Seathanie możesz czuć się tutaj swobodnie. To moje ziemie, tutaj nikt nie wjedzie bez mojego pozwolenia - po tych słowach gospodarz odwrócił się na pięcie i zniknął w głównym budynku. 5 Dzień 5 Miesiąca AL, Reaver Rest Seathan wyjechał z zamku kilka dni temu. Na całe szczęście ostatnimi czasy, było dość spokojnie. Dlatego nagłe wezwanie do siebie przez Lorda Simona było dla nich zaskoczeniem. Stary człowiek siedział na swoim miejscu w sali narad. Narzucił na siebie skórznię, a przy pasie miał przypięty miecz. Obok niego stał kielich wina. Senior rodu Seaver nie wyglądał najlepiej pocił się obficie i ciężko oddychał. Gdy weszli do sali gestem nakazał im zamknąć drzwi. -Dobrze, że jesteście - powiedział do nich, chociaż oboje mogli przysiąc, że nie patrzy na nich. Jakby zamiast tego mówił do jakiś duchów obecnych w sali. -Szykujcie nasze oddziały. Za 3 dni ruszamy na wojnę. Daemon Blackfyre wezwał nas pod swoje skrzydło i zamierzam udzielić mu pomocy. Wspólnie pokonamy Daerona. Szykujcie konie. Zwycięstwo będzie nasze! -
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |
01-11-2016, 14:31 | #59 |
Reputacja: 1 | 4 Miesiąc 212 roku AL 29 dzień miesiąca, wieczór Ziemie zachodnie Reaver’s Rest Przy kolacji Seathan spotkał się z Hortonem. Gdy jedli i delektowali się winem Seathan zaczął. - Słyszałem, że moja siostra jest już w ciąży. Gratulacje już jej złożyłem, teraz składam je tobie. Szczere się cieszę waszą pomyślnością - uniósł kielich wina - Za rodzinę i jak pomyślność. - Dziękuję za dobre słowo. Za rodzinę - odpowiedziawszy, Horton również wzniósł kielich, w tej chwili częściowo już opróżniony. Widać było, że przez chwilę rozważa, co ma odrzec szwagrowi. - Tobie życzę, byśmy mogli jak najszybciej składać gratulację waszej małżonce. Dobrze byłoby, gdyby nasze pierwsze dzieci dorastały razem, były w tym samym wieku. Przyszli lordowie potrzebują zaufanych krewnych. - Chciałbym by nasze rodziny były jak najbliżej. Niech dorastają razem przyjaźnią się i razem patrzą w przyszłość. - dopił swoje wino. - Słyszałem Hortonie, że jesteś niezwykle zręcznym zarządca. Jak również ze twoim talentom, dorównuje jedynie ambicja. - uśmiechnął sie do niego wymownie. - Nieżyczliwi ludzie zawsze znajdą okazję, żeby kogoś oczernić - odpowiedział Haigh i gestem dłoni poprosił sługę o dolanie im wina. - Tak naprawdę po prostu znam swoją wartość. Niektórzy rodzą się królami, ale brakuje im talentu i tracą koronę. Inni dostają od losu mniej szczęśliwe początki, ale wykorzystują swoje talenty i zostają docenieni przez potomnych. Pamiętaj, że jesteśmy rodziną. Proszę tylko, bym był traktowany według zasług - dodał i odczekawszy, aż służka napełni im kielichy, wzniósł toast. - Za Reaver Rest. Czy potrzebujesz mnie do czegoś? - Znam losy siedmiu królestw, historię o różnych ludziach oraz rodach i ich dziejach. O lordach którzy mordowali swoich ludzi za wyimaginowane przewiny, i ludziach którzy robili to samo swym lordom z ambicji. Jesteśmy rodziną, chciałbym by nasze relacje układały się wzorowo. Będziesz traktowany wedle zasług, jeśli przyczynisz się do wzrostu potęgi rodu. Gdy poszerzymy swoje ziemię, pójdziesz na swoje jako nasz chorąży. Ziemia zostałaby wtedy w rodzinie. Tytuł Lorda o jakim zapewne marzysz, byłby twój. Chciałbym Cię traktować nie jako kolejnego sługę rodu tylko na wyższym stołku, tylko z czasem jak brata. Choć przyznam Ci otwarcie, że ciężko zdobyć moje zaufanie. Słyszałeś zapewne o naszych rodzinnych problemach. - Słyszałem. Szkoda jedynie, że nie z pierwszej ręki - odpowiedział poważnie Horton. - Nie chcę nieudolnie wymurowanej wieży i kilku łanów ziemi dookoła. Rozmawiamy poważnie, więc powiem ci czego chcę, jak bratu. Chcę, żeby za kilkadziesiąt lat, w kronikach spisanych przez maestrów, przewijało się moje nazwisko. Oprócz niego - nazwisko rodu, do którego należę. Jestem Seaverem, nie z krwi, ale przez małżeństwo. Moje dzieci będą miały w sobie tyle krwi panów na Reaver Rest, co twoje. Traktuj mnie jak brata, a ja cię nie zdradzę. Rozgadał się, więc postanowił wrócić do tematu. - Pytałeś mnie o znajomość rodzinnych problemów - przypomniał, po czym dodał: - Ja natomiast pytałem, bo jestem tego ciekaw, czy masz dla mnie do zrobienia coś ambitniejszego niż liczenie wydatków i przychodów, kontrolowanie rzeczy, które dzieją się dookoła. Czy jest coś takiego? - Żeby grać o wysokie cele, trzeba budować potęgę rodu. Potęga rodu wynika z ziemi, złota i ludzi. Trzeba nam poszerzać te aspekty. Ziemi łatwo nie zdobędziemy, by ja dostać trzeba poszerzyć dwa kolejne zasoby. Skąd zatem brać ludzi i złoto? Odpowiedź brzmi: z każdego źródła. By tobie mnie i naszym potomkom żyło się lepiej. My kosztem kogoś, nie ma innej drogi. - podrapal się po brodzie. - Zacznijmy od tematu złota. Mamy cła, myta, przychody z kopalni, podatki od garstki wieśniaków. Mało rzeknę...Mam jednak kilka dróg którymi postaram się to zmienić. Opartych o Mildrith i Cleverlych między innymi. Chciałabym jednak byś przebadał możliwość pozyskiwania przez nas nowych przychodów. Legalnych i mniej legalnych, moralnych i bezdusznych. Chce znać nasze możliwe drogi, widziane twoimi oczami. Od tego zależy przyszłość naszego rodu. Za trzy miesiące z kolei przybędą tu pierwsze oddziały ser Adena. Za pół roku zakończy się ich całkowita przemieszczenie. Mamy zamiar ich zatrudnić, przynajmniej do rozwiązania problemu z Dagonem. I rozpuszczenia przez okolicznych Lordów ich nadprogramowych sił. Których przez przypadek mogliby użyć w imię starych waśni. Ser Aden jest znany jako zaufany człowiek namiestnika. Jego słowo i obecność jego ludzi tutaj wytrąci Lordom z ręki argumenty typu “knuli zdradę to starzy buntownicy”. Żeby nas zaatakować, będą musieli znaleźć dobry pretekst. W dodatku inny od najprostszego. Cleverly podeślą tu kolejnych pięśćdziesięciu ludzi. Zaplanuj pobyt tutaj tych sił. Chce widzieć na ile czasu mamy żywności gdyby doszło do oblężenia? Powiększ nasze zapasy. W czasie wojny ceny pójdą w górę. Ta żywność albo zostanie przez nas zużyta albo będzie można ją sprzedać z dużym zyskiem. Reach ma teraz dobre ceny, zakontraktuj dla nas ile tylko się da. Złoto, jeśli będzie trzeba nawet pożyczę. Od Lannisterów albo Reynów. Mój kuzyn złożył deklarację, że wojska nam nie da. Da nam jednak złoto. Wojsko jak widzisz zdobyliśmy sami. Wszyscy obecnie ustawiają swoje pionki i użyją ich wcześniej czy później. My nie możemy od nich odstawać. Nasze zapasy budujmy też naturalnie. Rybacy mają łowić ryby solić, suszyć, wędzić… Wydano im dyspozycję. Moi żelaźni ludzie poza patrolowaniem naszych wód, wspomogą zapełnianie spichlerzy. Czerpanie bogactw z morza nie jest poniżej ich godności. To dary Utopionego Boga. Budujmy zapasy każdą drogą. Zwiadowcy jak zobaczą kozicę mają ją upolować. Myśliwi mają pracować w pocie czoła. Każde ziarenko może być dla nas cenne. Racji żywności nie zmniejszaj ale mają być rozsądne bez szaleństw. Nawet zielarka ma zbierać grzyby w lesie jeśli jakąś mamy. - uśmiechnął się pod nosem czekając na reakcję rozmówcy. - Od kilku lat wraz z Craigiem uzupełnialiśmy zawartość skarbca - odpowiedział Horton. - Każdy bandyta w podartym płaszczu, bez herbu wygląda tak samo. Nawet jeśli jest żołnierzem, jednym z ludzi Caldwella. A w sąsiedztwie można znaleźć źródło zysku. Co do reszty, to dobry plan, nie mam nic do dodania. - Craig zapewne zna się na tym fachu. Dopilnuj by złoto po opłaceniu ekstra jego ludzi trafiało do nas. Nie rozchodząc się nadmiernie. Towary gdyby wpadły nam w ręce można sprzedać przez Cleverlych. Otrzymali moją zgodę do zawijania do naszej zatoczki, cicho i dyskretnie. Tą samą drogę możecie wykorzystać do naszych celów. Porozmawiaj z moją panią żoną przed jej wyjazdem. Zna swoją rodzinę najlepiej. Ty znasz nasze możliwości. Chcę byś ustalił z nią jakie interesy możemy z nimi prowadzić. Chciałbym też byś wiedział, że rozumiem potrzebę dodatkowego wynagrodzenia w pewnych sprawach. Życzę sobie jednak o tym wiedzieć. Ta karczma w wiosce jest własnością twoją, Creiga i naszego barda prawda? Powinna być własnością rodu. Jednak każdy z nich jest niezwykle ważnym członkiem naszej społeczności. Rozumiem potrzebę własnych inicjatyw, więc uznaję ją za formę naszego uznania dla nich. - wyłożył swój punkt widzenia. Przechodząc płynnie do kolejnego tematu - Reach czy sądzisz, że możemy pozyskać tam sojuszników. Przy okazji niewinnej wyprawy handlowej? Słyszałem, że Dagon łupi również ich brzegi. Choć w mniejszym stopniu. - Dobrze, porozmawiam z twoją żoną - zgodził się zarządca, po czym nawiązał do tematu sojuszy. - Reach faktycznie jest jednym z pierwszych miejsc poza dziedziną Lannisterów, gdzie powinniśmy szukać sojuszników, szczególnie na południowym zachodzie w Starym Mieście, Arbor i nadmorskich władztwach. To oni mają największe problemy z ludźmi z Żelaznych Wysp. A, jeszcze jedno - dodał po chwili. - Karczma nie należy do mnie, tylko do Caldwella i Watersa. Pożyczyłem im własne pieniądze i czerpię z tego pewien udział, nie tylko dla siebie, ale i dla rodowego skarbca i to właściwie tyle. - Ruszysz do Reach osobiście? Nie ukrywam, że chciałbym byś wziął Watersa, który jest biegły w retoryce. Z twoim umysłem i jego gładkimi słowami moglibyście odnieść sukces. Lepsze ceny obietnice wsparcia w wyprawie na żelaznych ludzi. - Skoro chcesz, pojadę - zdecydował Horton. - Wolałbym być z Alerie, ale postaram się wrócić przed narodzinami dziecka. Gdzie mam ruszyć w pierwszej kolejności? Mógłbym znaleźć w Lannisporcie statek płynący do Arbor albo Starego Miasta, ale to ryzykowne. - Mogę dać ci statek i ludzi. Szybki i zwrotny drakkar. Musiałbyś się jednak pogodzić z... hmmm... pewną specyfiką jego załogi. Potraktują cię jak pasażera na morzu, nie jak dowódcę. Bowiem każdy kapitan jest królem na swoim okręcie. Na lądzie zapewnią ci bezpieczeństwo i zrobią co każesz. Jednak to nie żołnierze, wydam im rozkazy. Będziesz musiał z nimi jednak znaleźć wspólny język Hortonie. Wiem, że będziesz potrafił. - Niech tak będzie - zgodził się po chwili namysłu zarządca. - Ruszę jak najszybciej. ================================================= 4 Miesiąc 212 roku AL 30 dzień miesiąca, wczesne popołudnie Ziemie zachodnie Reaver’s Rest Komnata pani Seaver była odmieniona nie do poznania. Spod rozrzuconych w bezładzie sukien, płaszczy i narzutek nie było widać podłóg ani sprzętów. Na widok Hortona Milly usunęła stopą jeden stos przyodziewy i zrzuciła z krzesła coś z półprzezroczystego muślinu, w czym pokazywać się powinna wyłącznie mężowi… i raczej rzadko, bo mógłby zejść z wrażenia. - Usiądź, Hortonie, nalałabym ci wina… ale nie pamiętam, gdzie jest - machnęła szczupłą rączką, obejmując bałagan niewieściej komnatki. - Czy ty, przepraszam, możesz poprosić małżonkę, by pożyczyła Eleanor tę narzutkę podróżną, w której przyjechała z Bliźniaków? Za późno na krawca, a nie może przynieść wstydu rodzinie w Przystani… ach! - zmieniła nagle temat. - Kupię wam najpiękniejszą kołyskę w Siedmiu Królestwach! Sprawiała wrażenie wiecznej trzpiotki, która żadnej rzeczy nie poświęca więcej czasu niż parę uderzeń serca… ale jej zachwyt z rychłego zostania ciotką trwał od kiedy Horton ogłosił, że spodziewa się potomka i był raczej szczery. - Seathan mi kazał z tobą porozmawiać - tchnęła i obróciła się do zwierciadła, by przytknąć do twarzy kraj kolejnej sukni i sprawdzić, czy jej pasuje do barwy oczu. - Oczywiście, myślę że Alerie nie będzie miała nic przeciwko pożyczeniu tej narzutki, jeśli tylko wciąż ją ma... - odpowiedział mężczyzna, stojąc jak kołek na zwolnionym przez stosik ubrań kawałku podłogi. Widać było, że jest jednym z tych mężczyzn, którzy nie odnajdują się w prywatnych rozmowach z kobietami innymi niż ich żony. Szczególnie, jeśli rozmówczyni była atrakcyjna. - Nie musisz sobie robić kłopotu z tą kołyską, ale... skoro wpadłaś na taki pomysł, to chyba cię od niego nie odwiodę, mam rację? - spytał. - Mogę wezwać kogoś, żeby przyniósł wino, jeśli chcesz. - Chciałam dla maleństwa Alerie odnowić kolebkę lorda Simona, ale stary rupieć się rozsechł kompletnie. - Skrzywiła wykarminowane na różaną czerwień wargi w dziwnym, smutnym grymasie, po czym próbowała zbagatelizować własne słowa beztroskim śmieszkiem. - Wezwij kogoś, kto znajdzie wino. I pas Seathana, bo też się gdzieś tu zgubił. - Dobrze - obrócił się na pięcie i wychyliwszy się za drzwi, przywołał do siebie pierwszego przechodzącego sługę. Poinstruował go w sprawie wina i zaginionego elementu garderoby szwagra, po czym wrócił do środka. - Seathan prosił i mnie, chciał, żebyśmy ustalili, jak możemy ściślej związać twój ród z naszym... z Seaverami. - Ach tak. Masz, ser Hortonie, świadomość, kim jest mój rodziciel i dziad? - Zielone oczy spoczęły na krewniaku i zyskały skoncentrowany i bardzo nieprzyjemny w swej przenikliwości wyraz. - Mam tę świadomość - odpowiedział spokojnie Haigh. - To doskonale. Rozumiesz więc, że interesy z moją rodziną muszą pozostać całkowitą tajemnicą. Nie pozwól, by ród Seaverów powiązano z jakimikolwiek brudnymi sprawkami. Jeśli coś wypłynie, nie zarób, strać nawet, jeśli będzie trzeba, ale nie pozwól nas umoczyć. Złoto odzyskać łatwiej niż dobre imię. - Rozumiem jak wygląda sprawa i wiem, jak zachować dobre imię rodziny - widać było, że powstrzymuje się od skomentowania, że nie potrzebuje rad w tak podstawowych kwestiach, ale nic nie powiedział. Przywołał jedynie z powrotem uśmiech na twarz. - Natomiast wróćmy na chwilę to zastanowienia się nad tym, jak można ściślej związać interesy obu rodów. - Na razie zacznijmy od upłynnienia felernych towarów. Z dala od miejsca ich pozyskania. - Nawet nie ukrywała, że to jest próba. - Potem zobaczymy. Powiedz mi, co zrobiłeś, żeby zabezpieczyć Alerie i dziecko na wypadek twojej przedwczesnej śmierci. Otworzyła zdobioną szylkretem szkatułkę i zaczęła w niej przebierać smukłymi, białymi paluszkami. - Jestem przekonany, że byliby bezpieczni z rodziną... tą rodziną, bądź moimi krewnymi z Bliźniaków - spojrzał na lady Seaver, ale zrezygnował z patrzenia jej w oczy. Powoli obrócił głowę, oglądając cały pokój. Milczał przez dłuższą chwilę. - Skąd to pytanie, pani? Dlaczego cię to tak interesuje? - Bezpieczni jak kto? - prychnęła Milly. - Ubodzy krewni na łaskawym garnuszku rodziny. Alerie nie dziedziczy po ojcu, wszystko jest dziedziczone po mieczu, nie po kądzieli. Po tobie dziecko też raczej krezusem nie zostanie, nieprawdaż? Nie masz widoków na korzystny spadek? - Alerie dziedziczy po Seathanie - odpowiedział Horton, starając się zachować kamienną twarz. - Zresztą, jakie to ma znaczenie? Zapytałaś mnie, co zrobiłem, żeby ich zabezpieczyć. Gdybym zmarł, mogliby nie być bogaci, ani znaczący, ale by żyli. - Liczysz na to? To by był uśmiech losu prawdziwy - i Milly się uśmiechnęła, uroczo i pobłażliwie. - Tylko że los rzadko się uśmiecha, ser Hortonie. Oblizał wyschnięte wargi. - Zadam raz jeszcze pytanie, dlaczego jesteś tak zainteresowana tym, jaka by była sytuacja materialna mojej żony dziecka po mojej niespodziewanej śmierci? - Bo to byłoby przewidujące i rozumne. - Głos lady Seaver ociekał pragmatyzmem. - Jesteś przewidujący i rozumny? - Nie przyszedłem tutaj, żeby rozmawiać z tobą na swój temat, lady Seaver - burknął Haigh i odgarnął z twarzy kilka niesfornych kosmyków włosów. - Nie lubię, kiedy ktoś dwuznacznie mówi o mojej rodzinie. Fakt, że rozumne byłoby przemyślenie losów mojej rodziny, ale to nie wyjaśnia, dlaczego chcesz, żebym zrobił to z tobą, w tej chwili. - Nie rozmawiamy o tobie. Rozmawiamy o interesach - poinformowała go Milly niewzruszenie, po czym całą uwagę poświęciła naszyjnikowi wygrzebanemu ze szkatułki. - Skoro jednak tobie wystarcza, że twoja żona i dziecko będą miały łaskawy chleb gdzieś kątem przy rodzinie, i do tego dopatrujesz się podstępów u żony własnego lorda, która do ciebie rękę wyciąga… to rozmawiać już skończyliśmy, bo nie mamy o czym. Milly skinęła mu zdawkowo, po czym nałożyła naszyjnik na dekolt, odwróciła się do lustra i oddała studiowaniu własnej urody. - Moja żona i dziecko nie są interesem nikogo poza mną - odrzekł poważnie mężczyzna. Widać było, że miał chęć skomentować słowa o dopatrywaniu się podstępów, ale zrezygnował. Zagrała na nim jak najzdolniejszy muzyk i nie był z tego powodu zachwycony. - Dziękuję za rozmowę - rzucił i nie skończywszy nawet mówić, obrócił się na pięcie i wypadł z komnat pani domu. Za drzwiami staranował służącego. Zabrzęczały srebrne kieliszki, taca, a za nimi pucharek z winem. Wino, niepokojąco ciemne na tle kamiennej posadzki, rozlało się, a pęknięcia w podłodze wypełniły się czerwienią, ale Horton był już na drugim końcu korytarza. Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 10-11-2016 o 17:28. |
02-11-2016, 11:33 | #60 |
Reputacja: 1 |
|