Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2016, 13:42   #106
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Piącha, która dzięki mardukowej i tymorskiej magii czuła się znacznie lepiej, szła na czele w towarzystwie ciemnoskórej Torikhi. Nie odzywała się za wiele, właściwie w ogóle nic nie mówiła - nawet nie warczała nic pod nosem, co przecież często jej się zdarzało wcześniej.
Szła skupiona, co jakiś czas tylko rozglądając się za Valko. Jeśli był w jej pobliżu wracała wzrokiem przed siebie, badając jaskiniowy korytarz.
W końcu kiedy dotarli do jaskini, Piącha mruknęła coś pod nosem. Z pewnością była to reakcja na nagłą zmianę temperatury. Coś jej nie pasowało. Pociągnęła kilka razy nosem.
- Mięso gnić - oznajmiła, rozglądając się jakby za źródłem zapachu. - Zbyt spokojnie. Coś być nie tak - dodała po chwili, a ton jej głosy skrywał jakby zaniepokojenie.
- My ruszać dalej, nie stać w miejsce - powiedziała, po czym skierowała się w stronę prawego mostu. Przy bliższych oględzinach okazał się on niedbale zrobiony z drewnianych desek, podobnie jak i drugi.
- To część jaskini krasowej, typowej dla tych okolic - Turmalina zignorowała słowa Piąchy i rozejrzała się wokół oglądając zarówno strop, jak i ściany, po czym szeptała dalej. - Najwyraźniej ktoś tu dodał też coś od siebie, widzę wykute odnogi. Stara kamieniarska robota, widać już postępującą erozję.
Po czym wyobraziła sobie Ziemną Falę trafiającą w plecy orczycę i wpychającą ją do jamy, od razu poprawił jej się humor. Ale - jak zadeklarowała wcześniej - nie będzie Jorisowi zwierzyńca wybijać więc zostawiła Piąchę w spokoju.

Słysząc monolog krasnoludki Marduk uśmiechnął się skrycie po czym zaraz spoważniał. Czuł - wręcz słyszał - jak mocno łomocze mu serce. Podziemia nie były ulubionym terenem dla żadnego elfa… oczywiście za wyjątkiem Ssri'Tel'Quessir - drowów, jak nazywali ich ludzie - przez których były bardzo preferowane. I choć upewnił się wcześniej że niziołek nie rozpoznał wśród ”strrrraaasznych oprychów” ciemnoskórych, przeklętych pobratymców, to nie musiało jeszcze o niczym świadczyć.
Upewnił się że Anna jest w miarę bezpieczna z tyłu… grupy? drużyny? Jeszcze nie wiedział jak nazwać idących obok towarzyszy. Byliby awanturnikami, sławnymi (lub niesławnymi, zależy jak na to spojrzeć) tak zwanymi poszukiwaczami przygód? Jego nader plebejska ćwiekowana skórznia miała ten jeden plus że nie ograniczała wzroku czy słuchu i wytężył i tak nadzwyczajnie wyczulone zmysły, usiłując przebić wzrokiem ciemność i wyłowić podejrzane dźwięki. Oczywiście to, z jakim brakiem gracji poruszali się inni, w niczym mu nie pomagało. Kusiło go by wyciągnąć miecz ale zwalczył to, zostawiając dłoń wolną do zrzucenia przewieszonego przez jedno ramię plecaka czy sięgnięcia po potrzebny przedmiot. Drugie ramię obciążała mu solidna tarcza. Oczy błyszczały mu od napięcia z jakim nie do końca mogło sobie poradzić całe jego ćwiczenie i opanowanie.
Anna wyczuła na sobie spojrzenie Marduka i posłała mu uspokajający uśmiech.
-Proponuję, byśmy przeszukiwali każdą odnogę po kolei, a potem mosty. - Zasugerowała szeptem, gdy Turmalina opisała teren. -Może zajmie to dłużej, ale rozdzielanie się w środku zimnej ciemnej jaskini pachnącej jak gnijące mięso jest równoznaczne z proszeniem się o śmierć. - Zastanawiało ją, czemu tu w ogóle gnije mięso. Czerwoni byli ludźmi. Podobno. Nie powinni mieć po co zostawiać mięsa bez zakonserwowania go odpowiednio. Może nie mieli jak?
Melune westchnęła w duchu, odmawiając szybką modlitwę. Miejsce nie zachęcało do pozostawania w nim dłużej, a już tym bardziej do zwiedzania go z… jedną pochodnią i drużyną, która wzajemnie powpychałaby siebie nawzajem w przepaść.
- To szybki obchód i przejście na drugą stronę? - zaproponowała, podchodząc ostrożnie na skraj szczeliny i uważniej przyglądając się jej wnętrzu. - Kto potrzebuje światła?

- Trzymajmy się śladów - odparł na to Marduk i spojrzał na Annę. - Nie wiadomo dokąd i jak daleko prowadzą te wszystkie odnogi. Po prostu idźmy po śladach ludzi, jeśli Joris da radę podążać za nimi - sam zrównał się z Piąchą i Torikhą i przyjrzał się podłożu.
Joris zamykał pochód. Nie przepadał za jaskiniami. Zwykle roiło się w nich od robactwa, które tolerował wyłącznie w świetle słońca, lub ewentualnie gwiazd. W takich miejscach jednak czuł, że włazi do domu jakichś ośmionożnych szkarad i już tak pewnie się nie czuł. Oznaczało to, że światło torikhowej pochodni już w niewielkim stopniu docierało do niego i Anny, ale w myśl praktyki człowieka, który z dziczą żyje za pan brat, nie bał się tego co bezpiecznie minął, a tego do czego się zbliżał. A że to do czego się zbliżał, najpierw natknie się na Piąchę i jej piąchy, udało mu się prawie całkowicie zwalczyć obawę. Nawet gdy pojawili się w tej lodowatej, cuchnącej jaskini.
- Mogą tu trzymać jakiegoś drapieżnika. Dla ochrony. Rzucać mu ochłapy… To by wyjaśniało smród… - odpowiedział Annie, po czym podszedł do Piąchy - Czujesz może skąd to dochodzi?

Dno rozpadliny ginęło swoimi niewyraźnymi konturami w mroku, ale ponownie od czego ma się Piąchę? Zdając się wpierw na węch półorczycy, a teraz na jej wzrok zapytał, czy coś tam widzi. Jej mruknięcia można by podsumować: Smród, dupa i kamieni kupa. Coś, co śmierdziało gdzieś leżało na dnie tej - głębokiej na dwóch chłopa - wyrwy w ziemi.
- Ślady owszem widziałem- odparł Mardukowi - Ale na zewnątrz. Ciężko było coś konkretnego wyczytać, bo wszyscy którzy się kierowali do tunelu, szli gęsiego. To mogło oznaczać pułapki dookoła. Więc dobrze, że po śladach Carpa poszliśmy. Ale… zdaje mi się, że tu właziło też coś trochę większego od ludzi… Choć mogę się mylić.
Wzruszył ramionami.
- Poza tym Piącha i Torikha mają rację z tym pośpiechem. Choć nie zapominajmy o pułapkach. Mogły być na zewnątrz. Mogą i tutaj. Jak kto bystre oko do takich mechanizmów ma to zapraszam na przód. I głosuje za najbliższym korytarzem najsampierw.

- Torikha, jeśli nie masz nic przeciwko, pochodnię weźmiemy z Anną
- poprosił półelfkę. Swojej pochodni nie zrobił skoro już jedną dysponowali. Nie żeby nie umiał. Żadna to tajemna praktyka jak n i e k t ó r z y uważają. I jakoś nawet do głowy mu nie przyszło, że kapłanka mogłaby odmówić. Choć w sumie… mogłaby... - Bo sama wiesz…
Wskazał na usprawiedliwienie swoje oczy. Półelfka zrozumiała aluzję i oddała pochodnię, bez zbędnego komentowania, skupiwszy się bardziej na rozpadlinie i elfie weń wchodzącemu.

Tymczasem Marduk zapalił jedną z własnych pochodni i nachylił się nad rozpadliną, oddychając przez usta. Wyciągnął miecz, ostrożnie odłożył go obok siebie po czym wrzucił żagiew do dziury. W jej migoczącym blasku dostrzegł niewyraźny kształt… jakby nogę? Nawet nie był w stanie stwierdzić czym jest kontur widniejący dalej - może kamień, może reszta ciała? Chłopak zastanawiał się przez chwilę, błądząc spojrzeniem po rozpadlinie.
Jeśli tam na dnie leżały zwłoki, to sądząc po zapaszku były w tragicznym stanie. Ale w perwersyjną dumę wprawiało go ignorowanie niewygód i zagrożenia, toteż nie zastanawiał się długo.
- Coś tam jest - powiedział i odłożył tarczę i plecak zostawiając je koło miecza. - Sprawdzę to - dodał obojętnie.
Zbrojny jedynie w kukri jął schodzić, czepiając się występów. Klął pod nosem, dotkliwie zdając sobie sprawę z tego jak nisko upadł - niemal dosłownie. Gdy tylko znalazł się na dnie ujął kukri w brudną dłoń i przygięty do ziemi podkradł się do zwłok, gotowy do zadania ciosu. Trup nie wyglądał na chętnego do walki - na wpół zjedzone szczątki mężczyzny spokojnie leżały upchane między kamieniami i dawno już obgryzionymi kośćmi innych stworzeń. Nieco dalej, już pod mostem, Marduk dostrzegł drewnianą skrzynię zamkniętą na skobel.
- Zwłoki!- chłopak zawołał niegłośno. - To człowiek… nadgryziony przez jakiegoś zwierza - dodał nieco słabszym głosem, walcząc z własnym żołądkiem na widok zmasakrowanego ciała. Skupił się na chłodnej obserwacji byle tylko nie zwrócić posiłku, dzięki czemu zorientował się że nie był to raczej woj czy inny zbrojny - nie dostrzegł pancerza czy broni, przynajmniej przy pierwszych, pospiesznych oględzinach - Wokół są inne kości, jakby coś polowało i miało tu swą spiżarnię. Spróbuję… spróbuję przeszukać ciało, albo może rzućcie linę by je wyciągnąć… - wymamrotał, przełykając konwulsyjnie ślinę na myśl o przeszukiwaniu trupa i sekretnie przynaglając towarzyszy by jednak woleli sami się tym zająć. Na wszelki wypadek jednak, nim zajął się zwłokami, podniósł drobny kamień by rzucić w ujrzaną dalej skrzynię i upewnić się czy coś się nie wydarzy w związku z tym - jak na przykład sprowokowanie “gospodarza” do działania.
- To świetnie… - odpowiedziała kapłanka opierając się rękoma o kolana i pochylając się nad dziurą. - Ale i bez zejścia mogłeś na to wpaść, nie sądzisz? A teraz nie dość, że naraziłeś siebie na bezpośredni atak to jeszcze obwieściłeś wszystkim wszem i wobec, że oto właśnie przybyliśmy… - Torikha szczerze się zaśmiała, kręcąc w zrezygnowaniu głową. Kogo jak kogo ale elfa nie podejrzewała o tak bezmyślne zapędy. - Przybyliśmy z misją ratunku, nie grabieży umarłych… wracaj na górę.
Chłopaka zamurowało. Wyprostował się i z nienawiścią spojrzał na kapłankę. Z najwyższym trudem powstrzymał się od tego co cisnęło mu się na język. Do bólu zacisnął rękę na rękojeści kukri.
Ból pomógł mu się opanować. Odwrócił się z powrotem w stronę skrzyni by cisnąć w nią kamieniem.
- Ja jak bym co cennego miał, to bym nie chciał, żeby to po mojej śmierci w jakim rowie rdzewiało - odparł z przekąsem Joris - Trzymaj to jednak, Torikha.
Co rzekłszy wręczył jej otrzymaną chwilę wcześniej pochodnią i zdjął plecak.
- Czekaj chwilę Marduk. Linę ci rzucę. Tak na w razie co.
I zaczął ostrożnie, przechodzić wzdłuż krawędzi w stronę drugiego mostu...
- Nie chcę nic mówić, ale coś mi tu śmierdzi. I nie mówię o tym trupim odorku. Zamknięta skrzynia przy wejściu do zbójeckiej kryjówki? Poważnie? Halo? Czy tylko ja tu myślę? - Turmalina wyprostowała palce i wysondowała pobliskie emanację skalnych żył. Czuła w krasnoludzkich kościach, że za chwilę będzie musiała zaczerpnąć geomantycznej mocy pełną garścią, by ratować ostrouchego z opałów.
Torikha przyjęła pochodnię śmiejąc się pod nosem i wybuchając całkiem gromkim na słowa Turmaliny.
- Oj proszę cie… co się może złego stać? - spytała podążając niczym wierna, magiczna pochodnia za Jorisem. - Najwyżej będzie kolejny trup albo dwa… albo sześć.
- Gratuluję, słoneczko, właśnie oświadczyłaś wszem i wobec, że przybyliśmy - powiedziała krasnoludka dla odmiany całkiem głośno - Co zwiększa szanse na sześć trupów. Zadowolona?
- Boże, boże, bożenko... - westchnął pod nosem myśliwy gdy dziwnym trafem złożyło się, że jedyny kompan był przed nim, a cały babiniec za nim. Bez przeszkód dotarł na wysokość Marduka i zaczął rozwijać linę.
- Już dawno o nas wiedzieli, nie denerwuj się tak… - kapłanka nie brała do siebie żadnych przytyków. Maskowanie niedociągnięć w drużynie w postaci naskakiwania na innych w dodatku grubo po czasie, ani nie stawiało drużyny w lepszym położeniu, ani samej osoby naskakującej. Pozostało więc jedynie się śmiać i przyglądać się damsko-męskiej farsie.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 13-10-2016 o 13:50.
sunellica jest offline