Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2016, 23:14   #29
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
The Chell..



In the middle of nowhere, devil knows when
Spróbował wstać i rozglądał się półprzytomnym wzrokiem. W pamięci wciąż miał atak duszności, odgłosy wypadku i... koniec filmu. Komputer samochodu przy wyczuciu utraty kontroli kierowcy nad pojazdem powinien przejąć ją, ale ostatnie co Luc pamiętał to wbicie się w słup. Mogli mu gmerać przy samochodzie.
Nightcrawler?
Rochelle?
Tak szybko odkryli jego tożsamość?
Policja chcąca pozbyć się problemu, który stał się zupełnie nieobliczalny?
Tylko czemu tak, a nie po prostu ładunek wybuchowy.

Opierając się na ręce powstał chwiejnie na kolana i rozejrzał się ciężkim ruchem głowy. Ciemność rozbłyskiwała nieregularnym pobłyskiem światła, które kiwało się z boku na bok jak wahadło zegara. Szuranie i teraz wyraźnie ciężki oddech zbliżały się. Tak samo jak zatęchły zapach niemytego długo ciała, stęchlizny i moczu. W końcu kroki ustały i ku Lucowi pochyliła się postać.
- Żywy… - rzekła skrzekliwym głosem. Zanim do reportera dotarło to jedno słowo, poczuł przeraźliwy wyziew jakim wionęła pomocna dusza. Zatchnął się aż zakolebał ciałem i opadł na bok ponownie próbując po chwili się zebrać.
- To co robimy? - pisnęło nieco dalej. Za pochyloną postacią stała kolejna, wysoka i przeraźliwie chuda. Wyglądała na … w zasadzie ciężko było Heenowi stwierdzić na co…
- Gdzie… gdzie jestem… samochód? Miałem wypadek? - To ostatnie zabrzmiało jak pytanie retoryczne. Starał się cofnąć na kolanach by chronić przed morderczym smrodem, jednocześnie ogniskując wzrok na nieznajomym. Reakcją był ochrypły, radosny śmiech, który niósł ze sobą kolejne fale zapachu wywołującego szczypanie w oczach i drapanie w gardle.
- Żywy i zdrowy… widzisz Sasha, oni wszyscy tacy sami. Gdzie, skąd, jak i po co. - Gderliwy głos wydawał się nabierać cech kobiecych.
Postać wyciągnęła coś co przypominało laskę i puknęła reportera w bok.
- Jesteś w Chell… - poinformowała go radośnie śmierdziuszka. - Nie wiem nic na temat samochodu… komuś podpadł by tu trafić, śliczny?
- Aha…. - odmruczała w mieędzyczasie osoba nazwana Sashą i podeszła bliżej Heena.



Przykucnęła nieco poza zasięgiem jego ręki i poświeciła mu w twarz ostrym światłem.
- Masz coś do opłaty? - spytała piskliwym głosikiem. W świetle Heen mógł dostrzec jej niemal przezroczystą skórę i wyraźne błękitne żyły. Dwukolorowe oczy: jedno niebieskie, drugie brązowe, wpatrywały się uważnie spod oblepionych, skołtunionych włosów.
- Chell… - aż się zatchnął. - O skurwysyny… Chell. - Wciąż nie mógł zrozumieć, choć paradoksalnie zaczynał rozumieć dużo. - Chell...
Zaczął sprawdzać status cyberware.

Nie zapomnieli i o tym - kwestie komunikacji zwykłymi metodami odpadały, smartlinki były deaktywowane razem z neuroprocesorami. Broń mu zabrano, a może skradziono? Nie był pewien jak długo był nieprzytomny. Cybernetyczne oko zdawało się rejestrować obrazy chociaż gdy spróbował użyć wzmacniacza, nie uzyskał oczekiwanych rezultatów.
Kolejne szturchnięcie zwróciło uwagę na dwójkę obok.
- Sasha pytała o coś. Masz coś na opłatę? - Smród zdawał się go opatulać, gdy chrypiąca do tej pory staruszka przysunęła swą twarz bliżej do światła. Siatka zmarszczek przecinała jej twarz, i tylko jedno oko patrzyło w miarę trzeźwo. Drugie zasnute było bielmem.



Wciąż opierał się na jednej ręce, drugą osłaniał nozdrza by się nie porzygać.
- Mam - wycharczał. - Sto tysięcy kredytów starczy? Tylko wolicie przelew czy skoczymy do bankomatu?
Kolejne szturchnięcie nie było już przyjacielskie. Z końcówki laski wyskoczyło ostrze i wbiło się w nogę Heena.
- Żartowniś - zachichotała staruszka. Sasha za to podniosła się i stanęła nad reporterem. Bez zbytniego przejęcia zaczęła go obszukiwać. Nie bronił się przed tym sycząc z bólu i odruchowo chroniąc rękoma zranioną nogę. To sprawiło dwie nieodwołalne konsekwencje. Po pierwsze znów upadł na bok gdy przestał opierać się na ręce. Po drugie fala smrodu zaatakowała go ponownie z większą mocą niż gdy zasłaniał nos przed fetorem.
Zwymiotował.
Sasha kontynuowała macanie wszelkich kieszeni i zakamarków. Śmierdziuszka za to odsunęła się nieznacznie:
- Nie zafajdaj mi butów, śliczny.
Bladolica fukała coraz mocniej im mniej udało jej się znaleźć.
- Dawaj to - w końcu wzorem poprzednich hien szarpnęła za rękaw zwisającej kurtki Luca.
Śmierdziuszka za to szurnęła powoli wycofując się:
- Za to możesz być tutaj 4 dni - chuchnęła kolejną chmurą zepsutego ciała i wydzielin żołądkowych. - Sasha, idziemy…
Luc nie dał z siebie ściągnąć kurtki. Targnął się i z boku przetoczył na plecy.
- Coś może mam - wydusił z siebie walcząc z nudnościami jakie brały się nie tylko z obrzydliwego fetoru, ale i może wstrząśnienia mózgu. - Ale nie to. Mogę dać coś innego.
- A co? -
Sasha stała nad Heenem z wyrazem zacięcia na twarzy. Staruszka zamarła w półobrocie. Nadstawiając jednak swoją laskę.
- Opowieść. - Splunął nawet nie wiedząc czy flegmą czy krwią. - Dawniej sporo płacono tym co bawili opowieścią.
- Opowieścią kiszek nie wypełnim -
prychnęła starowinka.
- Nie - znów przekręcił się na bok - ale z niej może zrozumiesz, że tu nie zostanę. Wychodzę z Chell. Może zabierzecie się ze mną. - Uniósł się lekko na łokciu próbując wstać.
Wydawać się mogło, że mini-przemowa reportera odniosła właściwy skutek. Śmierdziuszka odwróciła się ponownie do reportera, choć nadal trzymała laskę w pogotowiu, przekrzywiła lekko głowę.
- Żartownisie z takich spraw zazwyczaj nie przeżywają do następnego poranka. To mów.
Sasha zaklasnęła w dłonie i ukucnęła znowu koło Heena obejmując chude patyki nóg ramionami. Zupełnie nie przejmowały się, że Luc krwawił i leżał niedaleko kałuży własnych wymiocin.
Luc powstał znowu na kolana, po czym przekręcił się i ciężko usiadł. Spojrzał na chudą dziewczynę.
- Fajka pewnie nie macie nie? - zażartował, po czym machnął ręka.
Zaczął opowiadać.
O eNZi, o wojnie korporacyjnej, rozstaniu z Kira, przybyciu do nNY i tym wszystkim co spotkało go przez ostatnie ponad dwa tygodnie od kiedy Edek wpadł wyrwać go do Clockwork. Nie omijał żadnych szczegółów snując opowieść z właściwym sobie talentem jaki japońska stacja zauwazyła u niego na Filipinach, a który zaowocował jego spółką z Halo.
O niej jednak nie mówił.
Wszystko co miało związek z nim jako nightReporter przemilczał, nie opowiadając o Dellu, Fergusie i szczegółach tej awantury. Wiele za to poświecał opisom. Choć było to mało znaczące dużo zajęło mu opowiadanie o nZOO w czasie wyprawy tam z Alim i spotkania z Hao. Podświadomie wierzył, że ludzie tacy jak śmierdząca i chuda są głodni takich szczegółów. Zakończyl dość pompatycznie epicko opisując swoje powody pójścia na posterunek i tamtejsze wydarzenia.

- Czeka tam ktoś na mnie - zakończył. - Mam głęboko w dupie, że to Chell. Gdyby to było samo piekło nawet, to stąd wyjdę po drodze odpalając szluga od zippo Belzebuba. A wy, jeżeli chcecie się stąd wyrwać, pomożecie mi w tym.
Staruszka nie wyglądała na zbyt przekonaną i tylko cicho parsknęła wysyłając w powietrze perełki śliny:
- Wyrwać, śliczny? Ja się wyrywam od czterdziestu lat - zarechotała radośnie, opierając się na lasce.
Chuda Sasha wyglądała jednak na nieco zaciekawioną.
- Hmmm - mruknęła - Belzebuba? Co to Belzebuba?
- Mocno zły skurwysyn. Tak twierdzi Amanda. - Luc splunął raz jeszcze i zaczął wstawać. - Próbujesz od czterdziestu lat - zwrócił się do staruszki zbierając się z ziemi - bo chyba źle się do tego zabierasz.
- Ty jesteś tu dwie sekundy i jesteś ekspertem, śliczny? -
starowinka też się prostowała wraz ze wstającym Lucem. Daleko jednak nie zaszła. Prawie zgięta w pół i pokrzywiona. Całość dotarła do reportera dopiero gdy stanął chwiejnie na własnych nogach.
- Ekspertem… - jakby smakował to słowo. - Nie. Ja tylko oceniam ludzi siostrzyczko. - Spojrzał na nią bystrzej. - Dość mi by zauważyć, że tu każdy robi na własny rachunek. Nie wyjdziesz sama. Chcesz wyjść z Chell, to musisz wyjść z całym Chell - uśmiechnął się drapieżnie.
Chuda w między czasie stanęła za Śmierdziuszką:
- Wyjść z całym Chell? - Obie nieco zdziwione powoli ruszyły w stronę, z której poprzednio się przywlokły. O dziwo, mimo, że podczas opowieści Luca dochodziły do nich różne odgłosy - coś na kształt pokrzykiwań czy pohukiwań - cała trójka była zostawiona w spokoju. Kimkolwiek byli pałętający się w oddali, nie zbliżali się do - jak się okazało - tunelu.
Chudzielec i wykrzywiona niemiłosiernie starowinka ruszyły wolno w jego głąb.
Sasha raz odwróciła się i machnęła na SOLOSA.
- Z całym Chell - odpowiedział po długiej chwili, gdy zaczął iść za nimi dając prowadzić się im gdziekolwiek zmierzały.
Im dalej w głąb tunelu, tym mniejszy był smród. A może to Luc się przyzwyczajał? Albo tracił węch? Dziewczyna włączyła coś czym wcześniej poraziła Luca a co okazało się… mieczem świetlnym, zabawką, nieco przerobioną i dającą mocniejsze światło. Niosła ją starowinką oświetlając jej drogę. Światło nie było jednak wystarczające dla trzech osób i Luc miał do wyboru: wlec się ostrożnie za nimi starając się stąpać w ich ślady lub też przysunąć się bliżej do starowinki. Wybrał to drugie w efekcie kilka razy potykając się i lądując na ziemi. Po bolesnej lekcji przysunął się bliżej.
Cieszył się, że nie ma już czym wymiotować.

Sam tunel był zawalony resztkami rzeczy, ubrać, jakichś sprężyn, skrzyń, minęli też coś co wyglądało na stary generator, który wyglądał na śmietnik. Reporter zdał sobie szybko sprawę, że idą wzdłuż starych torów wąskotórówek. Gdy przechodzili słyszał pokapującą wodę. Spodziewał się, że za chwile wyskoczą na niego szczury, albo inne zmutowane nietoperze czy myszy. Rozczarował się jednak, bo brak tu było innych form życia niż ich trójka.
W końcu Sasha odsunęła kilkanaście pakunków i odsłoniła niewielki trap, po którym wprowadziła z trudem już szurającą starowinkę, która oddychała coraz ciężej. Dziewczyna otworzyła drzwi z zardzewiałej blachy. Gestem zaprosiła też i Heena, a sama wróciła by zakamuflować trap.




Nora Nody i Sashy, wieczór
W środku panował półmrok, który Sasha szybko zaczęła rozjaśniać podkręcając lampki naftowe. Pomogła staruszce się rozebrać z wielkiego chałatopodbnego wdzianka. Śmierdziuszka przestała śmierdzieć aż tak i usiadła ciężko w siedzisku stworzonym z pozszywanych z sobą różnych materiałów i z ulgą pozwoliła sobie ściągnąć buty. Stopy i dłonie miała zdeformowane i powykręcane w stawach.
- Rozgość się - mruknęła.
- Tylko nie wolno Ci siadać tam! - burknęła chudzina wskazując na szezlong zbity z kilku desek i wymoszczony kartonami, papierami i brudnawą nskórą.
- Dzięki. - Usiadł na wolnym miejscu ciekawie spoglądając na deski i kartony. - A czemu tam nie można?
- Bo to moje miejsce!

Wytachała przenośną butlę z palnikiem i dwie puszki. Spojrzała na starowinkę, a gdy ta pokiwała głową, wyciągnęła też i trzecią. Gdy się lepiej przyjrzał dostrzegł, że to puszki z radosną psią mordką. Dziewczyna sprawnie rozpoczęła ogrzewanie przyszłego posiłku: zdarła metki, chowając papierki w kieszenie, i obracając puszki w uchwycie z metalowego drutu, obserwowała Luca spod zmierzwionej grzywy.
- No to mów dalej, śliczny - mruknęła seniorka wciąż trzymając swoją laskę w wykrzywionej dłoni.
- Na Filipinach byliśmy raz w ciężkiej dupie - zaczął. - AV siały gęsto z pestek i scorpionów. Było kurewsko źle, przycisnęli nas. Nie było jak spierdalać, zalegliśmy odcinając się o tyle, że musieli podprowadzić więcej sił by nas zajebać. Mogliśmy niby tylko jedno, posłać kogoś, kto by się przebił poza strefę zagłuszania cyberłączności, aby dał namiary na bombardowanie wrogich pozycji. Punktowo, by zrobić korytarz dla ewakuacji. - Luc mówił nie zwracając uwagi na to, że szczegóły i pewne określenie mogą zupełnie umykać tej egzotycznej dwójce. - Nie było chuja, nikt nie miał szans się przedrzeć. Jeden mój kumpel dostał przy próbie laserem. Rozcięło na pół, nawet nie kwiknął. Przycisnęli nas i… jednego się nie spodziewali. Ze pójdziemy wszyscy na raz. Nawet nie by się ratować - wspomniał tę chwilę. To co opowiadał nie tak dawno Kirze. - Tylko by ratować paru kumpli odciętych od nas i będących w jeszcze gorszej dupie. Zamiast próbować wycofać się, lub puszczać łączników na wskoczenie w cyberfale z centralą, poszliśmy do ataku. - Nie powiedział, że było to po otrzymaniu papierów z Well. Nie powiedział, że po prostu poszedł sam, a reszta jakoś tak sama z siebie poszła za nim.
Dziewczyna w między czasie podała puszkę starowince, drugą podała Lucowi i zaczęła ogrzewać trzecią dla siebie. Staruszka z trudem otworzyła jedzenie i wyjadała palcami chlipiąc i ciamkając przeraźliwie.
- Rozjebaliśmy ich - powiedział po dłuższej chwili milczenia wynikłej z zajadania psiej karmy. Keeble musiały być tu rarytasem. - Nie całkiem, ot odrzuciliśmy zszokowanych tym co zrobiliśmy, a czego się nie spodziewali. Dwudziestu Borgów zamiast spierdalać, słać pojedynczo po wsparcie, czy czekać na śmierć... poszło. Odrzuciliśmy ich, wyszliśmy ze strefy bloku łączności. Nim nas znów nią przykryli, starczyło by nadać komunikat. Centrala dała im czadu. Płonące części ciał rozerwane wybuchami o poranku. - Znów zajadł z puszki. - Mówisz “śliczna”, że od czterdziestu lat próbujesz sama. Ci co na to nie pozwalają, są na to przygotowani. Ale jak do ucieczki ruszy całe Chell… na to przygotowani nie będą. - Spojrzał na nią bystrzej i uważniej. - A nam wystarczy by była taka rozpierducha, aby przyleciała po mnie AV w czasie zadymy jakiej w najgorszych snach nie wyobrażają sobie gnoje pilnujący by nikt stąd nie wyszedł.
Sasha, która też zajadała ze smakiem zawartość puchy, parsknęła śmiechem na ostatnie zdanie.
- Belzebuba im pokazać - pokiwała głową przy okazji oblizując palce z sosu i wyssała kawałki karmy zza paznokcia.
- Skąd Ty weźmiesz tę AV? - dopytała starowinka.
- W połowie niby jest moja - Uśmiechnął się, choć gdyby Halo to usłyszał... - przylecą po mnie.
- A jak powiadomisz? -
Sasha beknęła z cicha i podniosła się by zebrać puszki, które następnie skrzętnie ułożyła w stosik w kącie pomieszczenia. W kącie obok, ostrożnie umieściła za to niewielki pojemnik pod rurką wystającą spomiędzy pakunków i resztek termokocy. Z namaszczeniem odkręciła zaworek i nalała cieczy do pojemniczka.
Podała pojemniczek Śmierdziuszce, która pociągnęła solidny łyk. Dziewczyna podała kolejno pojemniczek Lucowi. Zawartość sprawiła, że niemal zwrócił psie żarcie. Sfermentowane resztki chyba owoców zajechały bimbrowo.
- To na wzmocnienie. Od środka Cię nie zeżre, to i od zewnątrz też nie - zarechotała radośnie kaleka.
Heen domyślił się skąd też rozkoszny zapach jej ust.
Krztusząc się oddał pojemnik Sashy.
- Belzebuba… - kaszlnął - ...poproszę. Jak będzie… trzeba.
Jakoś skojarzyło mu się z Rudą, która zapewne, gdy nie wróci do domu, rozpęta piekło na ziemi.

Chudzina łyknęła resztę napitku i otarła usta.
- Tu możesz spać. - Wskazała miejsce pod ścianą. - O, tu.
Poprzesuwała kilka worków wypełnionych zapewne wielkimi skarbami. I zaczęła rozglądać się za czymś jeszcze.
W końcu wyszperała kawał starej płachty, grubego płótna i rzuciła na plastikowe wory.
- O! - mruknęła i spojrzała na Heena zadowolona. Sama zaś uwaliła się na “jej miejsce”.
Przy trójce osób, butli i lampkach, pomieszczenie zaczęło robić się dość duszne. Smród powoli przestał dobijać reportera. Musiało to znaczyć, że się uodparnia.
- No dobrze, śliczny. Ale nadal nie powiedziałeś jak ich powiadomisz. Do tego pewnie jakieś radio by się nadało, nie? A tu takie jest jedno. Na starej strażnicy. - Pokręciła głową cmokając. - A tam warują.
- Jak to wariują?
- Wa...ru… ją -
zachichotała Sasha zezując by skręcić sobie pukiel włosów
- W sensie że szaleńcy? - Luc nie do końca rozumiał o co im chodzi.
- Pilnują! - fuknęła głośniej,a Śmierdziuszka pokiwała głową. - Nie każdy tu to wariat! - Oburzona dziewczyna zbombardowała Luca wzrokiem, pośliniła tłuste włosy i kontynuowała ich skręcanie. Puszczony luźno strączek włosów zadyndał przed jej twarzą.
- Może i nie każdy - zgodził się ściskając skronie. Czuł się źle, nawet słuchając miał omamy. - Kto siedzi na tej strażnicy?
- Jest ich trzy… tych strażnic… a nimi rządzi Luggo i jego ludzie. Takie tam ch…-
Śmierdziuszka rzuciła w Sashę zmiętym kawałkiem puszki.
- Au… - syknęła dziewczyna szczerząc zęby jak zwierzątko. Wycofała się nieco dalej w swoim barłogu obrażona i nadęta.
- Pójdę tam rano. Zaprowadzicie mnie? - Luc spojrzał mówiąc to na Sashę. Wyglądała na bardziej mobilną.
- Pójść możemy. Ale Luggo to kawał skurwiela. - Mina staruszki mówiła sama za siebie: “nie to co my”.
- Sasha sprawdź co z nim - rzuciła do dziewczyny i wskazała sękatym, pokręconym palcem na Heena.

Kolorowo-oka pokiwała głową i na pół skradając się na czworakach na pół dochodząc kucając podpełzła do reportera.
- Dasz? - poruszyła dłońmi pokazując podnoszenie koszulki.
- Co dam? - Luc wciąż był lekko oszołomiony. Jednak posłusznie uniósł koszule. Spróbował zdjąć rozumiejąc, że kołtun-girl chce na polecenie staruszki zapewne go zbadać.
Nie udało mu się to, skrzywił się i syknął zamotany w materiał.
Bolało.
Dziewczyna podeszła jeszcze kroczek bliżej i pomogła podciągnąć mu bambetle. Specjalnie się nie przejmowała i do delikatności jej brakowało sporo. Zimnymi dłońmi zaczęła powoli przesuwać po ciele Luca naciskając i wyczuwając. Dawno nie był badany w ten sposób. Zazwyczaj proces sprawdzania polegał na przesunięciu skanerem nad ciałem delikwenta. Tu Sasha ze skupieniem na twarzy stosowała prymitywne metody polowe.
- Żebro masz złamane. Trzeba usztywnić - mruczała przesuwając się w górę ciała solosa. Naciskała powoli w okolicach wątroby i trzustki sprawdzając stan obrażeń - Ale nic nie puchnie… krwotoku wewnętrznego nie ma. - Błysnęła niebieskim okiem i zaczęła rozpinać spodnie solosa.
Drgnął lekko na te działania. W czasach gdy medskan robił wszystko sam, rozpinanie spodni by kogoś zbadać było więcej niż zbędne. Lucifer od kilkunastu lat nie miał styczności z motywem, aby ktoś kogoś rozbierał w innym celu niż przespanie się. No chyba, że szło o dzieci. Skrzywił się z bólu gdy zmienił pozycję . Faktycznie czuł coś niedobrego w żebrach. Poddał się działaniom Sashy masując się po boku i zastanawiając jak mocno Chell odbiega od normalnego, miejskiego życia. Szorstko pozbawiła go spodni odsłaniając niedawno poszarpaną nogę. Przesunęła dłonią lekko po niewielkiej świeżej bliźnie.
Skupiła się jednak na miejscu, gdzie dźgnęła go Śmierdziuszka.

- Może się jadzić… - mruknęła obmacując dziurę wyrwaną ostrzem staruszki.
- Daj mu chleba - zarządziła prawie ślepa matrona.
Sasha poderwała się i poszła do niewielkiego kredensu zawalonego gratami. Luc odetchnął lekko, z nijaką ulgą, on nie czuł w tym zbyt wiele erotyzmu. Nora gorsza niż śmietnik, potworny smród, bród, ból, świadomość że wylądował w Chell. Owszem, ale ciała i podświadomości oszukać się nie dało. Klnąc w duchu poprawił bieliznę i zmienił pozycję osłaniając się trochę zgięta w kolanie nogą. Sasha tymczasem wygrzebała puszkę i zaczęła się rozglądać. Z cichym okrzykiem zadowolenia zaczęła wdrapywać się by sięgnąć pod sufit pomieszczenia. Zeskoczyła z powrotem na ziemię z dłonią oblepioną pajęczyną, wróciła do reportera i klapła obok. Uśmiechnięta zaczęła zwijać białe włókienka w jedną kulkę. Z puszki wyciągnęła spleśniały kawałek chleba i odszarpała zębami kawałek zeschłej skórki. Przeżuła by zmiękczyć śliną i gdy była w końcu zadowolona ulepiła z pieczywa i pajęczyny paćkowaty placek.
Placek, który ku zgrozie Luca przyłożyła do jego otwartej rany na nodze.
- Trzymaj. Znajdę do owijki coś… - znowu ruszyła by zacząć grzebać w stercie złomu i staroci zagracającym pomieszczenie.
Obserwował skołowanym wzrokiem to przeżuty chleb, to dziewczynę. W pierwszym odruchu chciał wyrzucić to świństwo, jednak piegowata wydawała się wiedzieć co robi. A tu bez dostępu do Trauma Team jakoś radzić sobie musieli. Patrzył czujnie i ciekawie na Sashe, która faktycznie wyszperała kłębek szmat i zaczęła obwijać nogę Luca, dość mocno zaciskając opatrunek.
Pomogła Heenowi też usiąść wygodniej - o ile można usiąść wygodniej z na wpół ściągniętymi spodniami - i zaczęła obwiązywać mu żebra. Tutaj nie żałowała siły i opatrunek, gdy skończyła, był całkiem sztywny i ograniczający ruchy.
- Teraz spać. Ja poczekam. Możesz gorączkę mieć. Poczuwam. - Uśmiechnęła się lekko i odwróciła zanim Luc miał szansę się odezwać.
Ale on i tak się nie odzywał. Mrucząc coś siłował się ze spodniami by je podciągnąć i zakryć zdradzające go ciało. Zapinając je spoglądał na drugą część występu Sasha Medical Corporation.
Tym razem przyszła kolej na opiekę nad Śmierdziuszką. Sasha powoli ją rozebrała by natrzeć ją czymś co tłumaczyło duszący smród kobiecinki. Wydawać się jednak mogło, że czymkolwiek było śmierdzące świństwo, przynosiło ulgę staruszce, która z westchnieniem ułożyła się na swoim miejscu. Dziewczyna nakryła ją i opatuliła z wyraźną troską.

Po tym przygasiła wszystkie światła prócz jednego.

Zapadłą ciszę przerwało ciche lecz długawe pierdnięcie. Poziom zaduchu w pomieszczeniu wzrósł zdecydowanie.
- Noż kur… - wyrwało się cicho solosowi. - No ja p…. - mruknął przymykając oczy.
Zapragnął znaleźć się gdzieś daleko, po prostu nie tu.
Zaczął śpiewać sobie cicho kołysankę jaką śpiewała mu Amanda i jaką on lub Kira śpiewali czasem Alisteirowi.
Zanim wyjechał na Filipiny.

E tangi ana Koe
Hine, E Hine!
Kua ngenge ana koe
Hine, E Hine!
Kati to pouri ra
Noho i te Aroha
Te ngakau o te Matua
Hine, E Hine!

E Hari to moe moea
Hine, E Hine!
Marama ahua
Hine, E Hine!
I roto i to …
Usnął nie dokończywszy i nie poczuł gdy do unoszonego snem podsunęła się kolorowo-oka mrucząc cicho pod nosem.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 01-11-2016 o 00:46.
Leoncoeur jest offline