Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2016, 21:45   #16
Morel
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Jeb! Spadło dno klatki. Panika! Szarpnięcie zerwało zaparte o kraty stopy. Chwila była krótka, ale wystarczyła by pożegnać się z życiem. Rzewne pożegnanie przerwał jednak ból ostrych krawędzi krat wbijających się w skórę przedramienia. Uchwyt wytrzymał. Co za szczęście! Równie krótkie co strach przed śmiercią. Pod dyndającymi stopami Raimunda nadal znajdowały się ostre szpikulce, a on sam nadal był więźniem makabrycznego lochu.

Powoli, pojękując z bólu schodził rękoma w dół po kratach wiszącego więzienia. Zgrzytnęły zaciśnięte zęby, kiedy zdrętwiałymi palcami chwycił ostatnią kratę u podstawy klatki.
- Proszę jeszcze moment. Wytrzymaj proszę.. - błagał w myślach swoje ciało, kiedy zaczął bujać nim by zeskoczyć poza obszarem śmiercionośnej pułapki.
Raz, dwa, trzy.. chwila niepewności.. i najprzyjemniejsze jebnięcie o beton w życiu Raimunda. Nie było kolców.
Uniósł wzrok wprost na szeroko otwarte, martwe oczy współwięźnia patrzące w przestrzeń, jakby wciąż szukały odpowiedzi, na to co się przed chwilą stało. Odruchowo zerwał się z ziemi z krzykiem, ale osłabione ciało niezgrabnie siadło z powrotem na zimnej podłodze.
Płytki, paniczny oddech powoli ustępował. Jest na ziemi. Nadal wśród żywych. Cichy śmiech przez łzy wypełnił pomieszczenie. Leśnik odetchnął z ulgą, spoglądając na klatkę kołysającą się kilkanaście metrów nad ziemią. Nie mógł uwierzyć że wyszedł z tego bez szwanku.
Chwilę relaksu przerwał cichy dźwięk. Klek, klek, klek.. Jakby ktoś wszedł w zasłonę ozdobioną kośćmi zwierząt w szamańskiej chacie.
- Kości. - Pomyślał o tych rzuconych pod jednymi z drzwi więziennej sali. Powoli przechylił głowę w ich stronę.
- Wyczerpanie i szok dają się we znaki. Przed oczyma mi się roi i u uszach trzeszczy - potarł wciąż zdrętwiałą dłonią napuchnięte powieki, bo nie wierzył, że to co widzi jest prawdziwe.
Patrzył jednak dalej i choć bardzo tego nie chciał niewiara w to, co widział odchodziła w mrok. Martwe kości zaczęły się poruszać i przybierać groteskową ludzką postawę. Oddech Raimunda stał się płytki i charczący. Strach pozbawił go władzy nad ciałem, które zaczęło pełzać w tył na drżących kończynach.
Gdy szkielet wyprostował się, zdjął własną głowę z karku i cisnął w kierunku Raimunda, ten wrzasnął i uskoczył, jak rażony piorunem. Oniemiał jednak gdy oddzielona od szkieletu trupia głowa odezwała się przerażającym, szyderczym głosem.
- Witajcie. Całe życie wykorzystywaliście innych. (...) Czas zaczął płynąć i gdy dobiegnie on końca, wszystkie drzwi zamkną się na zawsze, a wy zostaniecie tu pogrzebani żywcem. Świat wówczas o was zapomni - po czym Kości rozsypały się po zaniedbanej betonowej posadzce i obróciły w pył.
Raimundo siedział i patrzył w przestrzeń.
- To nie jest prawdziwe. To zły sen po nadmiarze wódki. - Pocieszał się wstając powoli na równe nogi - Takie rzeczy się nie dzieją.
Na prawdę nie chciał wierzyć w to, co zobaczył i usłyszał, ale martwe ciało współwięźnia, z którego wciąż wypływała krew tworząca kałużę sięgającą jego stóp było aż nadto realne. Cofnął stopę umaczaną w lepkiej posoce, chwycił się za głowę i oparł o ścianę plecami.
- Dobra. To wszystko jest prawdą. Kurwa! - wrzasnął uświadamiając sobie prawdziwość swoich słów.
- Jednak wciąż żyję, a słowa kościotrupa sugerują, że mam szanse się stąd wydostać. To gra, więc mogę wygrać. - mówił do siebie drżącym wciąż głosem. Rozejrzał się powoli po sali. Zdjął koszulę i przewiązał ją w pasie. Sięgnął do trzech pochodni i zagasił je zaduszając ogień materiałem. Zebrał wszystko, co uznał za przydatne. Wziął łom, szczypce, młotek i wcisnął je za prowizoryczny pas. Wokół tułowia owinął na ukos łańcuch leżący przy krześle w rogu sali.
Gdy zbierał narzędzia zastanawiał się dlaczego tu trafił. Komu aż tak zawinił, że wplątał go w tę chorą grę.
- Czas ucieka - Przypomniał sobie słowa gadającej czaszki. Zebrał pochodnie i ruszył w kierunku drzwi z białą strzałką. Ani przez moment nie przeszło mu przez myśl by otwierać drzwi oznaczone czerwonymi krzyżykami. Po kilku krokach zatrzymał się. Obejrzał się za siebie na zwłoki nieznajomego. Podszedł do nich i przykucnął
- Przykro mi przyjacielu - zamknął dłonią mętne oczy mężczyzny - Nie wiem co zrobiłeś by się tu znaleźć, ale nie powinno nas to spotkać. Wstał, odpalił jedną z trzymanych pochodni od tej, którą zostawił na ścianie, pozostałe dwie schował za pasem, za plecami. Znów podszedł do drzwi z białą strzałką. Zatrzymał się i wziął głęboki oddech.

Znał wiele gier. Niestety żadna z nich nie stawała się łatwiejsza wraz z jej postępem, a to budziło niepokój. Nie miał jednak innego wyjścia jak zagrać w tę, która właśnie się rozpoczęła. Jeśli chciał żyć, a chciał. Stanął obok drzwi, plecami oparł się o ścianę, mocno ścisnął paląca się pochodnie i szarpnął klamkę.
 

Ostatnio edytowane przez Morel : 14-10-2016 o 21:58.
Morel jest offline