Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2016, 22:02   #42
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Aros.

Dwie strony zbliżały się nieubłaganie szarżując naprzeciwko siebie, zamykając w potrzasku smagłoskórych. Ludzie jarla z wściekłością gnali przed siebie by zniszczyć, rozszarpać, zmieść na pył tych, którzy przeciwstawić się ośmielili ich panu.

Tłum za plecami przybyszy równie zażartą reakcję okazując, przepychał się kotłując, tratując zaczepienia namiotów, wywracając kociołki.
Z Aros zaś z palisady poleciały pierwsze strzały, wbijając się ze świstem w ziemię pod stopami walczących.

- Złapać ich i unieruchomić! Jeżeli ktoś wbrew memu rozkazowi krzywdę im uczyni sam się z nim rozliczę -
od krzyczącego aftergangera niemal biła aura doświadczonego dowódcy. Kroczył powoli w stronę napastników. Ignorując strzały z palisady. Choć gdzieś tam Hrym już wołał. Już dobijał się z otchłani, by wyrwać duszę łucznika ślącego strzały w ich stronę.

Nie był pewien, czy go usłyszano. A jeśli nawet to czy przyjęto rozkaz. Łucznik z drużyny jarla wypuścił strzałę lecz wkrótce sam z krzykiem upadł na kolano z udem przeszytym strzałą obrońców Aros. Wypuszczona przez niego strzała pomknęła tuż obok nadbiegającego z krzykiem Araba wyrywając na jego twarzy czerwoną smugę. Drobinki krwi uniosły się przez chwilę w powietrzu, gdy napastnik odwracał się wokół własnej osi z wrzaskiem, tym razem bólu.
Trójka jego współbraci biegła nadal jednak tłum za nimi też nie próżnował. Powietrze przeciął ciśnięty kamień jaki ugodził najdalej wysuniętego mężczyznę pomiędzy łopatkami.
Padł na ziemię by zaraz zostać oblezionym przez pierwszych oburzonych obrońców jarla. Ci zaczęli najzwyczajniej go drapać i szarpać, chcąc roznieść na strzępy sprzeniewiercę.

Dwóch kolejnych biegnących napotkało na drodze Gunnara wywijającego swoimi ukochanymi młotami. Arabowie jednak zeszli z drogi przerażających ciosów i jednocześnie przypuścili atak na woja. Nim jednak sięgnęły go ich sztylety, prawy bark hirdmana przebił kolejny lecący bez większego celu pocisk straży. Gunnar charknął dziko, z kącika ust pociekła krew.
Ludzie w turbanach byli o kilkanaście kroków od Erika, wokół zaciskał się błyskawicznie tłum.

Sytuacja wymknęła się Slangenssonowi z rąk. Ale był w końcu zdeterminowanym aftergangerem. Ściskał stylisko topora. Z każdym krokiem czuł jak dziedzictwo krwi, które nosił w sobie napełnia jego ciało nowymi siłami. Jego ruchy stały się płynne. Stawiając coraz dłuższe kroki puścił się biegiem wprost na przeciwników.
- Nie przelewać krwi! - wykrzykiwał w biegu. I mimo całego zamieszania i jego szaleńczej szarży nie stracił nic ze swojej władczej postawy.
Pełen mocy krwi starł się z Arabem, który najwyraźniej chciał dobić jego ghula. Niesiony siłą rozpędu wzniósł tarczę osłaniając twarz. Nie potrafił sobie już przypomnieć kiedy ostatnio był tak zdeterminowany. Naparł całym ciałem chcąc powalić przeciwnika jednym ciosem.

Tarcza trafiła wyjątkowo celnie. Jednak nie była to broń, która mogłaby wyrządzić poważne szkody przeciwnikowi. Ot, Arab nabawił się kilku siniaków. Jednak Erik osiągnął to co chciał. Skupił na sobie uwagę obydwu przeciwników. Dodatkowo jeden z nich potrzebował chwili, aby odzyskać równowagę po ciosie tarczą.

Jednak jego towarzysz nie próżnował. Wbił długi nóż w bok wampira. Ostrze przeszło przez przeszywynanicę z pewnym trudem, zagłębiając się w ciało Erika gdzieś między łopatką a prawym ramieniem. W powietrzu rozniósł się jakiś arabski okrzyk, który najpewniej miał być wróżbą rychłego zwycięstwa. Jakież było zdziwienie napastnika, gdy Erik odwrócił głowę w jego stronę i wyszczerzył zęby w złowieszczym uśmiechu. W świetle kilku ognisk przy obozowiskach połyskiwały dwa długie kły. Rana nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia.

Wtedy oszołomiony w pierwszym ataku wojownik ruszył wprost na Erika z uniesionym ostrzem. Afterganger opuścił tarczę i broń. Stał z wyzywającym spojrzeniem czekając na cios. Napastnik zawahał się przez chwilę. Nie wiadomo, czy to postawa jarla go skołowała, czy też przelatująca obok płonąca strzała wypuszczona z palisady. W każdym razie jego cios był niezgrabny i mimo opuszczonej gardy ledwo trafił władcę. Ostrze cięło w poprzek ciała. Rozcięło wzmocnioną skórę na klatce piersiowej i zagłębiło się w skórę aftergangera.
- Lubiłem tę zbroję - powiedział tylko patrząc na kompletnie skołowanego napastnika.
Drugi zaś zachęcony skutecznym atakiem w bok tym razem uderzył w plecy. Wbił ostrze na wysokości nerek. Tak uczyli go walczyć. Takim ciosem powaliłby człowieka. Ale nie stawał przeciw człowiekowi. Jarl na Jeziorze Tyra stał niewzruszony. Zrobił jedynie krok do przodu. Ostrze wysunęło się z pleców, a bezbrzeżne zaskoczenie wypłynęło na twarz napastnika.
- Nie lubię jak się mnie atakuje od tyłu - głos wampira był spokojny. Niski. Jakby przemawiał z daleka. Niósł ze sobą dziwne wrażenie. Ludzie zaczynali spoglądać po sobie. Również walczący mężczyźni nie do końca wiedzieli co się dzieje. Strzał z palisady przestały nadlatywać.
- Ukorzycie się przede mną lub spłoniecie w ogniu mego gniewu!
Jego słowa były zaskakująco wyraźne. Aura majestatu biła od niego cały czas w ciągu walki, a teraz pojawiło się coś jeszcze. Jego sylwetka stawała się jakby cienista. Niezwykle groźna. Prawie wszyscy wkoło wiedzieli, że muszą słuchać właśnie jego. Jednak z jakiegoś powodu wizja gniewu jarla zaczęła się wdzierać do ich umysłów. Oto stał przed nimi…. groźny niczym lodowy olbrzym. Jego potęga przytłaczała, jakby ktoś spośród Asów sam zstąpił, by wywrzeć pomstę na niegodnych. Jego kły wydały się dłuższe niż sztylety. W jego oczach ziała otchłań. Ci, którzy rzucili mu choćby jedno spojrzenie zaczynali bać się o swoje dusze. Obaj przeciwnicy wypuścili broń z dłoni i natychmiast rzucili się biegiem do ucieczki. Ludzie zebrani wokół katowanego Araba również zaczęli krzyczeć w nagłym ataku paniki. Uciekając potykali się jeden o drugiego. Zresztą jak się okazało załoga Lodowego Węża również nie należała do najodważniejszych. Tylko piskliwy krzyk Ingeborg wyróżniał się na tle zawodzenia reszty drużyny. Gdy uciekali to rzucali za siebie broń i tarcze. Zrezygnowany Erik znów złapał nasadę swojego nosa między kciuk a palec wskazujący. Pokiwał głową z niedowierzaniem.

Afterganger potoczył wzrokiem po uciekających. Dwóch jego ludzi leżało w błocie zmieszanym ze śniegiem. Jarl najpierw podszedł do Araba, który oberwał od Jerkera. Jak się okazało łucznik Erika całkiem dobrze celował. Strzała zdarła część skóry z twarzy odsłaniając zęby sterczące teraz w przerażającym uśmiechu. Jarl wbił topór w ziemię i przyklęknął przy człowieku. Najpierw odchylił jego głowę. Potem wyjął z pochwy na plecach długi nóż, którym rozciął sobie nadgarstek. Stróżka krwi zaczęła ściekać wprost do otwartych ust. Obserwował przy tym ciało rannego, upewniając się czy ten się przypadkiem nie zakrztusi.

Później podszedł do drugiego z arabów. Ten oddychał z jeszcze większym trudem.
- Ludzie potrafią być okropni - rzekł z obrzydzeniem do samego siebie - gdy tylko mogą rozmyć odpowiedzialność w tłumie zachowują się gorzej niż zwierzęta.
Ten człowiek musiał dostać więcej krwi od wampira. Rany zadane gołymi rękami okazały się poważniejsze od trafienia grotem Jerkera.
Jarl uniósł oko nieszczęśnika, które leżało w śniegu. Jakimś cudem ocalało. Może to Wanowie wtrącili się nieco, a może to znak od Norn? Nie wierzył w to, że uda mu się zregenerować wszystkie rany nieszczęśnika. Jednak nic nie stało na przeszkodzie, żeby spróbować. Wcisnął wytarte ze śniegu oko w oczodół. Na szczęście dla mężczyzny był on nieprzytomny, gdy wampir dłubał w jego świeżej ranie. Również nad jego usta podsunął ociekający krwią nadgarstek. Krew wypełniła usta pozbawionego świadomości Araba i poczęła z nich wypływać… Nieprzytomny po krótkiej walce, odruchowym, spazmatycznym kopaniu powietrza znieruchomiał… Erik był zły na ludzi. Zignorowali go. Jak tak można… w obliczu władcy rozszarpać człowieka. Ludzie byli bestiami. Bestiami, przy jakich Hrym był potulnym pupilkiem.

W końcu podszedł do swojego ghula. Gunnar. Nieustraszony wojownik…. leżał i wpatrywał się w gwiazdy. Stróżka krwi spływał z ust na mieszankę śniegu i błota. Gdy ujrzał swego pana wciągnął szybko powietrze, a na jego twarzy pojawiło się przerażenie. Wciągnięciu powietrza towarzyszył dziwny charkot. Slangenson przyklęknął przy nim i zaczął od wyrwania strzał tkwiących w ciele ghula. Strach, który go przepełniał w połączeniu z bólem wyrywanych strzał odbił się krzykiem bólu, który odbił się od palisady i dalej roznosił wzdłuż zatoki. Z pewnością uciekający ludzie słyszeli go za swoimi plecami.
- Pij - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. Przycisnął również swoja dłoń brodaczowi.
W czasie gdy ten spożywał życiodajny płyn Erik patrzył na Jerkara. Łucznik uciekał przerażony. Uciekał najszybciej jak potrafił. Podnosił się i kuśtykał kilka metrów po to by po chwili znów paść na twarz. Łuk leżał w śniegu. Podobnie jak wielki młot Viviego i kilka mieczy i toporów.

W końcu wstał i ruszył do Jerkara. Nie spieszył się. Zaczynał czuć głód.
- Jerker, stój. Mogę cię wyleczyć - powiedział będąc kilka kroków za łucznikiem, który właśnie próbował się podnieść kolejny już raz. Jedyną jego reakcją na słowa aftergangera było przyspieszenie swoich prób. W końcu Erik złapał jego nogę i przyklękając unieruchomił go. Również z jego ciała wyjął strzałę.
- Cóż, w takim razie pomogę Ci na siłę… - panikujący łucznik próbował się zasłaniać, wyszarpywać, jednak wampir obszedł go i w końcu unieruchomił przyciskająć nadgarstek do ust. Próbujący się wyrwać w panice człowiek ugryzł go odruchowo. Krew wampira płynęła wprost do ust rannego. W tym czasie Erik szeptał mu do ucha słowa:
- W tej krwi jest moc. Jeżeli będziesz chciał się wyleczyć, to się uleczysz. Jedna myśl i znów pobiegniesz. Ale pamiętaj, że mogę cię znaleźć gdziekolwiek. Dlatego, jeżeli nie chcesz sprowadzić na siebie mojego gniewu, to pójdziesz pomóc temu leżącemu tam Arabowi. Gdy odzyskaja przytomność to wyjaśnisz im to co mówię ci teraz, tak?
Przerażony człowiek skinął kilkukrotnie szybko głową.

Wampir wstał. Było zimno. Pewnie przez całą tę krew, którą obdarował pole bitwy. Ruszył w stronę bramy w palisadzie. Po drodze mijając podnoszącego się na kolana Gunnara. Położył mu dłoń na ramieniu i tak nie pasujacym do sytuacji miłym szeptem rzekł tuż przy uchu ghula:
- Pamiętaj, że jeżeli będziesz posłuszny, to nigdy nie zaznasz gniewu Hryma. Pomóż Jerkerowi.
Poklepał go jeszcze i ruszył tam, gdzie ostatnim razem widział strażników szarpiących się z drzwiami dla dwóch srebrnych monet.Po drodze wyrwał z ziemi swój topór i przytwierdził go do pasa
Za jego plecami przerażeni ludzie poczęli wpadać do lodowatej wody, pozostawiając za sobą obozowisko i rozpalone ognie. Brodząc i pchając się zanurzeni w falach rzeki, gnali przepychając się i podtapiając tych co stali im na drodze, by czym prędzej dostać się do łódek i łodzi.
Między nimi była tez i załoga Erika - lecz ten afterganger skupion był jedynie na bramie do wciąż niedostępnego dla niego potężnego Aros.


Straże nadal na palisadach stały, a widząc zbliżającego się ku bramom Erika, strzały wypuściły.
Afterganger uniósł tarczę osłaniając możliwie dużą powierzchnię swojego ciała.

Uchwycił jednak skórzany uchwytu nie wytrzymał. Z cichych trzaskiem pękł wybijając jarla z równowagi pewnego chwytu. W tym też momencie zabłąkana, płonąca strzała wbiła się mu w ramię. Poczuł to. Poczuł wyraźnie jak jego bestia kuli się w sobie gdy on patrzył na płonącą strzałę. Wszystko trwało ułamek sekundy, niemal odruchowo chwycił strzałę i wyrwał ją ze zbroi. Czuł to w sobie… tuż pod skórą… jego największa siła wiła się ze strachu. Jednak on, Erik, opanował się na tyle, by nie rzucić się do szalonej ucieczki zupełnie inaczej niż jego załoga.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline