12-10-2016, 22:10 | #41 |
Reputacja: 1 | Wieszczba Elin korzystając z okazji, iż zajęci jej bracia krwi byli rozmowami, wymknęła się z halli by trochę samotności zaznać. Kroki jej same ją poniosły ku rzece, w którą wpatrzyła się z obawą, jakby zaraz z niej wyskoczyć, co najmniej potwór z sag, miał. W końcu wyciągnęła mapę otrzymana od Ljubow tuż przed odjazdem z Ribe i runę Tiwaz z woreczka, by drogę jej wskazywała. - Ósnotr maðr þykkisk allt vita, ef hann á sér i- vá veru; hittki hann veit, hvat hann skal við kveða, ef hans freista firar. Rzekła nad rysunkiem i kością rzuciła powtarzając cicho jeszcze raz zaklęcie: - Ósnotr maðr þykkisk allt vita, ef hann á sér i- vá veru; hittki hann veit, hvat hann skal við kveða, ef hans freista firar. - Wskaż mi gdzie on… Gdzieżeś jest… gdzie? - Wpatrzyła się w mapę. I tym razem wizja porwała ją nagle jak sztormowe morze uderza gwałtownie w brzeg. Spojrzenie, które dotąd widziało mapę nasmarowaną kawałkiem węgla na płótnie nagle dojrzały inny czas i inne miejsce. Łódź szeroką ujrzała telepotaną siłą fal i napędzaną ku przodowi siłą męskich ramion. Wiosła zanurzały się rytmicznie w ciemnych wodach, a na niebie widać było gwiazdę polarną. Tym razem ni brzegu ni lądu widać nie było, jeno morskie bryzy wzburzone. W świetle gwiazd na pokładzie stanęła wysoka sylwetka. Długie włosy zwiewane były z barczystych ramion, odsłaniając czyste, ostre rysy mężczyzny zapatrzonego przed siebie. Żagle zatrzepotały nagle gdy złapały mocniejszy wiatr, lecz zbyt słabo napięte były. Elin znak na nich wyszyty ujrzała… Znak, który ujrzała tuż przed thingiem w Ribe. Malunek umieszczony nad tronem, który jej się królewskim wtedy zdawał. Zagryzła wargi mrugając intensywnie by pozbyć się powidoku wizji. Jak to możliwe? Czy Hedeby będzie miejscem, w którym się spotkają? Pokręciła powoli głową i znów na rzekę pojrzała. Przynajmniej Varde winno być od niego bezpieczne skoro na morze ruszył. A może wraca do Skanii? Może jego szalony umysł znudził się gonitwą? Ale ten znak… Może gdyby udało się jej go narysować, ktoś by go rozpoznał... Westchnęła cicho zwinęła mapę i ruszyła z powrotem do halli Sighvarta. |
14-10-2016, 22:02 | #42 |
Reputacja: 1 | Aros. Dwie strony zbliżały się nieubłaganie szarżując naprzeciwko siebie, zamykając w potrzasku smagłoskórych. Ludzie jarla z wściekłością gnali przed siebie by zniszczyć, rozszarpać, zmieść na pył tych, którzy przeciwstawić się ośmielili ich panu.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
16-10-2016, 21:40 | #43 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
20-10-2016, 16:15 | #44 | |
Krucza Reputacja: 1 | Noc trzecia od wyruszenia z Varde Aros Gdy obudzili się o zmierzchu, znajdowali się już w chacie wynajętej przez Chlo i Bjarkiego. Dom był spory, miał dwie izby, z czego jedna służyła w tej chwili aftergangerom za miejsce spoczynku. W tej części nie było wyciętych otworów na zewnątrz, zaś sama izba wyglądała na przerobiony skład czy magazyn. Dwie skrzynie złożone były na dole na klepisku. Trzecią skrzynię, volvy, na drewnianej antresoli ułożono. Całość spowijał przyjemny mrok, rozjaśniany jedynie palącym się ogniem w drugiej izbie. Wokół paleniska widać było wydłużone cienie krzątającej się Kariny i Jorika, który łasił się do dziewczyny niczym kot. - Zostaw, mówię Ci! - roześmiana łuczniczka rzuciła do chłopca. - Ale czemu? - droczył się młody. - Bo to dla takich jeno co wąsy i brodę noszą, a nie mleko pod nosem mają. - odcięła się dziewczyna. - Myślałby kto… - sarknął dumnym tonem Jorik, napuszony z oburzenia. Ton jakby znajomy… - Widziałem jak próbowałaś. Gdzie Twój zarost, kobieto? - No to masz… próbuj i Ty - Karina poddała się i nałożyła porcję do drewnianej miski postukując łyżką o jej brzeg. Jorik spróbował zachwycony. Zapadła cisza, gdy młodzik oddech łapał łapczywie i na szybko szukał piwa. - Co… cooo…. to jest? - wydukał, gdy w końcu mówić mógł. - Przyprawa ze stron mych rodzinnych. Smakuje? - poklepała chłopca po plecach. - Taaaaakkk - Jorik spojrzał na resztę potrawki w misce i z miną męczennika sięgnął po placek. Z podejrzliwością na twarzy począł mieszać chlebem w sosie, gdy perlisty dźwięk śmiechu Kariny wypełnił izbę. Bjarki siedział rozwalony i z zadowolonym wyrazem twarzy obserwował przekomarzania się dwójki. Cieszył się chwilą i popijał miód, pogryzając leniwe placki. Rozleniwienie wygładziło rysy jego twarzy zwykle ściągniętej w surowym wyrazie. Powietrze przesycone było zapachem chrzanu i ziół. Z daleka dobiegały głosy miasta wciąż tętniącego życiem, które zdawało się nie zamierać mimo czasu nocy. - Pożywić się wam trzeba? - spytał Bjarki pojawiających się aftergangerów. Zaś Jorik smyrgnął do izby by spojrzeć na skrzynię z Volundem. Z wolna uchylił wieko i czekał ledwo dychając na przebudzenie się berserkera. Ten ostatni wybudzał się czując się obserwowany i słysząc cichy, wstrzymywany oddech. Podróżnicy nadal nie mogli się nadziwić nad wielkością i bogactwem Aros, w pamięci wciąż mając świeże wspomnienia ze swej podróży. Cytat:
Elin Odkąd Varde opuścili co wieczór budziła się słysząc słowa, których echo przez resztę nocy opuścić jej nie chciało. Może ktoś kiedyś opowie naszą historię, kochanie Choć boli mnie to, że nie mogę Cię spotkać, to Nie ma odległości pomiędzy naszymi duszami. Odległość jest tylko lekcją, ma pani To gra między nami. Kobieto, Twoje serce to mój dom A nasze runy są wciąż spisane razem… Niepokój czuła rosnący, co wpierw pod skórą pełgał jak piórem łaskotanie, by pozostawiać narastający brak cierpliwości i niechęci do siedzenia na miejscu. W ciszy chaty, wciąż słowa jej w uszach dźwięczały. Eryk - Ingeborg, chodź tu! - nakazał pod nosem. Nie mogła go usłyszeć. I pewnie by nie usłyszała, gdyby nie fakt, że Erik był tym kim był. Szedł powoli, odrzucając tarczę. - Dlaczego strzelacie?! - wykrzyczał pytanie w stronę palisady - Nie zbliżaj się! - padło gdzieś z jego lewej strony z otaczającego Aros muru. - Odejdź i nie zbliżaj się! Nie miał pewności czy dziewczyna przybędzie. Nigdy jej nie miał. Jednak w tej chwili nie mógł do siebie dopuścić zwątpienia. Nie tu i nie teraz, gdy potężne miasto było niemalże w zasięgu jego ręki. Stał chwilę bez ruchu. Szepcząc kolejne imiona i przywołując swych ludzi do siebie: - Vivi, Görgen, Asbjorn, Helmer! Gdzieś tam leżała uszkodzona tarcza. Na piersi zbroja była ozdobiona wielkim rozcięciem wykonanym przez arabski nóż. A mimo to Erik nadal miał postawę władcy. Mimo bladej cery i młodo wyglądającej twarzy nie korzył się. Nie unikał strzał lecących w niego. Przez chwilę rozważał, czy dobrze rzuconym toporem zabiłby tego, kto strzelał do niego z łuku. - Chcę wejść do miasta. Chcę się spotkać z Einarem. - choć opisywał swoje pragnienia, to nie dało się ukryć, że mają one formę rozkazu, który nie zniósłby sprzeciwu. Moc jego słowa, piękno i dumna postawa nakazywały posłuch. I posłuch otrzymał. Raban jaki wywiązał się przy przy bramie był równie głośny co krzyki przerażenia wciąż brzmiące za jego plecami. I w końcu stało się… Brama uchyliła się a strzał leciało coraz mniej. Dwie z nich jednak trafiły, przeszywając udo i ramię Erika. Nie przejął się nim odłamując drzewce, zdając się niepokonanym ruszył ku bramie. Krok i drugi… Miasto tak niedaleko… - Panie! - z tyłu dobiegł go okrzyk wciąż przepełniony strachem a mimo to zbliżający się. Jeszcze chwilka i stanął w otwartych podwojach, przytrzymywanych przez straż. Ruszył między szpalerem wojowników przyglądających się mu ze szczęściem. Ingeborg dopadła do niego wstrzymując kroku i łapiąc oddech. Przemoczona do suchej nitki, z ciemnymi strugami barwiczki spływającymi po chudej twarzy. Lecz Erik nie miał czasu sprawdzać co z dziewczyną bo oto zobaczył nacierający tłum obrońców miasta. Jedna, dwie, trzy dziesiątki… więcej… Uczucie, jakiego nie doświadczył jeszcze, stać na przeciw takiej ludzkiej masie chcącej go rozerwać. Z ulgą dostrzegł, że ci co w krąg jego mocy się wdarli zwalniali nieco zaskoczeni swą reakcją. Lecz ich towarzysze co za nimi szli napierali na pierwsze szeregi nieustępliwie. Dziesiątki ludzi otoczyły go w mgnieniu oka, zbijając się w ciasny krąg i dzieląc na jego obrońców i ich przeciwników. Jarl znalazł się w samym środku falującego, wrzeszczącego i walczącego tłumu, mając niedaleko siebie zaskoczoną Ingeborg. Kątem oka zauważył Vivi i Görgena próbujących desperacko przedostać się ku niemu z lewej strony. A wtedy poczuł uderzenie wchodzące w jego ciało gdzieś z boku. Coś twardego przebijającego jego skórę, sunące po kościach, rozrywające mięśnie i przeszywające serce. Ból jaki rozżarzył wszystkie jego członki wydarł mu z ust wrzask. Odpływając w niebyt nie był pewien, czy zdawało się mu, czy wokół panowała cisza dusząca jego głos… *Áslákr = bóg, walka/bitwa Ostatnio edytowane przez corax : 22-10-2016 o 01:42. | |
26-10-2016, 19:22 | #45 |
Reputacja: 1 | Elin Volva pierwsza powstała z melodią ciągle w uszach. Uniosła się w swej skrzyni i przez dłuższą chwilę siedziała tak wsłuchując się w słowa i próbując głos rozpoznać. W końcu w przestrzeń szepnęła. - Słyszysz, to Stygrrze? - Słyszę - dawno niesłyszany głos, rozdarł swą chrypą świadomość aftergangerki. - I co? - przesłyszała się czy w głosie towarzysza nuta rozbawienia zabrzmiała? - Nie wydajesz się tym przejmować, choć wcześniej na podobną sytuację zareagowałeś bardzo zdecydowanie. - W głosie Elin namysł się dało wyczuć. - Wiesz skąd te słowa? - Wtedy było inaczej…- odparł cicho. - Sama też wiesz. - tym razem w głosie Styggra zabrzmiała nutka niezadowolenia. Przygany. - Pewności nie miałam… - Westchnęła cicho wychodząc ze skrzyni. - Pogania mnie... - Pewności czy odwagi? - mruknął Styggr. - Pewności. - Odparła spokojnie i ku drugiej izbie ruszyła dodając jeszcze. - I dziękuję za pomoc Agvindurowi. - Nie ma za co...chyba - Styggr z wahaniem odrzekł, nic więcej nie dodawszy. A jednak zdało się, że nie wytrzymał i przypomniał volvie: - Nie przepuść okazji… - Pamiętam… - Mruknęła cicho w myślach dodawszy, że jeno przyrzeczenie powstrzymuje ją przed próbą odszukania Leiknara na własną rękę. - Nie obawiaj się. Drzwi otworzyła i na gromadkę pojrzała. - Witajcie. Jak sytuacja w mieście? - Na jednej z ław przysiadła spoglądając na Bjarkiego głównie. - Chlo informacje zbiera z ludźmi Ubby. Poruszenie jakoweś było, straże mocno pilnują. Bardzo nas sprawdzali przy wejściu do Aros. Z ostrożnością się przyglądali skrzyniom. - skrzywił się lekko. - Halfdan pomógł do miasta się dostać. Skinęła powoli głową. - Czyli na Chlo trzeba na czekać. - Na wyjście z chaty pojrzała z namysłem. Pieśń nie cichła. - Dziękuję Wam za zajęcie się wszystkim. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Przeszłabym się sama choć trochę po okolicy… - Kiedy czekać Cię zatem? - godi dopytał bez szczególnej nachalności. - Niedługo, wszak wkrótce bracia moi powstaną. Jeno żeby okolicę obaczyć. - Powstała i skinąwszy lekko głową na zewnątrz wyszła rozglądając się ciekawie. Natknęła się na straże, które udawały, że nie stróżują. Wojowie Ubby nie stali na baczność przed najętą chatą, jednak porozkładane wokół niej niewielkie namioty stanowiły niewielką strefę ochronną. Mężczyźni zwrócili na volvę uwagę po czym bez słowa wrócili do swoich zajęć i rozmów. W powietrzu unosiły się korzenne zapachy przypraw i ziół. Gdy przechodziła obok ognisk poczuła smak pieczonych żytnich placków, które jeden z ludzi Srebrnowłosek piekł na metalowej platerze ustawionej na ogniskiem. Wszystko to jednak zdało się niczym, gdy Elin oczy swe zwróciła na miasto. Ribe dużym było, przy nim Varde czy Jelling niewielkimi ludzkimi skupiskami się zdawać mogło. Aros… zatykało dech w piersiach. Liczne domy, gęsta sieć uliczek, sama ilość różnym języków, muzyka dobiegająca z różnych części Jutlandzkiego centrum - Elin chłonęła to wszystkimi zmysłami. Nikt nie zwracał na nią większej uwagi, gdy kluczyła drewnianymi uliczkami rozglądając się wokół. Volva szła wolno starając się drogę zapamiętać jak i nie stracić niczego z widoku miasta. Słyszała, że jest ważnym portem ale nie spodziewała się ujrzeć olbrzyma. Bezwiednie za muzyką ruszyła mając nadzieję na większe skupisko ludzi, w którym mogłaby plotek jakowychś sama posłuchać. Najbliżej brzmiała muzyka znajoma i za nią odruchowo ruszyła i Elin, bo dojść w końcu do sporego placu, na którym namioty i stragany porozkladane były. Mowę znajomą też słyszała. nieco różną od lokalnej, z niewielkimi zmianami w słownictwie czy melodii. Jednak zrozumieć mogła co mówili ludzie bez trudu większego. Kupcy cieszyli z udanego dnia handlu, stawiali zakłady w hnefatfl, podjadali przysmaki niespotykane w ich rodzinnych stronach. Kobiety miód nosiły, o niewolne wygrane w zakładzie kłócili się gdzieś w kącie. Kolorowy, liczny tłum od którego aż życiem tchnęło z wszystkimi zaletami i wadami istnienia. Życie, wszędzie wokoło tętniące, rozpychające się życie, do którego Elin mimowolnie lgnęła. Chłonęła wszystko dookoła nie poświęcając niczemu szczególnej uwagi, może jeno haftom na strojach kobiet. Tłum bezimiennych ludzi, przyjął volvę bez pytania i zwracania większej uwagi. Ot, kolejna dusza do rozmowy i towarzystwa. Ktoś podsunął jej róg z piwem, kucharzący zachęcali do przekąski. Nie było w nich strachu, lecz nieco szacunku. Za to sporo… obojętności wynikającej z wielkości miasta. Łatwo tu było się zatracić. Dziękowała z uśmiechem kręcąc głową i przemieszczając się wzdłuż kolejnych straganów, tkaczek i hafciarek poszukując. Znajoma mowa radość i niepokój niosła rozglądała się więc uważniej. Takich wielu nie było, bo na handel pływali mężowie, tym łatwiej wyłapała w tłumie rudy płomień włosów. Dziewczyna na wojownika nie wyglądała, a jednak z trzema innymi mężami siedziała bawiąc niby. A jednak Elin wzrok przyciągała. Podeszła z ciekawością towarom się pierw przyglądając, choć głową na powitanie skinęła. Okutana skórami dziewczyna odpowiedziała ostrożnym skinięciem wracając do cichej rozmowy ze swymi towarzyszami. - Co dalej? - Szukać go dalej trza… - Gdzie tutaj? Jeden z mężów sapnął rozdrażniony. - Jak go zgubić mogłaś? Najbliżej byłaś! - sarknął. - Cciiiiicho … - ruda rzuciła Elin ukradkowe spojrzenie uśmiechając się krzywo. Volva wzrok spokojnie podniosła znad rzeczy, którym się uważnie przyglądała i uśmiechnęła delikatnie. - Zaglądam Nornom przez ramię odnajdując czasami ukryte ścieżki Asów i Wanów. - Rzekła do rozmawiających. - Przypadkiem usłyszałam, iż kogoś szukacie. Pomoc zaoferować mogę. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko: - Jeno my czym zapłacić nie mamy za bardzo. - wskazała na szeroką obręcz na nadgarstku - Starczy? Jak nie, ten co go szukamy zapłaci więcej… - Pewnaś? - dopytał wielki mąż o przerażającej twarzy z tatuażem przecinającym mu rysy. - Masz inny pomysł? - syknęła ruda. Nie miał. - A może przysługa za przysługę? - Zaproponowała Elin. - Jaka? - ruda wstała i wyprostowała się do targów zadzierzgania. - Dłużej w mieście jesteście pewnie niż ja. Informacje o tym co słychać i o tym o czym się milczy chętnie bym posłuchała. - Tak znowu dłużej to nie jesteśmy - mruknął ironicznie niewysoki kompan rudej, piastujący młot niemalże większy od niego gdy siedział. - Cichaj, Vivi! - zganiła go Ruda oczami przewracając. - Zgoda - zwróciła się do volvy. Ramię wyciągnęła do wampirzycy. Wiedząca rękę przyjęła i uścisnęła z lekkim uśmiechem. Dziewczyna dłoń uścisnęła krótko, wzrok podrywając na Elin. Szukała czegoś spojrzeniem. Zmarszczyła brwi gdy najwyraźniej nie znalazła. - Macie coś co do zaginionego należało? - Zapytała. - Tyś nieumarła? - krok zrobiła by stanąć jeno kilka centymetrów od volvy. Szeptem rzuciła pytanie, dłonią krótki robiąc ruch jakby towarzyszy uspokajając. Wieszczka oczy zmrużyła i dumnie na kobietę spojrzała. - Jeśliś z tym problem masz nie będę Wam głowy zawracać. - Uśmiechnęła się delikatnie i ruch jakby do odejścia się szykowała uczyniła. - Stój! - ruda ruch jej wstrzymała. Wahała się dłuższą chwilę. - Tyś nietutejsza? Sama wędrujesz czy z kimeś przybyła? - nagle pytaniami zalała Elin. - Gdzie i z kim to już moja sprawa. - odparła chłodniejszym tonem ale uważniej dziewczynie się przyjrzała. - Mój pan zaginął - ruda już nie grała w kotka i myszkę - Jeśliś nieumarła, może nam pomożesz. Samaś może w niebezpieczeństwie. - wzrok jej zmroczniał. - Miasto Wybrańców Odyna nie lubi? - Uniosła leciutko brew. - Drugi znamienity jarl w krótkim czasie ginie. - wyprostowała się dumnie - Mój pan możny i sławny, wywdzięczy się za pomoc szczodrym gestem. Mój pan to Erik z Tissø. - rzuciła jakby czekała reakcji volvy. Ta wolno głową skinęła jakby nigdy nic i dziewczynie w oczy się wpatrzyła. Bladą poświatę w miejscu, gdzie zwykle barwy widziała, choć dłoń dziewczyny ciepła była. - Zatem? - Sądzę, że mamy wspólny cel. - Odparła cicho. - Pomogę. Ruda jakby się nieco uspokoiła: - Jako Cię zwą? Jam Ingeborg. - ostatnie słowo jakby przeciągając wyrzekła. Twarz wypełniła jej się nadzieją. - Elin. - Odparła cicho nie wiedząc jak daleko wieści o nich i ich imionach się rozeszły. - To Vivi, Gunnar, Görgen - wskazywała po kolei mężów: niskiego, z tatuażem na twarzy i chudego, kościstego woja. - Elin, samaś? Jeśli tak… to ruszajmy. On żyw i wzywa. - uśmiechnęła się obracając się ku mężczyznom. Ci poderwali się raptownie na nogi. - Pójdźmy. - Ingeborg pociągnęła volvę za rękę. - Dasz radę się wstrzymać? Po mych towarzyszy pójdziem. Bezpieczniej będzie. - Odparła. - Dam. Gdzie oni? - rudowłosa pokiwała ze zrozumieniem lecz i ze zniecierpliwieniem. - Prowadź zatem. - Chatę mamy, chodźcie… - Ruszyła drogę wskazawszy. |
27-10-2016, 20:03 | #46 |
Reputacja: 1 |
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 27-10-2016 o 20:07. |
27-10-2016, 21:04 | #47 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
27-10-2016, 21:24 | #48 |
Reputacja: 1 | Wszyscy Na zewnątrz chaty niejaki raban się uczynił, łatwo słyszalny w husie. Skaldowych uczu nie umknął, a i Volund co właśnie wkroczył do głównej sali go posłyszał. Jorik zaś wypadł niemal jak z procy wystrzelon za Volundem. Elin prowadząca czwórkę nowopoznanych, wstrzymana przez Ubbę i Halfdana była. - Kto to? - Ubba rzucił spojrzenie na nadchodzących, szczególnie przyglądając się wilkiem wojownikowi. - Ludzie jarla Tissø. - odparła spokojnie. - Odnaleźć go pragną, a ja pomoc zaoferowałam. - Chwilę jeno. - Halfdan rzucił i ruszył do chaty, a Ubba pilnował by do chaty nikt nie ruszył jeszcze. Wchodząc smutny woj wzrokiem szukał skalda. - Freyvindzie. Elin ludzi z Tissø prowadzi. Wpuszczać? - Z Tissø? - Afterganger aż się zerwał. - Wpuszczaj! - Jako rzeczesz - Halfdan na pięcie się zawinął i drzwi do husu uchylił: - Wchodźcie. - kiwnął ręką. Elin do środka zaprosiła niezbyt wysoką dziewczynę o płomiennych włosach, w skóry otuloną. Kaptur wyprawiany wchodząc ściągnęła, rozglądając się po przybytku. Za nią kroczył mąż wielki co przedziwny kontrast czynił do kolejnego z przybyłych: niewielkiego wzrostem woja z wielkim młotem na ramieniu. Za nimi niczym cień postępował chudy aż żylasty kompan. Cała czwórka zatrzymała się przy progu obserwując skalda i krzątającą się służbę. Volva natomiast spokojnie ku swym braciom krwi podeszła wiedziona jakby wewnętrzną potrzebą by przy nich się znaleźć. Jorik koło jarla po jego prawicy stanął, prostując się na całą swą wysokość. Volund zaś z nieobecnym wyrazem twarzy nie dawał po sobie poznać, że gości zauważył. - Radem was! - Skald ruszył ku nim, a na jego twarzy odmalowało się potwierdzenie tych słów. - Zatem jesteście już. Gdzie jarl Eryk? - To Ingeborg. - Wskazała na rudowłosą - Vivi, Gunnar i Görgen - wskazywała po kolei mężów: niskiego, z tatuażem na twarzy i chudego, kościstego woja. - Po jarla nam ruszyć trzeba. Wzywa ją. - Odparła Elin ponownie wskazując kobietę. Wymieniani po kolei głowami kiwali na powitanie, słów volvy nie przerywając. - Gdzie on? - powtórzył skald. - Nie wiemy. - odparła Ingeborg. - Od trzech nocy śladu po nim nie ma, w tłumie zniknął... - przestąpiła z nogi na nogę. - Teraz jeno czuję, że iść ku niemu winnam. Elin pomóc obiecała ale… kim Tyś i Twój kompan? - Pewnym być nie moge czy to jeno tęsknota czy… - skald wspomniał moc Agvindura wola jeno z oddali wzywającego śmiertelnych. - Mocą krwi wzywać cię do siebie może, wtedy nie wiedząc nawet gdzie jest, trafisz doń niechybnie. Jam jest Freyvind, syn Lennarta z Roskilde, a przez krew syn Eyjolfa, syna Canarla, a to Volund Pogrobcem zwany. - Zmarszczył brwi i spojrzał lekko zaskoczonym wzrokiem na volvę. - Jak to jednak możliwe, że od trzech dni nie wiecie gdzie jest? Dziewczyna jakby z ulgą odetchnęła, lecz wzrok na chwilę odruchowo odwróciła. - Jarl chciał miasto pomóc zabezpieczyć, ruszylim jak tylko posłaniec Agvindura odjechał. Erik… - zagryzła wargę - Erik do miasta nocą wejść chciał. Gdy bramę otwarto straże atakować poczęli, tłum ogarnął. Nim się obejrzelim, już go nie było. - widać było, że wiele pominęła chociaż uczucie paniki na twarzy gdy mówiła u zniknięciu Erika szczerym było. - A potem jak kamień w wodę. Od zmysłów odchodzim miasto przeszukując. - Posłaniec… - Frey uderzył pięścią w otwartą dłoń. - Nie miał szans zdążyć z Ribe by was wstrzymać. Niech to Hel! - zaklął. - Może potrzebować pomocy, ale może i porwali go. Idąc ku niemu za zewem Ingeborg - mówiąc to patrzył na volvę - możemy iść mu na pomoc, albo w pułapkę. - Dlatego pierw po Was poszłam. I mogę spróbować ujrzeć co go otacza, by sprawdzić czy jest przetrzymywany. - Do Ingeborg się zwróciła. - Jeśliś nie masz przedmiotu krew Twa pomóc może. - Rzekła spokojnie. - Nie mam przedmiotu - pokręciła głową - A krew dać mogę. - ruszyła ku volvie kurtę zrzucając i rękaw podciągając. Wiedząca głową skinęła i rudowłosą do drugiej izby poprowadziła, by potrzebny jej spokój sobie zapewnić. Kości wyciągnęła, po czym dłoń Ingeborg lekko nacięła upuszczając jej krew na runy i językiem po ranie pociągając, by ją zasklepić. - Myśl o nim, Ingeborg. - Rzekła biorąc kości do rąk i zaczynając zaklęcia mamrotać. - Féar si-ns, er fengit hefr, skyli-t maðr þörf þola; oft sparir leiðum, þats hefr ljúfum hugat; margt gengr verr en varir. Jak i w wizjach o Leiknarze nawiedzających ją, porwana została w widzenie. Niezbyt mocno, stopniowo. Ujrzała nagiego męża wśród chat, kroczącego jak pijany. Dłonią chałup się wstrzymywał by iść przed siebie. Wokół ciemność rozjaśniana odległym światłem jeno poblask rzucała na jego postać. Wyraz niepewności wymalowany na twarzy jarla był. - Sam jest… gdzieś z dala od centrum, słaby. - Rzekła zamrugawszy i powstała, by do reszty dołączyć. - Jarl gdzieś pośród chat daleko od świateł centrum. Sam jest, iść próbuje lecz słabym się zdaje. - Ingeborg na te słowa poderwała się by kurtę złapać - Raczej nie pułapka, Freyvindzie. - Nie ma na co czekać. Idziemy po niego. Bajrki! Płaszcze dwa z kapturami załatw i to na jednej nodze! - Frey ożywił się, miał powód by opuścić klatkę, jaka tworzył najęty hus. Karina się wmieszała: - Płaszcze w skrzyni mamy, jeno niezbyt ciemne. - ruszyła by wyciągnąć pakunki z odzieżą. - Ja też iść mogę? - Jorik dopytywał się skalda. Czwórka ludzi Erika z nogi na nogę przestępowała ze wstrzymywanej niecierpliwości. - A czemu nie, pod warunkiem, że obiecasz. Jakby co złego się działo to czmychniesz tu zamiast bohatera zgrywać. - Frey uśmiechnął się lekko odpowiadając chłopakowi. - Słowo - Jorik rzucił i smyknął po swój hełm, kurtę i miecz. Gotów był nim Navarrka wygrzebała opończe: - O… tu… - podała dwa proste brązowawe płaszcze - Zdadzą się? - Zdadzą. Ty nicponiu - Frey od Kariny zwrócił sie ku Jorikowi - to żelastwo masz zostawić nim skończę mówić, a Ty Volundzie? - Podał mu płaszcz. - Z nami idziesz? Jak tak… kto widział Twa twarz, w życiu nie zapomni. To Aros, wielu takich co rozpoznać Cie może - powiedział wyciagając jeden z płaszczy i zerkając na chłopaka. Jorik wyglądał na tak niepocieszonego, że Karina śmiech zdusić musiała. - Ale to bez broni iść mam? - nadął się lekko i nadąsał, posłusznie jednak odstawiając i miecz i hełm. Skald nie skomentował. Volund głową pokręcił: - Zostanę, ktoś pilnować chaty musi. Lepiej uwagi na się nie zwracać zbytnio. - Kiedyście gotowi… - rzuciła Ingeborg znacząco, dyskretnie ich pospieszając. Niecierpliwa była by ruszyć na poszukiwania Erika. - Przyprowadź Inge z naszych ludzi takiego co posturą do Eryka zda ci się podobny. - Ingeborg, nie Inge - fuknęła ruda odwracając się na pięcie by wyjść z husu. - Weźmiemy kogoś i ubierzemy w płaszcz. Nowi tu jesteśmy, pod obserwacja być możemy. Z Erykiem wróci nas tylu ilu wyszło. -wytłumaczył Elin, i towarzyszom Ingeborg. - Ten się nada - dziewczyna wprowadziła do chaty jednego z ludzi Ubby niczym szczególnym się nie wyróżniającego. - Zda na co? - dopytał nieco zdziwiony wojownik, spoglądając podejrzliwie to na rudzielca to na resztę zebranych. Frey podał mu płaszcz przeznaczony dla Volunda. - Odziej się w to, kaptur załóż. Z nami pójdziesz sprawę jedną na mieście załatwić. Volva przyglądała się przygotowaniom spokojnie czekając aż będą mogli ruszyć. Gangrel stojący obok również słowem się nie odzywał, tocząc nieobecnym spojrzeniem i rozsiewając aurę mrocznej nieobecności. Każdą chwilę wydawał się tak odległy, jak gdyby w tej samej chwili zupełnie gdzie indziej naprawdę był... - O jaką sprawę chodzi? - zakładał płaszcz wciąż wypytując - Broń jaką brać? - Żadnej - mruknął żałośnie Jorik. - Ty weź, bo nie wracasz z nami od razu. - Skald uśmiechnął się lekko. - Zbieraj się, po drodze opowiem o co chodzi. Jorik prychnął cicho pod nosem ruszając za Freyvindem, mamrotał cicho coś również co brzmiało jak marudzenie podobne do przekomarzania się z Kariną. Ingeborg raz jeszcze potoczyła spojrzeniem po gotowej drużynie i ruszyła przez próg. *** Miasto, które dzięki swej wielkości pozwalało im zachować anonimowość i ukryć obecność, okazało się nieco mniej przyjazne gdy przyszło do poszukiwań. Liczne uliczki tworzyły plątaninę, poprzetykaną chałupami o różnych wielkościach, niewielkie chatki-ziemianki wyrastały znienacka, gdy Ingeborg szukała najkrótszego sposobu na dostanie się do swego jarla. Im dalej krążyli, tym mniej ludzi i hałasu było. Straże gęsto patrolujące zewnętrzne palisady zostawały za nimi, a takoż i odgłosy ludzkiego istnienia. Zanurzali się w ciszę i gęstniejący mrok, nie rozjaśniany ogniskami lecz chłodnym światłem gwiazd. Ludzie Erika czujnie rozglądali się przez ramię, pochyleni idąc nieco, jakby spodziewając się ataku z każdej strony i o każdym czasie. Szli też dość blisko siebie, starając się tyły dziewczyny osłaniać. Z razu kroku wstrzymali, gdy dobiegł ich hałas z naprzeciwka. Odruchowo, bez pomyślunku, Ingeborg i trzej wojowie za róg z jednej chat się skryli, bezgłośnie zachęcając do tego samego i resztę ratowników. Elin zmysły swoje wzmocniła, by spróbować wychwycić jak najwięcej z hałasu i również za chatę się skryła zdając się na swój słuch przede wszystkim. Skald z początku nie miał takiego zamiaru nie widząc powodu aby kryć się na zwykłe wyjście kogoś z langhusa, jednak widząc, że wszyscy odruchowo przylgnęli do ściany budynku, sam skierował Jorika tam również i sam do reszty dołączył. Dwóch chłopów wyszło z chaty. Jeden skierował się ku jej tyłom i po chwili volva usłyszeć mogła ciche stękniecie ulgi, gdy pęcherz swój opróżniał. Kompan jego lekko się zataczając i mrucząc coś do siebie przeszedł mimo kryjących się w mroku. Vivi głową pokręcił jeno z miną wskazującą co myśli o tym całym chowaniu. Volva uśmiechnęła się leciutko i wyszła spokojnie na ulicę rozglądając się uważnie i próbując z daleka coś usłyszeć. - Powinien być gdzieś niedaleko. - mruknęła zezłoszczona dziewczyna powoli ruszając dalej naprzód. Wszyscy poczęli za nią kroczyć, Jorik jak cień od skalda się nie odklejając. Elin krok miała zrobić by do nich dołączyć, gdy na palisadzie kątem oka coś zoczyła. Jej intuicja i bogów natchnienie nakazały wzrokiem pociągnąć za punktem, który jej uwagę zwrócił. Była pewna, że ruch to był, ktoś lub coś w cieniu się przesuwał. Jednak, gdy w ciemność się wpatrywała dojrzeć nikogo nie zdołała. Jej grupa oddalać się poczęła, gdy volva z głową zadartą w górę wpijała spojrzenie w mrok. Skald zbliżył się do volvy kładąc jej rękę na ramieniu. Patrzył na nią zdziwiony odruchowo spoglądając w miejsce w które sie wpatrywała. - Na palisadzie coś ujrzałam. - Odrzekła cicho by swych uszu nie ranić. - Jakby ktoś się tam poruszał w cieniu i zdołał skryć potem przed mym wzrokiem. Skald wpatrywał się jeszcze przez moment, po czym widząc, że to bezcelowe ścisnął lekko ramie Elin sugerując tym odejście. - Ostrożnymi być musimy. Tu krąży coś co… Einar. Skinęła głową i za nim ruszyła choć starała się ciągle uważnie okolice obserwować zaniepokojona dziwnym ruchem. Czujny słuch Elin wyłapywał pochrapywania ludzkie i zwierzęce w okolicy. Kroki drużyny wyraźnie tupały po drewnianych kładkach ulic rozbrzmiewając w jej głowie i wypełniając myśli. Na to nakładały się mocne i szybkie bicia serc idących obok śmiertelników. Wzrok pomagał rozpoznawać drogę w ciemnościach zamieniając ją na niejaką szarówkę. - Jest niedaleko - podekscytowana Ingeborg kroku jeszcze przyspieszyła. Vivi z Gunnarem jednak wciąż w tył się obracali jakby czegoś się obawiając. Dziewczyna przestała się kontrolować i kroki jej załomotały na drewnianych klepkach. Volvie kroki towarzyszących jej osób odczuwała niczym uderzenia młotem w głowie i znacznie utrudniało koncentrację na pozostałych dźwiękach. Hałas jaki bieg rudowłosej wywołała zmusił ją do natychmiastowego powrotu do normalnych zmysłów. Stanęła na chwilę głową potrząsając, próbując huku z uszu się pozbyć. Skręcili za róg wychodząc zza większej chaty przed sobą mając porozrzucane rzadziej chałupy co bardziej szałasy przypominały. Między nimi zagród nie było, jeno wydeptana ziemia. Czuć tutaj było zwierzętami - mocniej niż gdzie indziej. Ale i starą żywnością czy sianem złożonym na zimę. Wyszli wprost na czas gdy jarl nagusieńki, ściany rozwalającej się chaty trzymający o pomoc człeka prosił. - Chyba ktoś mnie otruł. Pomóż. Podejdź bliżej - rozbrzmiało w powietrzu. Rudowłosa zatrzymała się jak wryta zdumienie na twarzy mając i zmieszanie. Zamrugała szybko i skaldowi wskazała jeno dłonią bladego męża z czarną dziurą na plecach, która nie zasklepiona a spękana się zdawała. Elin brwi zmarszczyła widząc jarla w dość niecodziennej sytuacji i uznała iż bliżej podchodzić nie będzie by dumy mężczyzny nie urazić. Wróciła za to ponownie do rozglądania się po okolicy, choć zmysłów swych na razie nie zmuszała do cięższej pracy. - Panie? - zdumiony głos Ingeborg dobiegł uszu Erika zza jego pleców. Gdy ten odwrócił się dojrzał czwórkę swych ludzi z Gunnarem górującym nad nimi. Obok stało dwóch mężów, a obaj średniego wzrostu i nienazbyt tęgiej postury byli opatuleni w płaszcze jeszcze bardziej kryjące ich sylwetki. Kaptury twarze ich skrywały. Obok wyrostek bodaj czternastoletni, blondwłosy niepozorny chłopak przyglądający sie ciekawie wszystkiemu, Erykowi zaś w szczególności. W niewielkiej odległości od reszty jasnowłosa, smukła niewiasta w ciemnoniebieskiej sukni stała i uważnie okolicę lustrowała. Jeśli dłużej wzrok na niej jarl zawiesił mógł dostrzec opaskę jedno oko skrywającą. Pierwszym co ujrzeli były plecy, chude, lecz poznaczone równomiernie bliznami. I to nie bliznami nabytymi w walce. Prawie cała ich powierzchnia była pokryta runami składającymi się w różne słowa. Kończyły się wraz z linią pośladków. Męzczyzna stał chilę odwrócony przyciskając się do innego człowieka. W pierwszej chwili zdawaćby się mogło, że ich ciała są splecione w miłosnym uścisku, jednak co sprawniejszy obserwator mógł zaobserwować, iż ciało drugiego mężczyzny jest wiotkie, jakby był nieprzytomny. Afterganger odwrócił się w stronę przybyszy. Ukazując swe nagie ciało. Wyglądał na młodzieńca może dwudziesto letniego. Może dwudziestopięcioletniego? Trudno to było w ciemności określić. Broda jego z pewnością nie była imponująca. Włosy krótkie, teraz mokre opadały nieco na grzywkę. Jego ciało z pewnością nie było atletycznej budowy, jednak również na klatce piersiowej i ramionach było widać kolejne runy. - Ingeborg, Gunnar dobrze widzieć was zdrowych. Wybrany przez Ingeborg mężczyzna ruszył ku nagiemu aftergangerowi, jednak Ingeborg wstrzymała ruch jego. Płaszcz jego zabrała i sama ruszyła ku Erikowi. - Co się stało? - szepnęła gdy stała już blisko - To Freyvind i Elin. - rzekła nieco głośniej jednak nie tak by ciszę zmącić do cna. - Kretynka - wycedził skald patrząc na płomiennowłosą. - Czas będzie porozmawiać. W husie - zwrócił się do Eryka. - Pójdź z nami. Eryk założył płaszcz darowany przez kobietę. Szepnął tylko do Ingeborg: - Ten Freyvind? - potwierdziła leciutkim skinieniem, gdy Erik ruszył w ich stronę. Za nim twarzą w błoto opadł mężczyzna, którego wcześniej zdawał się przytrzymywać afterganger. Volva skłoniła głowę na powitanie, gdy do niej podeszli. Jarl mógł dostrzec, że młodziutką się zdawała, błękitne oko omijało jego sylwetkę, by nie przypominać o braku jego odzienia. Skald warknął coś najwidoczniej wkurzony, po czym pochylił się ku zbrojnemu z drakkaru. - Dołącz do tych z was, co poszli w miasto przyjemności zaznać. Z nimi wrócisz. Woj z Varde skinął głową służbiście i ruszył by rozkaz czy może zalecenie spełnić. - Skoro dotarliście już tutaj, to musiało minąć kilka nocy. Ile? - choć wzrokiem wodził po nowopoznanych, to pytanie kierował do rudowłosej. - Trzecia odkąd zniknąłeś… - Ingeborg wyglądała na mocno zaniepokojoną. Szukała spojrzeniem po twarzy Erika. - A co się stało? Ustaliliście co stało się z Einarem? - to pytanie Erik kierował już do Jarla Bezdroży, z którego gardła wydobyło się coś między wściekłym warkotem, jękiem bezsilności i kolejną porcją już mnogich “kretynów”. Odwrócił się i ruszył w kierunku domostwa najętego przy porcie. - Pomówimy na miejscu. - Odrzekła zamiast brata Elin i za nim podążyła zastanawiając się ile ten jeszcze zdoła być cierpliwym. Jarl zaśmiał się pod nosem i ruszył za pozostałymi. Wszystko wskazywało na to, że czekała go ciężka noc. Być może cięższa niż ostatnia jaką pamiętał. Ingeborg trzymała się go blisko, jak psiak co pana swego odnalazł i z oka spuścić nie chciał. Jorik zaś podbiegał co chwilę by kroku Freyvindowi dotrzymać. Volva dostrzegłszy, iż Frevind nie do końca drogi jest pewien prowadzenie przejęła kierunek wskazując. Znów też okolicę wzrokiem przeczesywała. Nie była pewna czy brak jakichkolwiek przeszkód dobrą czy złą wieścią był. Jej nastrój wciąż zburzon był po pobudce i słowach słyszanych bez ustanku we śnie. Obecna sytuacja zachowaniu spokoju nie sprzyjała. |
27-10-2016, 21:58 | #49 |
Reputacja: 1 | Volund (wcześniej, tej samej nocy)
__________________ Nikt nie traktuje mnie poważnie! Ostatnio edytowane przez -2- : 27-10-2016 o 22:03. |
27-10-2016, 21:59 | #50 |
Reputacja: 1 |
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |