Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-10-2016, 22:10   #41
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Wieszczba


Elin korzystając z okazji, iż zajęci jej bracia krwi byli rozmowami, wymknęła się z halli by trochę samotności zaznać. Kroki jej same ją poniosły ku rzece, w którą wpatrzyła się z obawą, jakby zaraz z niej wyskoczyć, co najmniej potwór z sag, miał. W końcu wyciągnęła mapę otrzymana od Ljubow tuż przed odjazdem z Ribe i runę Tiwaz z woreczka, by drogę jej wskazywała.
- Ósnotr maðr
þykkisk allt vita,
ef hann á sér i- vá veru;
hittki hann veit,
hvat hann skal við kveða,
ef hans freista firar.

Rzekła nad rysunkiem i kością rzuciła powtarzając cicho jeszcze raz zaklęcie:
- Ósnotr maðr
þykkisk allt vita,
ef hann á sér i- vá veru;
hittki hann veit,
hvat hann skal við kveða,
ef hans freista firar.

- Wskaż mi gdzie on… Gdzieżeś jest… gdzie? - Wpatrzyła się w mapę.

I tym razem wizja porwała ją nagle jak sztormowe morze uderza gwałtownie w brzeg.
Spojrzenie, które dotąd widziało mapę nasmarowaną kawałkiem węgla na płótnie nagle dojrzały inny czas i inne miejsce.
Łódź szeroką ujrzała telepotaną siłą fal i napędzaną ku przodowi siłą męskich ramion. Wiosła zanurzały się rytmicznie w ciemnych wodach, a na niebie widać było gwiazdę polarną.
Tym razem ni brzegu ni lądu widać nie było, jeno morskie bryzy wzburzone.
W świetle gwiazd na pokładzie stanęła wysoka sylwetka. Długie włosy zwiewane były z barczystych ramion, odsłaniając czyste, ostre rysy mężczyzny zapatrzonego przed siebie.
Żagle zatrzepotały nagle gdy złapały mocniejszy wiatr, lecz zbyt słabo napięte były.
Elin znak na nich wyszyty ujrzała…



Znak, który ujrzała tuż przed thingiem w Ribe. Malunek umieszczony nad tronem, który jej się królewskim wtedy zdawał. Zagryzła wargi mrugając intensywnie by pozbyć się powidoku wizji. Jak to możliwe? Czy Hedeby będzie miejscem, w którym się spotkają? Pokręciła powoli głową i znów na rzekę pojrzała. Przynajmniej Varde winno być od niego bezpieczne skoro na morze ruszył. A może wraca do Skanii? Może jego szalony umysł znudził się gonitwą? Ale ten znak… Może gdyby udało się jej go narysować, ktoś by go rozpoznał... Westchnęła cicho zwinęła mapę i ruszyła z powrotem do halli Sighvarta.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 14-10-2016, 22:02   #42
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Aros.

Dwie strony zbliżały się nieubłaganie szarżując naprzeciwko siebie, zamykając w potrzasku smagłoskórych. Ludzie jarla z wściekłością gnali przed siebie by zniszczyć, rozszarpać, zmieść na pył tych, którzy przeciwstawić się ośmielili ich panu.

Tłum za plecami przybyszy równie zażartą reakcję okazując, przepychał się kotłując, tratując zaczepienia namiotów, wywracając kociołki.
Z Aros zaś z palisady poleciały pierwsze strzały, wbijając się ze świstem w ziemię pod stopami walczących.

- Złapać ich i unieruchomić! Jeżeli ktoś wbrew memu rozkazowi krzywdę im uczyni sam się z nim rozliczę -
od krzyczącego aftergangera niemal biła aura doświadczonego dowódcy. Kroczył powoli w stronę napastników. Ignorując strzały z palisady. Choć gdzieś tam Hrym już wołał. Już dobijał się z otchłani, by wyrwać duszę łucznika ślącego strzały w ich stronę.

Nie był pewien, czy go usłyszano. A jeśli nawet to czy przyjęto rozkaz. Łucznik z drużyny jarla wypuścił strzałę lecz wkrótce sam z krzykiem upadł na kolano z udem przeszytym strzałą obrońców Aros. Wypuszczona przez niego strzała pomknęła tuż obok nadbiegającego z krzykiem Araba wyrywając na jego twarzy czerwoną smugę. Drobinki krwi uniosły się przez chwilę w powietrzu, gdy napastnik odwracał się wokół własnej osi z wrzaskiem, tym razem bólu.
Trójka jego współbraci biegła nadal jednak tłum za nimi też nie próżnował. Powietrze przeciął ciśnięty kamień jaki ugodził najdalej wysuniętego mężczyznę pomiędzy łopatkami.
Padł na ziemię by zaraz zostać oblezionym przez pierwszych oburzonych obrońców jarla. Ci zaczęli najzwyczajniej go drapać i szarpać, chcąc roznieść na strzępy sprzeniewiercę.

Dwóch kolejnych biegnących napotkało na drodze Gunnara wywijającego swoimi ukochanymi młotami. Arabowie jednak zeszli z drogi przerażających ciosów i jednocześnie przypuścili atak na woja. Nim jednak sięgnęły go ich sztylety, prawy bark hirdmana przebił kolejny lecący bez większego celu pocisk straży. Gunnar charknął dziko, z kącika ust pociekła krew.
Ludzie w turbanach byli o kilkanaście kroków od Erika, wokół zaciskał się błyskawicznie tłum.

Sytuacja wymknęła się Slangenssonowi z rąk. Ale był w końcu zdeterminowanym aftergangerem. Ściskał stylisko topora. Z każdym krokiem czuł jak dziedzictwo krwi, które nosił w sobie napełnia jego ciało nowymi siłami. Jego ruchy stały się płynne. Stawiając coraz dłuższe kroki puścił się biegiem wprost na przeciwników.
- Nie przelewać krwi! - wykrzykiwał w biegu. I mimo całego zamieszania i jego szaleńczej szarży nie stracił nic ze swojej władczej postawy.
Pełen mocy krwi starł się z Arabem, który najwyraźniej chciał dobić jego ghula. Niesiony siłą rozpędu wzniósł tarczę osłaniając twarz. Nie potrafił sobie już przypomnieć kiedy ostatnio był tak zdeterminowany. Naparł całym ciałem chcąc powalić przeciwnika jednym ciosem.

Tarcza trafiła wyjątkowo celnie. Jednak nie była to broń, która mogłaby wyrządzić poważne szkody przeciwnikowi. Ot, Arab nabawił się kilku siniaków. Jednak Erik osiągnął to co chciał. Skupił na sobie uwagę obydwu przeciwników. Dodatkowo jeden z nich potrzebował chwili, aby odzyskać równowagę po ciosie tarczą.

Jednak jego towarzysz nie próżnował. Wbił długi nóż w bok wampira. Ostrze przeszło przez przeszywynanicę z pewnym trudem, zagłębiając się w ciało Erika gdzieś między łopatką a prawym ramieniem. W powietrzu rozniósł się jakiś arabski okrzyk, który najpewniej miał być wróżbą rychłego zwycięstwa. Jakież było zdziwienie napastnika, gdy Erik odwrócił głowę w jego stronę i wyszczerzył zęby w złowieszczym uśmiechu. W świetle kilku ognisk przy obozowiskach połyskiwały dwa długie kły. Rana nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia.

Wtedy oszołomiony w pierwszym ataku wojownik ruszył wprost na Erika z uniesionym ostrzem. Afterganger opuścił tarczę i broń. Stał z wyzywającym spojrzeniem czekając na cios. Napastnik zawahał się przez chwilę. Nie wiadomo, czy to postawa jarla go skołowała, czy też przelatująca obok płonąca strzała wypuszczona z palisady. W każdym razie jego cios był niezgrabny i mimo opuszczonej gardy ledwo trafił władcę. Ostrze cięło w poprzek ciała. Rozcięło wzmocnioną skórę na klatce piersiowej i zagłębiło się w skórę aftergangera.
- Lubiłem tę zbroję - powiedział tylko patrząc na kompletnie skołowanego napastnika.
Drugi zaś zachęcony skutecznym atakiem w bok tym razem uderzył w plecy. Wbił ostrze na wysokości nerek. Tak uczyli go walczyć. Takim ciosem powaliłby człowieka. Ale nie stawał przeciw człowiekowi. Jarl na Jeziorze Tyra stał niewzruszony. Zrobił jedynie krok do przodu. Ostrze wysunęło się z pleców, a bezbrzeżne zaskoczenie wypłynęło na twarz napastnika.
- Nie lubię jak się mnie atakuje od tyłu - głos wampira był spokojny. Niski. Jakby przemawiał z daleka. Niósł ze sobą dziwne wrażenie. Ludzie zaczynali spoglądać po sobie. Również walczący mężczyźni nie do końca wiedzieli co się dzieje. Strzał z palisady przestały nadlatywać.
- Ukorzycie się przede mną lub spłoniecie w ogniu mego gniewu!
Jego słowa były zaskakująco wyraźne. Aura majestatu biła od niego cały czas w ciągu walki, a teraz pojawiło się coś jeszcze. Jego sylwetka stawała się jakby cienista. Niezwykle groźna. Prawie wszyscy wkoło wiedzieli, że muszą słuchać właśnie jego. Jednak z jakiegoś powodu wizja gniewu jarla zaczęła się wdzierać do ich umysłów. Oto stał przed nimi…. groźny niczym lodowy olbrzym. Jego potęga przytłaczała, jakby ktoś spośród Asów sam zstąpił, by wywrzeć pomstę na niegodnych. Jego kły wydały się dłuższe niż sztylety. W jego oczach ziała otchłań. Ci, którzy rzucili mu choćby jedno spojrzenie zaczynali bać się o swoje dusze. Obaj przeciwnicy wypuścili broń z dłoni i natychmiast rzucili się biegiem do ucieczki. Ludzie zebrani wokół katowanego Araba również zaczęli krzyczeć w nagłym ataku paniki. Uciekając potykali się jeden o drugiego. Zresztą jak się okazało załoga Lodowego Węża również nie należała do najodważniejszych. Tylko piskliwy krzyk Ingeborg wyróżniał się na tle zawodzenia reszty drużyny. Gdy uciekali to rzucali za siebie broń i tarcze. Zrezygnowany Erik znów złapał nasadę swojego nosa między kciuk a palec wskazujący. Pokiwał głową z niedowierzaniem.

Afterganger potoczył wzrokiem po uciekających. Dwóch jego ludzi leżało w błocie zmieszanym ze śniegiem. Jarl najpierw podszedł do Araba, który oberwał od Jerkera. Jak się okazało łucznik Erika całkiem dobrze celował. Strzała zdarła część skóry z twarzy odsłaniając zęby sterczące teraz w przerażającym uśmiechu. Jarl wbił topór w ziemię i przyklęknął przy człowieku. Najpierw odchylił jego głowę. Potem wyjął z pochwy na plecach długi nóż, którym rozciął sobie nadgarstek. Stróżka krwi zaczęła ściekać wprost do otwartych ust. Obserwował przy tym ciało rannego, upewniając się czy ten się przypadkiem nie zakrztusi.

Później podszedł do drugiego z arabów. Ten oddychał z jeszcze większym trudem.
- Ludzie potrafią być okropni - rzekł z obrzydzeniem do samego siebie - gdy tylko mogą rozmyć odpowiedzialność w tłumie zachowują się gorzej niż zwierzęta.
Ten człowiek musiał dostać więcej krwi od wampira. Rany zadane gołymi rękami okazały się poważniejsze od trafienia grotem Jerkera.
Jarl uniósł oko nieszczęśnika, które leżało w śniegu. Jakimś cudem ocalało. Może to Wanowie wtrącili się nieco, a może to znak od Norn? Nie wierzył w to, że uda mu się zregenerować wszystkie rany nieszczęśnika. Jednak nic nie stało na przeszkodzie, żeby spróbować. Wcisnął wytarte ze śniegu oko w oczodół. Na szczęście dla mężczyzny był on nieprzytomny, gdy wampir dłubał w jego świeżej ranie. Również nad jego usta podsunął ociekający krwią nadgarstek. Krew wypełniła usta pozbawionego świadomości Araba i poczęła z nich wypływać… Nieprzytomny po krótkiej walce, odruchowym, spazmatycznym kopaniu powietrza znieruchomiał… Erik był zły na ludzi. Zignorowali go. Jak tak można… w obliczu władcy rozszarpać człowieka. Ludzie byli bestiami. Bestiami, przy jakich Hrym był potulnym pupilkiem.

W końcu podszedł do swojego ghula. Gunnar. Nieustraszony wojownik…. leżał i wpatrywał się w gwiazdy. Stróżka krwi spływał z ust na mieszankę śniegu i błota. Gdy ujrzał swego pana wciągnął szybko powietrze, a na jego twarzy pojawiło się przerażenie. Wciągnięciu powietrza towarzyszył dziwny charkot. Slangenson przyklęknął przy nim i zaczął od wyrwania strzał tkwiących w ciele ghula. Strach, który go przepełniał w połączeniu z bólem wyrywanych strzał odbił się krzykiem bólu, który odbił się od palisady i dalej roznosił wzdłuż zatoki. Z pewnością uciekający ludzie słyszeli go za swoimi plecami.
- Pij - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. Przycisnął również swoja dłoń brodaczowi.
W czasie gdy ten spożywał życiodajny płyn Erik patrzył na Jerkara. Łucznik uciekał przerażony. Uciekał najszybciej jak potrafił. Podnosił się i kuśtykał kilka metrów po to by po chwili znów paść na twarz. Łuk leżał w śniegu. Podobnie jak wielki młot Viviego i kilka mieczy i toporów.

W końcu wstał i ruszył do Jerkara. Nie spieszył się. Zaczynał czuć głód.
- Jerker, stój. Mogę cię wyleczyć - powiedział będąc kilka kroków za łucznikiem, który właśnie próbował się podnieść kolejny już raz. Jedyną jego reakcją na słowa aftergangera było przyspieszenie swoich prób. W końcu Erik złapał jego nogę i przyklękając unieruchomił go. Również z jego ciała wyjął strzałę.
- Cóż, w takim razie pomogę Ci na siłę… - panikujący łucznik próbował się zasłaniać, wyszarpywać, jednak wampir obszedł go i w końcu unieruchomił przyciskająć nadgarstek do ust. Próbujący się wyrwać w panice człowiek ugryzł go odruchowo. Krew wampira płynęła wprost do ust rannego. W tym czasie Erik szeptał mu do ucha słowa:
- W tej krwi jest moc. Jeżeli będziesz chciał się wyleczyć, to się uleczysz. Jedna myśl i znów pobiegniesz. Ale pamiętaj, że mogę cię znaleźć gdziekolwiek. Dlatego, jeżeli nie chcesz sprowadzić na siebie mojego gniewu, to pójdziesz pomóc temu leżącemu tam Arabowi. Gdy odzyskaja przytomność to wyjaśnisz im to co mówię ci teraz, tak?
Przerażony człowiek skinął kilkukrotnie szybko głową.

Wampir wstał. Było zimno. Pewnie przez całą tę krew, którą obdarował pole bitwy. Ruszył w stronę bramy w palisadzie. Po drodze mijając podnoszącego się na kolana Gunnara. Położył mu dłoń na ramieniu i tak nie pasujacym do sytuacji miłym szeptem rzekł tuż przy uchu ghula:
- Pamiętaj, że jeżeli będziesz posłuszny, to nigdy nie zaznasz gniewu Hryma. Pomóż Jerkerowi.
Poklepał go jeszcze i ruszył tam, gdzie ostatnim razem widział strażników szarpiących się z drzwiami dla dwóch srebrnych monet.Po drodze wyrwał z ziemi swój topór i przytwierdził go do pasa
Za jego plecami przerażeni ludzie poczęli wpadać do lodowatej wody, pozostawiając za sobą obozowisko i rozpalone ognie. Brodząc i pchając się zanurzeni w falach rzeki, gnali przepychając się i podtapiając tych co stali im na drodze, by czym prędzej dostać się do łódek i łodzi.
Między nimi była tez i załoga Erika - lecz ten afterganger skupion był jedynie na bramie do wciąż niedostępnego dla niego potężnego Aros.


Straże nadal na palisadach stały, a widząc zbliżającego się ku bramom Erika, strzały wypuściły.
Afterganger uniósł tarczę osłaniając możliwie dużą powierzchnię swojego ciała.

Uchwycił jednak skórzany uchwytu nie wytrzymał. Z cichych trzaskiem pękł wybijając jarla z równowagi pewnego chwytu. W tym też momencie zabłąkana, płonąca strzała wbiła się mu w ramię. Poczuł to. Poczuł wyraźnie jak jego bestia kuli się w sobie gdy on patrzył na płonącą strzałę. Wszystko trwało ułamek sekundy, niemal odruchowo chwycił strzałę i wyrwał ją ze zbroi. Czuł to w sobie… tuż pod skórą… jego największa siła wiła się ze strachu. Jednak on, Erik, opanował się na tyle, by nie rzucić się do szalonej ucieczki zupełnie inaczej niż jego załoga.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 16-10-2016, 21:40   #43
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Gdy wyszli na zewnątrz Freyvind przystąpił do Volunda z którym nie miał kiedy porozmawiać przez przygotowania do pogrzebu, pogrzeb, przygotowania do wyjazdu i sen w czasie podróży w skrzyni na wozie.
- Volundzie, spytać cię chciałem o twe podróże.
Pogrobiec szedł niemrawo, jak ktoś pogrążony w głębokim smutku lub głębokiej zadumie. Zapytany poczynił jeszcze bezwładnie kilka kroków, nim przystanął, unosząc głowę i rozglądając się jak przebudzony, gdy pytanie doń dochodziło z bezwładu. Był taki od dni kilku.
Jasnoniebieskie wcale widoczne żyły pod bladotrupią skórą teraz tworzyły teraz jak gdyby mozaikę czarnych pręg.
- Było ich kilka… lecz jedna prawdziwie wielka podróż - odpowiedział bratu przez krew, po tym jak chwilę na niego patrzył: bez pytania w oczach, raczej pozwalając pytaniu dojrzeć do powracającego umysłu, skupiającego się na słowach skalda.
- Nie wszystko jest do opowiedzenia… resztą jednak rad będę się z tobą podzielić.
- Czy dotarłeś do krain, gdzie żyją tacy jak on? -
Wskazał czarnoskórego thralla jakiego dostał od Ahmeda. - Do miejsca zwanego Kairr?
- Nie. Lecz widziałem niemało mu podobnych w kraju o wiele im bliższym niż nasz. Kraju, na południe od którego legło morze, a tacy jak on zza tego morza. Inaczej jak u nas z resztą Skanii, a i nasze morze mniejsze -
odpowiedział Pogrobiec, taksując niewolnika nie dłużej jak sekundę.
Frey zafrasował się lekko, miał nadzieję, że Volund może wiedzieć coś więcej o cudakach takich jak Ahmad, czy ci co odwiedzili Aros tuż przed wyrżnięciem hirdu Einara. Zaraz jednak odzyskał rezon mysląc o czym innym.
- Urazy do takich jak on jakiej nie żywisz. Dziwnie wygląda, owszem, stad pytam. Prawda. Lecz i dziwniejszych żem uświadczył. - Skinął głową i równocześnie wzruszył ramionami Gangrel. - Dziw o tym myśleć, ale wiele jest takich ludów, dziwniej jedynie znaleźć się w miejscu, gdzie prawie samych podróżnych uświadczyć można i cudnych ludzi każdego rodzaju kroczących po ziemi na raz. - Zastanowił się nad czymś, zerkając jeszcze na czarnoskórego.
- Robiąc interesy z kupcem z południa, kupiłem od niego trochę towarów by zjednać go sobie. Rozdałem część tym, co mi bliscy. Pomyślałem, że ofiaruję ci go. Sługę z którego pić będziesz mógł kiedy zechcesz, a krew jego z tak daleka, przypomni ci o chwalebnych podróżach.
- Nie w wikingu tę jedną podróż odbyłem -
mimochodem odpowiedział Gangrel. Uśmiechnął się, szczerze, zaskoczony, choć uśmiech był też krzywy.
- Dziękuję ci za myśl, ale przyjąć go nie mogę… ani chcę.
Teraz Frey wyglądał na zaskoczonego.
- Powiesz czemu?
- Postaram się. Nie biegłym w użyciu słowa by myśli przekazać w połowie jak ty. -
Oblicze znamiona groteskowej choroby noszące, i inny jakiś cień śmierci urody odbierający zwróciło się ku skaldowi. - Od lat z Chlotchild podróżujesz i Bjarkim, i teraz… jak gdyby po tragedii Agvindura, gdy na wieści o Aros i Hedeby, i po wyprawie Twej, niczyjej innej chyba że Odyna, jesteś jak… - zawahał się.
Wolnymi kroki zaczął obchodzić skalda, mrużąc oczy cały czas oblicze aftergangera mierzące.
- Jakim Agvindur jarlem, takim ty wojownikiem, godnym brody siwej doświadczeniem i mądrością, i klingi naznaczonej twym własnym charakterem a krwią prędką ...ale i jak Jorik, podróż swą rozpoczynający, taki z ciebie przywódca, jarl bezdroży…
Pogrobiec pozwolił, by słowa przebrzmiały swym znaczeniem.
- Na początku prawdziwej drogi. Nie Jarl Bezdroży z imienia jeno, ale już i z czynów, i tych którzy za nim podążają, i tych co go poważają, tych co go nienawidzą i co się go lękają. Po kilku krokach raptem.
- Lecz w tobie… -
zatrzymał się, obszedłszy brata przez krew. - Nikt nie zasiał cudzej sagi jak w twym… najmłodszym hirdmanie. Samżeś skomponował swe dokonania, wzloty, upadki.
- Nie do końca rozumiem, ale myślę, że pojmuje. Nie ofiaruję ci jednak towarzysza. Takiego jak Jorik, jak Chlo, jak Bjarki, nie tworzę twej sagi dając go w darze czym sprawię kto z Tobą i za tobą podąża. Jeno jako Thralla od krwi, byś smakował egzotycznego płynu życia kiedy zechcesz. Chyba… -
zawahał się - żem źle zrozumiał.
- Dopierom o tobie rzekł. -
Uśmiech Pogrobca poszerzył się. - Czy myślisz, że Gudrunn gdy przyjazna ci była, chciałaby thralla? Jam zawsze sam. Nigdym nie władał innym. Jedynie walczył. Kiedyś.... kiedyś byłem jednym wojownikiem spośród wielu, lecz i wówczas nigdym nie posiadał sługi ani niewolnika. Nie wiedziałbym, co mam z nim czynić w każdej chwili innej, jak gdy krew z niego piję. Dla ciebie, to kolejny zasób i ty wiedziałbyś jak z nim czynić, i masz towarzyszy, którzy i w tym pomogą. Co ważniejsze… - zawahał się Gangrel - nie mam i ja czego tobie zaoferować. Ujmą byłoby przyjąć, nie mogąc odpłacić. A nie zda mi się, bym prędko miał zyskać bogactwa, lub władzę. Może chwałę - odparł z powagą.
- Przyjaźń mi starczy, to i tak wielki dar. - Frey spojrzał na czarnoskórego. - Chciałem ci ofiarować dar, odrzuciłeś. Ale rozumiem cię i nie krzywym. Więcej, za szczerość dziękuję i żeś nie krzyw za mą propozycje. Wezmę go zatem na swego thralla. - Pogładził brodę. - Mnożą się jak króliki… Ale gdybyś chciał spić z niego, smak południowej krwi wspomnieć, nie pytaj o zgodę, czyn kiedy zechcesz. - Freyvind wyciągnął rękę.
Pogrobiec przyjął ją, lecz odlegle. Skinął jednak głową w podziękowaniu.
- Czy pozwolisz mnie teraz zadać pytanie? Lecz nim się zgodzisz… tyczy się ono Agvindura i… - zawahał się Volund, przekrzywiwszy głowę - ...naszej siostry. - W głosie jego jakiś chłód zawitał.
- Pytaj, jako i Ty, nie gwarantuję odpowiedzi.
- Co sądzisz o postąpieniu jego względem jej?
- Głupi. Rzekłem mu to.
- Wybacz, jak zwykle zawodzę w słowach. - zmarszczył krwi berserker - Myśl ma… dlaczego tak postąpił?
- Nie wiem. Mam dwie myśli na ten temat. Jedna, to że wini ją za to co spotkało Ribe. Jak na mnie wściekły był, gdy okazało się, że wilkołaki spaliły halle i ludzi natłukły a za mną przyszły. Leiknar idąc za elin spalił część miasta i ludzi natłukł kilka razy więcej, a i Sigrun w mrok nocy wpędził. dla niego, to wielka strata.
- Lecz i gniew ku tobie skierowan minął, ona jednak zdaje się nie żywić wcale nadziei. Odejść pragnie, gdy tobie pomoże, za morze. -
Oczyma nagle czerwonymi jak łuna spoglądał po okolicy, jak gdyby Elin wypatrzeć chciał. - Obydwoje głupi. Znaczy, że miłują prawdziwie - parsknął.
- Nasza rzecz ochronić ją i sprawić by sens i cel znalazła i za żadne zafajdane morze nie ruszała. Ich cel by odnaleźli się gdy temu idiocie przejdzie. Jeżeli miłuje, to przejdzie, zatęskni. Jeżeli ona miłuje to wybaczy. Jeżeli miłują to się zejdą. My nie Norny Volundzie by losy pleść i na siłę co czynić, zrobimy co w mocy, nie więcej.
- Och, rzecz to wyłącznie ich. Jednak, jeno… -
Grymas na chwilę zawitał na twarzy Pogrobca - Doprawdy, o rzeczach bez znaczenia prawię. Przez wzgląd na krew myślę o tym. Czasu twego szkoda. - Pokręcił głową.
- Czasu mamy mnogo, okręt przygotowywany jest. Mów co na barkach i w myślach ci leży, jeno tak, bym zrozumiał. - Uśmiechnął się lekko jakby do siebie. rozmowy z berserkerem przebywającym czasem jakby w dwóch światach jednocześnie nie należały do łatwych. Wspomniał jak na początku, tydzień temu raptem, doprowadzało go to prawie do furii.
- Przez krew jej za dużo o tym myślę, i podobne tobie wnioski wyciągam. Stąd szukam, by łatwiej zrozumieć lepiej Agvindura w tym, by łatwiej myśli odegnać. - Westchnął bez dźwięku i bez tchu, jak volva nieraz czyniła. Nie był to jego gest…
- Myślę czasem, jak i w tobie i w nim, choćby bez wilkołaczej krwi, emocje czasem jak burza. Podobniście w tym jak bracia, stąd myślę, czy gniew jego może jak z ojca u syna od Eyolfa samego pochodzić?
- Może... -
Freyvind zmienił ton, usta lekko zacisnął. Widać było, że ten temat mu wielce nie po drodze. W oczach zalśniły mu nutki złości i oporu nawet. Ale odpowiedział: - Może, bo Eyjolf czasem sam ledwo się wstrzymał, zdawało mi się, że z błahych powodów całkiem, gdym jako śmiertelnik jeszcze mu służył.
Pogrobiec skinął głową, lecz kolejnego słowa na ten temat nie powiedział, wnet brata swego odczytawszy.
- Nic z gdybania nie przyjdzie. Siostry jeno mi szkoda. Dziękuję za twój dar - tutaj o zgodzie na picie z niewolnika się wypowiedział - I za twój czas, nawet jeśli nadto go mamy… teraz między wielu go musisz dzielić, tedy i cenniejszy.
Skald skinął głową. Wciąż wzburzony nieco poruszanym tematem, rozmowy nie przeciągał.
Odszedł rozmówić się z Bjarkim i Chlo. Pogrobiec nie wrócił jednak do swojego świata; uniwersalnym gestem głowy wskazał thrallowi by odszedł, a sam odprowadził brata wzrokiem, pogrążony w głębokim namyśle…

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 20-10-2016, 16:15   #44
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Noc trzecia od wyruszenia z Varde

Aros


Gdy obudzili się o zmierzchu, znajdowali się już w chacie wynajętej przez Chlo i Bjarkiego. Dom był spory, miał dwie izby, z czego jedna służyła w tej chwili aftergangerom za miejsce spoczynku. W tej części nie było wyciętych otworów na zewnątrz, zaś sama izba wyglądała na przerobiony skład czy magazyn. Dwie skrzynie złożone były na dole na klepisku. Trzecią skrzynię, volvy, na drewnianej antresoli ułożono. Całość spowijał przyjemny mrok, rozjaśniany jedynie palącym się ogniem w drugiej izbie. Wokół paleniska widać było wydłużone cienie krzątającej się Kariny i Jorika, który łasił się do dziewczyny niczym kot.
- Zostaw, mówię Ci! - roześmiana łuczniczka rzuciła do chłopca.
- Ale czemu? - droczył się młody.
- Bo to dla takich jeno co wąsy i brodę noszą, a nie mleko pod nosem mają. - odcięła się dziewczyna.
- Myślałby kto… - sarknął dumnym tonem Jorik, napuszony z oburzenia. Ton jakby znajomy… - Widziałem jak próbowałaś. Gdzie Twój zarost, kobieto?
- No to masz… próbuj i Ty - Karina poddała się i nałożyła porcję do drewnianej miski postukując łyżką o jej brzeg.
Jorik spróbował zachwycony. Zapadła cisza, gdy młodzik oddech łapał łapczywie i na szybko szukał piwa.
- Co… cooo…. to jest? - wydukał, gdy w końcu mówić mógł.
- Przyprawa ze stron mych rodzinnych. Smakuje? - poklepała chłopca po plecach.
- Taaaaakkk - Jorik spojrzał na resztę potrawki w misce i z miną męczennika sięgnął po placek. Z podejrzliwością na twarzy począł mieszać chlebem w sosie, gdy perlisty dźwięk śmiechu Kariny wypełnił izbę.

Bjarki siedział rozwalony i z zadowolonym wyrazem twarzy obserwował przekomarzania się dwójki. Cieszył się chwilą i popijał miód, pogryzając leniwe placki. Rozleniwienie wygładziło rysy jego twarzy zwykle ściągniętej w surowym wyrazie.

Powietrze przesycone było zapachem chrzanu i ziół. Z daleka dobiegały głosy miasta wciąż tętniącego życiem, które zdawało się nie zamierać mimo czasu nocy.

- Pożywić się wam trzeba? - spytał Bjarki pojawiających się aftergangerów. Zaś Jorik smyrgnął do izby by spojrzeć na skrzynię z Volundem. Z wolna uchylił wieko i czekał ledwo dychając na przebudzenie się berserkera. Ten ostatni wybudzał się czując się obserwowany i słysząc cichy, wstrzymywany oddech.


Podróżnicy nadal nie mogli się nadziwić nad wielkością i bogactwem Aros, w pamięci wciąż mając świeże wspomnienia ze swej podróży.

Cytat:
Droga minęła dość monotonnie zapewniając im czas na rozmyślania i planowanie. Sam drakkar wystawiony przez opłakującego swego syna Sighvarta spełnił ich wyobrażenia aż nadto.
Wielka drewniana łódź prężyła dumnie wężowy łeb, szczerząc zębiska i wzbudzając niepokój w sercach obserwatorów. Nie szczędzono statkowi czasu ni wysiłku, a każdy szczegół dopracowano. Zdobienia zaś rufy i dzioba były tak misterne, że z razu patrząc nie dostrzegało się wszystkich detali. Łódź ta - co dumną nazwę Áslákr* nosiła - z gracją i lekkością przecinała morskie tonie, spokojne o tej porze roku. Wielki żagiel również z ogromnym wężem wyszytym na całej płachcie, dumnie napinał się nad statkiem.


Zaprawdę czysta przyjemność i duma napawać mogła nieumarłe dzieci Odyna, jako i napawała dwunastu ludzi Heminga, za których Geir ręczył swym słowem.

Przywódcą ich był Ubba Srebrnowłosy, który pewnością siebie nie ustępował skaldowi. Wężowy tatuaż na jego policzku i skroni był prostszą lecz nie mniej przerażającą wersją godła wyszytego na żaglu.

Prawą ręką jego Halfdan był, co smutek głęboki nosił a czujność w spojrzeniu.


Obaj pewnie łódź prowadzili, ciesząc się posłuchem reszty mężczyzn. Obaj też rezerwę mieli do dwójki aftergangerów, z rzadka też ku volvie się zwracając bezpośrednio, a i to krótkimi jeno nakazami. Nim na łódź weszli Volund dostrzegł między nimi berserkera w skórze niedźwiedzia, któren spojrzeniem w niego się wbijał jakby chcąc wyzwanie rzucić. Podczas drogi przysiadł się jednak do Gangrela bez lęku i szturchając łokciem pod żebro bez słowa niewielkimi grzybkami marzeń częstował.


***


Do cieśniny wpływali na zwiniętym żaglu, ostrożnie.


Nim jednak na zdradliwe wody, najeżone kamieniami ruszyli, każdy do wioseł zagonion został. Nawet volva i Chlo marudząca. Ubba i Halfdan słuchać nijakich wymówek nie mieli zamiaru, wskazując tak ludziom jak i nieumarłym ich siedziska. Jorik również rękawy zakasał, rad w zasadzie, bo od głowy ćwiczenia mógł się uwolnić nieco.

***


Cieśnina Kocia, niewielkim przesmykiem była i dopiero od morza strony widać było jak wielce strategicznie ten wąski pas wody jest i być może. Chwil napięcia nie brakło, gdy skały znienacka wychylały się spod odmętów, jeżąc się i jakby broniąc miasta królującego nad tym obszarem. Skupienie i ciężka praca przy wiosłach opłaciły się jednak. Kurs wytyczony pozwolił im wejść do Kattegat bezpiecznie, choć załogi innych statków krzyczały za nimi, szaleńcami ich nazywając. Ubba jednak pewnością siebie i dumą promieniał, gdy w końcu znaleźli miejsce by do świtu przeczekać. A teraz byli wewnątrz perły i dumy Jutlandii.



Elin


Odkąd Varde opuścili co wieczór budziła się słysząc słowa, których echo przez resztę nocy opuścić jej nie chciało.

Może ktoś kiedyś opowie naszą historię, kochanie
Choć boli mnie to, że nie mogę Cię spotkać, to
Nie ma odległości pomiędzy naszymi duszami.
Odległość jest tylko lekcją, ma pani
To gra między nami.
Kobieto, Twoje serce to mój dom
A nasze runy są wciąż spisane razem…


Niepokój czuła rosnący, co wpierw pod skórą pełgał jak piórem łaskotanie, by pozostawiać narastający brak cierpliwości i niechęci do siedzenia na miejscu. W ciszy chaty, wciąż słowa jej w uszach dźwięczały.





Eryk

- Ingeborg, chodź tu! - nakazał pod nosem. Nie mogła go usłyszeć. I pewnie by nie usłyszała, gdyby nie fakt, że Erik był tym kim był.
Szedł powoli, odrzucając tarczę.
- Dlaczego strzelacie?! - wykrzyczał pytanie w stronę palisady
- Nie zbliżaj się! - padło gdzieś z jego lewej strony z otaczającego Aros muru.
- Odejdź i nie zbliżaj się!
Nie miał pewności czy dziewczyna przybędzie. Nigdy jej nie miał. Jednak w tej chwili nie mógł do siebie dopuścić zwątpienia. Nie tu i nie teraz, gdy potężne miasto było niemalże w zasięgu jego ręki. Stał chwilę bez ruchu. Szepcząc kolejne imiona i przywołując swych ludzi do siebie:
- Vivi, Görgen, Asbjorn, Helmer!
Gdzieś tam leżała uszkodzona tarcza. Na piersi zbroja była ozdobiona wielkim rozcięciem wykonanym przez arabski nóż. A mimo to Erik nadal miał postawę władcy. Mimo bladej cery i młodo wyglądającej twarzy nie korzył się. Nie unikał strzał lecących w niego. Przez chwilę rozważał, czy dobrze rzuconym toporem zabiłby tego, kto strzelał do niego z łuku.
- Chcę wejść do miasta. Chcę się spotkać z Einarem. - choć opisywał swoje pragnienia, to nie dało się ukryć, że mają one formę rozkazu, który nie zniósłby sprzeciwu.
Moc jego słowa, piękno i dumna postawa nakazywały posłuch.
I posłuch otrzymał.
Raban jaki wywiązał się przy przy bramie był równie głośny co krzyki przerażenia wciąż brzmiące za jego plecami.
I w końcu stało się…
Brama uchyliła się a strzał leciało coraz mniej. Dwie z nich jednak trafiły, przeszywając udo i ramię Erika.
Nie przejął się nim odłamując drzewce, zdając się niepokonanym ruszył ku bramie.
Krok i drugi…
Miasto tak niedaleko…
- Panie! - z tyłu dobiegł go okrzyk wciąż przepełniony strachem a mimo to zbliżający się.

Jeszcze chwilka i stanął w otwartych podwojach, przytrzymywanych przez straż.
Ruszył między szpalerem wojowników przyglądających się mu ze szczęściem. Ingeborg dopadła do niego wstrzymując kroku i łapiąc oddech. Przemoczona do suchej nitki, z ciemnymi strugami barwiczki spływającymi po chudej twarzy.
Lecz Erik nie miał czasu sprawdzać co z dziewczyną bo oto zobaczył nacierający tłum obrońców miasta.

Jedna, dwie, trzy dziesiątki… więcej…

Uczucie, jakiego nie doświadczył jeszcze, stać na przeciw takiej ludzkiej masie chcącej go rozerwać. Z ulgą dostrzegł, że ci co w krąg jego mocy się wdarli zwalniali nieco zaskoczeni swą reakcją. Lecz ich towarzysze co za nimi szli napierali na pierwsze szeregi nieustępliwie.
Dziesiątki ludzi otoczyły go w mgnieniu oka, zbijając się w ciasny krąg i dzieląc na jego obrońców i ich przeciwników.

Jarl znalazł się w samym środku falującego, wrzeszczącego i walczącego tłumu, mając niedaleko siebie zaskoczoną Ingeborg. Kątem oka zauważył Vivi i Görgena próbujących desperacko przedostać się ku niemu z lewej strony.

A wtedy poczuł uderzenie wchodzące w jego ciało gdzieś z boku. Coś twardego przebijającego jego skórę, sunące po kościach, rozrywające mięśnie i przeszywające serce.
Ból jaki rozżarzył wszystkie jego członki wydarł mu z ust wrzask. Odpływając w niebyt nie był pewien, czy zdawało się mu, czy wokół panowała cisza dusząca jego głos…











*Áslákr = bóg, walka/bitwa
 

Ostatnio edytowane przez corax : 22-10-2016 o 01:42.
corax jest offline  
Stary 26-10-2016, 19:22   #45
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin


Volva pierwsza powstała z melodią ciągle w uszach. Uniosła się w swej skrzyni i przez dłuższą chwilę siedziała tak wsłuchując się w słowa i próbując głos rozpoznać. W końcu w przestrzeń szepnęła.
- Słyszysz, to Stygrrze?
- Słyszę - dawno niesłyszany głos, rozdarł swą chrypą świadomość aftergangerki. - I co? - przesłyszała się czy w głosie towarzysza nuta rozbawienia zabrzmiała?
- Nie wydajesz się tym przejmować, choć wcześniej na podobną sytuację zareagowałeś bardzo zdecydowanie. - W głosie Elin namysł się dało wyczuć. - Wiesz skąd te słowa?
- Wtedy było inaczej…- odparł cicho. - Sama też wiesz. - tym razem w głosie Styggra zabrzmiała nutka niezadowolenia. Przygany.
- Pewności nie miałam… - Westchnęła cicho wychodząc ze skrzyni. - Pogania mnie...
- Pewności czy odwagi? - mruknął Styggr.
- Pewności. - Odparła spokojnie i ku drugiej izbie ruszyła dodając jeszcze. - I dziękuję za pomoc Agvindurowi.
- Nie ma za co...chyba - Styggr z wahaniem odrzekł, nic więcej nie dodawszy.
A jednak zdało się, że nie wytrzymał i przypomniał volvie:
- Nie przepuść okazji…
- Pamiętam… - Mruknęła cicho w myślach dodawszy, że jeno przyrzeczenie powstrzymuje ją przed próbą odszukania Leiknara na własną rękę. - Nie obawiaj się.
Drzwi otworzyła i na gromadkę pojrzała.
- Witajcie. Jak sytuacja w mieście? - Na jednej z ław przysiadła spoglądając na Bjarkiego głównie.
- Chlo informacje zbiera z ludźmi Ubby. Poruszenie jakoweś było, straże mocno pilnują. Bardzo nas sprawdzali przy wejściu do Aros. Z ostrożnością się przyglądali skrzyniom. - skrzywił się lekko. - Halfdan pomógł do miasta się dostać.
Skinęła powoli głową.
- Czyli na Chlo trzeba na czekać. - Na wyjście z chaty pojrzała z namysłem. Pieśń nie cichła. - Dziękuję Wam za zajęcie się wszystkim. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Przeszłabym się sama choć trochę po okolicy…
- Kiedy czekać Cię zatem? - godi dopytał bez szczególnej nachalności.
- Niedługo, wszak wkrótce bracia moi powstaną. Jeno żeby okolicę obaczyć. - Powstała i skinąwszy lekko głową na zewnątrz wyszła rozglądając się ciekawie.
Natknęła się na straże, które udawały, że nie stróżują. Wojowie Ubby nie stali na baczność przed najętą chatą, jednak porozkładane wokół niej niewielkie namioty stanowiły niewielką strefę ochronną.
Mężczyźni zwrócili na volvę uwagę po czym bez słowa wrócili do swoich zajęć i rozmów. W powietrzu unosiły się korzenne zapachy przypraw i ziół. Gdy przechodziła obok ognisk poczuła smak pieczonych żytnich placków, które jeden z ludzi Srebrnowłosek piekł na metalowej platerze ustawionej na ogniskiem.
Wszystko to jednak zdało się niczym, gdy Elin oczy swe zwróciła na miasto. Ribe dużym było, przy nim Varde czy Jelling niewielkimi ludzkimi skupiskami się zdawać mogło. Aros… zatykało dech w piersiach. Liczne domy, gęsta sieć uliczek, sama ilość różnym języków, muzyka dobiegająca z różnych części Jutlandzkiego centrum - Elin chłonęła to wszystkimi zmysłami. Nikt nie zwracał na nią większej uwagi, gdy kluczyła drewnianymi uliczkami rozglądając się wokół.
Volva szła wolno starając się drogę zapamiętać jak i nie stracić niczego z widoku miasta. Słyszała, że jest ważnym portem ale nie spodziewała się ujrzeć olbrzyma. Bezwiednie za muzyką ruszyła mając nadzieję na większe skupisko ludzi, w którym mogłaby plotek jakowychś sama posłuchać.
Najbliżej brzmiała muzyka znajoma i za nią odruchowo ruszyła i Elin, bo dojść w końcu do sporego placu, na którym namioty i stragany porozkladane były. Mowę znajomą też słyszała. nieco różną od lokalnej, z niewielkimi zmianami w słownictwie czy melodii. Jednak zrozumieć mogła co mówili ludzie bez trudu większego.
Kupcy cieszyli z udanego dnia handlu, stawiali zakłady w hnefatfl, podjadali przysmaki niespotykane w ich rodzinnych stronach. Kobiety miód nosiły, o niewolne wygrane w zakładzie kłócili się gdzieś w kącie. Kolorowy, liczny tłum od którego aż życiem tchnęło z wszystkimi zaletami i wadami istnienia.
Życie, wszędzie wokoło tętniące, rozpychające się życie, do którego Elin mimowolnie lgnęła. Chłonęła wszystko dookoła nie poświęcając niczemu szczególnej uwagi, może jeno haftom na strojach kobiet.
Tłum bezimiennych ludzi, przyjął volvę bez pytania i zwracania większej uwagi. Ot, kolejna dusza do rozmowy i towarzystwa. Ktoś podsunął jej róg z piwem, kucharzący zachęcali do przekąski. Nie było w nich strachu, lecz nieco szacunku. Za to sporo… obojętności wynikającej z wielkości miasta. Łatwo tu było się zatracić.
Dziękowała z uśmiechem kręcąc głową i przemieszczając się wzdłuż kolejnych straganów, tkaczek i hafciarek poszukując. Znajoma mowa radość i niepokój niosła rozglądała się więc uważniej.
Takich wielu nie było, bo na handel pływali mężowie, tym łatwiej wyłapała w tłumie rudy płomień włosów. Dziewczyna na wojownika nie wyglądała, a jednak z trzema innymi mężami siedziała bawiąc niby. A jednak Elin wzrok przyciągała.
Podeszła z ciekawością towarom się pierw przyglądając, choć głową na powitanie skinęła.
Okutana skórami dziewczyna odpowiedziała ostrożnym skinięciem wracając do cichej rozmowy ze swymi towarzyszami.
- Co dalej?
- Szukać go dalej trza…
- Gdzie tutaj?
Jeden z mężów sapnął rozdrażniony.
- Jak go zgubić mogłaś? Najbliżej byłaś! - sarknął.
- Cciiiiicho … - ruda rzuciła Elin ukradkowe spojrzenie uśmiechając się krzywo.
Volva wzrok spokojnie podniosła znad rzeczy, którym się uważnie przyglądała i uśmiechnęła delikatnie.
- Zaglądam Nornom przez ramię odnajdując czasami ukryte ścieżki Asów i Wanów. - Rzekła do rozmawiających. - Przypadkiem usłyszałam, iż kogoś szukacie. Pomoc zaoferować mogę.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko:
- Jeno my czym zapłacić nie mamy za bardzo. - wskazała na szeroką obręcz na nadgarstku - Starczy? Jak nie, ten co go szukamy zapłaci więcej…
- Pewnaś? - dopytał wielki mąż o przerażającej twarzy z tatuażem przecinającym mu rysy.
- Masz inny pomysł? - syknęła ruda. Nie miał.
- A może przysługa za przysługę? - Zaproponowała Elin.
- Jaka? - ruda wstała i wyprostowała się do targów zadzierzgania.
- Dłużej w mieście jesteście pewnie niż ja. Informacje o tym co słychać i o tym o czym się milczy chętnie bym posłuchała.
- Tak znowu dłużej to nie jesteśmy - mruknął ironicznie niewysoki kompan rudej, piastujący młot niemalże większy od niego gdy siedział.
- Cichaj, Vivi! - zganiła go Ruda oczami przewracając. - Zgoda - zwróciła się do volvy. Ramię wyciągnęła do wampirzycy.
Wiedząca rękę przyjęła i uścisnęła z lekkim uśmiechem. Dziewczyna dłoń uścisnęła krótko, wzrok podrywając na Elin. Szukała czegoś spojrzeniem. Zmarszczyła brwi gdy najwyraźniej nie znalazła.
- Macie coś co do zaginionego należało? - Zapytała.
- Tyś nieumarła? - krok zrobiła by stanąć jeno kilka centymetrów od volvy. Szeptem rzuciła pytanie, dłonią krótki robiąc ruch jakby towarzyszy uspokajając.
Wieszczka oczy zmrużyła i dumnie na kobietę spojrzała.
- Jeśliś z tym problem masz nie będę Wam głowy zawracać. - Uśmiechnęła się delikatnie i ruch jakby do odejścia się szykowała uczyniła.
- Stój! - ruda ruch jej wstrzymała. Wahała się dłuższą chwilę. - Tyś nietutejsza? Sama wędrujesz czy z kimeś przybyła? - nagle pytaniami zalała Elin.
- Gdzie i z kim to już moja sprawa. - odparła chłodniejszym tonem ale uważniej dziewczynie się przyjrzała.
- Mój pan zaginął - ruda już nie grała w kotka i myszkę - Jeśliś nieumarła, może nam pomożesz. Samaś może w niebezpieczeństwie. - wzrok jej zmroczniał.
- Miasto Wybrańców Odyna nie lubi? - Uniosła leciutko brew.
- Drugi znamienity jarl w krótkim czasie ginie. - wyprostowała się dumnie - Mój pan możny i sławny, wywdzięczy się za pomoc szczodrym gestem. Mój pan to Erik z Tissø. - rzuciła jakby czekała reakcji volvy.
Ta wolno głową skinęła jakby nigdy nic i dziewczynie w oczy się wpatrzyła. Bladą poświatę w miejscu, gdzie zwykle barwy widziała, choć dłoń dziewczyny ciepła była.
- Zatem?
- Sądzę, że mamy wspólny cel. - Odparła cicho. - Pomogę.
Ruda jakby się nieco uspokoiła:
- Jako Cię zwą? Jam Ingeborg. - ostatnie słowo jakby przeciągając wyrzekła. Twarz wypełniła jej się nadzieją.
- Elin. - Odparła cicho nie wiedząc jak daleko wieści o nich i ich imionach się rozeszły.
- To Vivi, Gunnar, Görgen - wskazywała po kolei mężów: niskiego, z tatuażem na twarzy i chudego, kościstego woja. - Elin, samaś? Jeśli tak… to ruszajmy. On żyw i wzywa. - uśmiechnęła się obracając się ku mężczyznom. Ci poderwali się raptownie na nogi. - Pójdźmy. - Ingeborg pociągnęła volvę za rękę.
- Dasz radę się wstrzymać? Po mych towarzyszy pójdziem. Bezpieczniej będzie. - Odparła.
- Dam. Gdzie oni? - rudowłosa pokiwała ze zrozumieniem lecz i ze zniecierpliwieniem. - Prowadź zatem.
- Chatę mamy, chodźcie… - Ruszyła drogę wskazawszy.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 27-10-2016, 20:03   #46
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Erik
Otworzył oczy w gęstości nocy. Ból trawił jego ciało, bestia pełzała pod skórą choć w przebłyskach trzeźwych myśli nie czuł głodu. Był nagi. Świadomość zaczynała go wypełniać. Wciągnął powietrze, nie dlatego, że szukał oddechu. Interesował go zapach. Gdzie był? Jak się tu znalazł? Kto obdarł go ze zbroi? Zaczął wodzić dłońmi po swoim ciele. Czuł ból, jednak samo uczcie zdawało się pulsować. Chciał się zorientować gdzie jest jego źródło. Tak jak chciał się dowiedzieć kto go nakarmił. Czyżby Hrym o niego zadbał?
Wciągnięte powietrze przepełnione było zapachem zwierząt, odchodów, siana i potu. Gdy wpatrzył się w ciemność zaczynał dostrzegać zarysy dachu, w jednej części zapadłego. Leżał na zbutwiałym sianie, pomiędzy drewnianymi korytami, zasłonięty nimi przed wzorkiem przypadkowych przechodniów.
Czuł się osłabiony i … z trudem szukał porównania… Przez lata zdołał sporo wrażeń odrzucić w cień niepamięci. Pierwsze co przychodziło jarlowi do głowy to, że został otruty. Gdy skoncentrował się na źródle bólu, wspomnienia przeszyło mu odczuwane na nowo uczucie przebijania. Rana musiała być na plecach. Dłonią zaczął je gładzić. Pod opuszkami czuł kolejne blizny układające się w skomplikowane wzory. Chwilę zajęło mu zlokalizowanie świeżej rany. Skupił się w sobie, żeby doprowadzić swoje ciało do porządku. Czuł jak krew w nim krąży gdy skupił się na leczeniu swego ciała.
Poczuł jednak bardzo szybko, jak rana zasklepia się jedynie odrobinę, a reszta vitae krąży wokół zranienia nie wchłaniając się, nie zasklepiając rany. Rana była okrągła, na wysokości serca, poszarpana i piekąca, wywołująca słabość całego ciała. Podniósł się. Otrzepał nieco błota i innych zabrudzeń. Postanowił poszukać jakiejś wody, żeby się obmyć. Powoli ruszył przed siebie nie przejmując się swoją nagością
Od dawna nie czuł zawrotów głowy, lecz gdy wstał i pochylił musiał wstrzymać się jednego z koryt by nie wylądować ponownie twarz na klepisku. Zachwiał się i łapiąc równowagę jak dziecię małe ruszył na zwiedzanie. Chata jednak wyglądała na opuszczoną, sprzętów było tu niewiele, a te co były mizernej jakości i wartości. Szedł powoli, jakby ucząc się chodzić od nowa. Gdy podpierał się o różne przedmioty zastanawiał się, kto mógł tutaj przebywać i właśnie tutaj go wrzucić. W końcu ruszył do wyjścia, najpierw opierając się o drzwi i czekając nieco. Umysł mówił mu, że najpierw powinien wsłuchać się w to co jest za drzwiami. Ciało zaś, mówiło, że jeżeli ruszy za szybko, to znów wyląduje w błocie. W końcu pociągnął drzwi, żeby wyjść.
Szarpnął drzwiami i niemal równowagę stracił bo drzwi niemal w ręku mu zostały. Kolebały się na jednym zawiasie, trzymając jeno dzięki sprytnemu ich ułożeniu.


Noc przepełniały dźwięki zwierząt, jakieś pierwsze cykające robactwo dawało przedwczesny koncert. W dali zaszczekał pies, dobiegało go echo ludzkich głosów dobiegające z dala.
Przed nim zaś … Aros dumnie ukazywało swój majestat. Niewielkie wzniesienie terenu, na którym znajdowało się jego nędzne schronienie było zupełnie poza obszarem głównych zabudowań. I z dala od najmocniej strzegących straży.
Erik poczuł się jakby zdobywał perłę Jutlandii nawet nie od kuchni lecz od wychodka.

Afterganger ruszył chwiejnym krokiem przed siebie. Skupiał się na tym, żeby poruszać się przy zabudowaniach. Zawsze łatwiej było skryć się w cieniu, gdy ktoś nadchodził. Tak sobie to tłumaczył. Nie chciał przyznać przed sobą, że łatwiej będzie oprzeć się o ścianę jakiegoś budynku niż upaść.
Pierwsze zabudowania wydawały się być tak daleko…
Siłą woli parł do przodu by w końcu dopaść jednej z beczek stojących przy chacie. W środku niemowlę płakało, głos wdzierał się jarlowi w nieco otumaniony umysł. Szedł dalej. Sam nie posądzał się o tak wielkie samozaparcie. Czy to mu się wydawało, czy też kolejny budynek był jeszcze dalej niż poprzedni? Zacisnął szczękę i szedł dalej.
Trafił w końcu na studnię, nie oblężoną o tej porze nocy. Nie wiedział skąd przyszedł już bo sieć ulic i uliczek zaczęła stanowić labirynt. Przed nim tętniło życie. Słyszał je. Widział ogniska rozpalone w dali. Za sobą zostawiał mrok i ciszę. To wszystko było bez znaczenia. Najpierw chciał się obmyć. Zaczerpnął nieco wody ze studni. Najpierw przepłukał usta. Myślał o tym jak podano mu truciznę. Myślał jak ją z siebie wypłukać. Przechylił drewniane wiadro i zaczął pić wodę. Zimny płyn spływał mu gardłem, aż natrafił na martwy żołądek. Reakcja organizmu była niemal natychmiastowa. Mięśnie napięły się, a sam Erik zgiął się w pół i zwymiotował. To co wypłynęło z jego trzewi nie pachniało już wodą. Jednak oczyszczenie nie przyszło. Jarl uniósł wiadro nad siebie i oblał się wodą, tak, że spływała po jego włosach, brodzie i ramionach. Zmywając co bardziej nawarstwiony bród. Gdy skończył się oczyszczać zaczął rozglądać się wokół. Jednak w mroku panowała cisza. W tej części miasta próżno było mu szukać ludzi. Gdzieś w oddali słyszał szum ludzkich głosów. W końcu zaczął podążać w tamtą stronę. Tym razem skupiał się już nie tylko na ochronie przed upadkiem. Tym razem rozglądał się też, za czymś czym mógł się okryć
- Ingeborg, gdzie jesteś. Ile spałem? Kto mnie karmił - mówił coś pod nosem, jednak szukał w sobie mocy krwi.
Niepewność wypełniła jego umysł na mgnienie oka. Czy to karmienia otumanienie go obezwładniało? Ktoś specjalnie go truł?
Szedł, powoli kroki stawiając po ulicach miasta które im bliżej serca miasta, bardziej zadbane i cywilizowane się zdawały. Pomiędzy chatami pierwszą osobę zobaczył, co przystanęła na widok nie zwykły.
- Pomóż - rzekł głosem, który w pierwszej chwili wydał się mu jakiś obcy - pomóż mi - powtórzył afterganger zbliżając się do pierwszego napotkanego człowieka
- Co Ci dolega? - odpowiedź padła ostrożna i obawy słyszalnej pewna. Mimo to, mąż średniego wieku zbliżać się począł ostrożnie
- Chyba ktoś mnie otruł. Pomóż. Podejdź bliżej - głos Erika był niższy niż wcześniej. Jego mokre nadal ciało połyskiwało w nikłym świetle.
Mieszkaniec Aros ruszył w stronę jarla:
- Kto otruł? Straż trza wezwać, po znachora słać. - wciąż niepewny był lecz wiedziony uwodzicielskim, niskim głosem Erika podążał w jego kierunku by stanąć zdumionym poza jarla się wpatrując.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 27-10-2016 o 20:07.
Mi Raaz jest offline  
Stary 27-10-2016, 21:04   #47
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Freyvind

Gdy Freyvind wyszedł z dziennego letargu nie czuł pod sobą kołysania drakkara, co oznaczać mogło, że tak jak ustalono wpłynęli w dzień do miasta. Skald obawiał się tego, wymyślony plan dezinformacji mógł podziałać, a mimo to drobny szczegół mógł zaważyć o ich losie i to wtedy gdy byli całkowicie bezbronni. Podróże morskie dla aftergangerów były o wiele bardziej niebezpieczne niż ciągnięcie lądem.
Otworzył swą skrzynię i wyszedł rozglądając się.
Domostwo było przestronne i panował w nim spokój, wszystko szło nadspodziewanie łatwo. Zastanawiał się czy cieszyć się z tego, czy niepokoić.
- Bjarki - rzekł do sługi zbliżając się do niego. - Co to za hus?
- Najęlim, panie. Tutaj takie chaty dla przyjezdnych pobudowane. Można na krócej lub na dłużej się zatrzymać. Właścicielom się opowiada i płaci.
- Gdzie Chlo? Elin? Zbrojni z drakkaru? -
O Volunda nie pytał, zdążył przyzwyczaić się, że Pogrobiec najdłużej wychodził z dziennego snu.
Godi róg odstawił z miną nieco zawiedzioną, bo skończyło się wieczorne odpoczywanie:
- Ubba z ludźmi na zewnątrz. Namioty porozkładali. Chlo wieści poszła zbierać, a Elin niedawno też ruszyła by miasto poznać i słowa zasięgnąć. Mówiła, że wróci niedługo.
- Problemy jakowe z wpłynięciem były?
- Nie jeno straże mocno pilnują i jakby nie Halfdan to skrzynie by otwierać kazali. Poruszeni stróżujący byli. Jakeśmy w mieście stanęli, spokój.
- Trzeba nam nawiązać kontakt z Erykiem, jego sługa mówił,że jarl w mniej niż dzień może tu znad jeziora Tyra stanąć -
skald powiedział jakby bardziej do siebie myśli swe na głos wyrażając. - Przywiedź Ubbe Grim, ja nie mogę z husa wyjść.


Srebrnowłosy wkrótce wkroczył do chaty, wypełniając jej wnętrze pewnością siebie i godnością.
- Freyvindzie? - Skłonił się krótko skaldowi.
- Udało się - rzeczony skinął głową z uśmiechem i oparł dłoń o przedramię woja. - Dzięki niech będą Odynowi. Trzeba nam nawiązać kontakt z jarlem Erykiem z Tissø. Póki nie połączymy sił, nijak nam tu działać, bardziej pewne osiągnięcie celu gdy razem… - urwał i zaraz kontynuował patrząc na oblicze wojownika. - Być może trzeba będzie wypłynąć po niego, gdyby potrzeba taka była, z rankiem wyruszyć do Zelandii możecie?
- Możemy, jeno sami zostaniecie? Chronić was mamy. -
Ubba spojrzał na skalda z dumą w oczach.
- Taaaak - skald pokiwał głową. - Ale i mus nam zaufanych do Tissø wysłać. - Zastanowił się. - Ile na grupę co lądem iść miała z Varde przez Ribe i Jelling myślisz czekać nam przyjdzie?
- Jutro najpóźniej następnego dnia winni być w mieście, jeśli dotrą po zmroku.
- Dobrze. Obmyśl, czy posłańca jakoś nie da się posłać do jarla Eryka, a póki tamci nie przybędą jeno informacje zbierać będziemy. Weź kilku ludzi zmyślnych, którym nieobce sprzedawanie łupów i towar wystawcie by dalej grać kupców.
- Jako rzeczesz. Na teraz jakieś rozkazy?
- Weźcie srebra trochę, Bjarki wam niech wyda. -
Kiwnął głową słudze. - I zabawcie się, ale bez chlania na umór by w każdej chwili jak potrzeba będzie… - nie dokończył. - I nie wszyscy, co by hus bez obstawy nie został. Doświadczeni mi się zdajecie i takimi was widzę. Wiem, że potraficie pohulać, ale tak by gotowym być gdyby co do czego przyszło.
Ubba głową skinął.
- Dam rozkazy. - i ruszył by z godim rzecz omówić. A na ramię skalda mampa wskoczyła, wzbudzając śmiech Kariny, bo iskać włosy i brodę Freya poczęła drobnymi paluszkami.
- Żebym ja ciebie nie poiskał chwytnołapy szczurze… - mruknął choć z lekkim uśmiechem. Zoczył rozweseloną Karinę i zbliżył się ku niej. Nie miał nic do roboty i był uziemiony. Był znany w Danii, a w Aros był nie tak dawno. Znano go i wieść o tym, że przybył do miasta po zoczeniu go, rozeszłaby się pewnie szybko. Hus najęty przez Bjarkiego i Halfdana jawił mu się jeno większą skrzynią.
- Karino, myślałaś o tym o czym mówiliśmy przed wyjazdem z Ribe? - spytał gdy podszedł do Navarki.
- Mhmmm - mruknęła dziewczyna nieco gasząc rozbawienie. - U nas opowieści wiele - usiadła na ławie - mówią, że wilka łatwo poznać, bo dzikość w nim wielka i płodność aż bije. Pamiętam, że kobiety bały się niektóre, by dziecka-wilka nie urodzić podczas pełni. W pełni też ludzie domy barykadowali, bo podobno wtedy wilki najsilniejsze i najdziksze. - Karina spojrzała na Freya bacząc czy to co mówi pomocne, a afterganger uśmiechnął się i kiwnął głową.
Pogrążyli się w cichej rozmowie, choć większość jej zajmowały opowieści Navarki, skald czasem dopytywał o coś jeno, uściślał, komentował.
dziewczyna zdawała się mieć sporą wiedzę.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 27-10-2016, 21:24   #48
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Wszyscy


Na zewnątrz chaty niejaki raban się uczynił, łatwo słyszalny w husie. Skaldowych uczu nie umknął, a i Volund co właśnie wkroczył do głównej sali go posłyszał. Jorik zaś wypadł niemal jak z procy wystrzelon za Volundem.


Elin prowadząca czwórkę nowopoznanych, wstrzymana przez Ubbę i Halfdana była.
- Kto to? - Ubba rzucił spojrzenie na nadchodzących, szczególnie przyglądając się wilkiem wojownikowi.
- Ludzie jarla Tissø. - odparła spokojnie. - Odnaleźć go pragną, a ja pomoc zaoferowałam.
- Chwilę jeno. - Halfdan rzucił i ruszył do chaty, a Ubba pilnował by do chaty nikt nie ruszył jeszcze. Wchodząc smutny woj wzrokiem szukał skalda. - Freyvindzie. Elin ludzi z Tissø prowadzi. Wpuszczać?
- Z Tissø? - Afterganger aż się zerwał. - Wpuszczaj!
- Jako rzeczesz - Halfdan na pięcie się zawinął i drzwi do husu uchylił:
- Wchodźcie. - kiwnął ręką.


Elin do środka zaprosiła niezbyt wysoką dziewczynę o płomiennych włosach, w skóry otuloną. Kaptur wyprawiany wchodząc ściągnęła, rozglądając się po przybytku. Za nią kroczył mąż wielki co przedziwny kontrast czynił do kolejnego z przybyłych: niewielkiego wzrostem woja z wielkim młotem na ramieniu. Za nimi niczym cień postępował chudy aż żylasty kompan. Cała czwórka zatrzymała się przy progu obserwując skalda i krzątającą się służbę.
Volva natomiast spokojnie ku swym braciom krwi podeszła wiedziona jakby wewnętrzną potrzebą by przy nich się znaleźć.
Jorik koło jarla po jego prawicy stanął, prostując się na całą swą wysokość. Volund zaś z nieobecnym wyrazem twarzy nie dawał po sobie poznać, że gości zauważył.
- Radem was! - Skald ruszył ku nim, a na jego twarzy odmalowało się potwierdzenie tych słów. - Zatem jesteście już. Gdzie jarl Eryk?
- To Ingeborg. - Wskazała na rudowłosą - Vivi, Gunnar i Görgen - wskazywała po kolei mężów: niskiego, z tatuażem na twarzy i chudego, kościstego woja. - Po jarla nam ruszyć trzeba. Wzywa ją. - Odparła Elin ponownie wskazując kobietę. Wymieniani po kolei głowami kiwali na powitanie, słów volvy nie przerywając.
- Gdzie on? - powtórzył skald.
- Nie wiemy. - odparła Ingeborg. - Od trzech nocy śladu po nim nie ma, w tłumie zniknął... - przestąpiła z nogi na nogę. - Teraz jeno czuję, że iść ku niemu winnam. Elin pomóc obiecała ale… kim Tyś i Twój kompan?
- Pewnym być nie moge czy to jeno tęsknota czy… - skald wspomniał moc Agvindura wola jeno z oddali wzywającego śmiertelnych. - Mocą krwi wzywać cię do siebie może, wtedy nie wiedząc nawet gdzie jest, trafisz doń niechybnie. Jam jest Freyvind, syn Lennarta z Roskilde, a przez krew syn Eyjolfa, syna Canarla, a to Volund Pogrobcem zwany. - Zmarszczył brwi i spojrzał lekko zaskoczonym wzrokiem na volvę. - Jak to jednak możliwe, że od trzech dni nie wiecie gdzie jest?
Dziewczyna jakby z ulgą odetchnęła, lecz wzrok na chwilę odruchowo odwróciła.
- Jarl chciał miasto pomóc zabezpieczyć, ruszylim jak tylko posłaniec Agvindura odjechał. Erik… - zagryzła wargę - Erik do miasta nocą wejść chciał. Gdy bramę otwarto straże atakować poczęli, tłum ogarnął. Nim się obejrzelim, już go nie było. - widać było, że wiele pominęła chociaż uczucie paniki na twarzy gdy mówiła u zniknięciu Erika szczerym było. - A potem jak kamień w wodę. Od zmysłów odchodzim miasto przeszukując.
- Posłaniec… - Frey uderzył pięścią w otwartą dłoń. - Nie miał szans zdążyć z Ribe by was wstrzymać. Niech to Hel! - zaklął. - Może potrzebować pomocy, ale może i porwali go. Idąc ku niemu za zewem Ingeborg - mówiąc to patrzył na volvę - możemy iść mu na pomoc, albo w pułapkę.
- Dlatego pierw po Was poszłam. I mogę spróbować ujrzeć co go otacza, by sprawdzić czy jest przetrzymywany. - Do Ingeborg się zwróciła. - Jeśliś nie masz przedmiotu krew Twa pomóc może. - Rzekła spokojnie.
- Nie mam przedmiotu - pokręciła głową - A krew dać mogę. - ruszyła ku volvie kurtę zrzucając i rękaw podciągając.
Wiedząca głową skinęła i rudowłosą do drugiej izby poprowadziła, by potrzebny jej spokój sobie zapewnić. Kości wyciągnęła, po czym dłoń Ingeborg lekko nacięła upuszczając jej krew na runy i językiem po ranie pociągając, by ją zasklepić.
- Myśl o nim, Ingeborg. - Rzekła biorąc kości do rąk i zaczynając zaklęcia mamrotać.
- Féar si-ns,
er fengit hefr,
skyli-t maðr þörf þola;
oft sparir leiðum,
þats hefr ljúfum hugat;
margt gengr verr en varir.

Jak i w wizjach o Leiknarze nawiedzających ją, porwana została w widzenie. Niezbyt mocno, stopniowo.
Ujrzała nagiego męża wśród chat, kroczącego jak pijany. Dłonią chałup się wstrzymywał by iść przed siebie. Wokół ciemność rozjaśniana odległym światłem jeno poblask rzucała na jego postać. Wyraz niepewności wymalowany na twarzy jarla był.
- Sam jest… gdzieś z dala od centrum, słaby. - Rzekła zamrugawszy i powstała, by do reszty dołączyć.
- Jarl gdzieś pośród chat daleko od świateł centrum. Sam jest, iść próbuje lecz słabym się zdaje. - Ingeborg na te słowa poderwała się by kurtę złapać - Raczej nie pułapka, Freyvindzie.
- Nie ma na co czekać. Idziemy po niego. Bajrki! Płaszcze dwa z kapturami załatw i to na jednej nodze! - Frey ożywił się, miał powód by opuścić klatkę, jaka tworzył najęty hus.
Karina się wmieszała:
- Płaszcze w skrzyni mamy, jeno niezbyt ciemne. - ruszyła by wyciągnąć pakunki z odzieżą.
- Ja też iść mogę? - Jorik dopytywał się skalda.
Czwórka ludzi Erika z nogi na nogę przestępowała ze wstrzymywanej niecierpliwości.
- A czemu nie, pod warunkiem, że obiecasz. Jakby co złego się działo to czmychniesz tu zamiast bohatera zgrywać. - Frey uśmiechnął się lekko odpowiadając chłopakowi.
- Słowo - Jorik rzucił i smyknął po swój hełm, kurtę i miecz. Gotów był nim Navarrka wygrzebała opończe:
- O… tu… - podała dwa proste brązowawe płaszcze - Zdadzą się?
- Zdadzą. Ty nicponiu - Frey od Kariny zwrócił sie ku Jorikowi - to żelastwo masz zostawić nim skończę mówić, a Ty Volundzie? - Podał mu płaszcz. - Z nami idziesz? Jak tak… kto widział Twa twarz, w życiu nie zapomni. To Aros, wielu takich co rozpoznać Cie może - powiedział wyciagając jeden z płaszczy i zerkając na chłopaka.
Jorik wyglądał na tak niepocieszonego, że Karina śmiech zdusić musiała.
- Ale to bez broni iść mam? - nadął się lekko i nadąsał, posłusznie jednak odstawiając i miecz i hełm.
Skald nie skomentował.
Volund głową pokręcił:
- Zostanę, ktoś pilnować chaty musi. Lepiej uwagi na się nie zwracać zbytnio.
- Kiedyście gotowi… - rzuciła Ingeborg znacząco, dyskretnie ich pospieszając. Niecierpliwa była by ruszyć na poszukiwania Erika.
- Przyprowadź Inge z naszych ludzi takiego co posturą do Eryka zda ci się podobny.
- Ingeborg, nie Inge - fuknęła ruda odwracając się na pięcie by wyjść z husu.
- Weźmiemy kogoś i ubierzemy w płaszcz. Nowi tu jesteśmy, pod obserwacja być możemy. Z Erykiem wróci nas tylu ilu wyszło. -wytłumaczył Elin, i towarzyszom Ingeborg.
- Ten się nada - dziewczyna wprowadziła do chaty jednego z ludzi Ubby niczym szczególnym się nie wyróżniającego.
- Zda na co? - dopytał nieco zdziwiony wojownik, spoglądając podejrzliwie to na rudzielca to na resztę zebranych.
Frey podał mu płaszcz przeznaczony dla Volunda.
- Odziej się w to, kaptur załóż. Z nami pójdziesz sprawę jedną na mieście załatwić.
Volva przyglądała się przygotowaniom spokojnie czekając aż będą mogli ruszyć. Gangrel stojący obok również słowem się nie odzywał, tocząc nieobecnym spojrzeniem i rozsiewając aurę mrocznej nieobecności. Każdą chwilę wydawał się tak odległy, jak gdyby w tej samej chwili zupełnie gdzie indziej naprawdę był...
- O jaką sprawę chodzi? - zakładał płaszcz wciąż wypytując - Broń jaką brać?
- Żadnej - mruknął żałośnie Jorik.
- Ty weź, bo nie wracasz z nami od razu. - Skald uśmiechnął się lekko. - Zbieraj się, po drodze opowiem o co chodzi.
Jorik prychnął cicho pod nosem ruszając za Freyvindem, mamrotał cicho coś również co brzmiało jak marudzenie podobne do przekomarzania się z Kariną.
Ingeborg raz jeszcze potoczyła spojrzeniem po gotowej drużynie i ruszyła przez próg.


***


Miasto, które dzięki swej wielkości pozwalało im zachować anonimowość i ukryć obecność, okazało się nieco mniej przyjazne gdy przyszło do poszukiwań.
Liczne uliczki tworzyły plątaninę, poprzetykaną chałupami o różnych wielkościach, niewielkie chatki-ziemianki wyrastały znienacka, gdy Ingeborg szukała najkrótszego sposobu na dostanie się do swego jarla. Im dalej krążyli, tym mniej ludzi i hałasu było. Straże gęsto patrolujące zewnętrzne palisady zostawały za nimi, a takoż i odgłosy ludzkiego istnienia. Zanurzali się w ciszę i gęstniejący mrok, nie rozjaśniany ogniskami lecz chłodnym światłem gwiazd.
Ludzie Erika czujnie rozglądali się przez ramię, pochyleni idąc nieco, jakby spodziewając się ataku z każdej strony i o każdym czasie. Szli też dość blisko siebie, starając się tyły dziewczyny osłaniać.
Z razu kroku wstrzymali, gdy dobiegł ich hałas z naprzeciwka. Odruchowo, bez pomyślunku, Ingeborg i trzej wojowie za róg z jednej chat się skryli, bezgłośnie zachęcając do tego samego i resztę ratowników.
Elin zmysły swoje wzmocniła, by spróbować wychwycić jak najwięcej z hałasu i również za chatę się skryła zdając się na swój słuch przede wszystkim. Skald z początku nie miał takiego zamiaru nie widząc powodu aby kryć się na zwykłe wyjście kogoś z langhusa, jednak widząc, że wszyscy odruchowo przylgnęli do ściany budynku, sam skierował Jorika tam również i sam do reszty dołączył.
Dwóch chłopów wyszło z chaty. Jeden skierował się ku jej tyłom i po chwili volva usłyszeć mogła ciche stękniecie ulgi, gdy pęcherz swój opróżniał. Kompan jego lekko się zataczając i mrucząc coś do siebie przeszedł mimo kryjących się w mroku. Vivi głową pokręcił jeno z miną wskazującą co myśli o tym całym chowaniu.
Volva uśmiechnęła się leciutko i wyszła spokojnie na ulicę rozglądając się uważnie i próbując z daleka coś usłyszeć.


- Powinien być gdzieś niedaleko. - mruknęła zezłoszczona dziewczyna powoli ruszając dalej naprzód.
Wszyscy poczęli za nią kroczyć, Jorik jak cień od skalda się nie odklejając.
Elin krok miała zrobić by do nich dołączyć, gdy na palisadzie kątem oka coś zoczyła. Jej intuicja i bogów natchnienie nakazały wzrokiem pociągnąć za punktem, który jej uwagę zwrócił.
Była pewna, że ruch to był, ktoś lub coś w cieniu się przesuwał. Jednak, gdy w ciemność się wpatrywała dojrzeć nikogo nie zdołała.
Jej grupa oddalać się poczęła, gdy volva z głową zadartą w górę wpijała spojrzenie w mrok.
Skald zbliżył się do volvy kładąc jej rękę na ramieniu. Patrzył na nią zdziwiony odruchowo spoglądając w miejsce w które sie wpatrywała.
- Na palisadzie coś ujrzałam. - Odrzekła cicho by swych uszu nie ranić. - Jakby ktoś się tam poruszał w cieniu i zdołał skryć potem przed mym wzrokiem.
Skald wpatrywał się jeszcze przez moment, po czym widząc, że to bezcelowe ścisnął lekko ramie Elin sugerując tym odejście.
- Ostrożnymi być musimy. Tu krąży coś co… Einar.
Skinęła głową i za nim ruszyła choć starała się ciągle uważnie okolice obserwować zaniepokojona dziwnym ruchem.
Czujny słuch Elin wyłapywał pochrapywania ludzkie i zwierzęce w okolicy. Kroki drużyny wyraźnie tupały po drewnianych kładkach ulic rozbrzmiewając w jej głowie i wypełniając myśli. Na to nakładały się mocne i szybkie bicia serc idących obok śmiertelników. Wzrok pomagał rozpoznawać drogę w ciemnościach zamieniając ją na niejaką szarówkę.
- Jest niedaleko - podekscytowana Ingeborg kroku jeszcze przyspieszyła. Vivi z Gunnarem jednak wciąż w tył się obracali jakby czegoś się obawiając. Dziewczyna przestała się kontrolować i kroki jej załomotały na drewnianych klepkach.
Volvie kroki towarzyszących jej osób odczuwała niczym uderzenia młotem w głowie i znacznie utrudniało koncentrację na pozostałych dźwiękach. Hałas jaki bieg rudowłosej wywołała zmusił ją do natychmiastowego powrotu do normalnych zmysłów. Stanęła na chwilę głową potrząsając, próbując huku z uszu się pozbyć.

Skręcili za róg wychodząc zza większej chaty przed sobą mając porozrzucane rzadziej chałupy co bardziej szałasy przypominały. Między nimi zagród nie było, jeno wydeptana ziemia. Czuć tutaj było zwierzętami - mocniej niż gdzie indziej. Ale i starą żywnością czy sianem złożonym na zimę.
Wyszli wprost na czas gdy jarl nagusieńki, ściany rozwalającej się chaty trzymający o pomoc człeka prosił.
- Chyba ktoś mnie otruł. Pomóż. Podejdź bliżej - rozbrzmiało w powietrzu. Rudowłosa zatrzymała się jak wryta zdumienie na twarzy mając i zmieszanie. Zamrugała szybko i skaldowi wskazała jeno dłonią bladego męża z czarną dziurą na plecach, która nie zasklepiona a spękana się zdawała.
Elin brwi zmarszczyła widząc jarla w dość niecodziennej sytuacji i uznała iż bliżej podchodzić nie będzie by dumy mężczyzny nie urazić. Wróciła za to ponownie do rozglądania się po okolicy, choć zmysłów swych na razie nie zmuszała do cięższej pracy.
- Panie? - zdumiony głos Ingeborg dobiegł uszu Erika zza jego pleców. Gdy ten odwrócił się dojrzał czwórkę swych ludzi z Gunnarem górującym nad nimi. Obok stało dwóch mężów, a obaj średniego wzrostu i nienazbyt tęgiej postury byli opatuleni w płaszcze jeszcze bardziej kryjące ich sylwetki. Kaptury twarze ich skrywały. Obok wyrostek bodaj czternastoletni, blondwłosy niepozorny chłopak przyglądający sie ciekawie wszystkiemu, Erykowi zaś w szczególności. W niewielkiej odległości od reszty jasnowłosa, smukła niewiasta w ciemnoniebieskiej sukni stała i uważnie okolicę lustrowała. Jeśli dłużej wzrok na niej jarl zawiesił mógł dostrzec opaskę jedno oko skrywającą. Pierwszym co ujrzeli były plecy, chude, lecz poznaczone równomiernie bliznami. I to nie bliznami nabytymi w walce. Prawie cała ich powierzchnia była pokryta runami składającymi się w różne słowa. Kończyły się wraz z linią pośladków. Męzczyzna stał chilę odwrócony przyciskając się do innego człowieka. W pierwszej chwili zdawaćby się mogło, że ich ciała są splecione w miłosnym uścisku, jednak co sprawniejszy obserwator mógł zaobserwować, iż ciało drugiego mężczyzny jest wiotkie, jakby był nieprzytomny. Afterganger odwrócił się w stronę przybyszy. Ukazując swe nagie ciało. Wyglądał na młodzieńca może dwudziesto letniego. Może dwudziestopięcioletniego? Trudno to było w ciemności określić. Broda jego z pewnością nie była imponująca. Włosy krótkie, teraz mokre opadały nieco na grzywkę. Jego ciało z pewnością nie było atletycznej budowy, jednak również na klatce piersiowej i ramionach było widać kolejne runy.
- Ingeborg, Gunnar dobrze widzieć was zdrowych.
Wybrany przez Ingeborg mężczyzna ruszył ku nagiemu aftergangerowi, jednak Ingeborg wstrzymała ruch jego. Płaszcz jego zabrała i sama ruszyła ku Erikowi.
- Co się stało? - szepnęła gdy stała już blisko - To Freyvind i Elin. - rzekła nieco głośniej jednak nie tak by ciszę zmącić do cna.
- Kretynka - wycedził skald patrząc na płomiennowłosą. - Czas będzie porozmawiać. W husie - zwrócił się do Eryka. - Pójdź z nami.
Eryk założył płaszcz darowany przez kobietę. Szepnął tylko do Ingeborg:
- Ten Freyvind? - potwierdziła leciutkim skinieniem, gdy Erik ruszył w ich stronę. Za nim twarzą w błoto opadł mężczyzna, którego wcześniej zdawał się przytrzymywać afterganger.
Volva skłoniła głowę na powitanie, gdy do niej podeszli. Jarl mógł dostrzec, że młodziutką się zdawała, błękitne oko omijało jego sylwetkę, by nie przypominać o braku jego odzienia.
Skald warknął coś najwidoczniej wkurzony, po czym pochylił się ku zbrojnemu z drakkaru.
- Dołącz do tych z was, co poszli w miasto przyjemności zaznać. Z nimi wrócisz.
Woj z Varde skinął głową służbiście i ruszył by rozkaz czy może zalecenie spełnić.
- Skoro dotarliście już tutaj, to musiało minąć kilka nocy. Ile? - choć wzrokiem wodził po nowopoznanych, to pytanie kierował do rudowłosej.
- Trzecia odkąd zniknąłeś… - Ingeborg wyglądała na mocno zaniepokojoną. Szukała spojrzeniem po twarzy Erika.
- A co się stało? Ustaliliście co stało się z Einarem? - to pytanie Erik kierował już do Jarla Bezdroży, z którego gardła wydobyło się coś między wściekłym warkotem, jękiem bezsilności i kolejną porcją już mnogich “kretynów”. Odwrócił się i ruszył w kierunku domostwa najętego przy porcie.
- Pomówimy na miejscu. - Odrzekła zamiast brata Elin i za nim podążyła zastanawiając się ile ten jeszcze zdoła być cierpliwym.
Jarl zaśmiał się pod nosem i ruszył za pozostałymi. Wszystko wskazywało na to, że czekała go ciężka noc. Być może cięższa niż ostatnia jaką pamiętał. Ingeborg trzymała się go blisko, jak psiak co pana swego odnalazł i z oka spuścić nie chciał. Jorik zaś podbiegał co chwilę by kroku Freyvindowi dotrzymać.
Volva dostrzegłszy, iż Frevind nie do końca drogi jest pewien prowadzenie przejęła kierunek wskazując. Znów też okolicę wzrokiem przeczesywała.
Nie była pewna czy brak jakichkolwiek przeszkód dobrą czy złą wieścią był. Jej nastrój wciąż zburzon był po pobudce i słowach słyszanych bez ustanku we śnie. Obecna sytuacja zachowaniu spokoju nie sprzyjała.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 27-10-2016, 21:58   #49
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Volund (wcześniej, tej samej nocy)


Chłopak wpatrywał się pomimo nikłego światła, gdy przepiękne oblicze jak lodowiec topniejący się zmieniało. Jakiekolwiek sny umarłego, jakiekolwiek widziadła aftergangera, cokolwiek niebijącym sercem było w stanie poruszyć dość by maskę tę znamieniem czegoś człowieczego rzeźbić…
...tajemnicą Pogrobca jeno było.
I wtem oblicze ściągnęło się znów gładkie. Pod szczęką widać było wzdłuż szyi biegnące czarne nici żył. Zanurzone w cieniu oczodoły, jak sadzawki ciemnością wypełnione zajarzyły z wolna kolorem jaki miały tylko krew, gorejący płomień albo Słońce na ostatnią chwilę nim zajdzie.
Na zaciekawienie Jorika, jedno i drugie odpowiedziało zaciekawieniem, acz zdecydowanie mniej w nich było ekscytacji, a więcej… znużenia. Chwilę Volund milczał.
- ...czyś ujrzał co przyszłeś obaczyć? - zadał ciche na tle nawet krzątaniny Kariny pytanie.
- Czemu później oczy otwierasz od innych? - zapytał ciekawie chłopak.
- Nie wiem, młody woju. Może dlatego żem bliżej z umieraniem związany. - Volund chciał już podnieść się do pozycji siedzącej, lecz rozmyślił gdy już sękate palce wysunął na brzeg skrzyni i zamiast tego zadał pytanie: - Jak myślisz, dlaczego zowią mnie Pogrobcem?
- Bo innych grzebiesz, ze zmarłymi się trzymasz - odrzekł młodzieniec bez wahania wciąz wzroku nie spuszczając. Usiadł wygodniej na skrzyni Freyvinda i palce wyłamywać począł. - Myślałem, że wyście odporni na choroby, nieśmiertelni - ciekawość w głosie nie ustawała.
- Inna moja choroba niż jakiegokolwiek śmiertelnego… i śmiertelnych przypadłości już nie groźne. - w końcu usiadł w skrzyni, opierając ramiona na jej brzegach. Rozejrzał się, po magazynie na chłopaka nie patrząc.
- Ty zaś wieszli żem bliższy umarłym jak żywym, lecz na mnie we śnie baczysz, nie na jarla swego…?
Jorik ramionami wzruszył:
- Ciekawym. To źle? I jak inna choroba? To nieśmiertelni choroby mają inne? Czemu? - zasypywał pytaniami swymi.
- Ciekawyś. - parsknął Volund, lecz wnet powagę miałznowu - Dobrze to. Najsetniej. Jeno jedno widzieć… co innego wiedzieć. A czy choroba to, skaza, czy coś jeszcze innego volvę spytać musisz… ja wiem jeno, iż z bestii wynaturzonej piłem posokę jak najsłodszy miód, ażem był nią pijany, aż żyły me paliła. - spojrzał z półprzymkniętymi powiekami przed siebie, wstając - Wiemli teraz jak postąpić, gdyby kiedykolwiek znów tak było. - i przestąpił przez próg skrzyni, chcąc wkroczyć do izby i ze starszymi od Jorika pomówić.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 27-10-2016 o 22:03.
-2- jest offline  
Stary 27-10-2016, 21:59   #50
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Chata wuja Freya


Podążając za Elin wskazaniami dotarli do chaty najętej.
Volva zaś zadowoloną być mogła bo wzór uliczek rozpracować zumiała - przynajmniej tej części Aros. Ciekawość budzić mogło w niej czy pozostałe są budowane na podobnym planie.
W obozowisku mniej ludzi się kręciło, wśród nich Ubba i Halfdan. Wojowie widząc nadchodzących z mroku nie czynili ruchów gwałtownych, jednak ci, co spostrzegawczy byli zoczyli, że gotowi byli by atak możliwy odpierać.
W chacie zaś Volund, Bjarki, Karina i Chlo byli z ciemnoskórym niewolnikiem, który włosy Franki rozczesywał.

Dopiero teraz skald kaptur zdjął a wraz z nim z płaszcza się wysupłał rzucając go w kąt. Na oko mógł być niewiele, może kilka lat starszym od jarla Tissø, ale wszak obaj aftergangerami byli i wiek z oblicza oceniony zdradliwym musiał być. Dość długie bo lekko niżej ramion sięgające, jasno brązowe włosy były zmierzwione i utrzymane w lekkim nieładzie, a krótka broda dopełniała owalnej, przyjemnej dla oka twarzy. Odziany był dostatnio w tym w kolczugę sięgającą półuda. Wzrok swój wpił w Eryka a choć lekkie zmarszczki w kącikach oczu powstałe jeszcze za życia wskazywały skorość do uśmiechu i pozytywne do życia nastawienie, to teraz wzrok miał zły.
- Freyvind syn Lennarta z Roskilde, przez krew syn Eyjolfa i brat Agvindura. Przysłał nas on tu jako i Ciebie. W tym samym zdaje się celu - odezwał się w końcu, głos zaś miał przepełniony czymś co urzekało, zwracało uwagę, nie pozwalało o sobie szybko zapomnieć.
Volva u boku skalda prosto stała, pan na Tissø mógł teraz dostrzec, że złote włosy w nieładzie kompletnym były, a strój bogato zdobiony haftami miała i biżuterią obwieszona jej szyja była. Nie odzywała się, gdyż przedstawiona już została jeno na męża patrzyła uważnie.

Erik od wejścia do chaty bacznie obserwował. Przysiadł na pierwszym drewnianym stołku, który udało mu się znaleźć. Uśmiechnął się do Chlo niemal mimowolnie. Po chwili pokłonił się.
- Sam tu przybyłem. Nikt mnie nie przysłał. Jeno o pomoc poproszon zostałem. Erik Slangenson, jarl na jeziorze Tyra. Nie jestem nic winien mym rodzicom, czy dziadom, toteż nie widzę powodu by pamięć ich tu przywoływać - młodzieniec zdawał się być arogancki w swojej wypowiedzi.
Nim jednak mówić skończył wzrok jego na wysokim, milczącym mężczyźnie o obliczu, które sprawiło, że wszystko wokół istnieć przestało. Pełne spokoju spojrzenie wyzierało spod ciemnych brwi i rzęs okalających ciemnobrązowe źrenice. Łuk warg, prostota nosa, wysokie sklepienia policzków nadawały tej postaci szlachetności tak niespotykanej, że wywoływała odruchowe westchnienia, zapadała w pamięć na wieki. Jarl patrzył z uwagą. W pierwszej chwili myślał, że to majak wywołany trucizną, później zaś mimowolnie rozchylił usta. Wciągnął powietrze jakby chcąc poczuć zapach pomieszczenia, jakby chcąc by na język opadł kurz stąd właśnie. Chcąc jak najwięcej zapamiętać z tego cudnego spotkania. Nie miało znaczenia to co mówił, to po co przybył. Ani też to, że był otoczony przez innych takich jak on. W końcu zamknął usta i pochwycił swój nos między palec wskazujący i kciuk. Zamknął oczy i czekał. Jakby sen, który trwał miał się rozwiać.
Pogrobiec zdawał się wcale nie poruszony tym. Wzrok jego jak gdyby na raz na Eryku i na innym świecie jakimś spoczywał, widział go, ale patrzył na coś… na kogoś może innego. Przepiękne oblicze niosło nieludzką obojętność, albowiem inaczej jak mogłoby być tak nieludzkie? Skinął rodzeństwu swemu przez krew:
- Bez porażki. Rad jestem, że tak prędkoście wrócili. I ja wnet... powrócę. - i z tymi słowy narzucił płaszcz co dlań jeszcze Chlo znalazła i jedną ręką kaptur zaciągając chatę opuścił.
Franka się roześmiała i jej śmiech perlisty przeszył powietrze. Zwinnym ruchem do Freyvinda podeszła wsuwając się pod ramię:
- Nie uprzedziłeś gościa, panie? - uśmiech w oczach miała gdy rozbawiona spoglądała w górę na skalda to na jarla Tissø, co rażony siedział bez ruchu. Ingeborg za to co przy Eriku się pochylała złym spojrzeniem we Frankę cisnęła.
Skald uśmiechnął się podchodząc do Chlo.
- Uprzedzać nie było czasu. - Wplótł rękę w jej włosy. - dowiedziałaś się czegoś na mieście?
Dziewczyna zamruczała cicho i powieki nieco przymknęła pod dotykiem Freyvinda. Skinęła głową i w oczy zaglądnęła. Najwyraźniej na osobności słowo zamienić chciała. Wtulona w bok aftergangera ciepłem niemal parzyła.
Elin tymczasem do Kariny się zwróciła cicho.
- Znajdź, proszę jakiś przyodziewek dla jarla… Lepiej się z pewnością wtedy poczuje.
- Od Bjarkiego wziąć na opłaty? - spytała dziewczyna ostrożnie obchodząc nowo przybyłego, łuk daleki zataczając przy tym.
Gdy usłyszał coś na swój temat Erik się ożywił.
- Dawnoście przybyli do Aros? Co wiecie o lokalnym jarlu? - choć mówił spokojnie, to nadal nie patrzył na nikogo. Dziwny piskotliwo-ćwierkający dźwięk posłyszał za sobą. Na jego ramię wskoczyła mampka, ciekawska i wszędobylska. Jorik począł ją nawoływać cicho:
- No chodźże tu, zołzo jedna… - machał dłonią rozpaczliwie, trzymając owoc - przysmak zwierzaka. Znęcona zapachem egzotyczna zabaweczka skoczyła w stronę Jorika mocno odbijając się od ramienia Eryka. Ten zdawał się jednak jej nie zauważyć, lub ignorować. Być może to przez otępienie wywołane ranami.

Volva głową skinęła Karinie i do pana na Tissø ponownie się zwróciła.
- Dzisiaj dopierom wpłynęli. Wiemy jeno, że zaginął. - Odpowiedziała na jego pytanie widząc, iż brat Chlo się zainteresował.
Jarl tym razem spojrzał na Ingeborg.
- Gdzie nasz statek? Tam mam jeszcze jakieś odzienie. I trochę kosztowności.
- Zacumowany w zatoce -
rzucił Gunnar po raz pierwszy się odzywając. Przepuścił też wychodzącą Karinę.
- Chlo na przeszpiegi poszła. Nim wieści i to czego dowiedziała się powie, dwa słowa na osobności zamienić musimy. - powiedział Frey zastanawiając się co blondynka utrafiła, że przy wszystkich mówić nie chce.
- Co się stało, gdy tu przybyliście? Pamiętacie? - Volva jarla zapytała.
- Taa - powiedział niby od nie chcenia jarl. Tak naprawdę zależało mu na tym, żeby nikt z jego podwładnych przypadkiem się nie odezwał. Frey tymczasem Bjarkiemu głową kiwnął i wskazał dyskretnym ruchem Erika, sugerując, że potem ogromny Duńczyk mu opowieść jarla powtórzy. By nie tracić czasu wraz z Franką do izdebki się udał.
- Po moim przybyciu nie okazano mi należnego szacunku. Odmówiono wejścia do miasta. Gdy poprosiłem ponownie to nas zaatakowano.
Elin pokiwała powoli głową.
- I dopiero po trzech dniach żeście się zbudzili… - Stwierdziła z namysłem. Nie mając pojęcia co o tym sądzić. Jeśli wpadłby w letarg z powodu odniesionych ran, to sam tak po prostu by z niego nie wyszedł. - Spragnieni jesteście?
Jarl jeno pokiwał głową. Nie był w prawdzie spragniony, jednak wiedział, że wiele krwi mu braknie. Tym bardziej, że przybycie towarzyszy przerwało mu pożywianie
- Swą krew oferujesz pani? - w głosie aftergangera było coś takiego, co kazało myśleć Elin, że jest nią zainteresowany. W dodatku patrzył się wprost w jej oko wyzywająco i uśmiechał się.
Volva zamrugała zdziwiona i uśmiechnęła się delikatnie.
- Zapewniam Was panie, iż mojej krwi nie chcecie spróbować. - Odparła spokojnie.
Wstał z miejsca które zajmował i ruszył w jej stronę. Nie przejmując się w cale tym, że płaszcz rozsuwał się z każdym krokiem. W końcu jednak stanął tuż przed volvą. Spojrzał w jej oko i wyciągnął dłoń do jej twarzy.
- Jednooka. Dziecię Lokiego. Męczyli cię pewno za młodu - stwierdzał bardziej niż pytał. Dłoń zaś złożył na jej policzku i kciukiem delikatnie potarł

Strach przez chwile przemknął po jej twarzy, gdy wspomniał imię Pana Ognia ale rękę jego strąciła odsuwając się.
- Radzę znaleźć sobie człowieka do zaspokojenia Twego głodu, panie. - Uśmiechnęła się kły pokazując.
I on się uśmiechnął.
- Czyżbyś nie zaznała nigdy przyjemności pocałunku aftergangera? A może wspomnienie Lokiego wywołało w Tobie złe wspomnienia. Racz więc wybaczyć. W sumie gdyby mnie wyrzucono, że łączy mnie coś ze sternikiem okrętu z paznokci, to też pewnie zareagowałbym złością - pokłonił się grzecznie i zrobił krok w tył pozwalając volvie na odzyskanie nieco przestrzeni osobistej
Zaśmiała się krótko ale uważnie go teraz obserwowała.
- Powiedzmy, że nie wszystkim pozwalam zakosztować mojej krwi. - Odparła spokojnie z żalem nie znajdując żadnego ze swych braci obok. Podświadomie potrzebowała ich wsparcia - I tym razem mimo uszu puszczę uwagę o Panie Kłamstwa. Zmęczeni jesteście.
- Rannym jest - podążał za nią wzrokiem. W końcu ruszył chwiejnym krokiem w jej stronę.
- A może to ty pani, krwi aftergangera zakosztować pragniesz? - rzekł do jednookiej.
- Chorzy jesteście… - Odparła na to nagle Elin marszcząc brwi i dłoń do jego czoła przykładając by zetrzeć krwi kropelki i móc je powąchać. - Krew masz obcą… - Rzekła po chwili wracając spojrzeniem do pana na Tissø. - Może to to słabość powoduje… - Zerknęła na berserkera na chwilę jakby się nad czymś zastanawiając. - Z kogo ostatnio piliście?
Oczy wampira zwęziły się. W jego umyśle zaczynały składać się pewne fakty. Jednak więcej w nich dziur było, niż materii która mogła pozwolić na rozwiązanie sprawy.
- Nie był łaskaw imienia zdradzić. Ale raczej nie o tego człowieka ci idzie.
Pokiwała powoli głową rozcierając krew w ręce.
- Muszę to sprawdzić… - Zerknęła na wejście do drugiej izdebki zastanawiając się kiedy Freyvind i Chlo wrócą.
Erik wrócił na niski drewniany zydel, na którym rozsiadł się wygodnie, po czym osłonił swe ciało płaszczem.
- Czy wszyscy nasi ludzie są w mieście? - pytanie rzucił do Gunnara. - Czy pokazał się już Szeptacz?
- Część ludzi na statku siedzi, część w mieści. Ulf wieści zbiera. - odparł wielki wytatuowany wiking. Do chaty Karina weszła na powrót niosąc zawiniątko. Podała je volvie sama nieco za plecami zebranych przemykając i koło Jorika poza wzrokiem ciekawskich usiadła.
Wiedząca niechętnie do pana na Tissø podeszła i ubranie mu podała.
- Nim do swych rzeczy dotrzesz. - Odrzekła podając mu zawiniątko i odsuwając się lekko ponownie.
Gdy tylko podała mu pakunek, to na moment jego dłoń o jej dłoń się otarła. Znów spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się serdecznie.
- Dziękuję - rzekł i ukłonił się z szacunkiem. W końcu wstał i ruszył do rogu pomieszczenia.
- Gunnar, chodźże tu, osłoń mnie.
Gdy wytatuowany brodacz przytrzymywał płaszcz Erik z Tissø zakładał podarowane ubrania
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172