Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2016, 23:45   #3
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Nie potrzebował budzika, by przerwać swój sen o wyczekiwanej porze. Jego mózg zdawał się być zaprogramowany do tego typu procedury. Jakby nieustannie odmierzał czas, gdzieś tam głęboko w podświadomości. Czy zawsze tak było? Cóż, z pewnością od niepamiętnych czasów.

Ocknął się, kiedy jeszcze było ciemno. Jak każdego dnia otworzył oczy, by spojrzeć na okno schowane za zaciągniętą żaluzją. Mdłe światło lamp ulicznych bezskutecznie próbowało przebrnąć przez tę zaporę i przeszkodzić w jego spoczynku. Tyle, że już nie spał.
Jak każdego poranka obudził się sam w dużym łożu, a czerwone diody LED na wyświetlaczu zegara postawionego na skromnym stoliku, bezgłośnie zapoznawały mężczyznę z aktualną godziną. Było bardzo wcześnie. Zawsze było bardzo wcześnie.

Jasne, żółte światło rozbłysło w pokoju, jak wybuch granatu błyskowo-hukowego. Sharif zmrużył oczy i odrzucił od siebie kołdrę, spuszczając stopy na podłogę wyłożoną ciemnymi panelami i przysiadając na skraju łóżka. Potarł zaspaną twarz i oparł łokcie o kolana. Usilnie próbował wyzbyć się resztek snu i doprowadzić do porządku skołatane myśli. Przetarł dłonią łysinę i poklepał się parę razy po brodatym policzku. Wstał.

Był w samych bokserkach. Taki roznegliż sprawił, że jego ciało szybko wyzbyło się większości sekretów.
Wywodzący się z Iraku Sharif Khalid był dwudziestoparoletnim, szczupłym mężczyzną o - jeśli nie wysportowanej - to przynajmniej dobrze zadbanej sylwetce. Miał wyraźnie śniadą cerę i bliskowschodnie rysy twarzy. Wysoki, sięgający niemal dwóch metrów. Mało mówić, że nie trudno było go znaleźć atrakcyjnym.
A jednak na tym prawie idealnym ciele można było znaleźć kilka skaz. Zaczynając od najdrobniejszych, czyli małym rozcięciu na prawym łuku brwiowym, który odznaczał się brakiem włosków w tamtym miejscu, po zabliźnioną ranę postrzałową na brzuchu z lewej strony, na paskudnej, podłużnej szramie umiejscowionej na wewnętrznej stronie prawego przedramienia kończąc.

Sharif ospale przebrnął na drugi koniec sypialni i sięgnął do rowerka stacjonarnego, zabierając z niego czarne, dresowe spodnie, w które też zaraz wskoczył. Następnie poczłapał do okna i pociągnął za przymocowany do żaluzji sznurek. Irakijczyk dostrzegł przejeżdżający pod budynkiem kamienicy samochód, a następnie usłyszał ujadanie psa. Okolica powoli budziła się do życia. Już za chwilę półmrok panujący na ulicach miał zostać rozgromiony przez wschodzące słońce, by mieszkańcy Portland mogli cieszyć się kolejnym dniem. Wciąż jednak pozostawało trochę czasu do tego wydarzenia. Czasu, który Sharif musiał wykorzystać.

Mężczyzna odszedł od okna i skierował się do dużej, dębowej szafy, stylizowanej na zamierzchłe czasy. Schylił się obok niej i wyciągnął postawiony pionowo rulon. Przez chwilę ważył go w dłoniach. Zaraz jednak odszedł kawałek i znalazł puste miejsce na środku pokoju, na którym rozłożył zawiniątko.


Sadżdżada miękko rozwinęła się na podłodze. Sharif przez chwilę okręcał dywanikiem po panelach, jak igła szukająca północnego bieguna w kompasie. Niektórzy mówią, że Muzułmanie czują podświadomie, w którym kierunku od miejsca, gdzie stoją, znajduje się Mekka. Cóż, jeśli rzeczywiście tak jest, to Khalid musiał przeoczyć taką umiejętność w swoich genach. Zamiast tego pierwszego dnia po wprowadzeniu się do tego mieszkania, zwyczajnie skorzystał z mapy internetowej, by sprostać swojemu obowiązkowi. Kto mówił, że współczesna technologia stoi na bakier z wiarą, ten nigdy nie musiał znajdować kierunku Mekki, będąc na innym kontynencie.

Kiedy kobierzec Irakijczyka znalazł się już w odpowiedniej pozycji, Sharif podszedł jeszcze do niskiego stolika obok, gdzie na blacie miał postawioną srebrzystą misę wypełnioną do połowy wodą. Muzułmanin opłukał w niej ręce oraz twarz, a następnie wytarł się do małego ręczniczka.
Teraz był gotowy. Wrócił na dywanik i uklęknął. Nagi tors wykonał skłon,

Jak przed każdym wschodem słońca, był to czas na fadżr.
Nosowy, monotonny głos rozległ się w sypialni, powtarzając słowa sury al-Faitha.

„Bismillāhir rahmānir rahīm
Al-hamdu lillāhi rabb il-ʿālamīn
Ar-rahmān ir-rahīm
Māliki jaumid dīn
Ījāka naʿbudu wa ījāka nastaʿīn...”

***


„Prowadź nas drogą prostą”, przypomniał sobie szóste aja sury al-Faitha. Sharif oparł się o ladę i odsunął zamówiony dla niego przez Fahima nieruszony kufel piwa. Jąkający się Arab nadal nie mógł przywyknąć do tego, że Irakijczyk zachowuje nakazaną przez Allaha abstynencję. Sharif z dużą dozą goryczy musiał przyznać, że Muzułmanie z dala od kraju Islamu dość łatwo przejmowali nawyki miejscowych i bez większych oporów folgowali swoim pragnieniom.

Mężczyzna pokręcił głową, szybko zapominając o występku Ahmada. W Portland było nie aż tak wielu Muzułmanów, a Sharif nadal czując się trochę wyobcowany na nowym kontynencie, postanowił utrzymywać kontakt z każdym i nie zrażać ich zbytnio do siebie. Nawet jeśli był to taki gnębiciel jak Zargani Basir.

- Prowadź nas drogą prostą... – powtórzył cicho, wpatrując się w dwie kartki. Czuł w sercu niepokój. Coś rozdzierało go od środka, jakby podjęcie decyzji miało zaważyć o jego losie.
To głupie, pomyślał. Przecież nie był nikomu nic winien. Dlaczego więc wybór, przed jakim stanął, zmuszał go do objęcia konkretnej pozycji? Dlaczego w ogóle musiał wybierać?

Zastanówmy się, westchnął w myślach. Fahim próbuje wyciągnąć mnie na kolejną ze swoich genialnych robótek. Jednak Sharif znał już jakiś czas Ahmada i wiedział, że pomimo jego niepozornego wyglądu i denerwującego jąkania się, Arab był przytomnym człowiekiem i nie ryzykowałby, jeśli nie miałby do tego rozsądnych podstaw. Zresztą, Fahim wielokrotnie udowadniał, że jego znajomości w półświatku okazują się nieocenione i w „interesie” siedzi nie od dziś. Zarobek więc, jeśli nie pewny, był przynajmniej realny. Pytanie tylko, do czego były potrzebne Sharifowi takie pieniądze?

Z drugiej zaś strony… Irakijczyk przeniósł wzrok na różową kopertę, której zapach kręcił go w nosie i mimowolnie uśmiechnął się kącikiem ust. Nie znał Bee osobiście, choć widywał ją niemal codziennie. Nigdy nie szukał z nią kontaktu. Dotychczas zakładał, że dziewczyna krępowała się w jego obecności, ponieważ peszył ją ktoś jego narodowości mieszkający w jednej kamienicy. Sharif nie raz spotkał się z przejawami rasizmu wśród mieszkańców Portland. Chcąc więc unikać kłopotów, szybko nauczył się dwóch rzeczy: ignorować zaczepki oraz nikomu się nie narzucać.
To, co młoda Barnett wyjawiła w swoim liście… na pewno rzuciło nowe światło na całą sytuację. Sharif zachodził teraz w głowę, jak mógł nie dostrzec tego, że Bee była w nim od początku zadurzona. Znowu uśmiechnął się lekko i zrobiło mu się jakoś ciepło w środku.

Sharif przez chwilę zastanawiał się, jakby to było, gdyby spróbował poznać Bee. Z tego co się orientował, była zaledwie parę lat od niego młodsza. Zawsze uprzejma i dobrze wychowana. Wnioskując po jej zachowaniu, chyba jeszcze nigdy nie była z mężczyzną, stąd jej płochliwość, fascynacja i zabawa w podchody. Kiedy teraz o tym pomyślał, to Bee musiała być jak ten niezerwany kwiat, który dojrzewał w izolowanym ogródku.
Jej oferta… cóż, pewnie mógł z niej skorzystać i pozwolić sprawom toczyć się swoim torem. Jednak nie mógł tego zrobić z paru powodów. Przede wszystkim, praca u Zarganiego, choć czasem podła i poniżająca, miała swoje plusy. Na przykład Basir jeszcze nigdy nie wyrzucił go po tym, jak Sharif czasami znikał na kilka dni. Oczywiście, zawsze mu to później wyrzucał, nie wypłacał dniówki i domagał się wyjaśnień. Jednak dzięki temu Sharif mógł jakoś pogodzić swoje podwójne życie i normalnie funkcjonować, kiedy akurat nie był na służbie.
Co jeśli zatrudni się w tej kwiaciarni, a potem zostanie wezwany na misję? Jak wytłumaczy Bee oraz jej matce swoje okazjonalne zniknięcia? Nie, to rodziło niepotrzebne kłopoty. Praca w kebabie dawała mu idealną przykrywkę. Nie mógł jej zmienić.


Jesteś w wolnym kraju, pomyślał, wyciągając prawą rękę do różowej koperty. Jesteś tu sam, nikt ci nie broni…
Uniósł pachnący papier, jednak momentalnie go upuścił, zaciskając pięść w nagłym skurczu. Skrzywił się i zacisnął lewą dłoń na prawym przedramieniu, w miejscu, w którym przez jego skórę oraz mięśnie przebiegała głęboka szrama. Bolesna pamiątka znów dała o sobie znać. Nagle odepchnął od siebie wszystkie przyjemne myśli. Szybko zgarnął obie kartki i upchnął je do kieszeni fartucha. Uciekł na zaplecze.


Noc była rześka. Sharif zadarł głowę i spojrzał w gwiazdy, a następnie poprawiając czapkę na głowie, ruszył uliczką wychodzącą na tyłach restauracji. Był zmęczony i wszystko, o czym marzył, to by wskoczyć pod ciepły prysznic, a następnie zanurzyć się w pierzynach.
Szedł pewnie, choć wiedział, że o tej porze łatwiej było natknąć się na kłopoty niż za dnia. Miał jednak zbyt wiele myśli w głowie, by przejmować się teraz takimi rzeczami. Sięgnął do kieszeni w kurtce i wymacał w niej papier. Wyciągnął go ostrożnie. Była to karteczka wręczona mu przez Fahima. Sharif westchnął i przystanął pod jedną z latarni, zapoznając się z jej zawartością. Nadal nie był do końca pewien, dlaczego podjął taką decyzję. Może z frustracji spowodowanej tym, iż musiał odrzucić drugą opcję. Wiedział, że jeśli się na to nie zgodzi, jutro poszedłby spotkać się z Bee. Chyba, że…
Wyjął telefon.
Cytat:
Powiedz swojemu kontaktowi, żeby oczekiwał mnie o trzynastej. Pamiętaj, że nie poradzicie sobie beze mnie. Przybędę.
Wystukał wiadomość i zaadresował ją do Ahmada. Następnie wyjął słuchawki, podpiął je do komórki i włożył do uszu, ruszając przed siebie raźnym krokiem.

Nie mógł zatrudnić się w kwiaciarni Barnett’ów. Potrzebował swojej przykrywki.
Ale kto powiedział, że nie może po prostu spotkać się z Bee?
Wmawiał sobie, że po prostu mu żal tej dziewczyny. Lepiej będzie, jak z nią porozmawia. Wyjaśni, że żyła marzeniem i żeby zainteresowała się kimś innym. Kto wie, może taka rozmowa doda jej pewności siebie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=cEQRp1m0Bhw[/MEDIA]
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline