| Awanturnicy pogrążyli się w radosnych pogawędkach o grożącym im niebezpieczeństwie, wgapiając się w dno rozpadliny i ignorując resztę otoczenia. Niemniej jednak najpierw jeden, a potem drugi kamień uderzyły o wieko skrzynki nie wywołując reakcji ani przedmiotu, ani też okolicznych cieni. Trup jak leżał tak leżał wśród otaczających go kamieni i kości. W jaskini panowała cisza przerywana tylko działaniami i słowami drużyny. Wyglądało na to, że poszukiwacze przygód są tutaj sami. Czekając na linę słoneczny elf podniósł pochodnię i machnął nią raz i drugi, rozpalając nieco bardziej. Później zaś, zaciskając zęby, obwiązał trupa pod pachami i spojrzał do góry. - Ciągnijcie - rzucił, szykując się do pomocy towarzyszom przy wyciąganiu zwłok z rozpadliny. Starał się nie patrzeć na okropne ślady pożywiania się. Niespokojnie rozejrzał się w jedną i drugą stronę, zastanawiając się skąd, na demony, skrzynia w takim miejscu? I co za zwierzę - czy może bestia - uczyniło sobie w takim miejscu spiżarnię? Gdzie jest? Myśliwy zaparł się i zaczął ciągnąć. Pomoc nie była jakoś bardzo potrzebna. Choć i pół chłopa swoje ważyło. - Też już wyłaź - stęknął do elfa - Skrzynia nie zając. A to co jej pilnuje… pewnie… się wkurzy… jak zobaczy… że ktoś mu kolację zwinął… offff… Znasz go Torikha? Chłopak wahał się przez chwilę. Na ile się dało popychał zwłoki z dołu, potem poczekał aż Joris wyciągnie je z rozpadliny. Popatrzył raz jeszcze na skrzynię, po czym uznając roztropność słów tropiciela sięgnął po pochodnię, rozejrzał się raz jeszcze wokół w jej świetle i wyrzucił ją z dziury. Sam zaś niczym jaszczurka jął się wspinać na górę, niespiesznie wybierając uchwyty. Wygramolił się na powierzchnię i z prawdziwą ulgą podszedł do pozostawionego na brzegu dziury wyposażenia. Bez zaufanego kawałka żelaza na podorędziu nieprzyjemna atmosfera tego miejsca działała na niego w dwójnasób. Wytarł dłonie w spodnie - brud go mierził, ale za punkt honoru postawił sobie ignorowanie niewygód. Czym prędzej założył plecak, przypasał miecz i chwycił tarczę. Ruszył po żagiew. Półelfka pochyliła się z pochodnią nad nieboszczykiem przyglądając się nadgryzionym kościom. Widok nie był dla niej wcale taki straszny, gdyż na jej ziemiach bywały gorsze mordy i truchła. - Trochę tu już gnije… no i został porządnie objedzony… - odparła w zamyśleniu, kucając i zamierając na chwilę w głębokim zastanowieniu. -Może… może to był cieśla? Anna bez słowa zaczęła przeszukiwać zwłoki. Wydawała się dziwnie nieporuszona widokiem martwego ciała. Z drugiej strony, jako czarodziejka mogła przecież widzieć już i gorsze rzeczy. Szukała w pierwszej kolejności jakiś wskazówek co do tożsamości zmarłego. Niestety biedak nie miał przy sobie nic co mogło wskazać kim był lub czym się parał przed śmiercią, ani jak zginął - ciało było zbyt porozrywane. - Drewno obu mostów wygląda na świeżo obrobione - Marduk zwrócił się do Jorisa, choć i zezował na Annę, zaskoczony jej poczynaniami. - Pewnie zostały zbite przez tych ludzi których niziołek widział na powierzchni. Zgaduję że powinniśmy sprawdzić tamto przejście - machnął ręką w stronę północnego korytarza, naprzeciw wejścia do komnaty. - Nadal jestem za tym bliższym zachodnim przejściem - myśliwy wskazał ciemny korytarz równie zaskoczony i nawet jakby zahipnotyzownay widokiem pięknej kobiety babrającej się w trupie - W razie gdyby trzeba było wiać, nie będziemy mijać tych wszystkich niesprawdzonych wcześniej odnóg. -Zgadzam się. Jorisie, pani Piącho, wy się może znacie lepiej. - Anna zwróciła się do towarzyszy. - Potraficie stwierdzić co mogło tak urządzić tego biedaka? - Jesli była w stanie to zrobić bez uszkodzenia zwłok, ułożyła trupa prosto, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Koniec końców, nie było powodu aby nie okazywać mu szacunku. Myśliwy wzruszył bezradnie ramionami. - Pojęcia nie mam. Ale było pewnie duże skoro sobie z chłopiną poradziło i drapieżne. Nic tu po nas, a na obrządki nie ma czasu. Chodźmy. Po czym ponownie przejął pochodnię od Torikhi i wracając po swoich śladach wycofał się do zachodniego przejścia celem zbadania go. Pomny jednak na przygodę z goblinami kroki stawiał powoli i ostrożnie. Dopiero po chwili przypomniał sobie o tym, że nie jest jedynym tu człowiekiem i odwrócił się. Piącha kiwnięciem głową potwierdziła słowa tropiciela. I jej nic więcej nie przychodziło do głowy w temacie tożsamości trupa. - Aniu? -Zaraz za tobą. - Anna dołączyła do niego w kręgu światła. - To ja sprawdzę drugi z mostów. - kapłanka Selune, uklękła przed nieboszczykiem chwytając prawą dłonią za medalion u szyi. Przez chwilę trwała w skupieniu nad zmarłym, po czym odeszła bez słowa w kierunku dalszego z przejść, zapalając drugą pochodnię. Yarla obserwowała całe zajście stojąc z boku, w pełnym milczeniu. Schodzenie do szczeliny by przeszukać trupa, było według niej najbardziej idiotycznym pomysłem, z jakim kiedykolwiek w trakcie przygody poszukiwaczki przygód się spotkała. Jeśli ktoś wrzucił tam chłopinę, to pewnie wcześniej odebrał mu wszystko co cenne. Jeśli wpadł tam sam przez nieuwagę, bądź głupotę to i tak ktoś go wypatrzył skoro przechodziło tymi korytarzami co najmniej kilka osób. Yarla widząc jak Marduk dokładnie przygląda się nadgryzionym, gnijącym zwłokom pokręciła głową z politowaniem. Jej towarzyszka i rasowa kuzynka kątem oka wpatrywała się w Piąchę. Cóż była to kolejna rzecz, która je łączyła, bo Yarla była pewna, że Turmi w tej właśnie chwili wyobraża sobie zadawanie bólu zielonoskórej. To nieco poprawiło nastrój krasnoludzkiej wojowniczki. -Przyszliśmy stamtąd- wskazała ruchem głowy kierunek, nie zważając nawet na to czy którykolwiek z kompanów jej w ogóle słucha -Pójdziemy zatem tam- wskazała palcem korytarz na przeciwko tego, którym tu dotarli, tyle że po drugiej stronie skalnej wyrwy, który zasugerował i elf. Trzeba było przeprawić się przez most, albo jeden albo drugi. Być może to była jakaś pułapka. Krasnoludy ponoć znały się na mostach, lecz Yarla zawsze miała gdzieś drzemiące w niej zadatki na architekta, kamieniarza, czy zbrojmistrza. Po prawdzie to nie znała się kompletnie na tym i nie miała zamiaru się mądrzyć, to też postanowiła zrobić użytek z ich drużynowej dzikuski. Wszyscy doskonale wiedzieli, że barbarzyńcy jak Piącha, wychowani z dala od cywilizacji mieli wrodzone zmysły do wyłapywania dźwięków trzaskających mechanizmów, i temu podobnych. Yarla wierzyła, że Piącha uniknie pułapki, a jeśli nawet nie, to jej pech. -Przejdź jeśli łaska na drugą stronę i zabezpiecz prawą flankę. Turmi, uważaj na te dwie odnogi po lewej nakazała. W takich chwilach grupa potrzebowała przywódcy, kogoś kogo po prostu posłucha. Yarla nie miała nic przeciwko podejmowaniu decyzji. Krasnoludzica skupiła się na moście i orczycy, zastanawiając się czy ta usłucha polecenia. Piącha jednak nie posłuchała. I raczej nie dlatego, że dalej ignorowała istnienie Yarli i Turmaliny. Było tak, bo po prostu stała przy drugim moście, czekając na Jorisa. Z tego na ile zrozumiała jego słowa, to wolał właśnie przejść tym mostem. A że był jedyną osobą z tej gromadki, której Piącha ufała… Był co prawda jeszcze Valko, ale ciężko go było uznać za pełnoprawnego członka drużyny - był taki futrzasty i milusi! Marduk spojrzał w jedną i drugą stronę, po czym wzruszył ramionami i mimo wszystko podszedł do Jorisa. |