Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2016, 21:40   #43
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Gdy wyszli na zewnątrz Freyvind przystąpił do Volunda z którym nie miał kiedy porozmawiać przez przygotowania do pogrzebu, pogrzeb, przygotowania do wyjazdu i sen w czasie podróży w skrzyni na wozie.
- Volundzie, spytać cię chciałem o twe podróże.
Pogrobiec szedł niemrawo, jak ktoś pogrążony w głębokim smutku lub głębokiej zadumie. Zapytany poczynił jeszcze bezwładnie kilka kroków, nim przystanął, unosząc głowę i rozglądając się jak przebudzony, gdy pytanie doń dochodziło z bezwładu. Był taki od dni kilku.
Jasnoniebieskie wcale widoczne żyły pod bladotrupią skórą teraz tworzyły teraz jak gdyby mozaikę czarnych pręg.
- Było ich kilka… lecz jedna prawdziwie wielka podróż - odpowiedział bratu przez krew, po tym jak chwilę na niego patrzył: bez pytania w oczach, raczej pozwalając pytaniu dojrzeć do powracającego umysłu, skupiającego się na słowach skalda.
- Nie wszystko jest do opowiedzenia… resztą jednak rad będę się z tobą podzielić.
- Czy dotarłeś do krain, gdzie żyją tacy jak on? -
Wskazał czarnoskórego thralla jakiego dostał od Ahmeda. - Do miejsca zwanego Kairr?
- Nie. Lecz widziałem niemało mu podobnych w kraju o wiele im bliższym niż nasz. Kraju, na południe od którego legło morze, a tacy jak on zza tego morza. Inaczej jak u nas z resztą Skanii, a i nasze morze mniejsze -
odpowiedział Pogrobiec, taksując niewolnika nie dłużej jak sekundę.
Frey zafrasował się lekko, miał nadzieję, że Volund może wiedzieć coś więcej o cudakach takich jak Ahmad, czy ci co odwiedzili Aros tuż przed wyrżnięciem hirdu Einara. Zaraz jednak odzyskał rezon mysląc o czym innym.
- Urazy do takich jak on jakiej nie żywisz. Dziwnie wygląda, owszem, stad pytam. Prawda. Lecz i dziwniejszych żem uświadczył. - Skinął głową i równocześnie wzruszył ramionami Gangrel. - Dziw o tym myśleć, ale wiele jest takich ludów, dziwniej jedynie znaleźć się w miejscu, gdzie prawie samych podróżnych uświadczyć można i cudnych ludzi każdego rodzaju kroczących po ziemi na raz. - Zastanowił się nad czymś, zerkając jeszcze na czarnoskórego.
- Robiąc interesy z kupcem z południa, kupiłem od niego trochę towarów by zjednać go sobie. Rozdałem część tym, co mi bliscy. Pomyślałem, że ofiaruję ci go. Sługę z którego pić będziesz mógł kiedy zechcesz, a krew jego z tak daleka, przypomni ci o chwalebnych podróżach.
- Nie w wikingu tę jedną podróż odbyłem -
mimochodem odpowiedział Gangrel. Uśmiechnął się, szczerze, zaskoczony, choć uśmiech był też krzywy.
- Dziękuję ci za myśl, ale przyjąć go nie mogę… ani chcę.
Teraz Frey wyglądał na zaskoczonego.
- Powiesz czemu?
- Postaram się. Nie biegłym w użyciu słowa by myśli przekazać w połowie jak ty. -
Oblicze znamiona groteskowej choroby noszące, i inny jakiś cień śmierci urody odbierający zwróciło się ku skaldowi. - Od lat z Chlotchild podróżujesz i Bjarkim, i teraz… jak gdyby po tragedii Agvindura, gdy na wieści o Aros i Hedeby, i po wyprawie Twej, niczyjej innej chyba że Odyna, jesteś jak… - zawahał się.
Wolnymi kroki zaczął obchodzić skalda, mrużąc oczy cały czas oblicze aftergangera mierzące.
- Jakim Agvindur jarlem, takim ty wojownikiem, godnym brody siwej doświadczeniem i mądrością, i klingi naznaczonej twym własnym charakterem a krwią prędką ...ale i jak Jorik, podróż swą rozpoczynający, taki z ciebie przywódca, jarl bezdroży…
Pogrobiec pozwolił, by słowa przebrzmiały swym znaczeniem.
- Na początku prawdziwej drogi. Nie Jarl Bezdroży z imienia jeno, ale już i z czynów, i tych którzy za nim podążają, i tych co go poważają, tych co go nienawidzą i co się go lękają. Po kilku krokach raptem.
- Lecz w tobie… -
zatrzymał się, obszedłszy brata przez krew. - Nikt nie zasiał cudzej sagi jak w twym… najmłodszym hirdmanie. Samżeś skomponował swe dokonania, wzloty, upadki.
- Nie do końca rozumiem, ale myślę, że pojmuje. Nie ofiaruję ci jednak towarzysza. Takiego jak Jorik, jak Chlo, jak Bjarki, nie tworzę twej sagi dając go w darze czym sprawię kto z Tobą i za tobą podąża. Jeno jako Thralla od krwi, byś smakował egzotycznego płynu życia kiedy zechcesz. Chyba… -
zawahał się - żem źle zrozumiał.
- Dopierom o tobie rzekł. -
Uśmiech Pogrobca poszerzył się. - Czy myślisz, że Gudrunn gdy przyjazna ci była, chciałaby thralla? Jam zawsze sam. Nigdym nie władał innym. Jedynie walczył. Kiedyś.... kiedyś byłem jednym wojownikiem spośród wielu, lecz i wówczas nigdym nie posiadał sługi ani niewolnika. Nie wiedziałbym, co mam z nim czynić w każdej chwili innej, jak gdy krew z niego piję. Dla ciebie, to kolejny zasób i ty wiedziałbyś jak z nim czynić, i masz towarzyszy, którzy i w tym pomogą. Co ważniejsze… - zawahał się Gangrel - nie mam i ja czego tobie zaoferować. Ujmą byłoby przyjąć, nie mogąc odpłacić. A nie zda mi się, bym prędko miał zyskać bogactwa, lub władzę. Może chwałę - odparł z powagą.
- Przyjaźń mi starczy, to i tak wielki dar. - Frey spojrzał na czarnoskórego. - Chciałem ci ofiarować dar, odrzuciłeś. Ale rozumiem cię i nie krzywym. Więcej, za szczerość dziękuję i żeś nie krzyw za mą propozycje. Wezmę go zatem na swego thralla. - Pogładził brodę. - Mnożą się jak króliki… Ale gdybyś chciał spić z niego, smak południowej krwi wspomnieć, nie pytaj o zgodę, czyn kiedy zechcesz. - Freyvind wyciągnął rękę.
Pogrobiec przyjął ją, lecz odlegle. Skinął jednak głową w podziękowaniu.
- Czy pozwolisz mnie teraz zadać pytanie? Lecz nim się zgodzisz… tyczy się ono Agvindura i… - zawahał się Volund, przekrzywiwszy głowę - ...naszej siostry. - W głosie jego jakiś chłód zawitał.
- Pytaj, jako i Ty, nie gwarantuję odpowiedzi.
- Co sądzisz o postąpieniu jego względem jej?
- Głupi. Rzekłem mu to.
- Wybacz, jak zwykle zawodzę w słowach. - zmarszczył krwi berserker - Myśl ma… dlaczego tak postąpił?
- Nie wiem. Mam dwie myśli na ten temat. Jedna, to że wini ją za to co spotkało Ribe. Jak na mnie wściekły był, gdy okazało się, że wilkołaki spaliły halle i ludzi natłukły a za mną przyszły. Leiknar idąc za elin spalił część miasta i ludzi natłukł kilka razy więcej, a i Sigrun w mrok nocy wpędził. dla niego, to wielka strata.
- Lecz i gniew ku tobie skierowan minął, ona jednak zdaje się nie żywić wcale nadziei. Odejść pragnie, gdy tobie pomoże, za morze. -
Oczyma nagle czerwonymi jak łuna spoglądał po okolicy, jak gdyby Elin wypatrzeć chciał. - Obydwoje głupi. Znaczy, że miłują prawdziwie - parsknął.
- Nasza rzecz ochronić ją i sprawić by sens i cel znalazła i za żadne zafajdane morze nie ruszała. Ich cel by odnaleźli się gdy temu idiocie przejdzie. Jeżeli miłuje, to przejdzie, zatęskni. Jeżeli ona miłuje to wybaczy. Jeżeli miłują to się zejdą. My nie Norny Volundzie by losy pleść i na siłę co czynić, zrobimy co w mocy, nie więcej.
- Och, rzecz to wyłącznie ich. Jednak, jeno… -
Grymas na chwilę zawitał na twarzy Pogrobca - Doprawdy, o rzeczach bez znaczenia prawię. Przez wzgląd na krew myślę o tym. Czasu twego szkoda. - Pokręcił głową.
- Czasu mamy mnogo, okręt przygotowywany jest. Mów co na barkach i w myślach ci leży, jeno tak, bym zrozumiał. - Uśmiechnął się lekko jakby do siebie. rozmowy z berserkerem przebywającym czasem jakby w dwóch światach jednocześnie nie należały do łatwych. Wspomniał jak na początku, tydzień temu raptem, doprowadzało go to prawie do furii.
- Przez krew jej za dużo o tym myślę, i podobne tobie wnioski wyciągam. Stąd szukam, by łatwiej zrozumieć lepiej Agvindura w tym, by łatwiej myśli odegnać. - Westchnął bez dźwięku i bez tchu, jak volva nieraz czyniła. Nie był to jego gest…
- Myślę czasem, jak i w tobie i w nim, choćby bez wilkołaczej krwi, emocje czasem jak burza. Podobniście w tym jak bracia, stąd myślę, czy gniew jego może jak z ojca u syna od Eyolfa samego pochodzić?
- Może... -
Freyvind zmienił ton, usta lekko zacisnął. Widać było, że ten temat mu wielce nie po drodze. W oczach zalśniły mu nutki złości i oporu nawet. Ale odpowiedział: - Może, bo Eyjolf czasem sam ledwo się wstrzymał, zdawało mi się, że z błahych powodów całkiem, gdym jako śmiertelnik jeszcze mu służył.
Pogrobiec skinął głową, lecz kolejnego słowa na ten temat nie powiedział, wnet brata swego odczytawszy.
- Nic z gdybania nie przyjdzie. Siostry jeno mi szkoda. Dziękuję za twój dar - tutaj o zgodzie na picie z niewolnika się wypowiedział - I za twój czas, nawet jeśli nadto go mamy… teraz między wielu go musisz dzielić, tedy i cenniejszy.
Skald skinął głową. Wciąż wzburzony nieco poruszanym tematem, rozmowy nie przeciągał.
Odszedł rozmówić się z Bjarkim i Chlo. Pogrobiec nie wrócił jednak do swojego świata; uniwersalnym gestem głowy wskazał thrallowi by odszedł, a sam odprowadził brata wzrokiem, pogrążony w głębokim namyśle…

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline