Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2016, 13:03   #224
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Krążownik Hope, orbita Taris
Zbliżający się do pięćdziesiątki mężczyzna uderzył pięścią w blat biurka.
- Czy wy zupełnie oszaleliście?! Oni nawet się nie kryją z obecnością floty! W bezczelny wręcz sposób objęli planetę blokadą. To nie podchodzi pod przejęcie siłą, to JEST zajęcie systemu, który należy do Republiki! Ich senator co godzinę błaga mnie bym ratował jego pobratymców! – ostatnie słowa prawie wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Admirale Onasi – odezwał sie najniższy z trójki rozmówców. Hologram prezentował ich siedzących za półokrągłym stołem. – Te oddziały występują z ramienia Czerki, która ma prawo udzielić kompetencji każdej organizacji najemniczej, której zapłacą. W dodatku system planet Centares ma spore należności wobec Czerki, która to na wszystko ma dokumenty podpisane przez każdą ze stron – wszystko wypowiedział lekko drżącym głosem. Ewidentnie bał się konfrontacji z słynącym z braku kompromisów admirałem.
- Pieprzenie – prychnął Carth. – Mogliście wysłać mediatorów i wpłynąć na sposób spłaty Czerki. Zresztą mogliście poddać pod wątpliwość ważność umowy, podpisanej pod naciskiem korporacji. W ten sposób przeciągnęlibyście o dobre kilka lat czas spłaty. Albo cokolwiek! Republika istnieje po to, by bronić każdego z swoich członków! Tymczasem takie decyzje tylko umacniają wizerunek ogromnej Banthy, z której galaktyczne molochy wyciągają kasę i wpływy. – założył ręce na piersi. – Ja nie posądzam was o posiadanie serca, a co za tym idzie empatii wobec cierpiących pod okupacją Czerki mieszkańców . Ale do kurwy nędzy musicie sobie zdawać sprawę co znaczy oddanie bez walki całego systemu? Inni odbiorą to nie inaczej jak oznakę słabości! Po co mają być częścią Republiki, skoro ona o nich nie będzie walczyć?! Ruszcie choć trochę swoimi łbami! Przekalkulujcie sobie straty jakie to przyniesie!
- System Centares nie posiada żadnych strategicznych surowców, czy istotnej infrastruktury produkcyjnej. – odezwał się drugi z członków gabinetu ministra spraw wewnętrznych, pod którego oficjalnie podlegała flota. - Utrzymują się tak naprawdę z kilku kosmoportów i przeładunku. Ich rolę może przejąć znajdujące się nieopodal Concord Dawn.
- Czy wy w ogóle słuchacie co ja do was mówię?! – Onasi ponownie huknął ze złości w blat swojego biurka. – Tu nie chodzi o chwilowe zyski ekonomiczne, tylko…
- Tylko o integralność Republiki i jej przyszłość – przerwał mu milczący do tej pory, trzeci rozmówca. Młody Muun o bardzo szlachetnych rysach. – Wszyscy dobrze zdajemy sobie z tego sprawę admirale. Choć możemy się rozmijać w naszym podejściu do różnych spraw, to niech pan nie zapomina, że wszyscy mamy ten sam cel - kliknął w swój datapad. – Przesyłam panu wszystkie nasze kalkulacje i symulacje możliwych wyjść z tej sytuacji. Są kompletne i bardzo szczegółowe. W każdej z nich najbardziej obiecującą w dłuższej perspektywie jest oddanie systemu Centares Czerwonemu Kraytowi.
Carth rozszerzył oczy ze zdumienia.
- Niech pan się tak na mnie nie patrzy, nie zamierzam owijać w bawełnę. Doskonale zdaję sobie sprawę, kto tak naprawdę pociąga za sznurki. Wracając do meritum – spojrzał na swój datapad. – W przypadku podjęcia wyzwania i przesunięcia tam odpowiednio dużej floty by samym rozmiarem naszych sił przegonić statki blokady, pozbawimy osłony naprawdę istotne układy. Rajdy piratów w okolicach Aldeaaranu czy choćby z mozołem terraformowanej Taris zaprzepaszczą wiele lat pracy i miliardy kredytów łożonych w te przedsięwzięcia. Natomiast na Centares wybory lokalne mają być już za pół roku, a największe poparcie w tej chwili ma partia z skłonnościami separatystycznymi. Już samo to stawia pod znakiem zapytania wszelkie akcje. Jeśli chodzi zaś o echa pozostawienia członka Republiki na pastwę Czerki, to poradzimy sobie z tym zupełnie prosto. Media pozostają pod naszą kontrolą i dzięki nim przedstawimy to jako sukces praworządności. Koniec z korupcją i uprzywilejowaniem bogatych. Każdy jest równy wobec prawa i należy płacić swoje należności. Może nawet ułożymy z tego jakąś iwiększą kampanię. Lud to kupi. Zawsze kupował. I pan admirale dobrze o tym wie – wyraz jego twarzy był zupełnie pozbawiony emocji. Dla Muuna to wszystko było po prostu jednym wielkim wykresem, z którego wybrał najbardziej efektywną opcję. I czytający przesłanego przez niego dane Onasi musiał stwierdzić, że Muun wybrał uczciwie.
Telosianin nie zamierzał jednak zupełnie odpuścić.
- Czyli obywatele Centares zostali zamienieni na cyferki? Ich suma jest mniejsza od kosztów? – prychnął.
- Jeśli pyta pan, czy zostaną pozostawieni samym sobie, to na to pytanie musi pan sam odpowiedzieć – odparł chłodno Muun.
Admirał zmarszczył brwi nie do końca rozumiejąc.
- Co macie na myśli?
- Nie pozwolimy na odsłonięcie naprawdę istotnych systemów. Jeśli jednak zabezpieczy pan Taris w odpowiedni sposób, to reszta pańskiej floty jest do pana dyspozycji. Ale to w jaki sposób zaryzykuje pan życie swoich podwładnych będzie tylko i wyłącznie pana decyzją.

Mygetto, centrum adminstracyjne
Choć mógł się spodziewać, że po raz kolejny będą mu rzucane kłody pod nogi, to jednak nic takiego nie miało miejsca. Wszystkie śluzy otwierały się przed nim, żaden droid nie zastępował mu drogi, nikt nie poprosił o okazanie przepustki. Widać po podpisaniu kontraktu Muunowie poczuli się bardzo pewnie.
Dzięki temu Jon już po kilku minutach spaceru stanął pod biurem Xena Zara. Dosłownie kilka sekund trwała jego identyfikacja, zanim dioda zaświeciła się na zielono i drzwi do środka gabinetu Muuna się otworzyły.
- Tak Mistrzu?
Jedi miał uczucie deja vu. Ton głosu dyrektora zupełnie się nie różnił od ich poprzedniej rozmowy, choć w międzyczasie dużo się wydarzyło. Jakby przyjmował petenta w urzędzie i powtarzał mu wyuczoną regułkę. Jego zachowanie można było odczytać za wręcz bezczelne.
I zapewne wszystko to było w stu procentach zamierzone.

Dxun, baza Mandalorian
Uderzył go chłód powietrza, kiedy powoli wytoczył się na zewnątrz lazaretu. Wózek istotnie miał napęd, ale żeby wystartować w wyścigach śmigaczy potrzebne było sporo modyfikacji. Na razie Zhar-kan zmuszony przemieszczać się tempem śpiącej banthy, poruszanej powiewami wiatru. Przez myśl mu przeszło, że zanim dojedzie do hangarów to noga zdąży mu odrosnąć.
Mimo wszystko hangar nie okazał się być tak daleko. Onderon zmienił swoją pozycję wobec księżyca ledwie o kilka stopni, gdy najemnik znalazł się w cieniu budynku. Pancerz bojowy stał w kącie w stanie w jakim urządził go Sol. Uszkodzone działa, wizjery, otwarty właz. Jednak cała motoryka była sprawna. Był pewny, że młoda Hayes przywróciłaby sprzęt do pełni sprawności w mniej niż godzinę.
Słysząc stukot durastalowych obcasów o podgłogę hangaru odwrócił się nagle. Przez ułamek sekundy, zanim zdążył się zastanowić, za reakcję jego organizmu odpowiadały odruchy. Przebywał w końcu na obcym terenie i pierwsze o czym pomyślał to znalezienie kryjówki. Jednak przechodzący obok Mandalorianin zupełnie nie zwrócił na kalekiego arkanianina uwagi. W końcu już nie był ich wrogiem.
Zresztą cały obóz pracował w ten sam sposób, w jakim go Sol obserwował, kiedy jeszcze przebywał w ukryciu. Zmieniło się tyle, że teraz mógł się tutaj, nomen omen, swobodnie poruszać.
W końcu Zhar-kan został jednym z nich. Stał się Mandalorianinem.
Zanim zdążył się otrząsnąć z tej strasznej myśli, usłyszał za swoimi plecami kobiecy głos.
- Szef twierdził, że chciałeś ze mną o czymś porozmawiać.
Odwrócił głowę i zobaczył osobę w pełnej mandaloriańskiej zbroi, choć nieco niższą niż przeciętny żołnierz tej rasy.

Mirial, dom rodziny Morlan, piwnice
Wycie torturowanego zatracało się w dźwiękoszczelnych ścianach i nie wychodziło poza pomieszczenie. A złapany miał powody do wycia. Oficerowie zaczęli niespiesznie, od wyrywania paznokci, zadając na przemian te same pytania.
- Kim jesteś?
- Kto cię wynajął?
- Z kim współpracowałeś?
Powtarzane jak mantra, niezależnie od tego czy przesłuchiwany odpowiadał czy nie, wrzynały się w jego mózg.
Rohen skupił się na tych słowach, jak na swego rodzaju zaklęciu. Skutecznie odgrodził się o Ciemnej Strony w tym pomieszczeniu. Jednocześnie zauważył, że ta jest bardzo podatna na jego wpływ. Samą myślą mógł ją kształtować. Mógł ją kontrolować i wykorzystać do własnych celów!
Poruszając się nadal wokół zadawanych przez oficerów pytań i wykorzystując zgromadzoną w tym pokoju Moc uderzył w umysł więźnia.
Ten nagle zwiotczał i przestał wyć.
- Zemdlał? - wyrwało się dziadkowi Rohena.
Odpowiedź była zbędna, bo torturowany nagle zaczął mówić.
- Jestem T'choth Harrad, z nieistniejącego już domu Harrad. Zwerbował mnie steward rodzin Tozzen. Z trójką innych bezklanowców mieliśmy doprowadzić do śmierci dziedzica rodu Morlan.
Po tych słowach zamilkł. Padawan czuł, że nadal miał nad nim kontrolę.

Tatooine, Anchorhead, budynek przy torze wyścigowym, loża VIP
- Bueaahahaha! - Motta Hutt był w doskonałym humorze. Bawiły go nawet najgłupsze żarty i nie skąpił sobie drinków. Nie omieszkiwał też co jakiś czas poklepać po plecach Martella, ktory siedział tuż obok.
Wielka łapa przerośniętej glisty ważyła swoje i pomimo koktajlu środków przeciwbólowych pływających w jego żyłach stękał przy każdej z tych okazji.
Mira rozkazała mu szybkie zmycie się z tego towarzystwa i w sumie Aaron mógł łatwo się wykpić swoim stanem zdrowia. Jednak właśnie to, kto się składał na towarzystwo Hutta sprawiło, że jeszcze nie skorzystał z tej opcji.
Pośród dostatnio ubranego sullusa, rozgadanego rodianina, szczerbatego weequay'a, czterech roznegliżowanych twileczek, żołnierz dostrzegł milczącego devaronianina. Siedział ubrany w długi płaszcz, pomimo tego, że było dosyć ciepło. To można było jeszcze zignorować. Natomiast zupełnie inne światło na całą sprawę rzucała obecność niewysokiego mon calamarianina, który ewidentnie był ochroniarzem rogatego. Dokładnie taką parę opisywała w swoich raportach Jedi Hayes. Wynikało z nich, że devaronianin jest jedynym z dziewięciu Czerwonych Kraytów, a wodnolubny był jego prawą ręką.
Ich obecność tutaj znacznie podnosiła zarówno rangę jak i potencjalne niebezpieczeństwa tej misji.

Coruscant, sektor 2, togruckie SPA
- Jak dobrze widzisz, praktycznie wszystko opiera się na dofinansowaniach. Są osobne konta na indywidualne wydatki, z których nie musimy się rozliczać i fundusz ten wynosił zawsze pięć tysięcy kredytów rocznie na jednego zarejestrowanego Jedi. Takie kieszonkowe. Cała reszta, czyli statki, budynki, sprzęt, opieka medyczna... Tutaj są ogromne wręcz środki, ale każdy wydatek musi być zatwierdzony. Poza tym jest oczywiście szereg ulg, dla wykonujących misje Rycerzy. Darmowy transport, zobowiązanie każdego członka Republiki do udzielenia schronienia. Jedi może nawet zarekwirować okręt wojenny, a właściciel może się ubiegać o odszkodowanie w Senacie. Poprzez biurokrację to mogło trwać latami... To jednak są najprostsze z rachunków. Sprawa się komplikuje, gdy musimy utrzymać nasze działania w ukryciu. Z tego w żaden sposób nie można się oficjalnie rozliczć, a przecież wtedy wszystko kosztuje dwu, albo i nawet trzykrotnie więcej.
Mical przerwał na chwilę i się napił.
- Zakon miał i nadal ma swoje udziały w kilkudziesięciu spółkach i czerpie z tego dywidendy poprzez tak zwane słupy. Problem jest taki, że po wojnach straciliśmy dużo kontaktów, a część z nich nie respektuje starych postanowień. Nie czarujmy się, wcześniej wielu współpracowało ze względu na strach przed Jedi. Teraz nas się nie boją i zagarniają kasę dla siebie. Brakuje mi ludzi, żeby tym wszystkim się zająć. Powoli rozkręcamy projekt Sith w Czerce, który przypadkiem rozpoczął Baelish, ale to zajmie jeszcze z rok, zanim zacznie się kręcić na poważnie. Dlatego ratunkiem są dotacje sympatyzujących z nami senatorów, przekazywane dosłownie pod stołem.
Rozmawiali tak już od dobrej godziny. Na kilku tabletach oboje Jedi zagłębiali się w tajniki rozliczeń czy kreatywnej księgowości, która pozwalała Akademi funkcjonować. Dopiero teraz Laurie mogła się zorientować, z czym mężczyzna jej życia musiał sobie radzić. Daleko było temu do znanych z opowieści bitew z mieczem w ręku przeciwko setkom mandalorian. Natomiast ona dobrze zdawała sobie sprawę, że te cyferki były równie, jeśli nie znacznie ważniejsze dla przyszłości Jedi.
- Jeśli chodzi o twoje misje, to na razie potwierdzenia mam jedynie od twojej siostry. Droid został przkalibrowany i umieszczony na statku lecącym na Zonju V. Pozostaje czekać na zdobyte informacje. Myślę, że na dniach będą pierwsze raporty z Tatooine i Seswenny.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 17-10-2016 o 13:19.
Turin Turambar jest offline