Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2016, 16:04   #109
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Torikha bez problemu przemierzyła skrzypiący most. Pochodnia oświetliła niewiele pomieszczenie, będące częścią jaskini, ale wykończone ludzką ręką. W półmroku można było dostrzec kilka beczek, skrzyń, słomy i innych akcesoriów przydatnych w pakowaniu rzeczy do transportu. W pewnym momencie półelfkę ogarnęło dziwne uczucie; jakby ktoś przeszedł po jej grobie. Wzdrygnęła się z przerażenia. Uczucie minęło bez śladu, ale niepokój pozostał.
Dziewczyna zatrzymała się momentalnie, rozglądając uważniej po otoczeniu, wytężając wszystkie swoje zmysły. Przesuwając powoli pochodnię za swoim wzrokiem, przyjrzała się podłożu na którym stała, oraz stropowi jaskini nad sobą. Coś było nie tak, tylko nie wiedziała jeszcze co. Czy w ciemnościach czaił się jakiś stwór, czy może gdzieś była jakowaś, magiczna pułapka? A może to Selune daje jej znak od nadciągającym wrogu? Kapłanka nic nie usłyszała, ale instynkt nakazał się jej obejrzeć za siebie. Przy stalagnacie nieopodal mostu, przez który jeszcze przed chwilą przeszła zobaczyła wpatrujące się w nią wielkie oko… I resztę stwora przytulonego do chropowatej skały; z drugiej strony wyrwy nie sposób było go dostrzec. A może po prostu nie próbowali, skupieni na tym, co było w rozpadlinie?
„Tylko spokojnie, tylko spokojnie, tylko spokojnie… „
Kapłanka, odwróciła się powoli, tak by stać na przeciw wielkiego oka, łypiącego na nią z ciemności, mięśnie mimowolnie napięły się niczym struny, gotowe w każdej chwili zerwać się do szaleńczego biegu o życie.
„Nie krzycz, nie piszcz, nie uciekaj… nie panikuj… AAA NA BOGÓW POMOCYYY, co to jest do choooleryyy??!!…”
Torikha nie znała się na zwierzętach… tym bardziej na potworach. Nie wiedziała czy stwór się na nią czaił, czy może bał się ujawnić. Mogła mieć do czynienia z piekielnie inteligentną bestią, wyczekującą odpowiedniego momentu do ataku, lub spłoszoną istotą, w przerażeniu chcącą wtopić się w skalne otoczenie.
„NIE panikuj! nie panikuj…”
Czas… działał na niekorzyść ich obojga. Wprawdzie Melune nie była pewna, czy potwór był również tego świadomy… ale za bardzo nie chciała się o tym przekonywać. Ułożyła usta w dzióbek, próbując cicho zagwizdać, tylko po to by na chwilę zwrócić czyjąś uwagę na siebie. Może… może jeśli ktoś zobaczy jak stoi tu sama, rozkraczona niczym święta, dygocząca ze strachu krowa… zorientuje się, że jest COŚ nie tak? Gwizd oczywiście, mógł spłoszyć lub rozjuszyć przeciwnika… w zasadzie, to wszystko mogło sprowokować do walki, ucieczka, stanie w miejscu, krzyk, gwizd… wszytko. Trzeba było jednak COŚ zrobić.
Nim kapłanka podjęła decyzję usłyszała świszczący głos. Nie, nie usłyszała - POCZUŁA! Jej umysł wypełniła plątanina słów, chichotów i mamrotań. Język, którym posługiwała się istota był jakąś wariacją wspólnego, a stworzenie pyta, czy Torikha przyniosła posiłek, czy jest posiłkiem.
Półelfka poczuła zimny dreszcz na plecach, gdy dotarł do niej sens słów istoty. Nagle… miała wrażenie, że zaczęła rozumieć całą zaistniała sytuację. Nagłe zniknięcia, kryjówka nie tylko nie do namierzenia ale i nie do zdobycia… A może tylko jej się wydawało, że zaczęła cokolwiek rozumieć?
- Ja… ja… - szepnęła, panicznie mrugając. Właściwie to co miała odpowiedzieć? Albo da się pożreć… albo zwali pożarcie na kogoś innego. Ani jedno, ani drugie rozwiązanie jakoś nie przypadło Thorice do gustu. A gdyby tak… skłamać? Że ma, ale nie tu… a gdzieś tam, daleko… byle jak najdalej od niej? Może wtedy będzie mieć szansę na ucieczkę.
”Tak nie można...“ zaraz szybko zganiła samą siebie, ALE co miała robić? Krzyczeć?
Kapłanka szczerze wątpiła by “towarzysze” ruszyli jej z pomocą, a nawet jeśli to i tak by nie zdążyli do niej dotrzeć.
- Mam ci je przynieść? - słowa niespodziewanie same wyrwały jej się z ust. Lała w czambuł i to ostro, nie wierzyła sama sobie, ale panika połączona z dziwnym odrętwieniem organizmu… niczym porażenie piorunem zalało jej ciało.
- ... świeże? - wyłowiła Torikha z bełkotu i chichotów wypełniających jej umysł. -... Tam … dużo świeże… lubi tych co dają dają jeść.

Paranoiczny śmiech na chwilę zdławił gardło półelfki, zanim nie wzięła się ponownie w garść. Musiała myśleć i działać SZYBKO. Szybciej niż dotychczas. No to… ile dni miały znalezione zwłoki? Dwa… trzy? Kilka na pewno, choć cholera jedna wie ile biedak tam przeleżał, w jaskini było dość chłodnawo. A co jeśli… Czerwonych tu nie było od ostatniej “ofiary”? To sprawiało pewien problem a mianowicie… nie ma Czerwonych = nie ma kim nakarmić stwora. Ale jeśli ich nie było to gdzie teraz byli, skoro to miała być ich kryjówka?
Przez umysł kobiety przetaczał się huragan myśli i nie ważne jak kołowała nad tematem, to zawsze wracała do jednej i tej samej konkluzji.
Co jeśli faktycznie ta istota siedzi tu opuszczona i głodna?
”Żal ci go??!! Porąbało cie?” Miała działać szybko a rozckliwiała się nad istotą, która prawdopodobnie ma ochotę ją zeżreć na podwieczorek? Ale co jeśli to prawda?
- Świeże… tak. Smaczne… - znowu jej się wyrwało, ale tym razem nawet sobie uwierzyła. Nuta niepewności co do stanu bestii, zmieniła nastawienie w jej głosie. Nie tylko sama chciała przeżyć… ale również jakoś “pomóc” temu czemuś… - Przyniosę ci… dobrze?
- Dobrze
- ucieszyło się Oko. - … uważać na duże misie, tak?
Jasne, oczywiście, nie ma problemu… uważać na duże misie. Kapłanka potakiwała skwapliwie głową, starając się zrobić krok do przodu, gdy nagle ją ponownie zamurowało… BOGOWIE TEGO BYŁO TU WIĘCEJ?! - Bo oczywiście nie wpadła na to, iż to On ma uważać, a ona.
Musiała więc koniecznie powiadomić resztę o niebezpieczeństwie-stwach… i skombinować coś świeżego do żarcia.
Tym razem nie miała problemu z rozbujaniem nogi. Ruszyła w drogę powrotną, choć wizja mijania Oka była iście przerażająca, co konwersacja z nim.
- Poczekaj tu… dobrze?
- … tutaj. Nie złapać… magodziej… dużo, dużo przejść… Uważać na ogon… mniam, świeże…
- Oko wtłoczyło w głowę kapłanki kolejną porcję bełkotu.
A ona czym prędzej przedrałowała przez most szybkim krokiem, jakby tylko cudem powstrzymując się od biegu. Musi znaleźć swoich i … spieprzać stąd, spieeeprzać jak najdalej.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 17-10-2016 o 16:09.
sunellica jest offline