Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2016, 17:05   #23
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
<font face="Arial">Piętro czwarte. <font face="Courier New">53/<t0r<t0r< font=""><t0r 13.="" czas:="" <t0r< font=""><<t0r <="" t0r<=""></t0r></t0r<></t0r><t0r 13.="" czas:="" tor 13</t0r></t0r<t0r<>.


Pomieszczenie było małe i przesycone zapachem stęchlizny. Panowała w nim ciemność, rozpraszana gdzieniegdzie za pomocą małych, zielonych latarni. Na podłożu leżały dwa wysuszone, wychudzone ciała. Poza nimi w pomieszczeniu znajdowały się jeszcze trzy postaci. Jedną z nich był posiadacz brązowego hełmu, spod którego wystawały czerwone kosmyki. Prócz tego postać ta była otulona od stóp po głowę połatanym ciemnym płaszczem, kaptur zasłaniał jej głowę, a część przyłbicy zakrywała ciemna chusta, do teraz, kiedy ściągnęła ją z twarzy. Drugim osobnikiem w pomieszczeniu był Plissken, który nie ukrywał swojej aparycji dodatkowym odzieniem. Trzecia z nich siedziała na ramieniu jaszczura.



Była to mała, srebrna smoczyca, mierząca na oko może z trzydzieści centymetrów - łącznie z ogonem.
- Więc nie wydostaniemy się z tego piętra? Chcą je zamknąć na zawsze? - spytało się smutno maleństwo.
- Nikt nie powiedział, że się nie wydostaniemy, tylko tutejsi rankerzy na pewno nam tego nie ułatwią - mruknął Plissken, drapiąc się po podbródku. - Myślą, że to przez nas ten kataklizm na piętrze. Debile - skrzywił się ze złością.
- Ale wy smęcicie, jak stare zapiździałe mendy - prychnęła kobiecym głosem postać w szmatach. - Spojrzelibyście na to z drugiej strony. Nie żyje ostatnie Dziecię Czasu, więc nikt go już nie wykorzysta i koniec z tym całym zamieszaniem z nim związanym - dodała weselszym głosem. - Ale został jeszcze ten smarkacz z wbudowaną atomówką. On polazł na następne piętro - dodała, niezbyt zadowolona.
- Polazł, bo go nie dopilnowałaś - zauważył jaszczur.
- A co, miałam może jeszcze wpaść do sektora z testem jak na wycieczkę? Pojebało cię, Plissken?
- Ten chłystek to już nie nasz problem - niski głos zdominował pomieszczenie. Nie należał on do nikogo z trójki. - A rankerzy nam teraz pomagają, a nie szkodzą, Plissken. Chociaż oni jeszcze o tym nie wiedzą - Plissken na te słowa skierował swą facjatę w kierunku jednej ze ścian. Mimo że latarnie oświetlały całe pomieszczenie, wysoka, chuda postać nadal pozostawała w cieniach. - wydostaniemy się z tego piętra z większą łatwością niż ci się wydaje. Chociaż nie powiem, żebym był zadowolony z tego, że Dziecię Czasu nam przepadło - dodał zimniejszym głosem. - Oznacza to tyle, że nie możemy sobie pozwolić na więcej trywialnych błędów. Szczęśliwie mamy kilka części Alice, jesteśmy na tropie kilku innych. Całe to zamieszanie działa tylko na naszą korzyść, gdyż cele te nie uciekną już z tego Piętra i nie rozproszą się po innych. Kiedy zdobędziemy tyle części, ile się da, przejdziemy do kolejnej części planu.
- Ach, zapomniałabym, ten czerwony sierściuch też uciekł z tego piętra...
- Zajmij się swoim zadaniem, Legion, bo prędzej mi się skończy cierpliwość w stosunku do ciebie - syknął gniewnie mroczny byt, na co mała smoczyca skuliła się ze strachu na ramieniu Plisskena. - Zapominasz, kto tu rządzi, więc ci przypomnę - z ciemności wystrzeliła macka utkana z czystej czerni, uderzając w twarz Legion. - Ja tutaj rządzę. Ty masz wykonywać moje polecenia. I masz nie nadużywać mojej cierpliwości.
Legion ogarnęła się, prychając coś do siebie pod nosem. Sharrath czmychnęła z ramienia Plisskena na jego kark.
- Dobra, dobra. Zrozumiałam. To ja idę się zabawić… znaczy wykonać swoje zadanie - dodała znacznie weselszym głosem, jakby spoliczkowanie nie miało miejsca. - Już nie denerwuję - pstryknęła palcami i deportowała się z pomieszczenia.
Sharrath pisnęła i wdrapała się na drugie ramię Plisskena.
- Dobrze, że wyszła. Miałem jej dość - rzucił jaszczur. - Panie, jeśli chodzi o to Dziecię Czasu...
- Zginęło, ktoś je zabił lub samo się zabiło. Energia, która uwolniła się podczas jego śmierci, naruszyła strumienie czasu na tym piętrze. Nie wykluczam, że na niższych piętrach też.
- Panie, chciałem spytać, czy nie dałoby radę przywrócić go do życia.
- Nie, jego energia za bardzo się rozproszyła na Piętrze… bądź na Piętrach. A my mimo wszystko mamy ograniczone pole działania, Plissken - odparł spokojnie mroczny byt, który nadal nie ujawniał tajemnic swojej postaci, mimo że delikatne zielone światło oświetlało pomieszczenie w dostatecznym stopniu. - A nawet gdybym mógł… nie zrobiłbym tego.
Oczka smoczycy przybrały barwę granatu. Plissken nad czym jeszcze się zastanawiał. Po chwili wyciągnął surową jagnięcinę, oderwał od niej kawałek i poczęstował nim srebrne maleństwo.
- Masz jakiś pomysł, Plissken? Nie wahaj się. Podziel się nim.
- Ekhm, tak - odchrząknął Plissken, Sharrath zaś smętnie jadła mięso. - Chciałem zauważyć, że Czasowiec nie dostał się na tamto piętro tradycyjnymi metodami. Nie portalem, nie korytarzem, ani koleją. Z tego co wiem, to w tym Sektorze nie istnieją takie punkty, a tutaj Czasowiec był ostatnio widziany, tak?
- Tak - głos z mroku przytaknął beznamiętnie.
- I tam zniknął.
- Tak.
Jaszczur karmił chwilę smoczycę jagnięciną.
- Tak samo jak dwa tygodnie temu grupka regularnych dostała się tutaj z innego Piętra.
- Tak, w podobny sposób. Tak więc rozumiesz, dlaczego rankerzy nie są dla nas większą przeszkodą?
Plissken westchnął.
- Nie, nie rozumiem.
- Dlatego to ja jestem waszym szefem, a nie wy moim - odparł głos z ciemności, tym razem spokojniejszy i bardziej rozbawiony niż chwilę temu.


=***=


Yeon-in

Na pierwszy ogień


Rozmarzony Yin podążył z wróżką, która trzymała się z nim dość blisko. Niektórzy nazwaliby to zabujaniem od pierwszego wejrzenia, inni trafienie urokiem, a Yin miał problemy z koncentracją na rzeczy innej niż pewne części ciała pięknej nieznajomej. Obudził się dopiero w pobliżu oszklonego pokoju. Tak mu się zdawało, że większość ścian stanowiło szkło lub podobny do niego mniej przezroczysty minerał. Po drodze minął, minęli, zdaje się - paru pracowników, ale Yinowi w głowie póki co ciągle latały inne rzeczy.
- ...zapraszam więc Państwa tutaj do gabinetu… hallo? - Yin otrząsnął się w porę i zobaczył po raz pierwszy wyraźnie kto ich prowadził po placówce.


Manager nie był o wiele wyższy od Yina, ale tak chwilę na niego spojrzał, jakby mierzył dwa razy tyle we wszystkie strony. Złote oczy spojrzały krytycznie na latarnika, a Yin uświadomił sobie, że stoi przed drzwiami jak totalny kretyn.
- Wchodzimy tutaj, proszę pana - dodał spokojniej do Yina, a jego spojrzenie złagodniało.

Wróżka i reszta towarzystwa weszła już do pomieszczenia. Salaam i piękna nieznajoma spoglądali na niego, tak samo jak szarowłosy i blondynka z ciekawym krawatem, a czarnowłosy paniczyk… nie zwrócił na niego uwagi. Siedział wyprostowany i sztywny jak żołnierz na porannym apelu, nie obdarzył go uwagą. Albo tak dobrze udawał, że nic go nie obchodzi albo to była jego jakaś specyficzna strategia.

Żeby zataić głupie wrażenie, Yin przeprosił managera i wszedł do pokoju, zajmując z pośpiechu miejsce koło czarnowłosego jegomościa, który nic nie robił z jego przybycia. Przynajmniej nie obdarzał go krytycznym albo dziwnym spojrzeniem - plus z sąsiedztwa.
Manager wszedł do pokoju ze sporym neseserem.

- Witam ponownie zebranych tutaj państwa, nazywam się Romuald Gordon. W firmie Verdani zajmuję się zarządzaniem Being Resources. Wszyscy z państwa kandydują na stanowisko menadżera projektu. Proszę się przedstawić, opowiedzieć o sobie i o swoim doświadczeniu zawodowym w zarządzaniu zespołem… ekhm - mężczyzna odkaszlnął. - Dobrze. Rekrutację rozpoczniemy od pana - wskazał Yinowi ruchem głowy, aby on pierwszy rozpoczął prezentację.


Zafara

Bon voyage, czyli boso przez świat



Zafara z braku laku i pomysłów udał się za Jednookim. Brunet z opaską na oku wyciągnął w międzyczasie kolejną puszkę piwa, a Zafara dreptał za jegomościem. Chociaż mieli możliwość złapać autostop, to Jednookiemu ani w głowie było zaczepiać kierowców. W końcu był hardkorem, nie pizdą. Nie potrzebował samochodu, bo szybciej i wydajniej drogę przeszedłby sam z buta. Nawet nie wynajmował mieszkań - po prostu mieszkał, gdzie popadało. Czerwony [teraz Biały] szedł wciąż, nie liczył czasu, chociaż po jakimś czasie zaczął odczuwać zmęczenie. Nie rozmawiali ze sobą, Jednooki pił piwo, zarzucił od czasu do czasu jakimś pytaniem do długouchego, ale bardziej miał oko na otoczenie. W końcu ten podobno przybył z przyszłości - możliwe, że ktoś na niego mógł czyhać i na tym piętrze. Kiedy zaszli na miejsce, niebo zaczęło już ciemnieć. Jednooki w pewnym momencie zszedł z autostrady na polanę. Mężczyzna wskazał palcem, żeby Zafara szedł za nim w chaszcze. Krzaki nie spodobały się Zafarze - w powietrzu unosiło się sporo wilgoci. Powoli coś mu się przypominało - incydent z jaszczurem z czwartego Piętra. Kiedy wysłał narwańca na zimną kąpiel. Przy okazji ten gad ochlapał go wodą. Zafara zaczął się czuć, jakby ktoś kazał mu wchodzić do szamba. Gdyby Jednooki ostro nie nakazał regularnemu, to Zafara sterczałby na autostradzie. Mężczyzna nie miał problemu z poruszaniem się po bagnie, w przeciwieństwie do małego shinsoisty, który prawie co chwilę plątał się o rośliny. Jednooki wykonał rękami jakiś gest i Zafarze zaczęło się łatwiej chodzić. Jakby zieleń rozstępowała się przed jego nogami.
Oddalili się od autostrady na tyle, że pojazdy zmieniły się małe owady ze światełkami, a latarnie zmieniły się w długie łańcuchy z błyszczącymi “paciorkami”. Ktoś w międzyczasie zadzwonił do Jednookiego na ATS. Rozmowa mężczyzny z rozmówcą była krótka i treściwa - widać, Jednooki był oszczędny w słowach i w czasie oraz - dla Zafary - w wyjaśnieniach. Zrozumiał jedno - nie posiedzi za długo z Jednookim.
- Jednak muszę iść szybciej niż planowałem, nie będzie mnie przez jakiś czas. Nie będziesz jednak sam - stwierdził Jednooki. - Chodź za mną. - polecił Zafarze tonem nie znoszącym sprzeciwu. Oddalili się jeszcze bardziej od autostrady, przeszli przez bagna i chmary sporych, uciążliwych komarów. Shinsoista był zadowolony z tego, że mógł przemienić się w ducha, co zresztą uczynił - żadne komary nie mogły go pochlać.
- Będę miał jedno zalecenie, abyś trzymał się tej osoby blisko. Jak skończę robotę, oddzwonię. Nie obiecuję, że przyjdę później.
Po czym Jednooki gwizdnął przeciągle. Zafara przez gęstniejące ciemności dostrzegł łapę uformowaną z czystego mroku, która im pomachała, a potem zwinęła się w pięść, a jej palec wskazujący pokazał, gdzie mają się udać.
Przeszli przez bagna i natrafili na łąkę. W pewnym miejscu ziemia podniosła się, a z dziury w podłożu zabłysnęła para żółtych oczu. Jednooki i Zafara podeszli bliżej do nich. Zafara zobaczył, jak oczy zwężają się, gdy dostrzegły jego nowego.
- Te, Jednooki - czarna jak smoła łapa wskazywała na “odnowionego” Zafarę. - Co to za jeden?
- Ech, nie uprzedziłem cię, nie miałem lepszej okazji ku temu. To Zafara. Ten, o którym ci wspomniałem.
Żołte oczy wpatrywały się z uwagą Zafarze, jakby ich posiadacz chciał się upewnić, czy Jednooki nie robi go w balona.
- Nie wygląda mi na tego całego Zafarę. - głos z podziemi burknął na słowa rankera. - a przynajmniej na tego, co poznałeś. Ale nie chce mi się obrywać od rankera, więc niech włazi. Byleby mi problemu nie robił.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 17-10-2016 o 17:20.
Ryo jest offline