Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2016, 17:09   #110
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Gdy wszyscy się rozeszli Yarla i Turmi zostały same, stojąc mniej więcej pośrodku jaskini.
- Nikogo tu nie ma, chyba że zakamuflowany lub niewidzialny - mruknęła do Yarli Turmalina - Mało to takiego tałatajstwa w Podmrokach? Mamy dzieciaki do uratowania, więc nie stójmy jak idiotki. Chodźmy dokądś! - oczywiście Turmi nie określiła dokąd konkretnie, czekając aż ktoś inny podejmie decyzję. By było na kogo zwalić ewentualnie winę, oczywiście!
Nim Yarla zdołała odpowiedzieć chybotliwy płomień pochodni Torikhi, począł systematycznie przybliżać się do obu krasnoludzić i w końcu ich oczom ukazała się… blada jak kreda półelfka. Usta miała otwarte, a broda jej drżała. Wzrok był błędny i niemal szalony.
- Panienko Turmalino… Panienko Yarlo… - wymieniła grzeczności z przyzwyczajenia. Po czym jak zaczęła swój słowotok, bez pauz, ni przecinków, bez nawet dodatkowych wdechów, tak skończyła dopiero gdy język uwiązł jej w gardle suchym kołkiem. Jednego krasnoludki mogły być pewne… armia niedźwiedzi na czele z krwiożerczym okiem na łapkach czai się w ciemnościach, gotowa pożreć każdego, kto nie złoży im krwawej ofiary z żywego mięsa.

- No i mówiłam, że coś tu siedzi, tylko się chowa. A co do ofiary... Yarla... myślisz o tym samym co ja? - uroczo uśmiechnęła się geomantka, której właśnie urodził się w głowie plan, który załatwi dwa problemy na raz. W tym jeden zielony.
- Dobrze się składa, Torikho, że jest tu jakiś wyłupiastooki potwór, bo widzisz, mamy ze sobą orka, który ma do odkupienia napaść na towarzyszy broni.
- Czy ty bogów się nie boisz? Musimy stąd uciekać bo nas wszystkich pożrą. Oni nie są razem… nie są!
- Melune odłożyła na bok komentowanie podstępnych zamysłów krasnoludzicy, skupiona bardziej na przeżyciu swoim… a niekoniecznie innych. Choć to co planowała Turmalina było wręcz… było złe. Po prostu złe.


Yarla przyglądała się jak wszyscy poza Turmaliną rozchodzą się gdzieś, na własną rękę próbując splądrować jaskinię. Krasnoludzica wiedziała, że pewnikiem to nie skończy się za dobrze. Wtem z półmroku wyłoniła się kapłanka. Yarla widząc jej dziwaczne oblicze, jakiego nigdy dotąd nie ukazywała towarzyszom, złapała mocniej za drzewiec topora. Coś jej się nie podobało i nie chodziło o elfiego przodka w drzewie genealogicznym panny Melune. W końcu przemówiła, a Yarla wsłuchując się w słowa kobiety uśmiechała się z lekkim politowaniem nie wiedząc co powiedzieć. Kiedy Turmalina zaproponowała złożenie Piąchy w ofierze, Ognistowłosa rozpromieniała. Był to zacny pomysł, ale fakt faktem nie miał wiele wspólnego z honorem. Choć z drugiej strony, Yarla miała sobie za nic honor. Była bękartem ulicy ludzkiego miasta, a nie jednym z tych nienormalnych na punkcie swojego honoru krasnoludów. Wojowniczka kiwnęła tylko głową z uznaniem na pomysł towarzyszki, lecz w tej chwili Torikha znów przemówiła.
-A któż to nas pożre?- spytała z zainteresowaniem. Najwyraźniej wizja armii niedźwiedzi i krwiożerczego mięsożernego oka nie dotarła do umysłu krasnoludki i potrzebowała ona powtórki.
Kapłanka westchnęła, zaczesując kosmyk włosów za szpiczaste ucho. Postarała się skupić i zebrać rozbiegane myśli.
- Oko chce jeść… spytało się czy mam dla niego jedzenie, czy sama nim jestem… powiedziałam, że mam bo co innego miałam powiedzieć. Bierz mnie i pożeraj? No więc Oko się ucieszyło… zwłaszcza wtedy jak się spytało, czy jedzenie jest ‘świeże’ czyli same wiecie jakie. Potwierdziłam… i powiedziałam by poczekało to przyniosę. A ono wtedy o MISIACH! - Półelfka zmieniła głos na taki bardziej chropowaty, al’a chochliczo-goblińsko… jakiś. - Uważać. Misie. Tak? - na powrót wróciła do normalnego tonu. - Czyli są tu niedźwiedzie! No bo jak inaczej rozumieć to co powiedział? Oko się chowało, więc boi się niedźwiedzi. Nie są więc razem! NIE SĄ! Dasz mu Piąchę a od tylca najadą na ciebie wielkie, krwiożercze… MISIE! - Torikha bardzo starała się zachować spójność wypowiedzi, choć jej wzburzenie po spotkaniu dziwacznego stwora nie zdążyło jeszcze opaść.
- Jak na mój gust, ten Oko-potwór jest dokarmiany przez ludzi ofiarami, ale nie jest na tyle groźny aby zagrozić niedźwiedziowi, więc kazali mu ich unikać. To jaskinia, więc takowe mogą tu się przypałętać. Bo zgaduję, że to co zobaczyłaś nie było Strzeżnikiem?* - geomantka wydawała się dość lekceważąco traktować torikowe rewelacje - Jeżeli nie, to skrzyknijmy naszą dzielną ekipę, zabijmy to i chodźmy dalej. Orka puścimy przodem. Muszę przypominać, że mamy dzieciaki do ratowania?
Nie dodała, że dzieciaki zostały zapewne zjedzone w całości. Jaskiniowe potwory drobne dziecięce kości zazwyczaj chrupały jak faworki.

*Pozwoliłem sobie użyć własnego tłumaczenia dla Beholdera, Obserwator nieszczególnie mi pasuje.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 17-10-2016 o 17:16.
TomaszJ jest offline