Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2016, 21:04   #225
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sol podniósł się z trudem, czego można było oczekiwać po osobie która ledwo uniknęła śmierci.
- Spocznij. - zwrócił się do kobiety, dając w ten sposób wyraźnie znać jaki jest między nimi stosunek. Skoro miał zająć miejsce Batisty to przysługiwała mu też jego ranga, a żółte zbroje nosili tylko i wyłącznie najwyżsi stażem i starszeństwem mandalorianie.
- Zdejmij hełm. - poinstruował kobietę.
Bez zbędnego wahania wykonała jego polecenie.
Ukazała mu się miła twarz młodej kobiety. Taka sama jak ta na hologramie twileka jeszcze na Onderonie. Tylko teraz Sasha była bardzo krótko ścięta, a jej twarz wychudła i zhardziała od trudów wojskowego życia.
- Dziękuję, musiałem mieć pewność że jesteś właściwą osobą. Jeśli chcesz to możesz założyć hełm. - kontynuował najemnik siadając w swoim wózku. - Streszczę całą historię. Pewien twilek, Lur Arka Sulas zlecił mi znalezienie ciebie i przekonanie do powrotu w rodzinne strony. Ponoć twoja dawna rodzina bardzo się martwi, a ród na ciebie liczy. Jeśli masz życzenie by do nich wrócić to wspomniany będzie na ciebie czekał w piątki około godziny 16:00 w barze przy kosmoporcie w Iziz. - Sol zamilkł czekając na reakcję Sashy.
Westchnęła znudzona, jakby ktoś po raz kolejny powtarzał jej tą formułkę.
- To wszystko? - zapytała jedynie.
- Z twojej reakcji wnioskuję że nie jestem pierwszym kogo w to wrobili. Szkoda ramienia, ale cóż... W zasadzie to wszystko, ale... Z czystej ciekawości, dlaczego? Dlaczego osoba o twojej urodzie i jak przypuszczam również statusie społecznym i materialnym porzuca rodzinę by walczyć?
- Chcieli zrobić ze mnie lalkę, tańczącą jak jej się zagra. Tutaj jestem wolna - jej twarz się trochę rozpogodziła. Podeszła bliżej. - Jak mój ojciec umrze to wtedy tam wrócę, przejmę majątek, spieniężę go i zainwestuję wszystko w nową zbroję - teraz już się uśmiechnęła złośliwie, ale tylko dodało jej to urody. - Zresztą chyba znasz Resol'nare - dodała.
- Rozumiem. Swego czasu też miałem swój spłachetek ziemi, ale nie mogłem usiedzieć na tyłku. I tak znam Resol'nare. Przynajmniej te jej fragmenty które gwarantują mi przetrwanie. - arkanianin westchnął czując bliskość młodej kobiety. Dla większości byłaby oszałamiająca, ale w jego oczach nie była nawet w połowie tak pociągająca jak Brianna, czy Yuthura. - Wypadałoby jednak to za sobą zamknąć. Decyzja oczywiście należy do ciebie. To wszystko.
Skinęła głową, dziękują mimo wszystko za przekazanie informacji.
- Ładna walka - zmieniła temat, na zdecydowanie przyjemniejszy. Przynajmniej dla niej. - Trudno powiedzieć co zrobiłeś źle, ale miałam wrażenie, że niewiele brakowało, a rozniósłbyś Batistę bez strat własnych. Tak z perspektywy, coś byś zmienił w swojej taktyce? - odwróciła się i spojrzała na milczący pancerz, który tak jak Sol, nosił ślady minionej potyczki.
- Po pierwsze nie wciskałbym wibroostrza między lufy gatlinga. Przeciąłbym podajnik amunicji. Teoretycznie powinno było wytrzymać, ale już od jakiegoś czasu zaczynało na obrzeżach rdzewieć i powinienem był wliczyć jego zmniejszoną wytrzymałość na naprężenia. Po drugie, gdybym miał więcej czasu na przygotowania, bądź też spodziewał się walki z mechem zdobyłbym miecz świetlny. Trzydzieści sekund i byłoby po walce. Zakładając oczywiście że korpus nie jest pokryty Mandaloriańskim żelazem, ale byłby to absurdalny wydatek. Mogłem też spędzić więcej czasu na jego plecach, starając się atakować stawy. Przy odrobinie szczęścia nawet wibroostrze jest w stanie przebić się przez delikatniejsze elementy takiego molocha. - odpowiedział najemnik podjeżdżając do pancerza. Sol położył dłoń na masywnym udzie mecha i zamknął na moment oczy. - Pomijając to nie jestem wstanie się przyczepić do moich decyzji. A co ty byś zrobiła? Jak zabrałabyś się za walkę z takim celem?
- Granaty jonowe, potem skrócenie dystansu oślepienie go dwoma strzałami strzelby, a później ładunek wybuchowy na plecach. O ile oczywiście zdołałabym zdążyć z pierwszym punktem - już naprawdę była wesoła. Widać perspektywa śmierci w tak trudnym starciu nie była czymś, co by ją odstraszyło. - Nie byłabym tak szybka jak ty. I przede wszystkim wiedziałabym z czym będę miała do czynienia. Ty poszedłeś na ślepo. Szaleństwo czy odwaga? - zapytała retorycznie. - Nie ma znaczenia. Nawet leżąc, nie mogąc ruszyć ręką czy nogą, zdołałeś wygrać. Nigdy o tym nie zapomnę
Sol zaśmiał się, co dość szybko przeszło w bolesny kaszel.
- Wiesz jaka była moja pierwsza myśl jak zobaczyłem mecha? "Że też zużyłem wszystkie granaty w ostatniej akcji." Taktyka dobra, ale typowa, coś czego każdy pilot się spodziewa. Ile osób rzuciło by się na mecha z wibroostrzem? Nikt. Tutaj zaważyła niepewność, brak wyćwiczonych schematów postępowania i zwyczajny fart. W końcu gdyby Batista był spokojniejszą, bardziej opanowaną osobą nie wyszedłby z mecha. - najemnik zamilkł by złapać oddech. Nawet rozmowa była męcząca w jego obecnym stanie.
- Też prawda - przytaknęła. - Stało się inaczej. Może lepiej jak odprowadzę cię do lazaretu. Główny medyk mnie zatłucze, jeśli sie teraz przeziębisz czy coś.
- Spokojnie, to że nie mam oka, dwóch kończyn i trzydziestu paru procent objętości mojej krwi nie czyni od razu ze mnie inwalidy. - odparł puszczając przy tym oczko. Przynajmniej taki miał zamiar, bo zrobił to niewłaściwym okiem. - Ale przyznaję że napęd jest tragicznie wolny, jeśli dopchniesz mnie na miejsce szybciej to nie mam nic przeciwko spędzeniu jeszcze paru chwil w twoim towarzystwie.
- Pewnie - założyła z powrotem hełm i przejęła kontrolę nad jego wózkiem. - Czyli jesteś w pełni formy? - wróciła do jego aktualnego stanu. Teraz jej głos był nieco zniekształcony.
- Za dwa tygodnie, najdalej do miesiąca powinienem być. Zakładając że zdobędę sensowną protezę. Mam znajomą która mogłaby mi coś skręcić jeśli znajdzie chwilę wolnego. Jeśli macie zbiorniki z kolto z których mógłbym skorzystać... Cóż, wtedy okres rekonwalescencji skróciłby się do standardowej doby. - odpowiedział wygodnie rozpierając się w wózku. Z jednej strony czuł się wyjątkowo słaby, pozwalając by jego los zależał od innej osoby, ale z drugiej było w tej sytuacji coś przyjemnego. Uczucie spełnionego obowiązku, wiedza że teraz może odpocząć.
- Jest zbiornik, ale z niego nie korzystamy. Może jeśli pogadasz z głównym medykiem to cie do niego wpuści.

Powrót z hangaru był zdecydowanie szybszy. Sasha odprowadziła go pod same łóżko. Po drodze skinęła głową jednemu z medyków, który zamknął za nimi drzwi do jego pokoju.
Arkanianin przeniósł się z niemałym trudem na łóżko, nie wstydząc się przy tym skorzystać z pomocy kobiety, po czym nakrył się pościelą. Oczy zaczęły mu się kleić, ale chciał załatwić jeszcze jedną sprawę. Jak przy większości łóżek stał interkom, ale nie miał siły po niego sięgać.
- Czy mogłabyś podać mi słuchawkę? - zwrócił się do Sashy.
- Oczywiście - odparła i ściągnęła hełm kładąc go obok interkomu. Następnie odsunęła szafkę, na której ten stał. Odpięła płyty swojego pancerza i zrzuciła z siebie całą jego górną część.
Okazało się, że była pod pancerzem zupełnie naga. Bez krępacji odpięła części kryjące jej biodra i krocze. Została w ochraniaczach na uda, łydki i butach. Poza tym była zupełnie naga. Sol poczuł jak jego ciało go zdradza, a on sam jest już na nią gotowy.
Szczęka arkanianina opadła powoli, po czym z cichym trzaskiem wróciła na swoje miejsce. Na pościeli natomiast powstało bardzo charakterystyczne wybrzuszenie, zwane popularnie "namiotem".
- To jest bardzo, ale to bardzo zły pomysł. Mam kobietę. Kobietę która jest przynajmniej kilkukrotnie, jeśli nie kilkunastokrotnie lepszą wojowniczką ode mnie i której nie sposób skłamać. Nie uśmiecha mi się narażanie na jej gniew, o tym że okazałbym jej w ten sposób brak szacunku nie wspominając. Mam nadzieję że rozumiesz. - wyjaśnił Sol.
- Zupełnie się jej nie dziwię - odpowiedziała szczerze wchodząc na łóżko i siadając na nim okrakiem. - Takich prawdziwych wojowników jak ty nie spotyka się często... - po czym wzięła go w swoje władanie.


***


Minęło kilka godzin nim Sol zebrał ponownie swoje myśli. A może dopiero obudził się po utracie przytomności? Przez wycieńczenie fizyczne, jak i psychiczne nie był wstanie stawiać Sashy oporu. Nie wiedział jak się czuć. Z jednej strony fizycznie nie miał jej, czy jej sprawności, nic do zarzucenia. Była zwyczajnie piękna, młoda i wysportowana. Ale z drugiej… Czuł się brudny ze sobą, z tym że w ogóle pozwolił by do tego wszystkiego doszło. Mógł jej zwyczajnie wydać rozkaz jako przełożony. Nie zrobił tego. Nawet w swoim obecnym stanie mógł wiele, ale nie zrobił nic. Przewrócił się na bok. Łóżko było wilgotne od potu i innych płynów ustrojowych. Jego myśli pobiegły do Brianny. Ona na niego nigdy tak nie spojrzała. Z takim… Szacunkiem. Jak w ogóle mógł to sobie wytłumaczyć? A jej? Co z obietnicą którą złożył Laurienn? Stoczył się do wózka i sięgnął po interkom.
- Czy mogę prosić o zmianę pościeli? - spytał gdy ktoś po drugiej stronie podniósł słuchawkę.
- Dziękuję. - dodał i odłożył sprzęt na swoje miejsce.

Kolejne minuty spędził z głową podpartą przez swoją dłoń. Gdy jeden z medyków przyszedł z nową pościelą nie można było po Zhar-kanie niczego poznać. Miał pustą, obojętną twarz osoby której nigdzie się nie śpieszyło i nie miała nic do roboty. W zasadzie tak było, tak naprawdę czekał tylko aż ozdrowieje by zacząć coś ze sobą robić, by zdobyć protezę, naprawić sprzęt, czy zająć się czymkolwiek innym. Miał potrzebę rzucenia się w wir zadań, by czas płynął szybciej. Wszystko jakoś ułoży się samo, byleby odzyskał kontrolę nad swoim losem.
- Chciałbym prosić głównego medyka na chwilę rozmowy. - Sol spytał drugiego mężczyznę gdy ten uwinął się z robotą. - Chcę skorzystać z waszego zbiornika z kolto. W razie potrzeby pokryję koszty. Mam dwanaście kół zaległego żołdu.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 17-10-2016 o 21:08.
Zaalaos jest offline