Arianne de Lenfent
Biegnę alejką jak najdalej od budynku, który przez kilka ostatnich lat był moim domem. Nagle z naprzeciwka wychodzi dwóch dryblasów widać, że nieco podchmieleni. Trzymają broń i widocznie nie mażą o niczym innym jak zatopieniu jej w moich wnętrznościach. Z deszczu po rynnę jak ja nie cierpię takich sytuacji. Rozglądam się szybko po alejce szukając możliwych dróg ucieczki niestety tym razem nie wchodzi to w grę wylądowałabym znowu przy domu a tego lepiej nie ryzykować. Na szczęście aleja jest wąska nie mogą atakować mnie jednocześnie. Wzdycham i wyciągam własną broń. Pierwszy z oprychów biegnie w moją stronę wymachując rapierem jak małe dziecko macha kijkiem. Drugi biegnie tuż za nim jednak bez wymachów. Myśl, myśl byłaś już w gorszych sytuacjach. Naszedł mnie pewien pomysł. W tym momencie numer jeden rozpoczyna atak. Paruję jego pierwsze ciosy. Nie ma w jego ruchach żadnej finezji tylko siła. Amator. Po szybkiej wymianie ciosów dostrzegam dziurę w jego obronie. Wykorzystuję ją momentalnie i wbijam rapier w jego splot słoneczny. Napastnik krzyknął. Oby nie przyleciały posiłki. I teraz najważniejsza część planu zamiast po prostu wyciągnąć broń nogą odpycham ciało. Jedynka zachwiał się potężnie. Musiało mieć to związek z tym alkoholem którym tak śmierdział. Kopnęłam go raz jeszcze i poleciał on na towarzysza, który bezradni stał za nim. Idiota nie pomyślał żeby pobiec po pomoc. Kiedy leżą szybko wyjmuję sztylet i podcinam Dwójeczce gardło. Wycieram broń w ich ubrania i chowam z powrotem na swoje miejsca. Gdybym miała więcej czasu zapewne bym ich przeszukała ale czas napięty i myśl o posiłkach odepchnęła mnie od tego. Zaczynam ponownie biec w stronę umówionej karczmy.
__________________ :swir: I don't suffer from my insanity, I enjoy it. :swir: |