Sto sztuk złota za misję. Jeszcze trzydzieści takich, a Esmond sprawi sobie nową. Tylko będzie musiał pamiętać, żeby nie jeść i nie pić. No i nie ubierać się.
To ostatnie akurat nie wchodziło w grę. Nie miał ręki, ale nie musiał wyglądać jak ostatni dziad.
Nowa szata, kąpiel...
No ale najważniejsze było to, że nie stracił księgi.
* * *
W okolicach nie używanej kopalni było cicho i pusto, a stosy piachu i resztek porzuconego sprzętu nie przeszkadzały w koncentracji.
Esmondowi przyszło do głowy parę sposobów rzucania czarów w sytuacji, gdy mógł się posługiwać tylko jedną ręką.
Księgę mieć musiał, bez niej, bez zawartej w niej mocy, nie zdołałby rzucić zaklęcia.
Sposób pierwszy był prosty, podobny do normalnego rzucania czarów. Wystarczyło skupić się na księdze, skoncentrować, a potem wskazać cel kaleką ręką.
Przez chwilę wyładowania ułożyły błękitny wzór poruszającej się ręki. Energia się zachwiała, a ręka zgasła. W jej miejscu strzelał strumień dzikiej energii przypalający snopami iskier pobliską okolicę. W końcu udało się wystrzelić Esmondowi błyskawicę, która zamiast trafić w środek kamiennego filaru osmaliła jego boku. Ork zostałby trafiony, z goblinem... mogłyby być problemy.
Jak powiadali niektórzy - jest dobrze, ale nie beznadziejnie.
Księga miała to do siebie, że musiała być otwarta podczas rzucania czaru - z niej mag czytał, a gdy kończył czytać magiczną formułę, to już zaklęcie wypływało z drugiej ręki. Na dodatek nie można było korzystać ze stolika czy zawieszonego na szyi pulpitu. Księga powinna być trzymana w ręce, bo właśnie do ręki spływała magia i energia czaru.
Ale kawałek lewej ręki został. A nuż by się dało na odwrót - trzymać księgę lewej ręce?
To była niemal katastrofa... Samobójstwo nieomal.
Przy próbie rzucania zaklęcia prawie rozsadziło zdrową rękę pod łokciem... Czar zatrzymał się mniej więcej na tej samej wysokości w zdrowej ręce, do której przylega tom do ciała w kikucie. Gdyby nie to, że Esmond przerwał zaklęcie i rozproszył energię, straciłby i drugą rękę.
Wyglądał na to, że musi być zachowana równa droga energii wchodzącej do ciała, jak z niego wychodzącej. Zdecydowanie lepszą metodą było wskazywanie celu tym, co zostało z lewej ręki.
Z nieco skwaszoną miną Esmond wrócił do centrum miasta.
Musiał sobie załatwić kąpiel, a potem kupić nową szatę, bo to, co miał na sobie, nadawało się raczej na szmat do podłogi, niż strój, jaki przystoi porządnemu magowi.
* * *
Odświeżony, przebrany, ruszył na poszukiwanie kompanów.