|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-10-2016, 16:20 | #81 |
Reputacja: 1 | - Dziękuję, sir - powiedział Axim, przyjmując swoją działkę monet. Szybko też przytroczył mieszek pełen złota do pasa, zaraz obok miecza.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
17-10-2016, 18:58 | #82 |
Reputacja: 1 | Przez całą "audiencję" Sybill nie odezwała się nawet słowem. Stała z tyłu grupy, wyczekując aż łaskawie będzie pozwolone im sobie pójść. Znudzenie i coś na kształt niezadowolenia malowało się na jej twarzy. Oczywiście złoto wzięła z chęcią. Wyszła na zewnątrz tak szybko jak tylko to było możliwe. Nie wyglądała jak osoba, która zaraz zamierza się z kimkolwiek integrować. Szybkim krokiem skierowała się by zapoznać się z miastem. Teraz potrzebowała się dozbroić. Wyglądało jakby chodziła bez celu. W końcu zakupiła nową tunikę, nawet nie szczególnie jej pasującą, bo sporo za szeroką - zapewne szyta na krasnoludkę, a nie żylastą ludzką kobietę. Arunsun jednak nie była tym przejęta, zwyczajnie przewiąże się pasem z mieczem. I w końcu znalazła to co ją interesowało. Skórzana zbroja i miecz. Niewiele mówiąc, z miną dającą jasno do zrozumienia, że nie ma ochoty wdawać się w jakąkolwiek gadkę, wskazała sprzedawcy co chce, oszczędzając się do krótkiego "Ile to?" oraz "Biorę". Jej obecna aparycja nie zachęcała na szczęście do zagadywania jej. Paskudna blizna biegnąca przez środek twarzy nie było czymś co pasowało do młodej damy. Ale przecież do damy i tak jej było daleko. Przechadzając się uliczką, dzierżąc w dłoni swoje zakupy dostrzegła trenerów którzy za opłatą mogli czegoś nauczyć. Sybill tylko prychnęła na ten widok i przyśpieszyła kroku. W końcu dostrzegła szyld tawerny. Weszła do środka i z miejsca zamówiła obiad oraz kazała przygotować dla siebie pokój i balię z wodą. Poganiała przy tym karczmarza i już po chwili mogła zająć się doprowadzeniem siebie do porządku. Rzuciła Zaufane Ostrze na pryczę, a zbroję na podłogę. Mając wolne ręce zaczęła się zrzucać z siebie resztki tego co kiedyś było jej pancerzem i ubraniem. |
17-10-2016, 20:21 | #83 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Cudem było, że za murami Mystii ocalała społeczność ukryta w siedzibie Złotych Lwów. Znamienna była jednak niechęć Rafaela do ich zleceniodawcy, Lysandera. Stosunki między ugrupowaniami w stolicy były napięte. Gildie mogły rywalizować w czasach pokoju, ale wobec wrogiego najazdu zdawały się być po tej samej stronie barykady. Krasnoludzki kapłan na spotkaniu z lokalnym przywódcą był zblazowany, widocznie ucieszył go dopiero pobyt w sanitariatach, gdzie rozebrał się by oczyścić poranione tego dnia części ciała a także doprowadzić odzież do względnego porządku. Postępował tak, jakby miał nad głową nahajkę światynnego preceptora, który karał za każde uchybienie czystości kapłańskiej szaty. W końcu Olaf odetchnął, pchnął drzwi i ruszył uliczkami Wodnego Kryształu. Starał się robić dobrą minę jednak ciągle ciążyły mu myśli. Od jutra mieli ruszać dalej w teren, lecz pod innym sztandarem. Nie było to najgorsze wobec braku możliwości powrotu do obozowiska Czerwonych Lisów, jednak lojalnego karła widocznie gryzło sumienie. Tymczasem chochlik, purpurowoczerwony z wysiłku, odrzucił narzędzie i zakwilił z zadowolenia. Lita do tej pory skała została oszpecona wąską rysą przełamującą składające się nań minerały. - Teraz już pójdzie z górki - wysapał z grymasem radości na gębie, po czym odleciał w kierunku czarnego wiru przemieszczającego się po sklepieniu komnaty. Nagle drogę krasnoluda przeciął biegnący dzieciak, bardzo chudy acz jego wzrostu. Miał przerażenie w oczach a w dłoniach bohenek chleba. - Łapać złodzieja! - rozległo się w alejce. Krzyczał krasnolud w przybrudzonym, ale wciąż białym fartuchu. Dłonie Feilana zacisnęły się na kościstych ramionach młodego człowieka. Próbował się wyrywać. - Uspokójże się, młodzieńcze. Na co Ci to było? - Panie, mam rodzinę, i... - Mam Cię! Dzięki, kapłanie. - Zajmę się tym występkiem. Ile za ten chleb? - Ale... Dwie sztuki złota. - Masz, wracaj do pracy i chwal Grungniego, nie czas na spory a na wytężoną pracę. - Tak, żegnaj, kapłanie. - Piekarz odszedł w swoją stronę. Po chwili podrzucił monetę ku górze i zręcznie ją złapał. - Jest wojna, młody człowieku. Nie okradaj swoich nigdy więcej, bo sam Cię dopadnę i stłukę! A teraz masz tu jeszcze kilka monet. Bierz, kupisz jedzenie i jakieś narzędzie, zaczniesz pracować. Gdzie, gdzie... Gdziekolwiek! Pamiętaj, że Twoja rodzina na Ciebie liczy! Jak uczy nas Grungni, tylko poświęcenie pracy dla dobra społeczeństwa daje prawdziwą radość. - Kadził tak chłopcu jeszcze dłuższą chwilę, aż nie wtrąciła się około trzydziestoletnia kobieta. Wytargała syna za uszy i pogoniła do domu, zerkając ostrożnie na Olafa. Po trzymanych przez młodzika przedmiotach zorientowała się w sytuacji. - Dzięki panie. Powienieneś wiedzieć, że... Krasnolud wysłuchał jej i odszedł w ciszy. Dotarł do kuźni. - Potrzebuję broni, mistrzu. Topora. - Mam Wykrwawiacz. - Słucham? - Taki, ot, toporek. - Kowal skrzywił się. Trafił mu się klient-ignorant. Pokazał jednak oręż w pełnym świetle. - Piękna robota - pochwalił Olaf nawet nie spoglądając. - Ile za niego? - Trz... Czterdzieści. - W porządku. Feilan kroczył kolejnymi zaułkami. Zapachem jadła zapraszała go do wnętrza tawerna Studnia Rdzy. Z zaproszenia chętnie skorzystał. Zamówił jadło a butlę gorzałki na prędce schował do torby na później. Poprosił także o nocleg i balię. Chwilowo była zajęta. Ostatnio edytowane przez Avitto : 17-10-2016 o 22:41. |
18-10-2016, 19:53 | #84 |
Administrator Reputacja: 1 | Sto sztuk złota za misję. Jeszcze trzydzieści takich, a Esmond sprawi sobie nową. Tylko będzie musiał pamiętać, żeby nie jeść i nie pić. No i nie ubierać się. To ostatnie akurat nie wchodziło w grę. Nie miał ręki, ale nie musiał wyglądać jak ostatni dziad. Nowa szata, kąpiel... No ale najważniejsze było to, że nie stracił księgi. * * * W okolicach nie używanej kopalni było cicho i pusto, a stosy piachu i resztek porzuconego sprzętu nie przeszkadzały w koncentracji. Esmondowi przyszło do głowy parę sposobów rzucania czarów w sytuacji, gdy mógł się posługiwać tylko jedną ręką. Księgę mieć musiał, bez niej, bez zawartej w niej mocy, nie zdołałby rzucić zaklęcia. Sposób pierwszy był prosty, podobny do normalnego rzucania czarów. Wystarczyło skupić się na księdze, skoncentrować, a potem wskazać cel kaleką ręką. Przez chwilę wyładowania ułożyły błękitny wzór poruszającej się ręki. Energia się zachwiała, a ręka zgasła. W jej miejscu strzelał strumień dzikiej energii przypalający snopami iskier pobliską okolicę. W końcu udało się wystrzelić Esmondowi błyskawicę, która zamiast trafić w środek kamiennego filaru osmaliła jego boku. Ork zostałby trafiony, z goblinem... mogłyby być problemy. Jak powiadali niektórzy - jest dobrze, ale nie beznadziejnie. Księga miała to do siebie, że musiała być otwarta podczas rzucania czaru - z niej mag czytał, a gdy kończył czytać magiczną formułę, to już zaklęcie wypływało z drugiej ręki. Na dodatek nie można było korzystać ze stolika czy zawieszonego na szyi pulpitu. Księga powinna być trzymana w ręce, bo właśnie do ręki spływała magia i energia czaru. Ale kawałek lewej ręki został. A nuż by się dało na odwrót - trzymać księgę lewej ręce? To była niemal katastrofa... Samobójstwo nieomal. Przy próbie rzucania zaklęcia prawie rozsadziło zdrową rękę pod łokciem... Czar zatrzymał się mniej więcej na tej samej wysokości w zdrowej ręce, do której przylega tom do ciała w kikucie. Gdyby nie to, że Esmond przerwał zaklęcie i rozproszył energię, straciłby i drugą rękę. Wyglądał na to, że musi być zachowana równa droga energii wchodzącej do ciała, jak z niego wychodzącej. Zdecydowanie lepszą metodą było wskazywanie celu tym, co zostało z lewej ręki. Z nieco skwaszoną miną Esmond wrócił do centrum miasta. Musiał sobie załatwić kąpiel, a potem kupić nową szatę, bo to, co miał na sobie, nadawało się raczej na szmat do podłogi, niż strój, jaki przystoi porządnemu magowi. * * * Odświeżony, przebrany, ruszył na poszukiwanie kompanów. |
19-10-2016, 10:10 | #85 |
Reputacja: 1 | Miasto pod ziemią tego się nie spodziewał, lecz miło go to zaskoczyło. Czuł się tu o wiele raźniej niż na powierzchni, Zwłaszcza że krasnoludy doskonale mogą bronić takich miejsc. Całą rozmowę z przestał z tyłu tylko słuchając, rany i zmęczenie dawało się w znaki. Nie miał też ochoty iść na żadne zwiedzanie, gdy tylko jego rany zostały wyleczone udał się na spoczynek. Następnego dnia mieli wyruszyć, chciał dobrze wypocząć. Jeśli kolejna misja będzie choć w połowie tak fatalna, ktoś może nie przeżyć.
__________________ It's only after we've lost everything that we're free to do anything. On a long enough time line, the survival rate for everyone drops to zero. |
20-10-2016, 17:39 | #86 |
Reputacja: 1 | Studnia Rdzy - wspólny 1/3 Było już ciemno, chociaż takie określenie mieszkając pod ziemią pasowało przez całą dobę. W każdym razie mieszkańcy Wodnego Kryształu powoli zaczęli już schodzić z ulic, a handlarze pakować swoje dobra. Na mieście panowało przeświadczenie, iż właśnie przyszedł czas, by odpocząć, zjeść posiłek i udać się na spoczynek. Część mieszkańców wracała do swoich podziemnych domostw, inni zaś udawali się do najbliższego “zajazdu”, lub legli gdzieś na ulicy.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
20-10-2016, 18:09 | #87 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Studnia Rdzy - wspólny 2/3 Po słowach Axima Esmond tylko uniósł wzrok ku niebu. |
20-10-2016, 18:30 | #88 |
Keelah Se'lai Reputacja: 1 | Acelia po zregenerowaniu swych sił i odczuciu nowej energii życiowej, była gotowa na przechadzkę po byłej kopalni. Szła tak z kilkanaście minut rozkoszując się powidokami tej wspaniałej miejscowości. Udała swe kroki do karczmy wraz z resztą kamratów i przekroczyła próg po czym dołączyła do kolegów, którzy wymieniali między sobą zdania. - Dobrego wypoczynku - rzucił Axim, odprowadzając krasnoluda wzrokiem. Sam już leciutko chwiał się na siedzeniu. Widać, starszy najemnik był bardziej wrażliwy na działanie alkoholu, zważywszy na wyczerpanie i odniesione rany. Wciąż jednak dzielnie trzymał pion, a kiedy Acelia weszła do tawerny, uniósł do niej dłoń w geście powitania. - Siadaj, przyłącz się. Dzięki naszej gospodyni - zaczął Axim, wskazując na Sybill i unosząc w dłoni butelkę - mamy czym świętować. Wiem, że misja nie dobiegła końca, ale przynajmniej jeszcze wszyscy żyjemy - dodał z uśmiechem. Z lekkim trudem wstał od ławy i podszedł do szynkarza, by ten wydał mu kolejny kubek. Kiedy wrócił, wlał do niego trochę gorzałki i podsunął naczynie Acelii. -Jeszcze żyjemy - oznajmiła elfica dodając -Ja myślałam, że się nie doczołgam do reszty z was - zaśmiała się odbierając kubek trunku od człowieka i upijając z niego łyk. -Misja nie dobiegła końca to fakt - chwyciła w ręce mieszek i przeliczyła je. Hm muszę sobie za to coś sprawić, jakieś lepsze buty czy pancerz by się przydało - pomyślała Alunia. - Nie zostało ci dużo czasu. Teraz już raczej nic nie kupisz, a z samego rana mamy się stawić u Rafaela - odparł Axim. - Cóż, nie słyszałem, żebyśmy musieli stawić się tam wszyscy. Najwyżej się trochę spóźnisz - pokiwał głową. - Nie wypada się spóźniać - powiedział Esmond z lekkim uśmiechem. - Twoje zdrowie. - Uniósł kubek. -Racja Esmondzie racja. No, najwyżej zatrzymam monetki… - przefiltrowała monety przez palce -...i jak będzie jeszcze jakaś okazja na postój to wtedy się coś kupi. A i tak nie lubię wydawać pieniędzy na szybko - oznajmiła elfica i dopiła resztę kubka. - Obyś tylko miała jeszcze okazję to zrobić - przepił do niej Axim. Odstawił kubek i spojrzał po towarzyszach. Odpukaj, idioto, pomyślał Esmond, zdecydowanie negatywnie oceniając wypowiedź kompana. Takich rzeczy się nie mówi. - Czyli wszyscy się zgadzamy na służbę pod Rafaelem? Przynajmniej do czasu, aż wydostaniemy się na zewnątrz. - Mówiąc to, Jarnar miał skwaszoną minę, ale nie wyglądał, jakby miał się powstrzymać przed zmianą pracodawcy. - Wydaje się to najlepszym wyjściem. - Esmond lekko skinął głową. -Też mi się wydaje, że pod jego służbą będzie lepiej, aniżeli iść na ślepo - oznajmiła Acelia. - W takim razie chyba postanowione - powiedział Axim, klapnąwszy w stół obiema dłońmi. Przez chwilę zerkał na butelkę, ale ostatecznie westchnął i ostrożnie się podniósł. - Muszę jeszcze zmyć z siebie zapach kanałów. Widzimy się jutro rano. Dobrej nocy - pożegnał się ze wszystkimi i lekko chwiejnym krokiem ruszył w stronę schodów, by zaraz zniknąć na piętrze. -Tak widzimy się jutro i tobie również dobrej nocy Aximie - powiedziała Acelia i powędrowała na górę za człowiekiem.
__________________ I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many. Discord: Adi#1036 |
08-11-2016, 19:29 | #89 |
Reputacja: 1 | W Wodnym Krysztale nastał ranek, przynajmniej tak było można wnioskować po rozchodzącym się zapachu jedzenia i brzdękach w pobliskich kuźniach. Podczas jedzenia posiłku przybyło dwóch żołnierzy, aby zaprowadzić was na kwatery Rafaela. Pod ich eskortą doszliście na ulicę z kilkoma magazynami, a wśród nich stał sporych rozmiarów dworek wykuty z kamienia. Na terenie posiadłości dumnie wisiały proporce złotych lwów . Korytarze i pomieszczenia były wyłożone białymi marmurami ze złotymi dywanami i ozdobami. Po korytarzach snuły się osoby należące do gildii z widocznymi jej znakami i symbolami. W końcu wprowadzono was do pokoju gdzie Rafael sterczał nad makietą miasta wykutą w kamieniu. Był w połowie kłótni z niską postacią ubraną na czarno z kapturem na głowie. Po dyndających odciętych uszach orków było można rozpoznać, że to Rag wygrażający gniewnie Rafaelowi. Gospodarz machnął ręką w jego kierunku zmuszając do zamknięcia się. - Witajcie przyjaciele - skinął w waszym kierunku i odprawił ręką waszą eskortę. - Nasi mistrzowie cechów wzięli się za wdrażanie sprzętu z odzyskanych receptur, wkrótce mogą pojawić się pierwsze sztuki lepszego sprzętu. Do tego jednak czasu mam dla was zadanie do wykonania w mieście. Arystokrata usiadł na krześle przed makietą i gestem zachęcił was do podejścia. - To jest Słoneczny Dystrykt - wskazał na północną część miasta na makiecie. - W nim mieści się Arena Brzasku, na której jak wiecie, często konkurowały ze sobą gildię lub były odgrywane historyczne bitwy z okazji różnych świąt. Orki zmieniły te miejsce w więzienie i arenę rzezi. Przetrzymują tam jeńców i wystawiają do bitew z ich czempionem, którym jest minotaur zwany Ryczącym Bykiem. Rag uderzył pięścią w stół. -Jeśli schwytali wczoraj Ryfui to mogli ją tam zanieść. Została na powierzchni, aby odciągnąć od was pościg i nie wróciła Musimy jej pomóc. - Zakapturzony gniewny krasnolud łkał urywanym głosem. Rafael powoli wyjął jedwabną chusteczkę, którą podał krasnoludowi, a następnie zwrócił się do was. - W celach może znajdować się jeszcze kilku wpływowych mieszkańców lub zahartowani w bitwie gladiatorzy lub nasi ludzie, którzy zaginęli na powierzchni jak Ryfui Lynn. Rafael oparł się o krzesło i zaczął gładzić brodę. - Codziennie ubywa nam ludzi w walce z zielonoskórymi, dzięki wam możemy mieć szanse na odzyskanie kilku doświadczonych wojowników, którzy mogą przechylić losy tej partyzantki. Waszym celem byłoby przedarcie się na Arenę Brzasku i uwolnienie tylu więźniów ile dacie radę, mogę zaoferować po 6 sztuk złota za mieszkańca, 60 za kogoś z naszych wojowników. Za zabicie Ryczącego Byka oferuję 600 sztuk złota, dodatkowe 600 za wycięcie w pień wszystkich zielonoskórych przebywających na terenie areny i cel z więźniami. Waszym przewodnikiem będzie nasza droga Rag Nagal. Krasnoludka w czarnych szatach otarła łzy podaną chusteczką strącając swój kaptur. Kasztanowe pofalowane włosy spłynęły na ramiona, ciemno czerwone oczy lśniły od płaczu, a krótka broda wyglądała na bardziej zadbaną niż ta ubłocona wczoraj w nocy. Dziewczyna zacisnęła w ręce naszyjnik z uszu orków - Znam przejście ściekami prowadzące pod arenę, cele i klatki są wbudowane w arenę z czterech stron, a na środku areny są ruiny budynków po jakiejś odgrywanej bitwie. Rafael spojrzał na was. - Czy mogę liczyć na wasze zaangażowanie w tą misję? Ostatnio edytowane przez Ranghar : 08-11-2016 o 19:37. |
08-11-2016, 22:15 | #90 |
Administrator Reputacja: 1 | Libacja, w której pod koniec prócz Esmonda uczestniczyła tylko Sybill, nie trwała na tyle długo, by rankiem mag miał być niewyspany. No i nie wlał w siebie tyle wódki, by rankiem mieć kaca... co dla maga lub jego otoczenia mogło być niebezpieczne. No, bardziej dla otoczenia... Powitawszy kompanów, Esmond zabrał się za śniadanie. Jeśli miała ich czekać jakaś misja, to lepiej by było się najeść, a nie biegać nie wiadomo gdzie z pustym brzuchem. * * * Znowu kanały, pomyślał z pewnym niesmakiem Esmond, gdy poznał podstawowe szczegóły misji. Więcej stracimy na czyszczenie naszej odzieży, niż zdołamy zarobić. Z drugiej strony... mogło się okazać, że zysk będzie ciut większy, niż wydatki. Oczywiście mogło się okazać, że nie wrócą, ale to już było ryzyko zawodowe. Bez pracy nie ma kołaczy, bez ryzyka nie ma pieniędzy. Zazwyczaj. W gruncie rzeczy był gotów spróbować - pod warunkiem, że nie pójdzie sam, a raczej tylko w duecie z przewodniczką. Spojrzał na kompanów, ciekaw, jaką podejmą decyzję. |