Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2016, 09:30   #124
Evil_Maniak
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację



późny Pflugzeit, 2519 roku K.I.
Prowincja Wissenland
Nuln, dzielnica Faulestadt


Karczma „Kopnięcie Muła” oferowała nie tylko parszywe jadło, ale też równie parszywe pokoje na tyłach przybytku. Przechodząc przez swoiste przejście można było się dostać na mały dziedziniec na którego środku stała już dawno wyschnięta studnia. Annabell Mahler siedziała na jej skraju kiedy młody nowicjusz Morra, Detlef Luden, zakrywał dłonią promienie słoneczne. Jak zwykle piękna, wręcz eteryczna, smutno się uśmiechała do neofity.

- Coś się stało? – chłopak zapytał nieśmiało.

- Głuptas. Wszystko w najlepszym porządku – wywróciła oczami. – Zabierz mnie na wycieczkę.

- Wycieczkę? Znaczy gdzie?

- No w jakieś twoje ulubione miejsce. Coś magicznego. Gdzie byś mnie zabrał na schadzkę?

Chłopak spłonął rumieńcem zaskoczony nagłą bezpośredniością dziewczyny. Nigdy nie rozmawiali ze sobą w ten sposób. Podobny scenariusz nigdy nawet nie przeszedł mu przez głowę. Z jednej strony zastanawiał się skąd taki gwałtowny przypływ śmiałości, z drugiej wytężał umysł szukając idealnego miejsca. Teraz znał już Nuln dość dobrze, ale niezwykłych miejsc w tym mieście było jak na lekarstwo. Wszędobylskie śmieci i ogólna biedota nie stwarzały najlepszych perspektyw do „magicznych wycieczek”.

Pierwsza myśl padła na stajnie Premingera. Właściciel dość podejrzliwie patrzył na nowicjusza Morra, który kręcił się wokół wierzchowców. Jakby spodziewał się, iż bóg śmierci zejdzie pomiędzy boksy i zacznie zabijać zwierzęta. Jednak to miejsce wyjątkowo uspokajało Detlefa. Przypominało mu to banickie życie, nadal jako Edmund, kiedy to opiekował się końmi swojej bandy. Rumaki miały być jedynie dobrze napojone i najedzone, jednak jakoś zawsze były też wyszczotkowane, a podkowy rozczyszczone. Doglądanie tych majestatycznych zwierząt zawsze przynosiło swoistą ulgę, zarówno od walki z prawem, jak i opieki nad zmarłymi. Niestety. O ile siano sprzyja bardziej intymnym rozmowom, to już srający koń mógłby skutecznie zniechęcić dziewczynę do jakichkolwiek kontaktów.

Druga myśl padła na „Księżycowe Wiosło”. Gospoda o bardzo zagadkowej nazwie. Oczywiście na szyldzie widniały obrazki zarówno wiosła, jak i Mannslieba, ale nawet właściciel nie potrafił wyjaśnić skąd wzięła się ta nazwa. Bez wątpienia nie powiedział o tym nikomu, ale Detlef podejrzewał, że chłop osiągnął mistrzostwo w zmienianiu tematu i wyczarowywaniu różnego rodzaju przeszkadzajek. Krzyki żony z zaplecza, nagłe zamówienia, upadki, zbite kufle, niewidzialne bójki, choroby – to tylko drobna część z jego arsenału. Jedyne czego nie można mu było zarzucić to wprawne ucho. Bardowie z całego Nuln przechodzili restrykcyjne badania, a na scenę „Wiosła” trafiali tylko najlepsi. Muzyka, śpiew i szklanica czegoś mocniejszego – w połączeniu rzecz jasna – idealnie rozwiązują języki. A gdyby tak język Annabell i Detlefa spotkały się pod wpływem alkoholowego rauszu? Luden jednak dopiero po chwili przypomniał sobie, że jest dopiero poranek. Bardzo wczesny. Każdy szanujący się śpiewak tego miasta jeszcze śpi.

Wybór padł jednak na urwisko za zachodnim cmentarzem za murami miasta. Sam cmentarz jest teoretycznie opuszczony, co miałoby oznaczać, iż zwyczajnie nie ma tam miejsca na kolejne groby. Co oczywiście jest nieprawdą, a nowe mogiły pokrywają praktycznie każdy metr ścieżek, także trzeba się przyzwyczaić do niemiłego uczucia stąpania po grobach z każdym krokiem. Jednak za cmentarzem rozpościera się piękne urwisko pokryte zaledwie kilkoma drzewami, a dalej można zawiesić oko na rzece Reik wypływającej z miasta poprzez ogromne stalowe wrota. Jest coś takiego w szemrzącej wodzie co zbliża ludzi.

Szli przez miasto w zupełnej ciszy. Dziewczyna dotrzymywała kroku i rozglądała się po kolorowych ulicach. Chłopak w swoich czarnych szatach przebijał się przez tłumy tworząc korytarz, w którym podążała Annabelle. Cisza zdawała się obydwojgu w jakiś dziwny sposób pasować. Detlef nie wiedział o czym powinien rozmawiać, także postanowił zostawić sobie wszystkie możliwe tematy do rozmów na później, aby teraz nie wyczerpać swoich zapasów. Panienka Mahler była zbyt zafascynowana zmienną strukturą Nuln, aby rozmawiać.


Urwisko również emanowało ciszą, nie licząc szumu wody i okazjonalnych krzyków mew. Wiatr uderzał o materiał sukienki Annabell. Dopiero teraz Detlef miał chwilę przyjrzeć się dziewczynie. Niebieska suknia falowała wraz z podmuchami, zwykła prosta biała koszula zakrywała krągłe piersi, zielony sweter szczelnie opatulał ramiona, a kratowana chusta ogrzewała szyję. Włosy spięte w idealny kok sterczały na czubku głowy, a w uszach dyndały srebrne krążki. Całość tworzyła obraz być może jednej z najzwyczajniejszych dziewczyn w Nuln, ale przebijała swoją urodą wszystkie potencjalne pretendentki do tego chlubnego tytułu. Powiewy rzecznej bryzy nadawały jej eterycznego wyglądu. Spoglądała tęskno na fale Reiku i uśmiechała się blado. Zanim Detlef zdążył cokolwiek powiedzieć dziewczyna zaczęła.

- Cudowne miejsce. Rzeczywiście magiczne. Właśnie takie miejsce chciałam zobaczyć. Dziękuję – głos dziewczyny niósł się niczym echo pośród szumu wiatru.

- Nie ma za co. Drobiazg – chłopak wyraźnie nie wiedział jak odpowiedzieć. Annabell zachichotała leciutko poruszona wstydliwością Morryty.

- Głuptas. Pamiętaj o mnie proszę.

Detlef spojrzał na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała jego miłość. Był sam.




Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu
Wisslagerberg


Kolejna prośba umierającego. Detlef chciał odruchowo zakryć usta kapturem w którego ukrytej przegródce było jeszcze kilka wynędzniałych płatków czarnych róż. Tym razem to jednak nie zaraza, a trucizna chciała zabrać kolejne życie. Mężczyzna spazmatycznie sięgał ręką po averlandzkie wino. Winny czy nie, zasługiwał na godną śmierć. Morryta spojrzał na Moritza, który ściskał butelki antidotum w swoich dłoniach.

- Musimy im pomóc. Szybko.

Nowicjusz wyciągnął dłoń prosząc o jedną z butelek, jednak Wagner w tym momencie rzucił się do łapania córki młynarza. Ranald zapewne szturchnął Moritza w żebra swoim boskim palcem i ukazał wszystkim swoje poczucie humoru. Dziewczyna cudem uniknęła groźnego upadku, jednak jej wybawca upuścił jedną z drogocennych flaszek, i być może jej życie kosztowało trzy inne. Wagner ułożył dziewczynę w bezpiecznej pozycji, po czym oddał pozostałą w ręce nowicjusza. Ten spojrzał po przyjaciołach szukając uznania dla swojej decyzji.

- Zbrodni dowody są. Podajmy – krasnolud Arno przyznał racje, chociaż widać było, iż robi to bardzo niechętnie.

- Dajcie im to - powiedział Kaspar - a potem pomóżcie mi tutaj. Zostać tam, na dworze!

Łowca krzyknął do tych, co się na siłę pchać zaczęli do środka, zapewne by sprawdzić, czy inne trunki mają równie zbawienny wpływ na zdrowie. Khazad ruszył w stronę mieszkańców i trzasnął ze złością jedną z półek młotem. Szklane butelki zadźwięczały ogłuszająco.

- Na zewnątrz wszyscy! Z Imperialnym prawem do czynienia mieć chcecie?! Złodziejstwem parać chcecie się?! Albo Morra rozgniewać naprzeciw sługi jego stając?! - wydarł się wskazując młotem na Edmunda.

Kolejne kłamstwo w imię wiary, jednak tylko takie argumenty działają na zbierającą tłuszczę. Bogobojność to wspaniała cecha małomiasteczkowych społeczności, szczególnie kiedy przynajmniej jakiś przedstawiciel danego boga jest w pobliżu. Niechętnie, bo niechętnie, i z ociąganiem godnym rozkładającego się ciała, ale posłuchali agresywnego krasnoluda. Ci będący w korytarzu i ci wchodzący do piwnicy zawrócili swe kroki w kierunku wyjścia, unikając twardego młota.

Detlef odkorkował wino. Młynarz i bankier byli w najgorszym stanie. Nowicjusz mógł im jedynie wlać wino w otwarte usta i liczyć na jakiś cud. Pfulger miał najwięcej sił z trójki, upił odpowiednią ilość wina osuszając butelkę. Niestety, było już dla wszystkich za późno. Starzec po kilku chwilach dołączył do dwóch innych członków starszyzny i zaczęły nim targać straszne konwulsje. Kobiety odwracały wzrok i zakrywały wzrok dzieciom, niektórzy mężczyźni przyglądali się skutkom trucizny, inni szukali resztek antidotum, aby upewnić się swojego losu. Skonali wszyscy – Bartfelt, Bolster i Pfulger. Chorobliwe drgawki ustały, a z ust, nosa i oczu popłynęła krew.
 
Evil_Maniak jest offline