Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2016, 11:05   #37
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Luenn była dziwną postacią, nadętą i jakby wyrwaną z innego okresu albo świata. Nie zrobiła dobrego wrażenia na Percivalu, ani tym bardziej on na niej. Poczuł jednak ulgę, gdy odzyskała przytomność. Normalny człowiek przy tej prędkości, w zetknięciu z liną, pewnie straciłby głowę. Luenn straciła przytomność.

Nie było czasu się nad tym zastanawiać. Tempo wydarzeń było szybkie niczym w filmach akcji pokroju n-tych Rambo. To nie przeszkadzało Kentowi, nadal buzowała w nim adrenalina, napędzała pierwotne instynkty, które najpierw kazały mu walczyć, a teraz wiać ile sił w nogach. Miał już prawie 50 lat, kondycyjnie było to widać. Kiedy uciekali przed pościgiem Luenn zostawała nieco z tyłu, choć z pewnością mogła go łatwo prześcignąć. Zawsze gdy odwracał się by na nią spojrzeć, widział jak pewnie się porusza. Zdawało mu się, że asekuruje go, zabezpiecza ich odwrót.

Zatrzymali się na polanie, Kent czuł się na niej odsłonięty jak na patelni. Strzały świstały im nad głowami. Pokraczne stworzenia były marnymi wojownikami, a jeszcze gorszymi łucznikami. Miały jednak przewagę liczebną i szansę, że któremuś w końcu się poszczęści. Tymczasem Luenn wskazała na cuchnące grzyby rosnące obok. Wyraźnie czegoś od niego oczekiwała. W jej oczach dostrzegł irytację, sam również miał już tego dość. Jeżeli nawet kiedykolwiek ją spotkał, to niczego nie pamiętał. Wątpił w to zresztą szczerze, bo otaczał się raczej ludźmi inteligentnymi. Nie dziwakami. W miarę inteligentnymi, bo przecież ci pieprzeni Meksykańcy... Kolejna strzała wbiła się w grunt nie daleko.

- I co ja mam z tym niby zrobić? - spytał nie kryjąc zdenerwowania.

Z gardła Luenn wydostał się tylko niemiły charkot, niecierpliwiła się. Podobnie jak ich pościg, czarnoopierzona strzała wbiła się w ziemię kilka metrów od nich. Choć prymitywna, sprężyście drgała w trawie niczym złowrogi omen. Luenn wyciągnęła do niego dłon i udała, że ją przecina.

Kent nie wierzył w to, co robi. Wytarł ostrze sztyletu o spodnie tak by pozbyć się czarnej posoki i przeciął sobie lekko wewnętrzną część lewej dłoni. - Co dalej?

Jej palec wskazał środek kręgu, Percy nie protestował. Ścisnął pięść by krew żwawiej popłynęła. Kilka dużych kropel spadło na ziemię, zniknęły bardzo szybko, jakby murawa je wchłonęła. Kent otworzył szeroko oczy i powalczył o utrzymanie równowagi, kiedy podłoże nagle zadrżało. Jego krew otworzyła w ziemi magiczny wir kłębiącego się światła i ciemności. Zjawisko było niczym miniaturowa galaktyka, hipnotyzowało niczego nie rozumiejącego Perry'ego.

- W...ę...j - wybełkotała Luenn.

Kent wstrzymał oddech, kiedy jedna ze strzał minęła go o centymetry i poszybowała w stronę kobiety. Ta jednak po prostu odbiła ją grzbietem ręki niczym natrętnego, nic nie znaczącego komara. Percy otworzył szeroko usta w niemym zdziwieniu, dokonał jednak szybko kolejnego nacięcia i pracował intensywnie dłonią by więcej krwi nakarmiło wir.

To jedynie dodało mu mocy. Teraz wirował już nie tylko on, ale też wszystko wokół, drzewa, krzaki, a najmocniej grzyby. Zielonoskórzy musieli wiedzieć co stanie się lada moment, wyskoczyli z krzaków gotowi do szarży. W tym czasie Luenn bez cienia wątpliwości wskoczyła w wir, jednocześnie wyciągnęła rękę ku mężczyźnie.

Chwycił ją mocno i zrobił krok do przodu, prosto w wir. Wolną dłoń skierował w nadchodzących przeciwników i pokazał im środkowy palec.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline