Tori przymknęła oczy słuchając wywodu brązowowłosej, powstrzymując się przed komentarzem, że w zasadzie to woli współpracować z mężczyznami. Mniej gadali, mniej zrzędzili i byli konkretni. Na wspominki o elfiej krwi, tylko się uśmiechnęła, ale nie kwaśno. Po prostu… z przyzwyczajenia, gdyż słyszała podobne komentarze wiele, wiele razy.
-Dobrze… - odparła dalej nieprzekonana. - Jak iść na śmierć to przynajmniej w grupie. - Tu już jednak zażartowała, aż nadto wyolbrzymiając zagrożenie. -No to… co. Idziemy tak? - na samą myśl, kobieta zgarbiła się na chwilę, ale po chwili zmężniała.
-Prowadź więc. - Anna uśmiechnęła się do kapłanki, chcąc podnieść ją na duchu.
Joris nie przeszkadzał paniom w wymianie zdań i ustaleniu ich poczynań. Co więcej wyglądał na szczerze i to bynajmniej bez politowania, rozbawionego tym wszystkim. Bo jakby usunąć z sytuacji smród zginilizny, zimno i widmo różnorakich potworności to oto trójka niemających o bestiach pojęcia dziewczyn, postanowiła bestyję taką poskromić. Joris co prawda o opisanej przez Torikhę bestii pojęcia również nie miał, ale skoro żarła ludzkie mięso, w tym i świeże, to myśliwy widział ją wyłącznie pociętą i naszpikowaną strzałami. Z całym szacunkiem dla matki natury, która ją na ten świat wydała. - Mam wrażenie Marduk, że powinniśmy je powstrzymać - w lewą rękę przełożył pochodnię, w prawą dobył kordu. Taaaa. Dostojeństwem do elfów nie dorastał. Ale co stal, to stal - Tak z czystej przyzwoitości.
Obejrzał się na kompana, a wyraz jego twarzy bynajmniej nie wskazywał, że powstrzymywać ich jednak nie chce, a wręcz przeciwnie, zobaczyć co z tego wyniknie.
Słoneczny elf milczał jeszcze przez chwilę, wcale nie zachwycony takim obrotem sprawy. Naraz jednak przypomniał sobie co sprawiło że znalazł się w takim miejscu i niechętnie pokiwał głową, spoglądając na mniej lub bardziej kobiecą część ekipy.
- Joris, pilnuj schodów, a ja pójdę z nimi - powiedział niegłośno. - Może im się przydać dobra klinga.
Piącha cały czas przysłuchiwała się długiej wymianie zdań między swoimi mniej lub bardziej lubianymi towarzyszami. Wcale a wcale nie podobało jej się “oko”, o którym mówiła z takim przejęciem półelfka.
Półorczyca spojrzała na Valko, który stał nieopodal i nie wyglądał na szczęśliwego. Jej też nie podobało się to miejsce. Nie zamierzała jednak zostawiać Jorisa i z ulgą przyjęła wiadomość, że ten miał zostać i pilnować schodów, kiedy reszta szła na spotkanie dziwnego stwora.
Bez słowa więc usiadła na skraju schodów i oparła się plecami o ścianę, by mieć widok zarówno na ciemność w dole, jak i sytuację w jaskini.
Yarla posłała złowrogie spojrzenie zielonoskórej, która niestety nie miała zamiaru tego dnia posłużyć za posiłek dla “strasznego oka”, o którym mówiła panienka Melune. Kobieta poprawiła krasnoludzki topór w dłoniach, tak by być gotowym do wyprowadzenia ciosu, po czym wartko dogoniła szpicę pochodu chcąc być w razie czego w pierwszej linii, gdyby nastała potrzeba walki
-Zielona chyba coś wywęszyła… - syknęła do Turmaliny z wyraźnym smutkiem na twarzy.
- Wszyscy zieloni są tchórzem podszyci, tylko niektórych trzeba długo i ciężko prać, zanim to dotrze do ich tępych mózgów. Może ten zielony jest z tych bystrych - odpowiedziała Turmalina, po czym dodała - Jak się zacznie, oślepię to coś, a ty zarąb
__________________ "Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
Ostatnio edytowane przez sunellica : 20-10-2016 o 13:17.
|