Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2016, 11:43   #38
cyjanek
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Szlag by to. Upokorzony potknięciem zerwał się z ziemi na nogi. Potrząsnął głową by pozbyć się mroczków przed oczami i zamarł na widok sylwetki, która wyłoniła się z lasu. Noż kurwa, naprawdę coś musiało być z jego zmysłami, bo rogacz wielki jak góra i kudłaty jak yeti nie mógł być prawdziwy. Dwa razy stuknął otwartą dłonią w bok głowy, tak jakby chciał poprawić obraz. Nie pomogło - “usterka” nie znikła.
- Ni chuja nie chcę - warknął bardziej do siebie niż do Grawa i skoczył do topora, który okazał się lżejszy niż sądził. Być może z powodu adrenaliny, która już wypełniała jego żyły. Nigdy nie walczył inaczej niż pięściami i kastetem, lecz w tej chwili solidne stylisko topora było lepszym wyborem niż kawałek mosiądzu ściśnięty palcami. “To naprawdę ironia” - pomyślał kręcąc głową - “nieznany wróg, nieznana broń i obcy sojusznik.” Zaśmiał się chrapliwie i czując jak rozgrzewa go buzujący w żyłach hormon walki, wywinął młyńca toporem.
- No chodź tu krowi łbie, mam ochotę na kotlet - wrzasnął i splunął. Nie sądził by to zadziałało, by choć trochę wytrąciło z równowagi tą wielką niczym góra bestię. Musiał jednak wykorzystać każdą szansę, tym bardziej, że nie było ich za wiele. Obrócił swój szczęśliwy sygnet i uniósł piersiówkę by wypełnić usta resztkami palącego płynu - a nuż cud się zdarzy raz jeszcze. Przez chwilę, nie dłuższą niż trzepnięcie skrzydeł motyla, zawahał się. Może jednak wystawić Gawa? Podpuścić i uciec gdy zacznie walkę? Nie wiedział jednak co dalej i jakie miałby szanse w tym miejscu, z Minotaurem na karku? No i Dorota by mu nie wybaczyła. Wygiął usta w krzywym uśmiechu na myśl o rzekomej matce jego dziecka.

Na więcej nie było czasu. Bestia szarżowała jak błotna lawina i jasne było, że nie stawią czoła takiemu impetowi. Kiwnął głową wskazując stronę, którą wybiera i ruszył by oskrzydlić przeciwnika. “Albo zwolni, albo wybierze jednego z nas. Wtedy wystawi się na atak drugiego” - kalkulował przyśpieszając kroku tak, by dotrzymać tempa Gawowi. Zgranie było kluczowe.
 
cyjanek jest offline