Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2016, 16:15   #44
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Noc trzecia od wyruszenia z Varde

Aros


Gdy obudzili się o zmierzchu, znajdowali się już w chacie wynajętej przez Chlo i Bjarkiego. Dom był spory, miał dwie izby, z czego jedna służyła w tej chwili aftergangerom za miejsce spoczynku. W tej części nie było wyciętych otworów na zewnątrz, zaś sama izba wyglądała na przerobiony skład czy magazyn. Dwie skrzynie złożone były na dole na klepisku. Trzecią skrzynię, volvy, na drewnianej antresoli ułożono. Całość spowijał przyjemny mrok, rozjaśniany jedynie palącym się ogniem w drugiej izbie. Wokół paleniska widać było wydłużone cienie krzątającej się Kariny i Jorika, który łasił się do dziewczyny niczym kot.
- Zostaw, mówię Ci! - roześmiana łuczniczka rzuciła do chłopca.
- Ale czemu? - droczył się młody.
- Bo to dla takich jeno co wąsy i brodę noszą, a nie mleko pod nosem mają. - odcięła się dziewczyna.
- Myślałby kto… - sarknął dumnym tonem Jorik, napuszony z oburzenia. Ton jakby znajomy… - Widziałem jak próbowałaś. Gdzie Twój zarost, kobieto?
- No to masz… próbuj i Ty - Karina poddała się i nałożyła porcję do drewnianej miski postukując łyżką o jej brzeg.
Jorik spróbował zachwycony. Zapadła cisza, gdy młodzik oddech łapał łapczywie i na szybko szukał piwa.
- Co… cooo…. to jest? - wydukał, gdy w końcu mówić mógł.
- Przyprawa ze stron mych rodzinnych. Smakuje? - poklepała chłopca po plecach.
- Taaaaakkk - Jorik spojrzał na resztę potrawki w misce i z miną męczennika sięgnął po placek. Z podejrzliwością na twarzy począł mieszać chlebem w sosie, gdy perlisty dźwięk śmiechu Kariny wypełnił izbę.

Bjarki siedział rozwalony i z zadowolonym wyrazem twarzy obserwował przekomarzania się dwójki. Cieszył się chwilą i popijał miód, pogryzając leniwe placki. Rozleniwienie wygładziło rysy jego twarzy zwykle ściągniętej w surowym wyrazie.

Powietrze przesycone było zapachem chrzanu i ziół. Z daleka dobiegały głosy miasta wciąż tętniącego życiem, które zdawało się nie zamierać mimo czasu nocy.

- Pożywić się wam trzeba? - spytał Bjarki pojawiających się aftergangerów. Zaś Jorik smyrgnął do izby by spojrzeć na skrzynię z Volundem. Z wolna uchylił wieko i czekał ledwo dychając na przebudzenie się berserkera. Ten ostatni wybudzał się czując się obserwowany i słysząc cichy, wstrzymywany oddech.


Podróżnicy nadal nie mogli się nadziwić nad wielkością i bogactwem Aros, w pamięci wciąż mając świeże wspomnienia ze swej podróży.

Cytat:
Droga minęła dość monotonnie zapewniając im czas na rozmyślania i planowanie. Sam drakkar wystawiony przez opłakującego swego syna Sighvarta spełnił ich wyobrażenia aż nadto.
Wielka drewniana łódź prężyła dumnie wężowy łeb, szczerząc zębiska i wzbudzając niepokój w sercach obserwatorów. Nie szczędzono statkowi czasu ni wysiłku, a każdy szczegół dopracowano. Zdobienia zaś rufy i dzioba były tak misterne, że z razu patrząc nie dostrzegało się wszystkich detali. Łódź ta - co dumną nazwę Áslákr* nosiła - z gracją i lekkością przecinała morskie tonie, spokojne o tej porze roku. Wielki żagiel również z ogromnym wężem wyszytym na całej płachcie, dumnie napinał się nad statkiem.


Zaprawdę czysta przyjemność i duma napawać mogła nieumarłe dzieci Odyna, jako i napawała dwunastu ludzi Heminga, za których Geir ręczył swym słowem.

Przywódcą ich był Ubba Srebrnowłosy, który pewnością siebie nie ustępował skaldowi. Wężowy tatuaż na jego policzku i skroni był prostszą lecz nie mniej przerażającą wersją godła wyszytego na żaglu.

Prawą ręką jego Halfdan był, co smutek głęboki nosił a czujność w spojrzeniu.


Obaj pewnie łódź prowadzili, ciesząc się posłuchem reszty mężczyzn. Obaj też rezerwę mieli do dwójki aftergangerów, z rzadka też ku volvie się zwracając bezpośrednio, a i to krótkimi jeno nakazami. Nim na łódź weszli Volund dostrzegł między nimi berserkera w skórze niedźwiedzia, któren spojrzeniem w niego się wbijał jakby chcąc wyzwanie rzucić. Podczas drogi przysiadł się jednak do Gangrela bez lęku i szturchając łokciem pod żebro bez słowa niewielkimi grzybkami marzeń częstował.


***


Do cieśniny wpływali na zwiniętym żaglu, ostrożnie.


Nim jednak na zdradliwe wody, najeżone kamieniami ruszyli, każdy do wioseł zagonion został. Nawet volva i Chlo marudząca. Ubba i Halfdan słuchać nijakich wymówek nie mieli zamiaru, wskazując tak ludziom jak i nieumarłym ich siedziska. Jorik również rękawy zakasał, rad w zasadzie, bo od głowy ćwiczenia mógł się uwolnić nieco.

***


Cieśnina Kocia, niewielkim przesmykiem była i dopiero od morza strony widać było jak wielce strategicznie ten wąski pas wody jest i być może. Chwil napięcia nie brakło, gdy skały znienacka wychylały się spod odmętów, jeżąc się i jakby broniąc miasta królującego nad tym obszarem. Skupienie i ciężka praca przy wiosłach opłaciły się jednak. Kurs wytyczony pozwolił im wejść do Kattegat bezpiecznie, choć załogi innych statków krzyczały za nimi, szaleńcami ich nazywając. Ubba jednak pewnością siebie i dumą promieniał, gdy w końcu znaleźli miejsce by do świtu przeczekać. A teraz byli wewnątrz perły i dumy Jutlandii.



Elin


Odkąd Varde opuścili co wieczór budziła się słysząc słowa, których echo przez resztę nocy opuścić jej nie chciało.

Może ktoś kiedyś opowie naszą historię, kochanie
Choć boli mnie to, że nie mogę Cię spotkać, to
Nie ma odległości pomiędzy naszymi duszami.
Odległość jest tylko lekcją, ma pani
To gra między nami.
Kobieto, Twoje serce to mój dom
A nasze runy są wciąż spisane razem…


Niepokój czuła rosnący, co wpierw pod skórą pełgał jak piórem łaskotanie, by pozostawiać narastający brak cierpliwości i niechęci do siedzenia na miejscu. W ciszy chaty, wciąż słowa jej w uszach dźwięczały.





Eryk

- Ingeborg, chodź tu! - nakazał pod nosem. Nie mogła go usłyszeć. I pewnie by nie usłyszała, gdyby nie fakt, że Erik był tym kim był.
Szedł powoli, odrzucając tarczę.
- Dlaczego strzelacie?! - wykrzyczał pytanie w stronę palisady
- Nie zbliżaj się! - padło gdzieś z jego lewej strony z otaczającego Aros muru.
- Odejdź i nie zbliżaj się!
Nie miał pewności czy dziewczyna przybędzie. Nigdy jej nie miał. Jednak w tej chwili nie mógł do siebie dopuścić zwątpienia. Nie tu i nie teraz, gdy potężne miasto było niemalże w zasięgu jego ręki. Stał chwilę bez ruchu. Szepcząc kolejne imiona i przywołując swych ludzi do siebie:
- Vivi, Görgen, Asbjorn, Helmer!
Gdzieś tam leżała uszkodzona tarcza. Na piersi zbroja była ozdobiona wielkim rozcięciem wykonanym przez arabski nóż. A mimo to Erik nadal miał postawę władcy. Mimo bladej cery i młodo wyglądającej twarzy nie korzył się. Nie unikał strzał lecących w niego. Przez chwilę rozważał, czy dobrze rzuconym toporem zabiłby tego, kto strzelał do niego z łuku.
- Chcę wejść do miasta. Chcę się spotkać z Einarem. - choć opisywał swoje pragnienia, to nie dało się ukryć, że mają one formę rozkazu, który nie zniósłby sprzeciwu.
Moc jego słowa, piękno i dumna postawa nakazywały posłuch.
I posłuch otrzymał.
Raban jaki wywiązał się przy przy bramie był równie głośny co krzyki przerażenia wciąż brzmiące za jego plecami.
I w końcu stało się…
Brama uchyliła się a strzał leciało coraz mniej. Dwie z nich jednak trafiły, przeszywając udo i ramię Erika.
Nie przejął się nim odłamując drzewce, zdając się niepokonanym ruszył ku bramie.
Krok i drugi…
Miasto tak niedaleko…
- Panie! - z tyłu dobiegł go okrzyk wciąż przepełniony strachem a mimo to zbliżający się.

Jeszcze chwilka i stanął w otwartych podwojach, przytrzymywanych przez straż.
Ruszył między szpalerem wojowników przyglądających się mu ze szczęściem. Ingeborg dopadła do niego wstrzymując kroku i łapiąc oddech. Przemoczona do suchej nitki, z ciemnymi strugami barwiczki spływającymi po chudej twarzy.
Lecz Erik nie miał czasu sprawdzać co z dziewczyną bo oto zobaczył nacierający tłum obrońców miasta.

Jedna, dwie, trzy dziesiątki… więcej…

Uczucie, jakiego nie doświadczył jeszcze, stać na przeciw takiej ludzkiej masie chcącej go rozerwać. Z ulgą dostrzegł, że ci co w krąg jego mocy się wdarli zwalniali nieco zaskoczeni swą reakcją. Lecz ich towarzysze co za nimi szli napierali na pierwsze szeregi nieustępliwie.
Dziesiątki ludzi otoczyły go w mgnieniu oka, zbijając się w ciasny krąg i dzieląc na jego obrońców i ich przeciwników.

Jarl znalazł się w samym środku falującego, wrzeszczącego i walczącego tłumu, mając niedaleko siebie zaskoczoną Ingeborg. Kątem oka zauważył Vivi i Görgena próbujących desperacko przedostać się ku niemu z lewej strony.

A wtedy poczuł uderzenie wchodzące w jego ciało gdzieś z boku. Coś twardego przebijającego jego skórę, sunące po kościach, rozrywające mięśnie i przeszywające serce.
Ból jaki rozżarzył wszystkie jego członki wydarł mu z ust wrzask. Odpływając w niebyt nie był pewien, czy zdawało się mu, czy wokół panowała cisza dusząca jego głos…











*Áslákr = bóg, walka/bitwa
 

Ostatnio edytowane przez corax : 22-10-2016 o 01:42.
corax jest offline