Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2016, 20:50   #58
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Dzień I - Ilham i Karen - pogoń za dziką bestią

Ilham daleko nie odbiegła, bo Karen szybko odnalazła skitraną w krzakach kupkę nieszczęścia - jaką aktualnie była Iranka, która trzymając mokry kompres na głowie, mruczała pod nosem o wstydzie i upokorzeniu przed wszystkimi.
Karen kamień spadł z serca, bo zmartwiła się, że dziewczyna poleci gdzieś na łeb na szyję. Zatrzymała się i przyklęknęła, a potem położyła jej dłoń na ramieniu, nic nie mówiąc. Miała ją przeprosić za swego rodzaju pomoc? Albo miała jej powiedzieć, że nic się nie stało? Nie mogła, zbagatelizowałaby tym sytuację. Postanowiła więc wesprzeć ją w ciszy, aż Ilham sama coś zechce do niej powiedzieć.
Muzułmanka drgnęła spazmatycznie gdy poczuła czyjąś dłoń. Przestraszona odwróciła się i gdy zobaczyła, że to TYLKO Karen momentalnie się uspokoiła. Niestety taktyka jaką obrała pisarka, była chyba jedną z najgorszych, bo Il nie miała zamiaru się pierwsza odzywać. Kucając w krzakach, objęła w końcu rękoma kolana i zapatrzyła się tępo w dal.
Kiedy cisza przedłużała się, Karen zrozumiała, że kobieta się nie odezwie
- Mogę coś dla ciebie zrobić? - zapytała spokojnym tonem, przerywając milczenie.
- Potrafisz wymazać pamięć wszystkim mężczyznom na tej wyspie? Lub przynajmniej wydrapać im oczy? - spytała kwaśno, ale trochę jak naburmuszone dziecko.
Karen uśmiechnęła się do niej
- Potrafię przynajmniej jedną z twoich propozycji, ale nie byłoby to w porządku, czyż nie? Posłuchaj, wiem że twoja religia nie pozwala ci odsłaniać głowy, ale czy jeśli to był przypadek, to jest to twoja wina? Czy to nie los chciał, żebyś odsłoniła głowę? Sam ci zabrał okrycie. To miejsce jest niesamowite i pełne tajemnic. Może złe, ale może niekoniecznie. Spróbuj tak na to spojrzeć i nie obwiniaj się. Przecież nie sama ją ściągnęłaś - rudowłosa podjęła próbę wytłumaczenia Ilham jak ona to widzi. Miała też nadzieję, że dziewczyna się nieco da przekonać i uspokoi.
- Właśnie, że ściągnęłam. - odparła krótko, lecz bez agresji, najwyraźniej taki był jej styl w mowie. Krótko i na temat. - Zgubiłam ją podczas… postoju. - dodała ze słabo ukrywaną konsternacją. - Moja religia… ona mi nie nakazuje zakrywać włosów, robię to bo sama wybrałam taką drogę. Jest mi wstyd, przed Bogiem.
- Oh… Rozumiem. Wybacz - przeprosiła teraz, no bo w końcu nie wiedziała jak to Ilham miała z tą swoją religią. Karen niezbyt wiele zgłębiała informacji o tej konkretnej wierze, miała więc jako takie pojęcie. Starała się jednak zawsze być tolerancyjna
- Mogę ci zadać nieco nietypowe pytanie? Póki jesteśmy nieco z dala od innych - Karen uznała, że to może być dobry moment, by zapytać o wyprawę Ilham. Może nieco dziewczyna zapomni o niepokoju związanym z Bogiem
‘Tak i zacznie niepokoić się czymś wyraźnie poważniejszym…’ - skrytykowała w myślach.
Iranka intensywnie coś kalkulowała pod swoją kopułą, po czym trochę się rozpromieniła i poklepała miejsce obok siebie. Może Karen chciała porozmawiać o Islamie? Może ją nawróci? Inshaallah.
- Siadaj, o czym chcesz rozmawiać?
Karen, może i chciała porozmawiać o Islamie, ale nie teraz. W tej chwili co innego zaprzątało jej myśli. Rudowłosa usiadła obok niej i odgarnęła włosy, by ich nie przysiąść
- Monika miała sen, w którym widziała ciebie. Bez górnej części odzienia i widziała, że groziło ci jakieś niebezpieczeństwo, ale potem odeszło. Wierzę w różne rzeczy. Jestem tolerancyjna w sprawach religii i duchowości. Ale mam ogromną prośbę… Czy to co opisałam, jest ci znajome? Bo niepokoi mnie to odkąd Monika obudziła się z krzykiem, gdy cię nie było - kobieta powiedziała jej wszystko spokojnym tonem, ale z niepokojem skrytym gdzieś w szarych oczach.
Ilham przytakiwała na pierwsze słowa kobiety, zachęcając ją do kontynuacji, gdy nagle zamarła. Po prostu zastygła. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, a oczy szeroko otwarte, wpatrywały się… gdzieś, nie wiadomo gdzie. Nie mrugała i wydawało się, że oddychać też przestała. Zupełnie jakby się zwiesiła, lub procesor jej się przegrzał. Koniec.
Karen jednak po pewnym czasie zorientowała się, że coś słyszy. Dźwięk był dość dziwny i rzadko spotykany. Coś jakby ścieranie się dwóch płaszczyzn ze sobą. Coś jak skrobanie.
Dopiero po chwili zorientowała się, że to Ilham… zgrzyta zębami, choć dalej wyglądała jakby była nieobecna duchem.
Karen przyglądała się Ilham i choć z początku sądziła, że dostanie jakąś odpowiedź, im dalej szła w tłumaczeniu swej myśli, tym bardziej mina Iranki się zamykała. W końcu pisarka przerwała wypowiedź i czekała na jakąś reakcję.
Czekała...
I czekała…
Zmarszczyła lekko brwi, zaniepokojona i znów oparła jej dłoń na ramieniu
- Ilham... Jesteś tam? - zapytała powoli, ostrożnie, jakby podnosiła pokrywkę garnka, spod którego wydobywał się pisk gotującej w środku wody, a ona obawiała się, że gdy podniesie ją za szybko, to para uszkodzi jej twarz.
Kobieta, ostrożnie obróciła twarz w kierunku pisarki, aż ta miała wrażenie, iż brakuje tylko odgłosu skrzypienia drzwi by dopełnić sceny.
- Czy ktoś jeszcze wie o tym… - zaczęła cicho, przez zaciśnięte gardło. -...tym “śnie”? - spytała cicho, a mruganie ponownie dołączyło do jej mimiki.
Karen nie była głupia. Wiedziała, że to zapewne kwestia częściowej nagości mogła wywrzeć na Ilham taką reakcję. A może to jeszcze co innego? Rudowłosa przełknęła ciężko ślinę
- Wszyscy… którzy czytali co Monika mi tłumaczyła - ani nie podała kto, ani nie zaprzeczyła, że więcej niż ona. Szybko przebiegła myślą, kto czytał wtedy słowa Moniki. Chyba jedynie Terry i Dominica byli wtedy zajęci czym innym. A więc trzy osoby, plus ona sama. Ah, no i Monika, która wyśniła
- Powiedziałam coś nie tak? - zapytała, chcąc nieco odwrócić sytuację, bo czuła się jak w horrorze, gdzie Ilham zaraz miałaby ją udusić w akcie niepoczytalności, ale Karen była bystra by popchnąć w jej stronę wątpliwość, że ta zaniepokoiła ją swym zachowaniem.
- Boże… Boże… Boże, Boże, Boże, Boże, BożeBożeBożeBożeBoże… - Il ponownie się zacięła, tym razem zapadając się w sobie. Taki wstyd. Taka hańba. Najpierw włosy, teraz… teraz… - BożeBożeBożeBożeBożeBoże… - kobieta nie wiedziała czy ma wznosić oczy do nieba, czy wbić spojrzenie w ziemię i już nigdy więcej go nie podnosić. Niech ten koszmar się wreszcie skończy, niech ją ktoś zabije, albo da linę to się powiesi i ukróci te cholerne pasmo wstydu, jakim stało się jej życie.
- Myślałam… myślałam, że nikt mnie nie widzi. Było mi gorąco… byłam sama, skąd mogłam wiedzieć. - mówiła do siebie, tłumiąc falę płaczu, która ponownie zawitała u źrenicowych bram. - Boże… dlaczego mi to robisz? Mścisz się za bikini na basenie, czy za ten szal na dyskotece? Dlaczego wystawiasz mnie na tak ciężką próbę… dlaczego tak srogo każesz. - Iranka schowała twarz w dłoniach, cicho pochlipując.
w pierwszym momencie Karen zaniepokoiła się ponowną, niekonstruktywną reakcją Ilham. Niecierpliwiła się? Może trochę. Z drugiej jednak strony, była wyrozumiała, więc siedziała w ciszy i obserwowała Ilham ze smutkiem. A potem nastąpiły słowa, które wreszcie miały jakiś sens
- Chcesz powiedzieć, że to miało miejsce? Spokojnie. Nikt nie widział, tylko Monika we śnie. A wszyscy się martwiliśmy, że coś ci groziło - próbowała jej przerwać wewnętrzny monolog do Boga
- Bóg na pewno ma jakiś cel w tym, że tu jesteśmy, nie załamuj się, może po prostu testuje naszą wytrzymałość. No już… - poklepała ją po ramieniu. Karen miała ogromną potrzebę przytulenia jej, w sumie przykro jej było, widząc jak od rana Ilham się męczy, ale nie wiedziała jak by kobieta na to zareagowała, więc jedynie tak ostrożnie okazywała jej wsparcie z szacunku nie chcąc urazić.
- Było mi gorąco… no i byłam sama w lesie… do głowy by mi nie przyszło. - odparła, wycierając twarz rękawem. - Taki wstyd… Na tej polanie faktycznie coś było, nie wiem czy mnie goniło, było tak małe, że go nie widziałam stojąc po kolana w kwiatach. Owszem narobiło mi stracha, bo a nuż jaki jadowity gad czy co to mogło być… ale sobie poszło. - wyrzuciła z siebie słowa, na jednym, choć urywanym tchu.
- Nikt nie może się dowiedzieć, że to była prawda. Miałam na sobie koszulkę. - Wyprostowała się nagle z zaciętą miną, choć łzy odejmowały jej powagi w tejże sytuacji.
Teraz to Karen skamieniała. Usiadła prosto, jakby połknęła kij i była myślami gdzieś indziej. Czyli sen Moniki był prawdą. Najpierw to o piosence księdza, potem wizja Ilham… Czym więc był koszmar o tonięciu?! Pisarka przesuwała wzrokiem po horyzoncie, którego nie było. Spojrzała jednak w końcu na Ilham i sama się podniosła
- Monika miała sen, którego treść wydarzyła się naprawdę… To nie jest coś, co możemy zbagatelizować, Ilham. Nie można skłamać, jeśli ktoś zapyta - sprzeciwiła się, nieobecnym tonem, zaperzeniu Iranki.
Kobieta ze szmatą na głowie popatrzyła z wyrzutem na rudowłosą. Nie prosiła jej o przemilczenie całej prawdy, a jedynie jej drobnego skrawka. Z drugiej jednak strony… kłamać to było nie po bożemu…
Ilham zgarbiła się, obejmując rękoma kolana, nie wiedząc co mogłaby więcej poczynić, czy powiedzieć. To znaczy była jeszcze rudawa mysz o lisim ogonie zakończonym liściem. Ale czy faktycznie ją widziała, a jeśli tak, to czy nie była przeznaczona tylko dla jej oczu?
Kładąc głowę na kolanach, westchnęła ciężko, ale nic już nie powiedziała.
- Posłuchaj… - zaczęła Karen, wracając przytomnością do sytuacji. Oparła jej dłoń na plecach i pogłaskała
- Rozumiem, że cię to wstrząsnęło. Mnie też by zaszokowała taka informacja. A jeszcze dodatkowo, dla ciebie to szczególnie ważne. Nie musisz się z niczego tłumaczyć, nie wiedziałaś. Nie musimy opowiadać na lewo i prawo, szczegółowo co w tej wizji było prawdą. Po prostu powinnyśmy powiedzieć, że Monika wyśniła prawdę. I tyle. Nikt nie wróci do tego tematu, a jak tak, to zarobi kokosem - oznajmiła jej starając przybrać pocieszający ton. By dziewczyna nie zamartwiała się tak tragicznie.
Odpowiedziało jej ciche pociągniecie nosem i coś co można było uznać za ogólne “mhmm”. Być może kobieta potrzebowała chwili samotności by móc przetrawić wszystko i się z tym uporać, a może ten typ po prostu tak miał, że zapadał się w sobie i biadolił, aż nie stracił sił.
- No głowa do góry. Chodź. Zjesz coś może… - Karen jednak najwyraźniej była uparta by ją podnieść na duchu i trochę jej pomatkować, bo jej ton zdecydowanie podchodził teraz pod opiekuńczy.
Ilham uniosła posłusznie głowę, spoglądając na kobietę. Nie chciała iść, wolała zapaść się pod ziemię, tak samo jak nie chciała żyć, a po prostu skonać tu gdzie siedziała. Przez chwilę świdrowała Karen potępieńczym spojrzeniem, po czym kiwnęła głową poddając się, a może przyjmując wyższość pisarki nad nią.
Wstała otrzepując pupę z trawy i suchych liści.
Karen uśmiechnęła się do niej cieplej, widząc jak Ilham zgodziła się iść coś zjeść. Wyciągnęła do niej rękę.
A ta posłusznie podała jej swoją, w zawstydzeniu wbijając wzrok w ziemię.
- Drewno jeszcze… miałam iść po drewno. - przebąknęła niepewnie, chyba nie mając już ochoty się nigdzie wybierać.
Karen zamknęła swoje palce na jej ręce i powoli zaczęła prowadzić ją z powrotem do obozu
- No to jak będzie za mało, to pójdę. Może sobie teraz odpoczniesz. Zjesz na spokojnie. W końcu trochę się nachodziłaś, czyż nie? - zaproponowała jej pogodnie. W głowie tymczasem cały czas mieliła informacje, które teraz miała o całej sytuacji. Nowe puzzle, a jednak nadal jeszcze nigdzie nie pasowały.
- Przywykłam. - odparła, dając się prowadzić do centrum obozu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline