Albinoska wparowała do środka jak do siebie, śmiejąc się radośnie, jakby nieświadoma, że właśnie zastraszyła kilku półorków. Liczyło się tylko to, że drzwi były otwarte a ona może sprawdzić, co kryje się za nimi. Bo… zważywszy na zaciętość i opór rębajły przy wejściu, musiały tu być skarby i smocze i pirackie i na pewno też KRABIE!
- Dzień dobry! Nazywam się Tili Sroczka Białoboczka. - Kenderzyca wystrzeliła z łapką na przywitanie półelfowi, po czym kończąc formalności ruszyła pędem do zwiedzania zakamarków pomieszczenia. Były papiery i śmieci i pióra i biurko i atrament i okno i krzesła i niski stolik i jakieś pierdoły, które wcale nie były ciekawe, jakiś obraz, trochę zastawy, kilka kamyczków, ale szarych i nijakich i książki… bez obrazków, no i jeszcze ładna pani, która zaraz sobie poszła.
Sfrustrowana, poczęła ciągnąć się za warkoczyki, przeciskając się między nogami zebranych, tupiąc… niemal skacząc, tylko po to by narobić więcej hałasu i zwrócić na siebie uwagę, gdy nagle jedna ze ścian zawołała ją… i to dosłownie.
- Patrz Tili mam mapę! - ściana z dokładną i pięknie wykończoną mapą, zwróciła na siebie uwagę, gdyż w połowie zakrywała ją zdezelowana gablotka, zasłaniająca istny kartograficzny majstersztyk.
- Wuuuooooo - łotrzyca zwinęła krzesło spod zadka gospodarza, przysuwając je pod ścianę, po czym z głośnym zgrzytem przestawiając gablotkę, od której odpadły prawie drzwi.
Kenderka wdrapała się na krzesło i oparła łapkami o ścianę, obserwując malunek w drewnianej, rzeźbionej ramie. Z braku ruchów i odgłosów, można było wnioskować, że na dłuższą część rozmowy, mają Sroczkę z głowy.