Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2016, 16:36   #126
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Moritz był bardzo zmęczony. Nie wiedział jak trzymał się na nogach po tak ciężkim dniu. Jego organizm mocno oberwał nie tylko przez truciznę, ale też nadmierny wysiłek fizyczny oraz psychiczny. Sam sobie zaleciłby wypoczynek i szklaneczkę czy dwie czegoś mocniejszego. Nie miał jednak czasu ani na jedno ani na drugie. Musiał okazać się przydatnym na tyle aby nikt poza nim nie uważał go za skończonego alkoholika. O dniu który właśnie się kończył można by napisać całkiem długi poemat kończący się z jednej strony szczęśliwie, a z drugiej skłaniający do refleksji nad własnym życiem.

Wagner mógłby wypominać sobie, że dało się rozegrać całą sprawę szybciej jednak wiedział, że jego umysł nie był tak bystry jak wcześniej. Odczuwał to, ale ciężko było mu cokolwiek na to poradzić. Sam nie miał szans rzucić co zaczynał sobie uświadamiać. Miał przyjaciół, ale nie chciał nikogo obarczać na tyle na ile było to konieczne aby wyjść z alkoholizmu. Pamiętał czasy kiedy zaczynał pić. Myślał, że poza mutacją krasnoluda stracił najbliższego przyjaciela, który całkiem niedawno okazał się zdrowym jak ryba. Bauer zniósł stratę znacznie lepiej od niego, ale miał zapewne świadomość, że reszta pewnie przeżyła...

Bolster, Pfluger i Bartfelt nie mieli się najlepiej. Śledczy nie podali im leku, a co za tym idzie zapewne mieli skonać lada chwila. Moritz nie chciał na to patrzeć. Pomagał zatem potrzebującym sprawdzając czy aby każdy wypił dość leku i czy nikt nie został pominięty. Były gawędziarz, a obecnie czeladnik mimo swej zmiany nadal był bardzo wrażliwy na cudze krzywdy. Na słowa winowajców sam złamałby się i podał im to cholerne wino. Nie był jednak sam. Miał ze sobą innych śledczych i całą zgraję złowrogo nastawionych wieśniaków. Wiedział, że kiedyś starałby się ich przekonać i z jego charyzmą powodzenie byłoby jedynie kwestią czasu. Teraz jednak widział ludzi, których tamci chcieli skrzywdzić. Widział schorowane dzieci, słaniające się kobiety i ledwie stojących mężczyzn. Groźba siekiery w rękach kogoś takiego jak oni traciła niemal całkowicie na sile.

Entuzjazm i radość uratowanych ludzi nie udzielił się Wagnerowi. On nie mógł spocząć z uśmiechem do czasu aż nie sprawdzi wszystkich ran - nawet tych zadanych przez jego przyjaciół najemnikom, którzy mieli za zadanie ich zabić. Takim już był człowiekiem, który wybaczał zdecydowanie szybciej niż by sobie tego życzył. Od ran najemników odczepił się na chwilę kiedy ludzie starszyzny zaczęli tracić ostatnie siły.

Kiedy Bolster padł na ziemię w drgawkach, jego żona zajęła się szlochem czeladnik miał w rękach kolejne porcje wina. Córka młynarza, która noc wcześniej bardzo energicznie kochała się z Moritzem teraz - już bez sił - traciła przytomność. W tej chwili Wagner rzucił się na pomoc i złapał ją bijąc przez przypadek jedną z trzymanych butli z winem.

Moritz nie patrzał na to co działo się z Bartfeltem oraz Pfulgerem, ponieważ był zajęty walką o życie młodej dziewczyny. Tej nie groziło nic, ale czeladnik miał bynajmniej wymówkę aby nie zostać posądzonym, że patrzał kiedy umierali ludzie. Nawet tacy, którzy na śmierć jak nikt inny zasłużyli.
 
Lechu jest offline