Jeff
Droga w dół była katorgą. Przeszli dwa piętra gdy usłyszeli ruch. Jeff puścił Chadzającego i podniósł broń. Nie bardzo mieli jak uciekać, akurat byli na półpiętrze więc do drzwi na pięto było kawałek. Jeff sam pewnie by zdążył. Sięgnął umysłem w kierunku dźwięku i zesztywniał czując kontakt. Oliver
Wilkołak nie zareagował na gwizdy. Dalej wpatrywał się w mrok, rozglądając trochę na boki.
Odpowiedź nadeszła po chwili: - Nie wiem o kim mówisz, ale wycofaj się. Cel osiągnięty, zmierzaj do miejsca ewakuacji. Wesprzyj w razie czego potrzebujących.
Demolition team
Przyczajeni zobaczyli uwalanego krwią osobnika z bronią maszynową. Normalnie taki widok powinien zmrozić krew w żyłach, ale teraz w pozbawionym prądu wieżowcu pełnym potwor ów jakoś nie robił specjalnego wrażenia. - HQ, tu Kroczący Ścieżkami. Straciliśmy Marę i Normana. Wielka Pijawka dostała szału. Powtarzam. Wielka Pijawka dostała szału.
Nie usłyszeli odpowiedzi, bo szła bezpośrednio do ucha. Ale szansa, iż jest o wrogiem zmalała z 50% do zaledwie 10%. Jeff
Zza rogu wypadło kilka potwornych sylwetek. Masters z resztą Władców cieni zbliżył się do Jeffa i Chadzającego. - Zbieramy się, weźcie go - skinął na rannego i ruszył. Jeden z wilkołaków doskoczył do niego i zarzucił sobie na plecy strażackim chwytem.
Druga grupa
Dobiegli do klatki schodowej i obstawili teren. Colson warknął do Jasona i Billa: - Weźcie, Błękitnego i Żółwia i sprawdźcie drogę do ciężarówki którą tu przyjechaliście.
Żółwia łatwo było poznać, po potężnym pancerzu najeżonym kolcami, ale gorzej było z Błękitnym, po ciemku wszyscy mieli ten sam kolor. Dobrze, że sam się ruszył.
Potruchtali w ciemność.
W drodze do ciężarówki musieli minąć korytarz z Marcusem. Spojrzeli. W pierwszej chwili przeoczyli nieruchomą sylwetkę. Leżał sam. dziewczyny nigdzie ni było widać. Ostrożnie podeszli bliżej.
Zawsze miał łatwość do kobiet, zresztą która nie poleci na muzyka? A teraz stało się to co było nieuniknione. Ktoś skradł mu serce. Wyłamane żebra sterczały niczym pusta klatka na ptaki.
Plamy krwi ciągnęły się kilka metrów, a potem nagle urywały. Zapach też znikł. Pozostały tylko umazane krwią pantofle. Prawy stał, lewy leżał. One pachniały tak, że nawet Bill wydał się Jamesowi atrakcyjny. Albo Żółw czy Błękitny. W zasadzie było mu wszystko jedno, byle znaleźć ulgę. Wypuścił pantofel ze szponów i spojrzał na towarzyszy. W ślepiach zapłoną mu figlarny ogień. Spadający but odbił się od podłogi i potoczył pod ścianę. Demolition team
Niezabity podejrzany osobnik okazał się sojusznikiem. Bez wylewnych powitań ruszyli do ostatniego punktu. - Pośpieszcie się, czas nam się kończy - usłyszeli przez radio. - Alfa wycofują się. Zbiórka w miejscu wejścia. |