Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2016, 15:36   #34
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację

Skończywszy pogawędkę z Arią, Barrus został odprowadzony przez jej goryli za drzwi Afterlife. Rozmowa trwała krótko, a jej treść wydała się rozczarować królową Omegi, ale Widmu przyniosła zadowalające, choć niejasne rezultaty. Dokładniej jeden: cokolwiek uczyniła Agana, miała do czynienia z enigmatycznym Archaniołem. Szkoda, że nie dane było kapitanowi poprowadzić tej rozmowy przez dłuższy czas – informacja, którą otrzymał w istocie była skąpa i równie dobrze mogła doprowadzić donikąd.

Nie wiedział kim jest Archanioł ani gdzie się znajduje, jakie powiązania łączą go z Aganą – przyjazne czy wrogie. No i przede wszystkim, czy agentka wciąż przebywała w jego towarzystwie. Wciąż był to jednak trop, a Maurinius nie zwykł ignorować żadnej potencjalnej poszlaki. W pierwszej kolejności musiał się więc dowiedzieć gdzie znajdzie Archanioła, aby w ogóle ruszyć sprawę naprzód.

W tym celu zastosował podstawowe narzędzie zdobywania informacji – wypytywanie miejscowych, niekiedy motywując ich kredytem czy dwoma. Okazało się wnet, że Archanioł jest postacią powszechnie znaną, lecz niestety mało kto potrafił powiedzieć na jego temat coś konkretnego. W słowach mieszkańców Omegi jawił się jako swoisty bohater, ktoś, kto walczy ze złem tego miejsca, choć nie ma z tego najmniejszej korzyści. Persona non grata dla większości zbrojnych grup tego kawałka skały. Barrus musiał przyznać, słuchając tych fantastycznych rewelacji, że choć zapewne przesadzone, opisywały osobę bez wątpienia interesującą, szczególnie w kontekście Omegi, gdzie idealizm był ostatnią rzeczą, jakiej można by się spodziewać.

Najważniejszego się jednak nie dowiedział. Nie ustalił miejsca pobytu Archanioła, poinformowano go jedynie, że wskutek swojej działalności on i jego ludzie muszą się ukrywać. Kilka osób wysunęło przypuszczenie, że można ich spotkać gdzieś w wyludnionych, zniszczonych przed laty dzielnicach Omegi, które dziś stanowią idealne miejsce schronienia dla tych, którzy z różnych przyczyn w terenach zamieszkałych pojawiać się nie powinni.

Nikt nie potrafił określić tożsamości Archanioła, jakiegokolwiek personalia jego lub jego drużyny nie były znane. Mimo to musiało być o nim głośno, skoro ulice Omegi słyszały o nim nieraz. Barrus musiał poszukać kogoś, kto miał do czynienia z Archaniołem w jakikolwiek sposób, czy to przyjazny, czy wręcz przeciwnie, i spróbować zdobyć informacje na temat jego aktualnego miejsca pobytu. To był jego jedyny trop; wiedział więc, że to niezbyt wiele. Pozostało mu wnikliwe poszukiwanie i nadzieja, że inni przyniosą nowe informacje, które rozjaśnią sprawę.



Spotkawszy się pod Overmind, Jahleed i Quin wymienili kilka uwag, po czym turianin ogłosił, że zamierza niezwłocznie udać się do Charlesa Pitchforda, którego polecił mu towarzysz. Nie mając aktualnie innej alternatywy i wiedząc, że jego obecność może być pomocna, Jahleed zgodził się towarzyszyć mu w rozmowie ze swoim starym znajomym.

Ruszyli więc ku dokom. Jeśli Charles nie miał zmienionego planu pracy, powinien jeszcze być w swoim tak zwanym biurze i z napięciem oczekiwać końca zmiany. Inna rzecz, czy zechce im pomóc ze względu na starą „przyjaźń”, ale nawet jeśli nie, to konto misji wciąż jeszcze nie świeci pustkami, a Charles nigdy nie odmawiał, gdy pieniądz wzywał.

Skierowali się do doku A, do budy, w której przesiadywali dokerzy. Niesprawnie zbita z metalowych płyt, pozbawiona klimatyzacji powitała ich delikatnym smrodkiem potu. Na zewnątrz nie spotkali nikogo, dopiero w środku, gdy weszli, powitały ich spojrzenia dwóch turian wymieniających ze znudzeniem wszystkie znane im słowa na N.

Ani jeden, ani drugi zdawali się nie zauważyć ich obecności, więc Jahleed odchrząknął znacząco.

Pierwszy turianin: Nitrogliceryna.
Powiedział turianin, kompletnie go ignorując.

Volus odkaszlnął. Tym razem głośniej.

Drugi turianin: Neuroleptyk.

Pierwszy turianin: Hm, dobre. Nanotechnologia.

Drugi turianin: Jebany. Nomofobia.

Quin: Hej!

Dopiero teraz zwrócili na nich uwagę.

Drugi turianin: No co?
Powiedział obrażonym tonem.

Jahleed Von: Charles Pitchford… gdzie go znajdę?

Pierwszy turianin skinął na drzwi obok. Przy czym „drzwi” to trochę eufemicznie określenie, bo widać było samą framugę, natomiast nieudolnie oszlifowana płyta z klamką leżała na podłodze obok. Quin i Jahleed przeszli do wskazanego pokoiku, nie zajmując więcej czasu wyraźnie zajętych pracownikom.

Pierwszy turianin: Neoklasycyzm.

Kiedy przekroczyli próg, znaleźli się w klaustrofobicznym, zatęchłym pomieszczeniu wielkości może półtorej metra na metr. Właściwie całą wolną przestrzeń zajmowały obrotowe, skórzane krzesło, mocno wyeksploatowane, i proste biurko ze staromodnym komputerem z XXI wieku. Na ekranie dwie asari przebrane w stroje klaunów obściskiwały się namiętnie i wydawały orgazmiczne odgłosy. Krzesło stało odwrócone tyłem, tak że nie widzieli, kto na nim siedzi, lecz słyszeli bardzo wyraźne chroniczne chrapanie.


Liri kroczyła pewnie za batarianinem. Przeczuwała wiszące w powietrzu niebezpieczeństwo, ale wiedziała też, że nie może przed nim okazać niepewności. Najemnik przepychał się długo przez roztańczony tłum, bezceremonialnie odpychając stojące mu na drodze osoby. Chwilę trwało, nim dotarli do końca pomieszczenia i metalowych drzwi prowadzących najpewniej na zaplecze albo do jakiegoś schowka.

Batarianin otworzył je z trzaskiem. Z wewnątrz dobiegł dziwny zapach.

Batariański najemnik: Zapraszam.
Zachęcił ją gestem i uśmiechnął się jadowicie.

Lirithea przystanęła na chwilę. Wyglądało to jak oczywista pułapka, mowa ciała najemnika tylko to potwierdzała. Teraz jednak batarianin zdał się odczytać jej mimowolny wyraz twarzy i jeszcze wyraźniej się uśmiechnął. Liri postanowiła jednak iść w zaparte i nie rezygnować teraz. Przywróciła na swoją twarz uwodzicielski uśmieszek, jaki miała od początku ich rozmowy, i wkroczyła w ciemność, wciąż bacząc uważnie, by nie dać się zajść od tyłu i ciągle mieć na oku najemnika.

On wszedł za nią. Trzasnęły drzwi i teraz znaleźli się w całkowitych ciemnościach. Pomieszczenie musiało być większe od schowka, bo od ścian odbiło się echo. Wtedy Liri poczuła na swej szyi rękę batarianina…

Test sporny: Batarianin (18) kontra Lirithea (5)

Spróbowała go odepchnąć, ale okazał się silniejszy niż się spodziewała. Przytrzymał ją mocniej, że zaczęło jej braknąć tlenu.

Batariański najemnik: Kto cię przysyła, suko?! Lepiej gadaj, bo ci oszpecę tę śliczną twarzyczkę.

Usłyszała, jak wyjął pistolet z kabury.
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 22-10-2016 o 15:39.
MrKroffin jest offline