Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2016, 20:56   #31
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Lirithea D'riais: Dzięki.

Lirithea uśmiechnęła się do barmana, po czym dokończyła swojego drinka i dopiero wtedy udała się powoli w stronę wskazanego stolika.
Po drodze zastanawiała się, co takiego powinna powiedzieć najemnikom. Czy byliby na tyle głupi, że uwierzyliby, że jest jedną z nich? Nie, to było zbyt ryzykowne. Musiała obmyślić jakiś inny plan działania. Spróbowała więc typowego podejścia, jakie można było zastosować do typów takich jak Błękitne Słońca.

Lirithea D'riais: Cześć, chłopcy. Mogę się przysiąść?

Spytała, choć nie czekała wcale na odpowiedź i dosiadła się do ich stolika, całkiem blisko jednego z nich, uśmiechając się do pozostałych zalotnie.

Lirithea D'riais: Tak się cudownie składa, że potrzebuję waszej pomocy. Któryś z was zechciałby ze mną… porozmawiać?

Batariański najemnik: Zjeżdżaj, głupia cipo, nie widzisz, że rozmawiamy?
warknął jeden z siedzących przy stoliku.

Liri zapamiętała sobie to nastawienie, notując w myślach, by na niego uważać.

Ludzki najemnik: Coś taki podkurwiony? Nie widzisz, że dziewczyna prosi o pomoc?

Zarośnięty dziko człowiek w średnim wieku, ze szpecącą raną na lewym policzku przysunął się bliżej L. Tak że teraz stykali się nogami.

Ludzki najemnik: Jak ci mogę pomóc, dupciu?

Po tych słowach objął ją ramieniem, a jego dłoń powędrowała ku biodrom asari. Lirithea skrzywiła się w myślach, gdy poczuła bijącą od niego woń taniego alkoholu popularnego na Omedze.
Ukradkiem rozejrzała się po gościach siedzących przy stoliku. No tak, jasnym było, że było ich znacznie za dużo, by próbować ich zastraszyć. Nawet gdyby dała im wszystkim radę, to raczej nie byłoby to rozsądnym działaniem zważywszy, że przy stoliku obok było ich jeszcze trochę. Poza tym bardzo wątpiła, by napełnieni testosteronem najemnicy tak łatwo dali się zastraszyć jednej asari - w ich oczach była tak samo groźna jak pięcioletnie dziecko.

Lirithea D'riais: To się jeszcze okaże czy możesz mi pomóc, złociutki.

Odparła Liri na słowa ludzkiego najemnika, obdarzając go uwodzicielskim uśmiechem. Bardzo musiała walczyć z samą sobą, by wykrzesać z siebie zarówno te słowa, jak i ten uśmiech.

Lirithea D'riais: Z chęcią dłużej porozmawiałabym z tym, który jest w stanie udzielić mi informacji na temat mojej przyjaciółki Irarise Meveni. Najchętniej na osobności…

Dodała tajemniczym tonem i mrugnęła okiem do mężczyzn. Najwięcej nadziei pokładała w tym zarośniętym człowieku, chociaż mógł nie wiedzieć nic, a jedynie się do niej podstawiać, uważając ją za jedną z tancerek - chociaż od kiedy tancerki nosiły pancerz i broń?

Na nazwisko Meveni atmosfera wyraźnie się zagęściła. Najemnicy popatrzeli na siebie porozumiewawczo. Tylko natrętny człowiek pozostał niewzruszony i nie zważając na nic, zaczął całować szyję Liri.

Batariański najemnik: A dlaczego cię ona interesuje?
zapytał podejrzliwie.

Lirithea powstrzymała się od jakiejkolwiek reakcji na działania ludzkiego najemnika. Wiedziała, że najprostszy błąd może sprowokować całą zgraję do ataku, a tego nie chciała.
Starając się więc nie pokazać swojego obrzydzenia na twarzy, zignorowała obleśnego natręta.

Lirithea D'riais: To moja bliska przyjaciółka, na której mi bardzo zależy. Jakiś czas temu straciłam z nią kontakt, a tutaj ostatni raz ją widziano.

Liri wiedziała, że najlepsze kłamstwa musiały zawierać w sobie prawdę. Uśmiechnęła się do batariańskiego najemnika, jakby nie zdając sobie sprawy z ich zaalarmowania - chciała, by tak właśnie myśleli.
Batarianin przyjrzał jej się badawczo, a potem uniósł drwiąco kącik ust.

Batariański najemnik: No, jak bliska przyjaciółka, to pewnie, że pomożemy. Chodź ze mną. Pogadamy na osobności.

Po czym wstał od stolika, łyknął ostatni raz ze szklanki i poczekał, aż Liri też wstanie.

Lirithea D'riais: Wybornie.

Asari, której drwiący uśmieszek batarianina i wcześniejsza agresja nie umknęły uwadze, wstała od stolika, zostawiając ludzkiego najemnika samego ze swoimi rozbudzonymi żądzami, po czym kocimi ruchami ruszyła za batarianinem, upewniając się ukradkiem, że pistolet był na miejscu. W razie czego zawsze mogła liczyć na swoje umiejętności biotyczne.
Przed opuszczeniem lokalu rozejrzała się jeszcze za Quinem, chcąc mu dać do zrozumienia, że mógłby mieć na nią oko, jednak nigdzie go nie dostrzegła. Widać tę walkę musiała stoczyć samotnie. Może i lepiej? Nie obawiała się przegranej, bo takiej opcji nawet nie przewidywała.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 28-09-2016, 22:57   #32
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Barrus uśmiechnął się do Arii i odpowiedział.
Barrus Maurinius: Nie po tu jestem Aria. Szukam informacji, a Omega to ty.
Asari uśmiechnęła się i wskazała mu miejsce w stosownym oddaleniu na sofie.
Aria T’Loak: Czego więc chcesz?
Barrus usiadł na wyznaczonym miejscu po czym kontynuował.
Barrus Maurinius Współpracy. Muszę się dowiedzieć co się stało z pewną asari, Irarise Meveni. Dziewczyna mogła wpaść w ręce jednej z grup najemniczych na Omedze.
Aria T’Loak: Irarise Meveni...
łyknęła ze szklanki stojącej obok.
Aria T’Loak: Powiedzmy, że mam pewne informacje. Nawet więcej niż możesz oczekiwać. Interesuje mnie jedynie, dlaczego miałabym się nimi z tobą dzielić… i po co ci one?
Barrus uśmiechnał się tylko.
Barrus Maurinius: Irarise ma wysoko postawionych krewnych w Cytadeli. Na pewno wiesz o Turiańskiej jednostce w dokach, to nie przypadek, gdyby więcej takich pojawiło się w przestrzeni Omegi, to byłby problem nawet dla potężnej Arii T’Loak. Pomoc mi może Ci zaoszczędzić tych problemów w przyszłości. Jednak wiem o czym mówisz. Ludzie mają takie powiedzenie. Ręka rękę myje. Powiedz co chcesz w zamian za informację, a ja postaram Ci się to dostarczyć.
Aria parsknęła śmiechem na propozycję.
Aria T’Loak: Cokolwiek możesz mi zaoferować, nie ma dla mnie żadnej wartości. Od brudnej roboty mam swoich ludzi. A sprawa turiańskiej jednostki rozwiązała się sama, już jakiś czas temu. Więc chyba straciłeś główne argumenty, co?
Westchnęła.
Aria T’Loak: Znudziłeś mnie. Wyprowadźcie go stąd.
powiedziała do swoich goryli.
Aria T’Loak: A jeśli szukasz Irarise, musisz poszukać też Archanioła i jego zgrai. Taka mała podpowiedź.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 16-10-2016, 21:15   #33
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Pisane z: MrKoffin, Goel, Rainrir

Brzydal

Quin: Słyszałem już gorsze epitety, i to nawet od dziewczyn z tego lokalu.

Quin spojrzał na dziewczynę, potem na swojego drinka.

Quin: Na tete-a-tete nie mam teraz sił, szczególnie po ostatniej misji. Co powiesz na rozmowę przy drinku?
Na te słowa dziewczyna uniosła sceptycznie brew.
Tancerka: … ale zapłacisz?
Quin: Tylko nie bierz drogich rzeczy. Jakieś spokojne miejsce?
Tancerka: Spokojne? W dolnej Omedze?
zaśmiała się.
Tancerka: Możemy wyjść przed klub, jeśli ci jaja nie więdną na widok vorchy.
Quin: Weźmy coś przy barze na drogę i możemy iść.

Quin: Powiedz, długo tu pracujesz?
Asari oparła się o ścianę, wyciągnęła z kieszeni kombinezonu papierosa i odpaliła.
Tancerka: Długo, skarbie. Jak na wasze to długo.
Wypuściła na niego dym z ust.
Quin: Dostatecznie długo, żeby pamiętać każdą osobę, która tu pracowała?
Spojrzała na niego z oburzeniem.
Tancerka: A co, tylko mamuśki cię podniecają?
Quin: Niespecjalnie. Wolę wojownicze kobiety. Jak większość Turian. I nie jestem też tutaj dla zabawy. Nie dlatego, że Turianie nie umieją się bawić. Ale tego już się pewnie domyśliłaś sama.
Striptizerka przyglądała mu się bacznie zza papierosowego dymu.
Quin: Jestem Tiso Elvonus, ale możesz nazywać mnie Elvo.
Tancerka: No… i czego chcesz, Elvo?
Quin: Informacji. Szukam pewnej asari na polecenie innej asari. Trochę się ponaganiałem po wszechświecie, ale ostatni trop przywiódł mnie tutaj, na Omegę. Zarówno trop, jak i informacje udzielone przez moją klientkę wskazują, że osoba której szukam, ukrywała się pod imieniem Irarise Meveni.
Tancerka: No znam Irarise… albo znałam. Bo tacy jak ona długo na Omedze nie przeżywają. Taka jakaś ciekawska była. O wszystko wypytywała, inne dziewczyny tak nie robiły… ale dupę miała niezłą, to fakt.
Nagle przerwała.
Tancerka: Hej, misiu, ale zaraz: po co ty jej w ogóle szukasz? Zalazła komuś za skórę?
Quin: Można tak powiedzieć. Jest winna sporo kasy pewnym ludziom, którzy nie lubią, jak robi się ich w balona. Szukam jej, bo jeżeli znajdą ją inni, może nie przeżyć. Ludzie o których wspomniałem nie mają poczucia humoru. Moja mocodawczyni jest przyjaciółką Irarise i bardzo zależy jej na tym, aby wróciła bezpiecznie. A właściwie, to czy ktoś już o nią pytał? Może być w niebezpieczeństwie. Łowcy nagród zabiorę jej wszystko co ma, to czego nie ma a resztę odbiorą w naturze. Sama wiesz, ten tyłek...

Quin nieco się rozmarzył, jednak tylko z pozoru. Podczas rozmowy uważniej przyjrzał się tancerce, byli dość blisko siebie, więc nie musiał się wpatrywać co mogłaby uznać za podejrzane. Ot, szybki rzut oka na tatuaże aby sprawdzić ewentualną przynależność do gangu lub poznać znak jaki mógł pozostawić pracodawca. Możliwe ślady po narkotykach w nosie lub na ustach, popękane naczynka w białkach oczu, długie czerwone paznokcie z delikatnymi śladami sadzy. Szczegóły, których ludzie nie wyłapywali bo były nieistotne. Ale nie dla turianina - dla niego nie było rzeczy błahych. Wszystkie pozyskane informacje w końcu łączyły się w spójną całość.
Analiza turianina przyniosła mu oczekiwane wyniki. Wcześniej tego nie zauważał, ale teraz w ciemności, gdy wytężył wzrok, dojrzał przekrwione białka oczu asari i zaczerwieniony nos z resztkami tej samej barwy pyłu w okolicy dziurek. Na piersi zaś, częściowo zakrytej obcisłym kombinezonem, na wierzch wychodził fragment jakiegoś tatuażu, ale był zbyt słabo widoczny, by można coś więcej na ten temat powiedzieć.
Tancerka: Hmm… to, co mówisz, ma sens. Jest bardzo pewna siebie i seksowna. A z jej charakterkiem na pewno komuś podpadła. Powiedzmy, że ci wierzę, skarbie. Ale jeśli mówisz prawdę, to znaczy, że wiesz pewnie więcej ode mnie. Ostatnie, co o niej słyszałam, to, że ponoć zrobiła w chuja szefostwo i musiała zwiewać z Overmind. Nie mam pojęcia dokąd. Na pewno nie do Arii.
Głośno wciągnęła flegmę i splunęła na ziemię.
Tancerka: Sorry, mam katar.
Quin: A ja mogę szybko i sprawnie załatwić lekarstwo na ten “katar”. Z małym zapasem też nie będzie problemu. Ile czasu zajmie ci zebranie potrzebnych mi informacji? Konkretnie - co zrobiła, komu, na czyje polecenie. I czy ktoś już o nią pytał.
Tancerka: Hej, spokojnie, kotku. Jestem tylko tancerką, nie jakimś szpiegiem. Mówię ci to, co wiem. Niczego nie ukrywam. A ze zebraniem informacji może być problem - widzisz, chłopcy niechętnie dzielą się z kurwami swoimi informacjami. Wbrew pozorom po seksie wcale nie są tacy gadatliwi. Boję się, że powiedziałam ci już wszystko, co mogłam wiedzieć o Irarise. Jeśli interesują cię szczegóły, będziesz musiał pogadać z chłopcami. Ale przestrzegam przed tym, naprawdę. Nie warto ryzykować z nimi szczególnie na Omedze.
Zamyśliła się przez chwilę.
Tancerka: Dobra, mogę powiedzieć jeszcze jedno, niech stracę. Mówiłam ci, że na pewno ona nie uciekła do Arii. Wiem, dlaczego…
Zniżyła głos.
Tancerka: .. Jakiś czas po jej zniknięciu przyjęliśmy nową dziewczynę na jej miejsce. Szybko się okazało, że to Aria ją przysłała, a nasi chłopcy nie lubią szpiegów. Zamknęli klub i robili z nią takie rzeczy, że nawet ja się wystraszyłam. Gadali potem, że Aria jest cięta na Irarise i chciała wyszpiegować u nas, gdzie się teraz znajduje. Więc uważaj, skarbie.
Rozejrzała się uważnie, by sprawdzić, czy wykidajło ich obserwuje. On jednak miał ich tak samo gdzieś jak, gdy wychodzili.
Tancerka: No, ale korzystając z okazji…
Znów zarzuciła mu ręce na szyję, a potem zbliżyła się, oblizując wargi.
Tancerka: Może jednak mnie chcesz? Jesteś taki spięty…
Quin: I w robocie.
Odpowiedział Quin łapiąc ją za pośladki.
Quin: Ale wiesz, mały taniec nie zawadzi. I jakby kto pytał, to za to masz ode mnie pieniądze - to powiedziawszy turianin przelał jej okrągłą sumkę, wystarczającą na kilkanaście działek moondustu, o ile dobrze rozpoznał narkotyk, od którego była uzależniona. Quin rozumiał, że pośrednio inwestuje w jej śmierć, ale nic więcej nie mógł dla niej zrobić.
Asari uśmiechnęła się, pocałowała go w policzek i pociągnęła za sobą z powrotem do klubu.


Brzydal part 2

Quin: No odbierz.
Omni-klucz: Przepraszamy, wybrany abonent jest w tym momencie nieosiągalny. Prosimy spróbować ponownie.
Quin: No dalej…
Nic z tego. Kolejne próby połączenia się z ojcem kończyły się tym samym denerwującym komunikatem. Quin zaczął więc dzwonić po znajomych z załogi “Nieugiętego” - Mamerso, Latuus, Caibius… głucho. I kiedy miał już skończyć…
Flavisius: Halo?
Quin: Flavisiusie, w końcu udało mi się do kogoś dodzwonić.
Przez chwilę nikt się odzywał.
Flavisius: Ach, to ty, Quin… mógłbyś zadzwonić później?
Quin: Wolałbym teraz, chyba że imprezowy charakter Omegii aż tak Was pochłonął?
Flavisius: Wolne żarty… słuchaj, jeśli to nic ważnego, to może potem?
Quin: Tak mi się wydaje. Wiesz co? Dawno się nie widzieliśmy, co powiesz na normalne spotkanie. Powiedzmy… w dokach? Mój statek stoi niedaleko Nieugiętego.
Flavisius: Nie, wybacz, Quin, ale odlatujemy. Natychmiast. Dostaliśmy przydział gdzie indziej.
Quin: Nigdy nie sądziłem, że otrzymacie przydział na samej Omedze. Co może być na tyle ważnego, żeby złamać jedną z zasad i uzupełnić zapasy i paliwo na tej stacji, zastanawiające.
Flavisius: … słuchaj, muszę kończyć. Na razie, Quin.
Po czym rozłączył się bez słowa wyjaśnienia.
To nie było naturalne. Flavisius nie należał do osób, które spławiały znajomych będących na Omedze. Quin mógł posiadać cenne informacje, które mógł wymienić na inne za obustronną korzyścią. Pomijając już wątek wywiadowczy, mało kto nie ma czasu dla starego znajomego spotkanego w drugiej części wszechświata.

W tym momencie do Quina przydreptał Jahleed.
Jahleed Von: … Witaj, o mężny … no dobra, jebać to. … No i co tam, panie Quin? … Czemu jeszcze nie widzę żadnej … sztuki kręcącej zmysłowo biodrami przed twoimi … żuwaczkami? Szczękoczułkami? … I gdzież się podziewa nasza ... cud biotyczka, hę? Spuścić z oka takie ciało … wstydź się, panie Quin!
Quin: Jahleed. Co Ty tutaj robisz, nie miałeś czasem powęszyć na własną rękę? Ponoć masz na Omedze jakieś własne… źródła. Jahleed, musisz mnie spiknąć z kimś, kto wie “kto z kim i gdzie” na Omedze. Najlepiej teraz.
Jahleed Von: … Nie ma sprawy. Co potrzebujesz wiedzieć? … Nielegalna broń? … Handel niewolnikami? … Zakazane przyjemności? …
Quin: Wolałbym sam zapytać Twojego znajomego, wybacz Jahleed, ale jeszcze nie wiem jak bardzo prywatna jest to informacja.
Jahleed Von: … Skąd pewność, że mój znajomy sam mi o tym nie powiem, hm? … Pytam jakiego rodzaj informacji potrzebujesz. … Nie mamy tu jednego handlarza informacji wszelkiej maści … Jak coś jest do wszystkiego … to jest do… no, dopowiedz sobie resztę. … Ludzie? Towary? Ruch w dokach?
Quin: O to właśnie chodzi, nie jestem do końca pewien. Zacznij od niespodziewanych gości w doku i dużych zamówień które przechodzą przez doki.
Po chwili klikania, mruczenia i marudzenia.
Jahleed Von: … Charles Pitchford, tu masz namiary … Facet pracuje w bosmanacie portu … Powołaj się na mnie. Jakby robił problemy … powiedz mu, że lepiej by Krwawa Horda nie dowiedziała się o … moich z nim konszachtach. … Powinno podziałać.
Quin: Cenna informacja. Czy jest coś, czego szczególnie pożąda Pitchford? Czy też jego marzenia są natury ogólnej i jak każdy pragnie władzy, forsy i cipek? Jakieś inne słabe strony? Może hazard lub konszachty z wywiadem jakiejś organizacji? Kojarzy ci się coś Jahleed? Cokolwiek? Jeżeli facet jest czysty jak łza, to też można przeciw niemu wykorzystać.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 22-10-2016, 15:36   #34
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację

Skończywszy pogawędkę z Arią, Barrus został odprowadzony przez jej goryli za drzwi Afterlife. Rozmowa trwała krótko, a jej treść wydała się rozczarować królową Omegi, ale Widmu przyniosła zadowalające, choć niejasne rezultaty. Dokładniej jeden: cokolwiek uczyniła Agana, miała do czynienia z enigmatycznym Archaniołem. Szkoda, że nie dane było kapitanowi poprowadzić tej rozmowy przez dłuższy czas – informacja, którą otrzymał w istocie była skąpa i równie dobrze mogła doprowadzić donikąd.

Nie wiedział kim jest Archanioł ani gdzie się znajduje, jakie powiązania łączą go z Aganą – przyjazne czy wrogie. No i przede wszystkim, czy agentka wciąż przebywała w jego towarzystwie. Wciąż był to jednak trop, a Maurinius nie zwykł ignorować żadnej potencjalnej poszlaki. W pierwszej kolejności musiał się więc dowiedzieć gdzie znajdzie Archanioła, aby w ogóle ruszyć sprawę naprzód.

W tym celu zastosował podstawowe narzędzie zdobywania informacji – wypytywanie miejscowych, niekiedy motywując ich kredytem czy dwoma. Okazało się wnet, że Archanioł jest postacią powszechnie znaną, lecz niestety mało kto potrafił powiedzieć na jego temat coś konkretnego. W słowach mieszkańców Omegi jawił się jako swoisty bohater, ktoś, kto walczy ze złem tego miejsca, choć nie ma z tego najmniejszej korzyści. Persona non grata dla większości zbrojnych grup tego kawałka skały. Barrus musiał przyznać, słuchając tych fantastycznych rewelacji, że choć zapewne przesadzone, opisywały osobę bez wątpienia interesującą, szczególnie w kontekście Omegi, gdzie idealizm był ostatnią rzeczą, jakiej można by się spodziewać.

Najważniejszego się jednak nie dowiedział. Nie ustalił miejsca pobytu Archanioła, poinformowano go jedynie, że wskutek swojej działalności on i jego ludzie muszą się ukrywać. Kilka osób wysunęło przypuszczenie, że można ich spotkać gdzieś w wyludnionych, zniszczonych przed laty dzielnicach Omegi, które dziś stanowią idealne miejsce schronienia dla tych, którzy z różnych przyczyn w terenach zamieszkałych pojawiać się nie powinni.

Nikt nie potrafił określić tożsamości Archanioła, jakiegokolwiek personalia jego lub jego drużyny nie były znane. Mimo to musiało być o nim głośno, skoro ulice Omegi słyszały o nim nieraz. Barrus musiał poszukać kogoś, kto miał do czynienia z Archaniołem w jakikolwiek sposób, czy to przyjazny, czy wręcz przeciwnie, i spróbować zdobyć informacje na temat jego aktualnego miejsca pobytu. To był jego jedyny trop; wiedział więc, że to niezbyt wiele. Pozostało mu wnikliwe poszukiwanie i nadzieja, że inni przyniosą nowe informacje, które rozjaśnią sprawę.



Spotkawszy się pod Overmind, Jahleed i Quin wymienili kilka uwag, po czym turianin ogłosił, że zamierza niezwłocznie udać się do Charlesa Pitchforda, którego polecił mu towarzysz. Nie mając aktualnie innej alternatywy i wiedząc, że jego obecność może być pomocna, Jahleed zgodził się towarzyszyć mu w rozmowie ze swoim starym znajomym.

Ruszyli więc ku dokom. Jeśli Charles nie miał zmienionego planu pracy, powinien jeszcze być w swoim tak zwanym biurze i z napięciem oczekiwać końca zmiany. Inna rzecz, czy zechce im pomóc ze względu na starą „przyjaźń”, ale nawet jeśli nie, to konto misji wciąż jeszcze nie świeci pustkami, a Charles nigdy nie odmawiał, gdy pieniądz wzywał.

Skierowali się do doku A, do budy, w której przesiadywali dokerzy. Niesprawnie zbita z metalowych płyt, pozbawiona klimatyzacji powitała ich delikatnym smrodkiem potu. Na zewnątrz nie spotkali nikogo, dopiero w środku, gdy weszli, powitały ich spojrzenia dwóch turian wymieniających ze znudzeniem wszystkie znane im słowa na N.

Ani jeden, ani drugi zdawali się nie zauważyć ich obecności, więc Jahleed odchrząknął znacząco.

Pierwszy turianin: Nitrogliceryna.
Powiedział turianin, kompletnie go ignorując.

Volus odkaszlnął. Tym razem głośniej.

Drugi turianin: Neuroleptyk.

Pierwszy turianin: Hm, dobre. Nanotechnologia.

Drugi turianin: Jebany. Nomofobia.

Quin: Hej!

Dopiero teraz zwrócili na nich uwagę.

Drugi turianin: No co?
Powiedział obrażonym tonem.

Jahleed Von: Charles Pitchford… gdzie go znajdę?

Pierwszy turianin skinął na drzwi obok. Przy czym „drzwi” to trochę eufemicznie określenie, bo widać było samą framugę, natomiast nieudolnie oszlifowana płyta z klamką leżała na podłodze obok. Quin i Jahleed przeszli do wskazanego pokoiku, nie zajmując więcej czasu wyraźnie zajętych pracownikom.

Pierwszy turianin: Neoklasycyzm.

Kiedy przekroczyli próg, znaleźli się w klaustrofobicznym, zatęchłym pomieszczeniu wielkości może półtorej metra na metr. Właściwie całą wolną przestrzeń zajmowały obrotowe, skórzane krzesło, mocno wyeksploatowane, i proste biurko ze staromodnym komputerem z XXI wieku. Na ekranie dwie asari przebrane w stroje klaunów obściskiwały się namiętnie i wydawały orgazmiczne odgłosy. Krzesło stało odwrócone tyłem, tak że nie widzieli, kto na nim siedzi, lecz słyszeli bardzo wyraźne chroniczne chrapanie.


Liri kroczyła pewnie za batarianinem. Przeczuwała wiszące w powietrzu niebezpieczeństwo, ale wiedziała też, że nie może przed nim okazać niepewności. Najemnik przepychał się długo przez roztańczony tłum, bezceremonialnie odpychając stojące mu na drodze osoby. Chwilę trwało, nim dotarli do końca pomieszczenia i metalowych drzwi prowadzących najpewniej na zaplecze albo do jakiegoś schowka.

Batarianin otworzył je z trzaskiem. Z wewnątrz dobiegł dziwny zapach.

Batariański najemnik: Zapraszam.
Zachęcił ją gestem i uśmiechnął się jadowicie.

Lirithea przystanęła na chwilę. Wyglądało to jak oczywista pułapka, mowa ciała najemnika tylko to potwierdzała. Teraz jednak batarianin zdał się odczytać jej mimowolny wyraz twarzy i jeszcze wyraźniej się uśmiechnął. Liri postanowiła jednak iść w zaparte i nie rezygnować teraz. Przywróciła na swoją twarz uwodzicielski uśmieszek, jaki miała od początku ich rozmowy, i wkroczyła w ciemność, wciąż bacząc uważnie, by nie dać się zajść od tyłu i ciągle mieć na oku najemnika.

On wszedł za nią. Trzasnęły drzwi i teraz znaleźli się w całkowitych ciemnościach. Pomieszczenie musiało być większe od schowka, bo od ścian odbiło się echo. Wtedy Liri poczuła na swej szyi rękę batarianina…

Test sporny: Batarianin (18) kontra Lirithea (5)

Spróbowała go odepchnąć, ale okazał się silniejszy niż się spodziewała. Przytrzymał ją mocniej, że zaczęło jej braknąć tlenu.

Batariański najemnik: Kto cię przysyła, suko?! Lepiej gadaj, bo ci oszpecę tę śliczną twarzyczkę.

Usłyszała, jak wyjął pistolet z kabury.
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 22-10-2016 o 15:39.
MrKroffin jest offline  
Stary 08-11-2016, 12:30   #35
 
Goel's Avatar
 
Reputacja: 1 Goel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputację
Quin: Napierdolić.


Quin lubił tę grę i postanowił dorzucić swoje trzy kredyty do rozgrywki, kiedy przechodził do klaustrofobicznej kanciapy Pitchforda. Turianin rzucił Jahleedowi pytające spojrzenie, aby towarzysz potwierdził identyfikację ich informatora. Doker spał w najlepsze, mimo ciekawej akcji dziejącej się na monitorze. Quin dyskretnie włączył nagrywanie w omni-kluczu - nigdy nie wiadomo, co może być na kogoś hakiem i kiedy się to przyda. Rozejrzał się po pomieszczeniu zwracając uwagę na detale. Puszki po konserwach, napoje z kofeiną, kilka opakowań po żarciu na wynos. Charles Pitchford nie był zapewne okazem zdrowia.


Quin: Nahaj.


Quin mimo zajmowania się dokerem grał dalej. Lubił trenować multizadaniowość umysłu, w której musiał wyćwiczyć się każdy oficer śledczy SOC. Przydawała się w pracy, kiedy jednocześnie trzeba było kombinować w kilku różnych sprawach. Kiedy stwierdził, że zebrał już materiał mogący się przydać w przyszłości, wyłączył omni-klucz i potrząsnął chrapiącą postać za ramię.


Quin: Umykają ci ważne wątki fabularne, przyjacielu. Napletek.


Pitchford podskoczył naraz, przerwawszy szczególnie długie chrapnięcie i spojrzał ze strachem na Quina. Odsunął jednym ruchem krzesło, tak że poleciało wprost na volusa i sięgnął po pistolet. Teraz dopiero dostrzegł starego znajomego.


Charles Pitchford: Jahleed… ty kurwa, co jest?


Zauważył, że wciąż ma opuszczone spodnie, więc schylił się i podciągnął je, starając się nie spuszczać ich z muszki. Gdy Pitchford zasłaniał swoje chude, owłosione i blade łydki, Quin mógł mu się lepiej przyjrzeć. Doker miał na oko czterdziestkę, miał krótkie, płowe i nieregularne włosy, podłużną, szczurowatą twarz i głęboko osadzone, małe, szare oczka. Spoglądał na nich nieufnie, a żyła na jego szyi barwy papieru pulsowała szybko. Był chudy, anorektycznie chudy, za to dosyć wysoki, choć i tak niższy od turianina. Coś mówiło Quinowi, że nie miał wielu przyjaciół, o rodzinie nie wspominając.

Jahleed Von: … To ja się pytam: co jest?! … Przyjaciela? … Krzesłem?! … I podciągnij, na miłość twoich bogów, gacie! … Tfu! … Mamy kilka pytań, ot co - może byś czegoś nalał, co? .. Gdybyśmy chcieli cię zabić, zrobilibyśmy gdy spałeś … czyż nie, Quin?

Quin: Witaj. Jestem Quin. Przyjaciele Jahleeda są moimi przyjaciółmi, więc nie masz się czego obawiać. Podobno znasz wszystkie miejsca na Qmedze, gdzie można zobaczyć fajne dupeczki. Zaprowadzisz nas w jakieś ciekawe rejony? Dzisiaj to ja stawiam.


Nie trzeba było geniusza, aby wywnioskować, że Pitchford nie ma wielu okazji do tego, aby grzmocić jakieś cipki. Quin zamierzał spełnić jego mokre fantazje, aby przerobić dokera na trwałego informatora działającego z wdzięczności a nie tylko dla łapówki. Obietnica darmowego bzykania asari spowodowała, że jego smutny wzrok onanisty nieco poweselał, lecz równie szybko synapsy przesłały sygnały do mózgu.


Charles Pitchford: No… co? Nie chcę, kurwa, nigdzie z wami iść! Wypierdalajcie stąd, kurwa, bo zawołam ochronę!


Było to bardzo dziwne dla Jahleeda. Charles PItchford w Wersalu się pewnie nie chował, ale nigdy też nie okazywał tak daleko idącego chamstwa w stosunku do starych znajomych. Może był rozdrażniony, a może przyczyną jego niezwykłej nieufności było co innego…?


Quin spojrzał na dłoń trzymającą pistolet. Kosmate od ciągłej masturbacji łapsko luźno trzymało kolbę, ale nadgarstek miał usztywniony. Nie strzeli, dopóki nie puszczą mu nerwy. Mieli trochę czasu, jeżeli rozegrają to poprawnie. Turianin powoli uniósł puste ręce, pokazując, że nie ma broni.


Quin: Ok, stary. Wygrałeś, już się wynosimy. Ale zrozum, od trzech miesięcy jesteśmy w podróży na statku. Nie widzieliśmy od dawna lasek i musimy coś zadupczyć przed powrotem na pokład. A nie mamy czasu na chodzenie po wszystkich lokalach i sprawdzanie gdzie warto.


Quin starał się kupić trochę czasu. Zamierzał zagrać przed Pitchfordem “swojaka”, kogoś z podobnymi problemami i pragnieniami, kogoś z kim doker mógłby się utożsamić. Były agent SOC brał udział w szkoleniach z osobowości różnych ras i z tego co pamiętał to ludzie najlepiej dogadywali się z im podobnymi - czy to statusem, bogactwem czy zainteresowaniami. Turianin chciał uderzyć w tę nutę.


Jahleed Von … A no właśnie, Charlie … Wróciłem do naszego wesołego chlewiku … I potrzebuję kogoś, kto wtajemniczy mnie … w obecne porządki panujące na Omedze … A że przy tym jeszcze … jak wy to mówicie w ziemskim … pociupciasz, tak? … No, nie daj się namawiać - choć zrobić użytek z innej … hm, giwery. … I tak, my stawiamy drinki i dziewczynki, ha ha!


Jahleedowi conajmniej nie podobała się reakcja Charlesa - może odwiedził go już ktoś z Krwawej? A może odwiedziny odbyły się tuż po zniknięciu Vona i nie należały do najprzyjemniejszych? Najważniejsze było teraz uspokoić dokera - volus miał cichą nadzieję, że Quin nie rzuci się na jego starego znajomego, gdy ten opuści tylko broń. I czegóż, u licha, tak naprawdę chciał Quin od dokera?!


Pitchford spoglądał nieufnie to na jednego, to na drugiego, wciąż celując w ich klatki piersiowe. W końcu, usłyszawszy uspokojające słowa Jahleeda, schował broń.


Charles Pitchford: No… dobra. Jak stawiacie. Ale, kurwa, mam was na oku. Ciebie też, Jahleed.
Zamilknął na chwilę, jakby wciąż nie był pewien tej decyzji.


Charles Pitchford: Chodźcie, kurwa. Niby jestem na służbie… ale chuj tam.

Machnął ręką i przeszedł bezceremonialnie między nimi.
 
Goel jest offline  
Stary 08-11-2016, 13:49   #36
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Chwilę później w komunikatorach Jahleeda, Liri i Quina odezwał się głos Barrusa.
Barrus: Tu Maurinius. Musimy się spotkać natychmiast. Bądzcie przy wejściu do doków za mniej niż 10.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
Stary 11-11-2016, 20:26   #37
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Lirithea przyglądała się batariańskiemu najemnikowi. Patrzyła mu prosto w oczy, a na jej twarzy nawet przez chwilę nie zagościł cień przerażenia. Była zbyt pewna siebie i zbyt dumna, by dać się nastraszyć byle bandziorowi.

Lirithea D'riais No, no, no… Mamy tutaj, ekh, prawdziwego gentlemana!

Wycedziła, próbując ustawić się tak, by mieć jak najlepszy dostęp do powietrza, który najemnik starał się jej odciąć swoimi brudnymi łapskami.

Lirithea D'riais Powiesz mi, co się stało z moją, ekh, przyjaciółką, to wyjdziesz z tego bez szwanku…

Wiedziała, że nie weźmie jej słów na poważnie. Wolała jednak spróbować, bo czasami rozmówcy okazywali się być nieprzewidywalni.
Batarianin prychnął z pogardą i mocniej ucisnął jej szyję. Pomimo zadanego pytania, najwyraźniej w ogóle nie oczekiwał odpowiedzi. Chciał ją po prostu jak najszybciej udusić.

Batariański najemnik: Chyba coś ci się po…

Wtedy zrozumiał, że nie może bardziej przycisnąć przedramienia do szyi Liri. Że w ogóle nie może się poruszyć. Spróbował z całych sił naprężyć mięśnie, lecz nadaremnie.
Lirithea natomiast wyswobodziła się z jego uścisku, z pogardą patrząc na jego nieruchomą sylwetkę.
Uśmiechnęła się kącikiem ust, a oczy jej zabłysły. Wyciągnęła z kabury pistolet i przyłożyła lufę najemnikowi do skroni.

Lirithea D'riais: Teraz odpowiedz grzecznie na moje pytanie, to może twój maleńki móżdżek nie przyozdobi całej ściany.

Jej ton głosu był wyrachowany, zimny i ogólnie dający do zrozumienia, że wcale nie rzuca słów na wiatr. Odbezpieczyła broń i czekała na odpowiedź.
Twarz najemnika stężała nieznacznie, ale nawet przy takim mimicznym minimum dało się zauważyć wyraźną złość.

Batariański najemnik: Jesteś… cwańsza… niż tamta suka… czego…

Przerwał, jakby się zmęczył.

Batariański najemnik: Chcesz?

Lirithea D'riais: Chcę wiedzieć, co się z nią stało. Mów.

Lirithea przycisnęła lufę do jego skroni, ale jednocześnie poluzowała biotyczne znieruchomienie, by najemnik był w stanie normalnie odpowiadać. Wiedziała, że tym samym ryzykowała jego oswobodzenie, ale od tego miała broń palną i kilka innych biotycznych sztuczek.

Batariański najemnik: Myślisz, że się ciebie boję, kurewko? Jeśli nawet będziesz miała jaja mnie zastrzelić, to za minutę wbije tu tuzin Błękitnych Słońc i zrobią ci z dupy Wielki Kanion. Więc lepiej odłóż tę broń, bo się jeszcze skaleczysz.

Jego twarz wykrzywił kpiący uśmiech.

Asari faktycznie opuściła broń. A przynajmniej przestała celować w głowę najemnika. Zanim ten jednak zdążył zatryumfować, Lirithea nacisnęła spust, a broń wystrzeliła w kolano zniewolonego biotyczną mocą batarianina.

Lirithea D'riais: Nie mam na to czasu. Mów albo pożegnasz się ze swoimi klejnotami.

To powiedziawszy przycisnęła lufę do jego krocza. Batarianin zawył i spojrzał na nią z nienawiścią.

Batariański najemnik: Czego ty chcesz, kurwa? Aria jest tak głupia, by nie domyślać się, co się stało? Zabiliśmy tę jej szpiegowską szmatę, jak próbowała wycisnąć z chłopaków coś o Irarise. Tak jak i ty. Ale dla ciebie załatwię specjalny zestaw atrakcji, zanim zdechniesz; bądź pewna, kurwo.

Lirithea D'riais: Poważnie dalej zamierzasz brnąć w zaparte? Możesz sobie oszczędzić bólu i powiedzieć mi, co wiesz o Irarise albo skończymy rozmowę.

Niewzruszona Lirithea przycisnęła lufę mocniej do krocza najemnika.

Batarianin zawahał się. Wychwyciła to, chociaż już po chwili wrócił do swego kpiącego tonu.

Batariański najemnik: Dobra, kurwa.. słuchaj. Czy to się Arii podoba czy nie, my też nie wiemy, gdzie się podziała ta szmata. Wcale jej nie chronimy, jak się jej uroiło w tym niebieskim łbie. Więc niech przestanie wysyłać tu swoich szpicli, możesz jej to powiedzieć. Nie będziemy musieli ich zabijać.

Przerwał, ale postanowił mówić dalej.

Batariański najemnik: Też jej szukamy. Nie my jedni. Wkurwiła wiele wpływowych grup na Omedze. Każdy ma z nią na pieńku. Błękitne Słońca nie inaczej. Nic o niej nie wiemy, odkąd razem z grupą Archanioła zniknęła jakoś przed rokiem. Pewnie ukrywa się gdzieś na odludziu. Ale niedługo to potrwa. Ktoś w końcu dopadnie szmatę, żaden gracz na Omedze nie lubi, gdy wykrada mu się dane i wpierdala w interesy.

Spojrzał na asari pewnym wzrokiem.

Batariański najemnik: A teraz wypuścisz mnie. Ja wyjdę i opowiem chłopcom ze szczegółami, jak to cię rżnąłem. W międzyczasie wyjdziesz niepostrzeżenie z klubu i więcej cię nie zobaczę. A jak zobaczę, zabiję. Stoi?

Lirithea uśmiechnęła się, choć nie był to miły uśmiech. Nie wierzyła, że najemnik tak łatwo by jej odpuścił. Być może udałoby jej się wyjść z klubu, ale chwilę później miałaby na głowie pościg rozwścieczonej bandy.

Lirithea D'riais: Nie.

Szybko wycelowała ponownie w głowę najemnika i nacisnęła spust.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 13-11-2016, 17:26   #38
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację

Mgławica Omega
Sahrabarik
Omega
Doki
17.18 lokalnego czasu


Wysławszy wiadomość, Barrus skierował swe kroki do doków, gdzie miał oczekiwać reszty towarzyszy, by omówić zdobyte informacje i podjąć kolejne działania. Stanął nieopodal wejścia, tak by mieć na widoku zarówno przejście do przedsionku Afterlife, jak i doki, w których aktualnie panowała jakieś niepospolite poruszenie.

Dokerzy uwijali się jak pszczoły, taszczyli na pokład okrętu, który tak ostatnio zainteresował Quina, jakieś pakunki, a starszy turianin pokrzykiwał na nich raz po raz, wyraźnie podenerwowany. Kiedy wreszcie załadunek się zakończył, turianin sprawiający wrażenie dowódcy, krzyknął coś do wnętrza statku i fregata po chwili została zwolniona z zabezpieczeń, by ruszyć w przestrzeń. Tymczasem dokerzy wyglądali na bardzo zadowolonych.

Barrus obserwował sytuację z zaciekawieniem z dwóch powodów – raz, że był turianinem i takie zachowanie turiańskiego wojska wydało mu się nader podejrzane, dwa, że owa fregata mogła mieć jakiś związek z Quinem, bo nie sposób było nie zauważyć, że jej obecność go poruszyła.

Maurinius postanowił nie dywagować teraz nad tym, lecz odpocząć chwilę przed przybyciem podkomendnych.



Mgławica Omega
Sahrabarik
Omega
Limess Night Club
16.45 lokalnego czasu


Mimo tańczącej przed nimi asari, atmosfera była raczej napięta.

Charles siedział naprzeciwko nich, z naburmuszoną miną, i jakby od niechcenia oglądał krągłości striptizerki. Był bardzo nieswój, a było to tym dziwniejsze, że poszli do jego ulubionego lokalu i sfinansowali mu ten drobny pokaz i drinka. W normalnych warunkach, jak pamiętał Jahleed, Charles skakałby z radości i z rozpędu gotów były go pocałować. Tak… nie było to przyjemne doświadczenie. Była to jedna z tych nielicznych chwil w życiu, gdy Jahleed cieszył się, że ma kombinezon.

Ale dziś coś było nie tak. Pitchford rozglądał się co rusz nerwowo i obgryzał paznokcie, gdy go nikt nie widział. Nie w głowie mu były zabawy z tancerkami, co było dla volusa wprost niepojętą.

Siedzieli tak w krępującej ciszy, aż w oku Charlesa coś błysnęło i zerwał się nagle, odpychając tancerkę.

Charles Pitchford: Dobra, kurwa. Dzięki za wypad i w ogóle, ale muszę spadać…


Mgławica Omega
Sahrabarik
Omega
Overmind
16.51 lokalnego czasu


Liri pociągnęła za spust bez żadnych oporów. Była profesjonalistką, widok trupa już dawno przestał ją ruszać. Dowiedziała się co chciała, przeciętny szeregowiec z Błękitnych Słońc więcej raczej nie wiedział. Teraz musiała stąd wyjść, nie wzbudzając niczyjej czujności. Wciąż niewiele widziała, mimo że jej oczy przyzwyczaiły się do panującej ciemności. Dotknęła ściany, by wymacał na niej klamkę starych jak świat drzwi, ale zamiast tego natrafiła na włącznik światła. Nacisnęła go.

Teraz dopiero zauważyła, gdzie jest. Wyglądało to na kształt chłodni, aktualnie chyba wyłączonej, bo temperatura była w normie. Pomieszczenie było raczej niewielkie, nie więcej niż cztery metry na trzy i poza pustymi, pordzewiałymi półkami znajdowała się tutaj tylko jedna rzecz.

Asari w stanie rozkładu.

Liri poczuła ciekawość. Podeszła nieco bliżej. Ciało musiało być tutaj od jakiegoś już czasu, było w zaawansowanym stadium gnicia. Umieszczenie go w chłodni miało może na celu chociaż czasowe zakonserwowanie, a może zwłoki tkwiły tu z braku lepszego miejsca.

Asari była bardzo młoda, jak oceniła po dość dobrze zachowanej twarzy Lirithea, dopiero wkraczała w dorosłość. Ubrana była w kostium striptizerki, typowy dla dziewczyn z Afterlife, rozerwany brutalnie w kroczu. Zwłoki były zmaltretowane, dziewczyna miała mnóstwo siniaków, rozciętą wargę i podbite oko. Jedna pierś została wyciągnięta spod obcisłego kostiumu. Pewnie była to ta dziewczyna, o której opowiadał batarianin.

Lirithea: test na spostrzegawczość (19)

Po wstępnych oględzinach, gdy L doszła do wniosku, że niczego interesującego się tutaj nie dowie, zauważyła drobny szczegół w uchu dziewczyny. Nachyliła się do niej i spostrzegła niewielką słuchawkę, pewnie przeoczoną przez Błękitne Słońca, a zaraz potem – przy kostiumie – malutki mikrofon dobrany dokładnie pod barwę stroju.
 

Ostatnio edytowane przez MrKroffin : 13-11-2016 o 17:29.
MrKroffin jest offline  
Stary 17-11-2016, 16:55   #39
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Spotkanie w czymś, co przez cały czas kojarzyło jej się z ciasnym kantorkiem, nie należało do najprzyjemniejszych. Lirithea bardzo walczyła ze sobą, by nie nacisnąć na spust zbyt prędko lub by nie przeoczyć żadnego szczegółu z wypowiedzi najemnika.
Gdy ten jednak podzielił się wszystkim, co wiedział, decyzja była prosta. Nie mogła pozwolić mu żyć z prostej przyczyny - albo on, albo ona. Lirithea doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby przystała na jego propozycję, w najlepszym wypadku miałaby na ogonie całą zgraję Błękitnych Słońc łaknących jej krwi. Może udałoby jej się uciec - ale ona nie należała do tych, którzy tak łatwo biorą nogi za pas.

Bez chwili wahania nacisnęła spust, a pistolet wystrzelił, zabijając batariańskiego najemnika na miejscu. Jego ciało upadło z cichym plaskiem na podłogę, a asari odetchnęła z ulgą.

Lirithea D'riais: Padalec.

Skomentowała, wymijając po omacku zwłoki i szukając włącznika światła. W końcu jakimś cudem wymacała przycisk i chwilę potem pomieszczenie zostało oświetlone.
Asari zmrużyła oczy, marszcząc się lekko i czekając, aż wzrok przyzwyczai się do nagłych jasności.
Gdy to nastąpiło, Lirithea rozejrzała się z ciekawością po pomieszczeniu. Ze zdziwieniem doszła do wniosku, że musiała przebywać w czymś w rodzaju chłodni, choć wyłączonej z użytku.
Dopiero po chwili dostrzegła coś, co przykuło jej uwagę. Już miała opuszczać to okropne miejsce, kiedy jej wzrok zatrzymał się na martwym ciele upchanym w kącie.

Lirithea D'riais: Ach, ty pewnie jesteś tą asari, o której mówił ten skurwysyn...

W jej głosie próżno było szukać smutku, żalu czy złości z powodu brutalnego morderstwa na tej biednej dziewczynie. Lirithea nie znała jej, więc nie miała ku temu żadnych powodów. Poza tym nie mogła już jej w żaden sposób pomóc, a jeśli była szpiegiem, to doskonale zdawała sobie sprawę z tego, w jakie bagno może się wpakować. Ryzyko zawodowe.

Lirithea D'riais: A to co takiego?

Przyjrzała się słuchawce i mikrofonowi, obracając małe przedmioty w swojej błękitnej dłoni. Zastanawiało ją, dla kogo mogła pracować ta martwa asari. Pierwszą myślą oczywiście była Aria - zresztą, o jej wysłanniczkach mordowanych przez najemników mówił batarianin.
W końcu jednak wstała, nie tracąc ani chwili dłużej na rozmyślania. Musiała opuścić ten lokal czym prędzej, bo w końcu koledzy najemnika zaczną się zastanawiać, co go tak długo nie ma.
Włożyła słuchawkę do ucha, a mikrofon doczepiła do swojego pancerza, po czym wyszła z chłodni i zaczęła przeciskać się przez tłumy.
Nie traciła czasu na rozglądanie się za Quinem. Wysłała tylko krótką odpowiedź na komunikat Barrusa - "Jestem w drodze, L." i gdy tylko znalazła się przed klubem, spróbowała uruchomić połączenie poprzez znaleziony mikrofon i słuchawkę. Była bardzo ciekawa, kto znajdował się po drugiej stronie i istniała szansa, że mógł odebrać połączenie.

Lirithea D'riais: Halo?
 
Pan Elf jest offline  
Stary 22-11-2016, 17:06   #40
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Pitchford zerwał się z kanapy i obwieścił zamiar udania się z powrotem do swojej onanistycznej roboty. Widać rzeczywistość nie dorównała jego oczekiwaniom albo czegoś się faktycznie bał.
Quin wstał chwiejnie i bełkoczącym głosem rzucił:

Quin: Do sopaszenia. Ja musze do hibla…

I podtrzymując się mebli udał się do toalet. Gdy tylko doker zniknął za drzwiami, turianin przestał udawać pijanego i połączył się przez komunikator z Jahleedem.

Quin: Sam widzisz, nie chciał po dobroci. Robimy go na udawany napad i dobrego przyjaciela. Ja go zaatakuję. Jak będzie potrzeba to go uratujesz. Tylko daj mi chwilę pogadać.


Quin wyszedł tylnym wyjściem, dla niepoznaki zrzucił swój płaszcz, pozostając jedynie w czarnym pancerzu balistycznym oraz kamizelce taktycznej i zaczął ukradkiem śledzić Pitchforda, kiedy ten zaułkami kierował się do doków. Doker nie miał pojęcia, że znikająca postać jest na jego tropie. Quin nie mógł podtrzymywać niewidzialności cały czas, więc aby pozostać incognito założył chustę z wizerunkiem trupiej czaszki i grube rękawice kryjące jego szponiaste dłonie. kilka zmian w modulatorze głosu wgranym w omni-kluczu i był gotów do działania.

Zniknął i zaczął biec. Doker słysząc kroki obejrzał się przez ramię, ale nikogo nie zobaczył. Chwila wachania drogo go kosztowała. Quin uderzył dłoń trzymającą pistolet i kopnął Pitchforda w kolano. Następnie przechwycił wciąż uzbrojoną rękę, wykonał szybki rzut przez biodro i założył dźwignię na łokieć. Pistolet z brzękiem upadł na ziemię

Quin: Nie drzyj ryja, to może przeżyjesz. Kim są ci dwaj, z którymi siedziałeś w barze? Tylko mów prawdę, bo złamię ci nie tylko rękę.

Drobny wybieg i zasłona dymna nigdy nie są zbędne w pracy szpiega. Na Pitchforda powinny zadziałać. Quin postanowił zacząć od kłamstw i na kłamstwie skończyć, aby jego prawdziwe intencje zostały otulone mgłą fałszu.

Quin: Asari Agana Temi. Co o niej wiesz?

Nacisnął mocniej na łokieć. Kości zaczęły o siebie chrupać.

Quin:Fregata “Nieugięty” opuściła dzisiaj omegę. Co wiozła na pokładzie i w jakim kierunku się udała?

Quin: A teraz najważniejsze pytanie, mój drogi. Dziś w nocy będzie transport nowych WI bojowych produkcji Binary Helix. Nie interesuje mnie kto je przewozi. Chcę wiedzieć na czyj rozkaz.

Niebieska smuga energii pojawiła się jakby znikąd i uderzyła z impetem w turianina, zrzucając go z dokera i odtrącając kilka metrów. Jahleed nie mógł zjawić się w lepszym momencie.
 
Azrael1022 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172